120. 'Koniec'

459 68 10
                                    

Niepewnie stawiała stopy, uważając, by nie nadepnąć na zwęglone szczątki. Nie sposób było odróżnić członka jego armii, od barbarzyńcy. Zwłoki nie miały twarzy. Nie miały skóry. Niektóre nawet kości. Przerażenie ustępowało tylko jednej emocji. Tylko jedno czuła bardziej niż strach.
Narastającą rozpacz.
Przemierzała wysnute z życia pole i rozglądała się wokoło, ale nie rozpoznała kompletnie nic. Bo nie było nic innego prócz trupów i stopionego metalu.
- Pani!
Odwróciła się natychmiast słysząc głos Aimena. Ruszyła w jego stronę, a on wskazywał ręką na prawo, tam gdzie kończyło się urwisko, ale nie spotykało się z morzem, tylko lądem. Ta część nie była pochłonięta przez ogień.
Zamarła widząc lekko złamaną, wbitą w ziemię chorągiew.
Czerwona róża otoczona złotymi kolcami.
Symbol jego kraju.
Szybko skierowała się w stronę lekko powiewającego materiału, którego lewa krawędź była minimalnie nadpalona. Herb zdawał się nie ucierpieć. Jakby ktoś przyniósł i wbił go w grunt już po bitwie. Przystanęła przed nim i zobaczyła zniszczony doszczętnie namot. A raczej jego strzępy. Zauważyła ciała żołnierzy nienaruszone przez ogień. Niemal wszyscy oprócz śmiertelnych ran mięli poderżnięte gardła.
- Sprawdzali, czy na pewno nie żyją.
Aimen powoli rozejrzał się dookoła.
Roztrzaskane meble, zdobione krzesła i stół, leżały na szczątkach misternie tkanego dywanu. Pod ich stopami leżały naczynia, połamane szkatuły, mokre wciąż pergaminy i księgi. Pióra, kałamarze, broń, tkaniny i rozszarpane ubrania.
I zbroja.
Zdobiona złotem.
Zamarła.
- To jego namiot- odezwała się z paniką i zaczęła rozglądać dookoła.
Jej wzrok padł na zakrwawiony hełm. Tak samo zdobiony złotem i... czerwonymi kamieniami.
Ruszyła w jego stronę, a gdy pochyliła się i wyciągnęła ręce mimowolne padła na kolana.
Hełm był poobijany i miejscami wgnieciony. Brakowało kilku kamieni szlachetnych, a złote zdobienia miejscami były stopione.
Jej oczy zaszły łzami.
To nic nie znaczy.
To, że znalazła jego zbroję nie świadczy o tym, że...
Metalowe nakrycie głowy upadło na ziemie, gdy straciła czucie w dłoniach.
Jej wzrok padł na mały, maleńki przedmiot, który mimowolnie lśnił w słońcu.
Na kolanach pochyliła się i przeczołgała tak by móc sięgnąć po niego.
Powstrzymała łzy i napływającą falę histerii patrząc na coś, co bez precedensu mógł mieć tylko on.
Czarna, lśniąca perła błyszczała w jej drżącej dłoni.
- Zayn...- wydusiła słabo- Zayn!- krzyknęła i rozejrzała się panicznie- Zayn!
Rivear poczuł jak jego serce łamie się, gdy widział ją w takim stanie.
- Pani...
- Zayn?!- krzyknęła jak tylko umiała najgłośniej i chwiejnie wstała na nogi, ledwo łapiąc pion- Zayn?!
- Nie ma go tutaj- odezwał się Rivear i podszedł do niej, by złapać jej ramiona.
Uchyliła się i cofnęła o krok.
- Zayn!- zawołała ponownie, a brunet mimo wszystko złapał ją za ramiona i przyciągnął do swojej klatki piersiowej- puść... Rivear puść mnie! Zayn?!
- On już ci nie odpowie, R...
- Nie mów tego- szarpnęła się ponownie - on żyje. On musi żyć! Zayn!
Jej głos łamał się, a oczy zaszły łzami, których nie miała siły kontrolować. Spłynęły po jej policzkach, a w tej chwili zalała ją wszechogarniająca żałość.
Obiecał jej.
Obiecał, że wróci, obiecał, że będzie przy niej.
Opuściła ręce, w jednej z nich wciąż trzymając morski klejnot.
- On musi żyć, musi- zaszlochała kręcąc głową- Zayn...- jęknęła cicho.
- Dlatego nie chciałem, żebyś się tu znalazła- szepnął cicho- jego już nie ma.

*

Nie mogła oderwać wzroku od kamienia w złotej oprawie, który trzymała w dłoniach.
Siedziała na płaskiej skale i przyglądała się czerwonej barwie jak zaklęta.
On nie żyje.
Ta myśl napełniała każdą komórkę jej ciała. Niosła za sobą ból i najczystszą rozpacz.
Obiecał, że jej nigdy nie zostawi, obiecał, że będzie przy niej.
Już go nie ma.
Słowa brata obijały się echem w jej umyśle.
Nagle poczuła dziwny, nieprzyjemny zapach.
Odwróciła głowę w kierunku, z którego wiał wiatr.
- Rivear?- zawołała i wstała kierując się w stronę wysokiego wzniesienia, sięgającego dużo wyżej niż klify.
- Co się stało?- zawołał za nią i szybko podbiegł, dorównując jej kroku.
- Skąd wiał wiatr?- zapytała, na co zmarszczył brwi.
- Od oceanu- odparł natychmiast- przywiódł nas tu...
- Teraz wieje od lądu. Czujesz ten zapach? Zatrzymał się i złapał ją za ramię.
- To smoła- odpowiedział, a ona przyspieszyła kroku razem z nim wspięła się z szczyt wzgórza.
Spojrzała w dół na rozpostarte między nimi, a oceanem pole bitwy.
Z jednej strony słony ocean.
Z drugiej zborze i urwiska.
Wszystko to tworzyło coś na kształt kropli.
Zmarszczyła brwi i sięgnęła po mapę, którą miała ze sobą.
- Zobacz. Bitwa miała miejsce tutaj. Tutaj jesteśmy- wskazała na obszar otoczony górami i oceanem. Tylko ciasna przełęcz oddzielała to miejsce od reszty prowincji. Spojrzała znad mapy przed siebie.
- Smoła.
- Co?
- Smoła- powtórzyła i rozejrzała się wokoło. Zmarszczyła brwi, gdy powiew wiatru przywiódł do niej kolejną falę zapachu. Odwróciła się w stronę przeciwnego zbocza góry i tam też podeszła.
- Spójrz- wskazała palcem na leżące w dole roztrzaskane o skały beczki- Wykorzystali smołę. Zrzucili beczki w przełęcz- wskazała ponownie w stronę pola bitwy- smoła pokryła jedyną drogę, którą wojska mogły tu dotrzeć i się stąd wydostać. Podpalili to przejście, a później pewnie użyli nasączonych strzał- szepnęła patrząc w dół na rozbite drewniane beczki- to dlatego wybuchł pożar.
- Możesz mieć rację- pokręcił głową- ale co to zmienia...
Właśnie.
Co to zmienia...

HIS LAW || Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz