122

345 34 21
                                    

Kolejne dni wydawały mi się nierealne. Każda pobudka wyglądała podobnie. Koszmar mnie budził, a ja zrywałem się z nadzieją, że nie ma w pobliżu Jiraiyi. Nie chciałem, by mnie wtedy widział. Z każdym rankiem czułem jak coś cieknie mi po głowie. Uczucie to kazało wstrzymywać mi oddech w piersi. Ból w tamtym miejscu sprawiał, że tylko zagryzałem koszulkę czy kołdrę, bylebym nie wydał z siebie jakiegoś dźwięki. Chowałem twarz i głowę przed wujem każdego ranka. Odwracałem poduszkę czystą stroną do góry i panicznie szukałem innych plam wokół siebie.

Po uspokojeniu cicho uciekałem do łazienki. Tam z jękiem puszczałem gorącą wodę na głowę. Wiedziałem, że robię źle. Że nie powinienem tak postępować, ale nie potrafiłem inaczej. Nawet powoli się przyzwyczajałem do tego bólu i już w mniejszym stopniu go odczuwałem. Jedynie co się we mnie zwiększało to dziwne poczucie winy. W końcu o tym nikomu nie wspominałem. Nawet białowłosemu, przez co moje poczucie winy rosło niewyobrażalnie.

Tylko raz odważyłem się spojrzeć na tą ranę. Później nie chciałem tego robić. Z każdą myślą, że przydałoby się to zrobić, miałem przed oczami koszmar i ten moment, w którym rzeczywiście zobaczyłem, co mam na głowie. Na samą myśl czy przypomnienie sobie o tym przełykałem ciężko ślinę. Po prostu nie potrafiłem tego skontrolować wzrokiem. Zwłaszcza, że dzięki rękom utrzymywałem się w tym, że najpewniej nie wyglądała ona lepiej. Pod palcami tylko czułem jej świeżość, chropowatość, ciepło, nabrzmienie czy lepkość. Bolało, lecz nie wspominałem o tym. Nie chciałem tego robić.

Mimo tego Jiraya widział, że coś jest nie tak. Nie mówiłem mu wiele na ten temat. Potwierdzałem, że niekoniecznie potrafię się wyspać i po koszmarach boli mnie głowa. Nie dawałem jednak mu centralnego powodu tego bólu. Wymigiwałem się tymi słowami i wręcz uciekałem z domu, mówiąc, że idę spełnić obietnicę Kiby i pomóc jego rodzinie w weterynarii. Robiłem to z jak największą chęcią. Bo to rzeczywiście okazywało się dobrą ucieczką. Ucieczką od dalszych pytań wuja czy ucieczka myślami od koszmarów i samej rany, która mniej bolała, gdy zajmowałem się czymś innym.

Moi przyjaciele również widzieli, że coś jest nie tak. W końcu głowa bolała mnie już od paru dni. Zwierzęta w weterynarii też chyba zaczynały do mnie trochę inaczej podchodzić, lecz nie wiedziałem czemu. Przyjaciół jednak starałem się zagadywać innymi tematami, co z Inuzuką nie było trudne. Nara jednak miał trafne cele, które starałem się naturalnie i może niezauważalnie unikać. Nie byłem pewny czy to działało, czy po prostu Shikamaru stawiał na to, że nie ma sensu mnie do niczego przymuszać.

– A może weź się po prostu umów z Uchihą – oświadczył nawet z powagą Kiba.

– Przecież się umawiamy... – mruknąłem, niekoniecznie rozumiejąc jego intencje.

– Umów na seks, kretynie! – wrzasnął, jakby to było logicznie.

– Niby czemu? – spytałem szczerze zdziwiony.

– Bo mówisz, że łeb cię napieprza, co nie?

– No tak, ale co to ma z tym wspólnego?

– Nie jestem pewny czy to właśnie tak działa, Kiba – oznajmił od niechcenia szatyn.

– Na kobiety to działa – powiedział pewnie psiarz.

– Na kobiety. Nie wiesz czy na mężczyzn również.

– Przecież nie zaszkodzi mu spróbować!

– Ale o czym wy mówicie? – przerwałem im, kompletnie nie rozumiejąc o czym oni mówią.

– O zbawiennym działaniu seksu! – wyszczerzył się do mnie brązowowłosy.

Spojrzałem na niego zdziwiony tymi słowami. Gdy powiedziałem, że wciąż nie wiem o co mu chodzi, jego mina zmieniła się jakby na współczującą. Shikamaru natomiast zrezygnowany przejechał dłonią po twarzy, jednak nie wiedziałem czy to było z mojego powodu, czy może naszego towarzysza.

Ponad problemWhere stories live. Discover now