34. 'Drugie ostrzeżenie'

8.7K 912 93
                                    


Wstając rankiem już była uśmiechnięta. Kiedy tylko zobaczyła Aminę uśmiechnęła się. Kiedy Asim wdrapał się na jej łóżko, uśmiechnęła się.
Dlaczego?
Znalazła na stoliku kartkę.
'Przyjdź na dziedziniec w samo południe. Chcę ci coś pokazać.'
Tyle.
Tyle wystarczyło, żeby jej dzień zaczął się lepiej niż każdy poprzedni. Sama nie umiała tego wytłumaczyć. Nie wiedziała, dlaczego jak krótka notatka wzbudziła w niej takie emocje. Kiedy tylko zjadła śniadanie poszła razem z dziewczyną do ogrodów.
- Mogę o coś zapytać?
Zdziwiła się, słysząc to pytanie z ust mulatki.
- Tak, oczywiście- uśmiechnęła się szczerze i pokazała na marmurową ławkę, gdzie obie usiadły.
- Czy... czy dobrze się czujesz?- zapytała po chwili, a ta uniosła wysoko brwi.
Słucham?
- Tak- powiedziała zdezorientowana- dlaczego pytasz?
- Skarżyłaś się, że jest ci ciepło.
- Bo jest, ale przywykłam. Czasami jest mi słabo, ale...
- Kiedy brałaś kąpiel zauważyłam drobne plamki na twoim ramieniu- weszła jej w słowo- boję się, że to może być coś poważnego- powiedziała cicho.
- Naprawdę?- zdziwiła się, a ta pokiwała głową.
'Ona cię tu nie chce'
Przypomniały się jej panicznie słowa Sahar.
Przełknęła ślinę mimowolnie.
- Może powinien cię zbadać medyk- powiedziała, a ta natychmiast pokręciła przecząco głową.
- Nie. Nie zgadzam się.
Nie chciała, żeby ktokolwiek oglądał jej ciało w jakimkolwiek stopniu, a tym bardziej obcy mężczyzna.
- Ja się nie upieram. To ty zdecydujesz.
- Dobrze- westchnęła- pomyślę nad tym. Muszę iść, dochodzi południe- wstała, a dziewczyna razem z nią.
Przeszła między krzewami, aż dotarła do altany. Później, mijając otoczone kwiatami kolumny, dotarła na dziedziniec.
Nikogo tu nie było.
Zmarszczyła brwi, rozglądając się uważnie wokół siebie.
- Mnie szukasz, Zahrah?
Odwróciła się w stronę schodów, gdzie u samego ich szczytu stał mulat. W czarno złotej szacie z turbanem, zasłaniającym jego czarne włosy.
Powoli zaczął schodzić po schodach, a ona podeszła do nich
- Nie wiem- powiedziała powoli, powstrzymując uśmiech i uniosła wyżej głowę- ty mi powiedz.
- Tak, mnie- skinął raz głową stając przed nią.
Tak jak miał w zwyczaju, dumny, wyprostowany, z dłońmi za plecami.
- Więc jestem, tak jak chciałeś- powiedziała, a przez jego twarz przemknął cień uśmiechu.
- Mam coś dla ciebie- powiedział i uniósł lekko prawą rękę.
- Wiesz, że nie lubię kosztowności- spojrzała na niego- nie mogę ci się odwdzięczyć.
Wystarczy mi, że jesteś obok, Zahrah...
- To ci się spodoba, ręczę za to słowem- powiedział, a w tej chwili na dziedzińcu pojawił się jeden strażnik.
Odwróciła się, słysząc charakterystyczny dźwięk i otworzyła szeroko oczy.
Uśmiechnął się, widząc jej zaskoczenie.
A ona patrzyła oniemiała, na prowadzonego w swoją stronę konia. Zwierzę było całkowicie czarne, jedynie z małą, białą strzałką na czole.
- Nie...
- Tak- odparł, stając obok niej, patrząc z dumą na zwierzę. Wiedział, że się jej spodoba. Jemu się podobał, wiedział to dobrze. Wiedział, że jego kwiat nie zawiesi oka na złocie i diamentach. Wiedział, że ona patrzy inaczej, patrzy głębiej.
- A-ale...
Nie mógł się nadziwić. Zająknęła się.
- Ten koń...
- Jest dla ciebie- powiedział, kiedy strażnik podszedł do nich i skinął głową. Wyciągnął dłoń i odebrał on niego lejce- powiedz mi, Basim...- zwrócił się do strażnika, który pochylił głowę- i spójrz na mnie.
Młody chłopak spojrzał na niego z lekkim strachem.
- Powiedz pani, co to za koń- poprosił łagodnie jak na niego, ale nadal z nutą wyższości.
- To czysta krew arabskich koni, pani- powiedział- w życiu widziałem tylko dwa równie dobre wierzchowce. Żaden nie może się z nimi równać- skinął głową i uśmiechnął się do niej.
- Masz to co najlepsze, Zahrah- powiedział patrząc na nią.
Ale ona nie patrzyła na niego. Patrzyła w oczy zwierzęcia jak zaczarowana.
- Możesz iść- powiedział do chłopaka- sam go odprowadzę.
Zdziwiony odszedł, uprzednio się kłaniając i uśmiechając. Zdziwił się słysząc, że pan sam odprowadził konia.
Nigdy tego nie robił...
- Podoba ci się?- zapytał, a ona ignorując jego pytanie powoli uniosła dłoń i położyła ją płasko poniżej białej strzałki, a zwierzę poruszyła się lekko.
- On jest piękny- wydusiła z siebie i potarła jego krótką sierść- dlaczego mi go dajesz?- zapytała i spojrzała w jego tęczówki.
- Chcę, żebyś go miała. Chcę ci pokazać wiele rzeczy. I wiele chcę ci dać, Zahrah.
- Ale co ja mogę dać tobie?- zapytała z nutą smutku. Miała o to do siebie żal.
Bo co mogłaby mu dać?
- Coś wymyślę- powiedział i uniósł lewy kącik ust- zapewniam Cię. Powiedz... podoba Ci się?
- Tak. Bardzo- uśmiechnęła się szczerze- mogę... go dosiąść?- zapytała niepewnie, a on uniósł lekko brew.
- A potrafisz?- zapytał lekko zaskoczony.
Uniosła wyżej podbródek.
- Cóż, proszę- wskazał dłonią na zwierzę, podając jej lejce.
W tej samej chwili po schodach na dziedziniec zszedł Husam.
- Panie...- skinął głową, zwracając tym samym na siebie uwagę- pani- uśmiechnął się, stając obok nich- widzę, że prezent się podoba- powiedział i spojrzał na zwierzę.
- Bardzo- przyznała.
- Zahrah chce go dosiąść- powiedział mulat, patrząc znacząco na przyjaciela, a ten zerknął na dziewczynę, hamując kpiący uśmiech.
- Uważasz, że nie dam rady- powiedziała, krzyżując ręce pod biustem.
Mimowolnie spojrzał na jej okryte jedwabiem piersi.
- Ależ skąd- odparł mulat z minimalną nutą rozbawienia.
Prychnęła pod nosem rozglądając się za czymś, na co może wejść, by dosiąść konia. Ogier był wysoki, nie da rady się na niego wspiąć.
Jej spojrzenie padło na schody, a raczej na marmurową poręcz, zakończoną prostokątnym blokiem marmuru. Podeszła do schodów prowadząc za sobą zwierzę, a dwaj panowie spojrzeli na siebie z nikłym uśmiechem.
- Może jednak...
- Nie, Husam- przerwała mu, wchodząc po schodach. Koń stanął na właściwym miejscu, tuż przy poręczy.
- Zrobisz sobie krzywdę- odezwał się pan widząc, jak podtrzymując sukienkę, wchodzi na poręcz.
Nic nie mógł poradzić na to, że jego serce zabiło szybciej, kiedy jej stopa się obsunęła, przez co omal nie spadła.
- Zahrah, na Boga, zejdź stamtąd- powiedział, kiedy chwyciła grzywnę konia- bo sam cię sprowadzę na ziemię- zagroził, wywołując tym samym uśmiech na twarzy bruneta.
Złapał się za nasadę nosa, kiedy poczuł ogarniającą go irytację.
Ignorujesz mnie...
- I po wszystkim- Imad lekko szturchniął go w ramię. Podniósł wzrok i zaskoczony patrzył, jak siedzi bokiem na grzbiecie konia. Mimowolnie odetchnął.
Nic sobie nie zrobiła.
- Widzisz? Mogę sama- powiedziała, chwytając lejce i prowadząc zwierzę w ich stronę- radzę sobie- uśmiechnęła się lekko.
Nie wiedziała, że one patrzą. Że będąc w ogrodzie widziały pana i natychmiast wstały, pochylając głowy. On również nie wiedział, że pani o szafirowych oczach patrzy w gniewie na nią i... na niego.
Dlaczego jej nigdy nie sprawił takiego daru?
Dlaczego mi tego nie dałeś, mój panie?
Dlaczego nie dałeś mi siebie?
Dlaczego to ona cię ma?

HIS LAW || Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz