3

2.4K 153 225
                                    

Następnego dnia obudziłem się tak samo, tym razem Jiraya siedział już przy mnie z uszykowanym zestawem tego świństwa. Podwiózł mnie do szkoły. Przy drzwiach czekali na mnie Kiba i Shika. Szybko pożegnałem się z wujem i ruszyłem do nowych znajomych. Gdy tylko podszedłem do nich, Inuzuka zapytał.

- To twój ojciec?

I mina trochę mi posmutniała. Nie mam rodziców i od tamtej pory mam problemy. Nic więc dziwnego, że nie lubię o tym mówić. Kiba patrzył na mnie, oczekując; za to Nara zauważył mój smutek i dźgnął przyjaciela łokciem w żebra. Brązowowłosy dopiero spostrzegł mój smutek i szybko powiedział.

- Sorry, ja nie chciałem... - zanim zdążył coś dodać, przerwałem mu szybko.

- Spoko, nic się nie stało. Nie wiedziałeś, że moi rodzice nie żyją.

- A można wiedzieć jak zginęli?

- Kiba! O takie rzeczy się nie pyta! – wrzasnął szatyn.

- Nie, no. Spoko. Wypadek samochodowy, dwanaście lat temu. – odparłem spokojnie.

- A ten facet, który cię podwiózł? – zapytał Inuzuka.

- Jiraya to mój wujek. Jest w porządku gościem. – oznajmiłem z lekkim uśmiechem.

- Dobra. Zbieramy się. – ponaglił nas Shika.

Już bez słowa poszliśmy pod klasę, ale zanim przyszedł Hatake, czekaliśmy dobre dziesięć minut. Po lekcji streściłem im przebieg kozy. Śmiali się i nawet mi współczuli. Gdy mieliśmy iść na lunch, powiedziałem chłopakom, że spotkamy się na murku. Wszedłem do łazienki, załatwiłem swoje i jak myłem ręce, zacząłem słyszeć cichy szept.

- Chodź... Chodź... Dołącz do nas...

Przeraziłem się. Nie dlatego, że nie wiedziałem co to; ja dobrze to wiedziałem. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, na szczęście nic nie widziałem. Przemyłem twarz zimną wodą i zrobiło mi się trochę lepiej.

Spojrzałem w lustro naprzeciwko siebie. Ukazywało blondyna z rozczochraną czupryną, z taką brzoskwiniową cerą i wielkimi, niebieskimi, zmęczonymi oczyma. Chłopak, który ma po trzy blizny na policzkach. Siedemnastolatka zmęczonego życiem. To byłem ja.

Przymknąłem na chwilę oczy i gdy znów je otworzyłem, natychmiast odskoczyłem od lustra. Zobaczyłem w nim mój koszmar. TO wskazywało na mnie ręką i krzyknęło głośno, nie poruszając nawet najmniejszym mięśniem twarzy.

- Chodź! Dołącz do nas! Już czas! Twój czas!

Byłem przerażony, zresztą jak zawsze, gdy TO widziałem. Nagle pojawiła się zgraja tych maszkar. Krzyczały w mojej głowie. Szybko wyciągnąłem leki i połknął dwie tabletki, popijając wodą. Oparłem się o ścianę, zamknąłem powieki i odczekałem chwilę. Do oczu cisnęły mi się łzy, ale nie pozwoliłem im popłynąć. Po chwili znowu je otworzyłem i spojrzałem w stronę lustra. ONE nadal tam były, ale ich głos zaczął powoli cichnąć. Odetchnąłem z ulgą, przechodziło. Powoli, ale przechodziło.

Szybko wyszedłem łazienki i skierowałem się w umówione miejsce. Tak mi się spieszyło, że się o coś potknąłem i już miałem runąć na osobę przed sobą. Zamknąłem oczy wiedząc, że to nie będzie miłe i łagodne spotkanie. Po chwili jednak poczułem tylko ucisk pod pachami. Wydało mi się to dziwne i powoli otworzyłem oczy. Ktoś mnie podtrzymywał.

Poszukałem wzrokiem tej osoby i natknąłem się na piękne atramentowo-czarne oczy. Gdy skapnąłem się do kogo należą te cudne tęczówki, mina mi zrzedła. No czy ja muszę mieć takie nieszczęście?! Nie starczy mi tego?! Te tęczówki były własnością już poznanego przeze mnie drania! Na dodatek on na serio ma ładne oczy. Jeszcze gorsze, on nadal mnie trzymał! I nie wydawało mi się, żeby chciał puścić! Nie podobało mi się to i warknąłem bezmyślnie.

Ponad problemWhere stories live. Discover now