29. 'Powrót do rozsądku'

9.4K 937 92
                                    

Nie chciała go widzieć. Nie chciała z nim rozmawiać. Nie chciała mieć tego poczucia, że jest obok. Jej rozum mówił jasno: nie zbliżaj się do niego.
Ale czy ona kiedykolwiek miała to, co mieć chciała?
Przez cały następny dzień w pałacu walczono ze skutkami tego, co strawił czerwony kwiat. A ucierpiało bardzo wiele. Tuż po południu była u niej Sahar.
Wyniesiono dziewięć ciał.
Ona mogła być dziesiąta. Gdyby nie Husam, nie byłoby jej tu. Sama nawet nie wiedziała, kiedy wbiegł na korytarz lochów i wyciągnął ją z celi. Powiedział tylko, że ma się nie odzywać, by nie wdychać dymu. Przestraszyła się, gdy Asim zaczął ryczeć. Był zamknięty w celi na końcu korytarza.
Przekręciła się na plecy, leżąc na łóżku i zamknęła oczy. Było jej bardzo ciepło. Tygrys siedział przy oknie i oparł łeb o marmurowy parapet. Była już tak duży, że stojąc na dwóch łapach, pewnością dostałby głową do sufitu.
- Asim, chodź- westchnęła cicho, kiedy ten dziwnie mruczał. Miała dość tego dnia, chciała iść spać. A zasnąć mogła tylko wtedy, gdy on leżał obok- no chodź tu, albo ja idę do ciebie- podniosła się na łokciach.
Jednak nie to zwróciło uwagę kota. Odwrócił się, ale zamiast patrzeć na nią, skierował swoje dziwnie zielono brązowe oczy ku drzwiom, zasłoniętym błękitnym materiałem.
Nie...
Podniosła się natychmiast i zeszła z podwyższenia, stanęła tuż przy oknie.
Wiedziała, że przyszedł.
- Nie zbliżaj się do mnie- powiedziała głośno, kiedy odsunął materiał i wszedł do jej sypialni. Zamknęła oczy i przylgnęła plecami do nadal nagrzanej kolumny. Wiedziała, że jej nie posłucha.
Przecież jest tylko kobietą.
Chciał podejść.
Ale tygrys mu na to nie pozwolił. Powoli podszedł do niego, podnosząc sierść i wysunął kły.
Poczuł jak ogarnia go strach, stał naprzeciw zwierzęcia, którego oczy mówiły jedno.
Zabić.
Wiedział, że jeżeli ona się nie odezwie, nie ma na co liczyć.
Ale Zahrah nie odezwała się słowem.
Poczuł za plecami zimną ścianę, jego serce przyspieszyło, kiedy tygrys warknął i stanął na tylnych łapach, dociekając go do marmuru. Poczuł jak jego pazury wnikają w jego skórę.
- Dosyć.
Powiedziała to bardzo cicho.
Ale jednak.
Asim opadł na posadzkę i usiadł, patrząc mu prosto w oczy.
- Idź na balkon- powiedziała, a kot wyszedł powoli, warcząc nisko. Patrzyła w przestraszone oczy mulata, które zdezorientowane błądziły po komnacie. Patrzył wszędzie tylko nie na nią. Pomimo tego, że było ciemno, widziała rozdarty materiał jego czarnej koszuli. Wiedziała, że Asim zrobił mu krzywdę. Chciała tego. Chciała, żeby zostawił na nim choćby małą namiastkę tego, co on zostawił na niej. Patrzyła jak powoli dociska lewą dłoń do piersi i przygląda się swoim palcam.
Krew...
Zagryzła wargę i na miękkich nogach powoli podeszła do niego. Podniósł wzrok zdziwiony, kiedy wysunęła drżącą dłoń i chwyciła jego, bardzo delikatnie. Dosłownie się trzęsła, prowadząc go na podwyższenie i posadziła na łóżku.
Nie odezwał się. Był zbyt oszołomiony tym co się dzieje.
Zamoczyła w zimnej wodzie kawałek jedwabiu i wróciła do niego. Jej twarz nie przedstawiała żadnych emocji, za to w głowie panował istny chaos. Nie wiedziała czemu to robi, dlaczego tak zachowuje się względem niego. Z jednej strony chciała by cierpiał. Z drugiej, nie wyobrażała sobie, skazać kogokolwiek na tek wielki ból jakim ją obarczono.
- Zdejmij koszulę.
Spojrzał na nią zdziwiony, ale zrobił co kazała. Dziwił się, jak czyjś głos może być tak cichy, ale i zimny i obojętny jednocześnie. Zdjął koszulę, a ona wtedy zobaczyła trzy krótkie, ale głębsze zadrapania od pazurów tygrysa. Wzięła małą miseczkę z wodą, maść i niechętnie przybliżyła się do niego, siadając na łóżku. Westchnęła cicho, dociskając materiał do rany i wycierając krew.
A on patrzył.
Wiedziała o tym, czuła jego spojrzenie na swojej twarzy, ale nie chciała patrzeć mu w oczy. Nie teraz. Cieszyła się, że nie podjął się próby nawiązania z nią rozmowy, że o nic jej nie pytał. Miała nadzieję, że tak zostanie.
- Dlaczego to robisz...
Nadzieja matką głupich...
Zapytał tak cicho, jego głos wydawał się być tchnieniem wiatru.
Nie odpowiedziała.
Wstała z łoża, ale złapał ją za dłoń.
- Dlaczego?- powtórzył patrząc w jej tęczówki.
W te piękne dziwne oczy, które były dla niego największą tajemnicą, z jaką było mu dane się mierzyć. Oczy, które teraz patrzyły na niego z obojętnością, przed którą tak bardzo próbował się chronić.
- Bo nie jestem tobą.
Wyrwała dłoń i zniknęła za parawanem, by chwilę później wrócić z białym jedwabnym bandażem. Usiadła bokiem, podwijając bose stopy pod pośladki.
Przełknął ślinę.
Widział jej piersi okryte cienkim materiałem nocnej zwiewnej koszuli. Czuł wyraźnie zapach jej ciała.
Pragnął jej.
- Podnieś rękę- poleciła, a on marszcząc brwi, uniósł wyżej prawe ramię. Patrzył jak pochyla się do niego, jak obwiązuje jego klatkę piersiową. Nie rozumiał jej zachowania.
Dlaczego to robisz, Zahrah...
Zabandażowała ranę, tamując krwawienie i odsunęła się, odkładając miseczkę z wodą i jedwab.
- Posłuchaj mnie...
- To ty posłuchaj- odsunęła się, kiedy próbował chwycić ją za dłoń.
Nie odsuwaj się ode mnie...
- Mam dość. Dość prób zrozumienia ciebie i twojego kraju. Próbowałam. Naprawdę starałam się cię zrozumieć. Twoje myślenie, postępowanie. Ale już nie chcę. Bo czym bardziej zbliżaj się do ciebie, tym bardziej mnie ranisz. Powiedziałeś, że jestem dla ciebie ważna, nie rozumiem dlaczego. I nie chcę zrozumieć- pokręciła głową i wstała.
A on siedział i słuchał Zahrah.
- Nie chcę cię słuchać, nie uwierzę już w żadne twoje słowo. Żadne, rozumiesz? Nie jesteś moim panem, będę to powtarzać, mogę nawet wykrzyczeć to na środku dziedzińca. Nie obchodzi mnie to co każesz ze mną zrobić. Pokazałeś mi jak wiele dla ciebie znaczę, kiedy kazałeś zamknąć mnie w lochu...
Jej głos cały czas był cichy, ale przy tym zimny i ostry.
- Nie jestem osobą, którą można posiadać. Nie nauczę się tego i nie chce się tego uczyć. Nie jestem twoja. Nie jestem i nie będę. Myślałam, że...- zaczęła, ale urwała, czując łzy.
Dlaczego, przecież jest na niego zła. Dlaczego chce się jej płakać?
- M-myślałam, że coś dla kogoś znaczę- powiedziała w końcu- rozmawiałeś ze mną, pokazałeś mi cuda i jakich mogłam tylko śnić. Powiedz, po co? Dlaczego robiłeś to wszystko? Dlaczego mówisz jedno, a parę dni później wpadasz w szał i jedyne co potrafisz to mnie bić?- przechyliła głową w prawo- powiedziałam ci. Powiedziałam, że nie chcę cierpieć, a ty obiecałeś nie zrobić mi krzywdy. Tyle jest warte twoje słowo- wskazała na swój policzek- nic więcej- pokręciła głową, a w jej oczach widział już jedynie smutek.
- Ja...
- Już nie chcę cię słuchać- powiedziała ze łzami- nie chcę- cofnęłam się o krok- czemu to robisz, czemu jesteś taki...
- Boję się.
Powiedział to nie patrząc jej w oczy.
Rozchyliła lekko usta, nie spodziewała się, że powie jej coś takiego.
- Powiedziałeś, że nie ma rzeczy, której się boisz- uniosła wyżej głowę, patrząc na niego z góry.
Pochylił się, opierając łokcie na kolanach i schował twarz w dłoniach.
- Kłamałem- przyznał.
Nieczęsto się to zdarza...
- Boję się obojętności. Tego, że będę nikim.
- A kim ty jesteś?- prychnęła kpiąco- bo jak narazie dla mnie nie znaczysz nic.
- Boję się obojętności w oczach ludzi. Pałacu, doradców. W twoich oczach- spojrzał na nią.
Jego tęczówki stały się jasne jak ciepły bursztyn.
Piękne...
- Nie chcę cię przepraszać- powiedział- nie chcę, bo nie znajdę słów, które mogłyby opisać to jak bardzo żałuję tego co ci zrobiłem. Bo to moja wina, nikogo innego, tylko moja. Chciałem, żebyś czuła się ze mną dobrze, a tak naprawdę odsunąłem cię od siebie na własne życzenie.
Nie podniósł wzroku.
Pan siedział i pochylił głowę przed kobietą. Nie czuł tej różnicy. Nie mógł patrzeć w jej oczy, bał się, że zniknie, że się rozpłynie.
A ona słuchała z coraz większym zdziwieniem.
- Chciałem ci wszystko dać. Wszystko co tylko byś chciała- pokręcił głową- chciałem, żebyś była moja. Myślałem, że tego chce każda kobieta. Każda kobieta, jaką spotkałem tego chciała.
Podniósł wzrok.
Jego twarz w tej chwili wydawała się jej tak smutna, tak... umęczona.
Dlaczego?
- Kiedy jestem z tobą...- zamyślił się, znów odwracając wzrok- czuję ciepło...
Otworzyła szeroko oczy.
- To jest dobre. Nigdy się tak nie czułem, chcę cię czuć już zawsze. Chcę, żebyś tu była. Ze mną- przełknął ślinę- wiem, że się powtarzam. I wiem, że teraz masz moje słowa za nic.
Nieprawda...
- Ale ja naprawdę nie wiem co się ze mną dzieje. Chciałem nad tobą panować. Jak nad tym wszystkim. Chciałem mieć cię przy sobie, a... tylko cię odsunąłem.
Patrzyła na jego twarz. Dlaczego jej to mówił...
- Kiedy dowiedziałem się o pożarze, myślałem, że... że cię straciłem...
- Straciłeś.
Podniósł wzrok powoli. Poczuł dziwne ukłucie w klatce piersiowej.
- Ciebie i Husama- kontynuował- gdyby nie on... na Boga, mogłaś zginąć przeze mnie- schował twarz w dłoniach.
Chciała powiedzieć, że to nie on był sprawcą pożaru. Ale nie mogła wykrztusić słowa.
- Nigdy bym sobie nie wybaczył. Każda inna, ale nie ty.
Co?
- Ja... chciałem, żebyś tu była- spojrzał na nią błagalnie- niczego więcej nie chcę. Ale...- podniósł się powoli i stanął przed nią- ale jeśli chcesz, jeśli to jest to, czego pragniesz... to pozwalam ci odejść.

HIS LAW || Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz