Chciała wstać. Bardzo chciała.
Ale Asim skutecznie jej to uniemożliwił. Jego głowa spoczywała na jej brzuchu przez co nie mogła się ruszyć. Każde najmniejsze przesunięcie na łóżku skutkowało kłuciem po prawej stronie żeber. Czasami miała wrażenie, że to on jakoś przekazał tygrysowi swoje myśli. Doskonale pamiętała jak wyraźnie powiedział, że ma nie wstawać z łóżka.
I naprawdę tak było, bo nie wstała odkąd wróciła do pałacu czyli od prawie tygodnia.
Westchnęła cicho, kiedy leżała tak prawie godzinę, a tygrys jak leżał tak leżał. Nawet nie drgnął.
- Przecież wiem, że nie śpisz- przejechała dłonią po jego karku, a potem dołożyła do tego drugą- pozwól mi wstać- mruknęła patrząc pusto w granatowy materiał baldachimu.
Ziewnął szeroko i odwrócił głowę. Delikatnie ułożył łeb na jej piersi i przejechał językiem po jej policzku.
Zaśmiała się cicho.
- Nie chcę dłużej leżeć próżno cały dzień- powiedziała i odwróciła głowę w kierunku oceanu.
Poczuła jak tygrys się podnosi, więc spojrzała na niego marszcząc lekko brwi. Patrzył w stronę błękitu zawieszonego w drzwiach do głównej komnaty.
Westchnęła jedynie, kładąc głowę z powrotem na poduszce.
- Wiem, że to ty.
Lekki jedwab został rozwinięty przez dłoń na której lśnił czerwony rubin. Wszedł do jej sypialni i uniósł lekko głowę. Był w pełni ubrany. Czarno złota szata do kolan, tego samego koloru spodnie, buty i turban z czerwonym kamieniem.
Tygrys zszedł do łoża i podszedł do niego. Otarł się o jego nogi jak dość często ostatnimi dniami i mruknął cicho.
Wszedł na podwyższenie i stanął przed nią, łącząc dłonie za plecami.
Tego dnia, kiedy wróciła z nim do pałacu widział ją po raz ostatni.
*
- Nie powinnaś przychodzić na zebranie rady- powiedział, kiedy był już w swojej komnacie.
- Gdybym tego nie zrobiła...
- Nie byłabyś ponownie w takim stanie- przerwał jej ostro.
- A ty nadal byś nie rozumiał.
*
Oczywiście skończyło się to kłótnią.
- Jak się czujesz?
- Nie pytaj mnie o to. Jeśli to wszystko, wyjdź.
Zacisnął szczękę.
- Przede mną cały dzień leżenia w łóżku, będziesz mi przeszkadzał.
- Nie rozumiesz...
- Wielu rzeczy jak twierdzisz- wtrąciła nadal na niego nie patrząc.
A on miał nadzieję, że po siedmiu dniach będzie wreszcie mu dane spojrzeć w dwa dziwne kamienie, barwy niespotykanej wcześniej. Ale Zahrah nie dała mu choćby chwili na spojrzenie.
- Zostaw mnie samą z moją niewiedzą. Przecież kobieta nic nie wie. Zwłaszcza taka jak ja.
I siląc się na o obojętność odwróciła się na lewy bok, plecami do niego. Przełknęła żal, gdy się nie odezwał. Mimo wszystko liczyła, że coś jednak powie. A on po prostu wyszedł, zostawiając ją samą.
Dlatego chwilę później nie zważając na wzrok Asima, który uparcie patrzył w jej tęczówki, wstała z łóżka. Powoli się wyprostowała, a w tej chwili do komnaty weszła Amina.
- Dzień dobry- powiedziała jako pierwsza i uśmiechnęła się do dziewczyny.
- Dzień dobry- powiedziała i podeszła do niej- nie...
- Nie powinnaś wstawać, tak- skinęła głową- ale nie będę siedzieć cały dzień w łóżku.
Mulatka wiedząc, że nie ma sensu się z nią spierać pomogła jej założyć suknię i buty.
Wyszła ze swych komnaty razem z tygrysem i powoli skierowała się ku głównym schodom prowadzącym na dziedziniec. Ludzie patrzyli na nią ze zdumieniem, chylili głowy. Kiedy mijała grupę ministrów nawet nie spojrzała na ich twarze. Ale czuła na sobie ich wzrok.
Bo była w nim wściekłość.
Jakim prawem kwestionuje cokolwiek? Jakim prawem podważa zasady panujące tu od lat?
I dlaczego on nic z tym się robi? Dlaczego nie wezwał straży, dlaczego nie kazał jej wyjść, nie ukarał?
Jeśli tak dalej pójdzie, stracą większość pieniędzy. Zaraz po tym jak wrócił do pałacu kazał zmniejszyć i odpowiednio zwiększyć podatki w zależności od dochodów. Jak obiecał wysłał leki i żywność.
Dlaczego?
Po co?
To jej wina.
To ona go do tego nakłoniła.
Powinno jej to nie być.
- Trzeba się jej pozbyć- powiedział gruby mężczyzna, a piątka innych zgodnie pokiwała głowami- i to jak najszybciej.
Pan bowiem nie wiedział, że wszystko robi pod dyktando zdrajców. Że to ci, którzy zarządzają krajem okradają go. Że podatki nie trafiają do skarbca. Że tak naprawdę zbierana jest większa suma niż on kazał zebrać. Że ludzie głodują przez jego niewiedzę.
Nie wiedział.
Po kolejnym zebraniu rady, gdy był już w swojej sypialni poczuł się zmęczony ostatnimi dniami. Nie wiedział co robić. Ludzie prosili go o jedno, ministrowie wymagali drugie. Sam przed sobą musiał przyznać, że był zagubiony.
- Jeszcze nie śpisz.
Odwrócił się zdziwiony słysząc głos przyjaciela.
- Nie. I nie spodziewam się zmiany w tej kwestii- westchnął głęboko, przecierając twarz dłońmi- coś się stało?
- Chciałem tylko zobaczyć co robisz- wzruszył ramionami- rozmawiałeś z nią?
Poczuł zalewające go ciepło.
- Nie. Byłem u niej, ale nie rozmawiałem z nią. Nie chciała- zacisnął usta w wąską linię.
Ten tylko skinął głową.
- Mam coś dla ciebie.
Zdziwił się.
- Co takiego?- uniósł brwi.
- Wracam właśnie od złotnika. Mam kamień, o który prosiłeś.
Ożywił się natychmiast.
- Ten, który kazałem oszlifować?- podszedł do niego.
- Tak ten- skinął głową- ale... jest inny niż myślisz- zagryzł wargę.
- To znaczy?- zmarszczył czoło.
- Został zamknięty w pierścieniu.
- Jak to? Przecież nie...
- Tak wiem, nie wydawałeś tego rozkazu. Ale sam zobacz...
I wyciągnął zza pasa kawałek purpurowego jedwabiu i rozłożył materiał na dłoni ukazując powoli skarb, który w sobie krył.
Uchylił usta.
Nigdy nie spodziewał się takiego widoku.
Kazał oszlifować czarny ostry kamień.
A teraz patrzył na mieniącą się różnymi barwami czerń, otoczoną przez maleńkie kamienie utkane z powietrza. Wszystkie zamknięte w prostej oprawie bez zdobień.
A mimo to tworzyły najznamienitrzą całość, jaką widział kiedykolwiek wcześniej.
Nie mógł pojąć cudu tej prostoty.
Chwycił ów klejnot i patrzył na niego przez moment.
Każda jego nosi kamień o barwie swych oczu. Każda jedna i wszystkie razem. Wszystkie brązowe w złotej oprawie, ale każda oprawa inna.
I jeden szafir dla pięknej pani.
Ale nie znalazł kamienia, w którym zobaczyłby barwę dziwnych oczu pani bez imienia.
- Muszę do niej iść- powiedział natychmiast i szybko minął przyjaciela kierując się do drzwi.
- Masz na sobie tylko spodnie, wiesz o tym?- usłyszał kpiący głos Husama, na co stanął wpół kroku i spojrzał na swoje ciało.
Miał tylko buty i spodnie.
Szybko chwycił długi do ziemi płaszcz i założył na ramiona. Jego klatka piersiowa nadal była odsłonięta.
- Teraz idę.
- Idź.
CZYTASZ
HIS LAW || Zayn Malik
FanfictionWiele było pięknych kobiet. Miał je wszystkie. Miał, władał, posiadał. Złoto, jedwab, diament, stal. Śpiew słowika. Wiele oczu go widziało. Wszystkie należały do niego. Patrzyły z uwielbieniem. Tak jak im kazano. Patrzyły, z głową pochyloną. Któż...