125. 'Zbrodnia sprzed dekad'

485 64 5
                                    

Po tygodnikach lekkiego deszczu, jedenastego dnia od jego powrotu w południe świeciło pełne słońce. Główna brama była szeroko otwarta, tym gestem zapraszając wszystkich do uczestnictwa w hucznych obchodach jego zwycięstwa. Tak też zrobili. Na drodze prowadzącej od bramy na dziedziniec pałacowy zebrały się setki ludzi. Mężczyźni, kobiety i dzieci. Wszyscy chcieli zobaczyć jak on powraca w chwale.
Jak ponownie zasiada na tronie.
Stała na balkonie i patrzyła z góry na pusty jeszcze dziedziniec. Miała na sobie ciemną zieloną suknię ze zdobionymi złotą nicią rękawami. Na ramionach zarzucony tego samego koloru szal, którego misterne zdobienia zawierały szafiry i szmaragdy. We włosy wpięła spinkę, którą dostała od niego dawno temu. Piękny klejnot idealnie odprawiał całość.
- Wyglądasz przepięknie.
Odwróciła się, słysząc miękki głos.
Pani o szafirowych oczach stała w wejściu na balkon i patrzyła na nią z uśmiechem.
- Dżamila- odezwała się i podeszła do niej szybko, by objąć ja za szyję.
Odkąd sokół przyniósł jej wiadomość, odkąd wtedy wróciła do pałacu z domu kronikarza i jego żony nie widziała jej.
- Dobrze widzieć, że nic ci nie jest- przyznała jasnowłosa- jesteś szalona- pokręciła głową.
Uśmiechnęła się minimalnie.
- Martwisz się o mnie- odsunęła się, ale nadal trzymała ją za ramiona.
- Martwiłam się- przyznała- stałaś mi się bliska.
Obie nie mogły pojąć tego w jakiej chwili teraz się znalazły. Chęć śmierci zamieniała się w przyjaźń.
- Jesteś gotowa?- zapytała i odsunęła się, splatając razem dłonie- zapowiada się piękny dzień.
- To prawda- przyznała i jeszcze raz spojrzała na dziedziniec.
Hussam Imad pilnował, by wszystko szło tak jak iść powinno.
Ale...
Od rana nosiła w sobie dziwną obawę. Jakby... przeczucie, że coś się wydarzy.
- Chodźmy- jasnowłosa złapała ją pod ramię- to bardzo ważny dzień. Będzie tyłu gości. Zarządcy wszystkich prowincji już na pewno są w drodze.
- Wszystkich prowincji?- zapytała patrząc na nią zdziwiona.
- Tak, Pan wrócił, a oni złożą mu dary. Tak każe prawo.
Tak każe prawo.
- Muszę tam iść?
Kobieta o szafirowych oczach puściła jej ramię i spojrzała na nią uchylając usta w szoku.
- To najpewniej najważniejszy dzień w tym roku...
- Muszę... coś zrobić...
Odwróciła się i szybko wyszła ze swoich komnat, zostawiając osłupiałą blondynkę.
Do jej głowy powrócił obraz jego spojrzenia z wczorajszej nocy.
Spojrzenia pełnego mocy, tajemnicy i rządzy.
Zagryzła wargę szybko schodząc pod schodach.
- Hussam - zwróciła się do człowieka stojącego po środku dziedzińca- muszę prosić cię o przysługę.
Odwrócił się do niej powoli słysząc te słowa.
Nie tego się spodziewał.
- Słucham- uniósł brew zaciekawiony.
Dlaczego nie pójdzie z tym do niego?
- Muszę wyjść poza pałac.
- Słucham?- ton jego głosu był tym razem dużo ostrzejszy- powiedz, że nie mówisz poważnie...
- Harry, to ważne- powiedziała cicho, podchodząc bliżej niego- muszę zobaczyć się z kronikarzem.
- Dzisiaj? To musi poczekać.
- To nie może poczekać.
Barwa jej głosu wprawiła go w zaniepokojenie.
Co się takiego stało, że w tak ważnym dla Pana dniu, ona musi przeglądać kroniki?
- Proszę, nie próbuj zabronić mi wyjść. Wrócę przed wieczorną ucztą.
Patrzył na nią oniemiały, ale na widok determinacji w jej oczach poczuł, że otwierając bramę postąpi właściwie.
Nie odezwał się, co wzięła za zgodę. Minęła go szybko i zarzuciła szal na głowę, chowając w nim swoje włosy.
- On każe mnie za to powiesić- usłyszała za sobą.
- Stanę na szubienicy obok ciebie, jeśli do tego dojdzie.

*

- Pani- skłonił się starszy mężczyzna, gdy zobaczył ją w progu swoich drzwi- czemu zawdzięczam twoją uwagę?
- Potrzebuję twojej pomocy. Informacji- przyznała cicho i weszła do jego domu zanim zdążył ją do niego zaprosić.
Zdziwiony zamknął drzwi, a w wejściu do głównego pokoju, w którym była już wcześniej stanął wysoki młodzieniec. Ubrany był w brązową tuniką tak jak jego ojciec.
- Pani- skłonił się natychmiast, a zza jego osoby wyłoniła się niska kobieta.
- Izdihar- uśmiechnęła się jakby z ulgą.
Od jej miała nadzieję dowiedzieć się najwięcej.
- Witaj moje dziecko- uśmiechnęła się szczerze i podeszła chwytając ją za ramiona- cieszę się, że jesteś.
- Wybaczcie, że zakłócam wam dzień...
- Gdyby to nie było ważne, nie byłoby cię tu, Pani- odezwał się starczy mężczyzna i kiwnął głową do swego syna, aby zostawił ich samych, co ten też zrobił.
- Muszę dowiedzieć się, kim jest Evon. Zarządca Tartaru.
Zamarli oboje.
Nie tego spodziewali się po jej przyjściu do ich domu.
- Muszę to wiedzieć- kontynuowała- ktoś powiedział mi, że on i Emean byli jednej krwi. Muszę wiedzieć kim byli dla siebie. Kim jest Evon- powtórzyła uparcie i minimalnie zacisnęła pięści.
Mężczyzna spojrzał na swoją żonę.
Ona zaś patrzyła mu w oczy i zdawało jej się, że oboje rozmawiają w ten sposób między sobą.
- Usiądź- poleciła cicho kobieta i wskazała noską kanapę.
Zajęła miejsce nie spuszczając z niej wzroku.
- Wiem to, co chcesz wiedzieć- zaczeła- ale ta wiedza nie jest bezpieczna.
Poczuła ścisk w klatce piersiowej.
- Powiem ci coś, co noszę w sekrecie od lat. Ten sekret powierzyła mi Amal Amira. Nie bez przyczyny jest to sekret. Zastanów się mądrze, jak wykorzystać to, co za chwilę usłyszysz.
- Masz moje słowo.
Izdihar westchnęła ciężko i usiadła obok niej.
- Ojciec Emeana był władcą bardzo... okrutnym- zaczęła mówić powoli- nie uznawał nawet własnego prawa. Prawa, którym władał. Robił to, co chciał. Wtedy kiedy chciał i temu komu chciał. Jako władca spłodził potomka. Ale dziecko urodziło się dziewczynką. Kazał ją zabić.
Zamarła.
Nie mogła zaczerpnąć oddechu.
- Tuż po porodzie odebrał ją matce i sam wrzucił do studni. Później jej matkę kazał powiesić za to, że nie urodziła mu syna. Wziął za żonę kolejną, która była z nim przy nadziei. Na jej szczęście dziecko było chłopcem. Urodził się Emean- wypuściła spięty oddech, a jej mąż położył dłoń na jej dłoni- Pan dostał upragnionego syna. Ale było mu mało. Matka Emeana dostała dziwnej gorączki po porodzie. Kilka dni później zmarła. A kiedy jego syn został na wpół sierotą wziął kolejną żonę. Kobietę bardzo piękną. O jasnej skórze i bladych, niebieskich oczach. Ona też dała mu syna. Właśnie Evona.
Uchyliła wargi.
- Evon, zarządca Tartaru to wuj Z...
- Jest bratem Emeana- wtrąciła- ale nie jest wujem Zayna.
- Co? Ale jak...
- Kiedy Emean i Evon byli dziećmi, Regvor, ich ojciec musiał zdecydować który z nich obejmie po nim tron. Oczywiście wybrał pierworodnego. Emean został ogłoszony koronowanym księciem i następcą tronu. Zaś Evona Regvor kazał odesłać wraz z matką poza granice państwa.
- Nic z tego nie rozumiem. Po co to zrobił? Po co chciał ponownie mieć syna, skoro...
- Bo bał się, że pierworodne dziecko będzie słabe i umrze przedwczesnie tak jak jego matka. Jako, że drugie urodziło się chłopcem i również przeżyło nie mógł go zabić. Nie przelewa się krwi ze swojej krwi. Tak mówi prawo. Ale tyczy się to wyłącznie mężczyzn. Evona to prawo uratowało. Razem z matką został wysłany poza granice. Tam szybko spadło na nich nieszczęście, bo Klariana umarła w zarazie. Został sam, bez matki i bez ojca. Tylko z garstką służby, którą posłano razem z nimi. Wychowywał się na ulicach miast Tartaru.
Zamarła.
- Gdy był młodzieńcem, szybko opanował sztukę walki. Był też bardzo inteligentny. I nad wyraz okrutny. Człowiek, który w tamtych czasach władał Tartarem nie miał potomka. I tak też zmarł. Rozpoczęła się batalia o jego tron, a według panującego w Tartarze prawa, każdy mógł się o niego ubiegać. I na tronie zasiadł ten, który zabił wszystkich rywali. Jak myślisz, kto to był?
- Evon- wydusiła słabym głosem.
- Evon- powtórzyła ze skinieniem głowy- był najokrutniejszy z nich wszystkich. Tak zdobył Tartar. Ale to mu nie wystarczało.
- Wywołał pierwszą wojnę ponad 20 lat temu...
- Ponad 30 lat temu- poprawiła ją- wtedy na tron wstąpił Emean, po śmierci Regvora. Evon był tak rządny zemsty i tak zuchwały, że zaatakował z ukrycia stolicę i pałac.
- Jak to?
- Zebrał oddział zabójców, których sowicie opłacił i pod osłoną nocy ruszył na pałac. Pokonali straż, rozległ się alarm, ale to go nie powstrzymało. Pamiętał dobrze gdzie są pokoje władcy, więc tam się udał nie dbając o bijące dzwony. Ale zamiast swojego brata w jego komnatach znalazł Amirę.
Nie...
Jej warga zadrżała z przerażenia, serce chciało wyrwać się z piersi.
- Nie miała szans się przed nim obronić.
Spojrzała w przerażone tęczówki Zahrah, a z jej brązowych oczu uleciały łzy.
- Evon nie jest wujem Zayna. On jest jego ojcem.


HIS LAW || Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz