Siedziała na balkonie i patrzyła prosto w księżycową tarczę lśniącą niczym srebro na ciemnym nocnym niebie. Nie mogła spać, choć był środek nocy. Asim dawno zajął jej łóżko i niemal wszystkie leżące na nim poduszki. Dlatego siedziała na posadzce i opierała ramiona o marmurowa balustradę.
Ciche kroki za nią dały znać, że nie jest już sama. Wiedziała, że prędzej czy później przyjdzie do niej. Ale szczerze nie chciała się kłócić. Miała nadzieję, że ten etap wiecznych sporów i niedomówień mają już za sobą. Nie chciała do tego wracać. Wbrew pozorom była bardzo zmęczona dzisiejszym dniem mimo tego, że spędziła go w miłym towarzystwie.
Wszedł na balkon i zatrzymał się pośrodku.
To nie tak miało być. Nie tak miało wyglądać.
Ona miała być dla niego.
A on się od niej uzależnił.
- Jeśli masz zamiar krzyczeć zrób to szybko- odezwała się cicho i wyprostowała plecy, po czym wstała. Splotła dłonie przed sobą i odwróciła się by spojrzeć mu w oczy.
Zamarła widząc w jego tęczówkach bezradność i jawne znurzenie. Patrzył na nią tak, jakby zaraz miał paść na kolana za zmęczenia.
- Nie mów tak- pokręcił głową- nie mów- powtórzył.
- Miałam o nic nie pytać- wzruszyła ramieniem- więc...
- Pytaj o co tylko chcesz- przerwał jej cicho- ale najpierw pozwól mi się dotknąć. Pozwól mi się poczuć, błagam.
Jego głos był słaby, tak jak cały on.
Podeszła do niego powoli i stanęła naprzeciw.
- Wyglądasz źle- zmarszczyła brwi.
- Nie spałem od czterech nocy. Błagam cię, zrób coś- wyszeptał drżącym głosem.
Nie wiedziała co się z nim dzieje. Jego ciało drżało.
Wyciągnęła ręce i chwyciła jego policzki, a on wypuścił spięty oddech. Nawet nie wiedziała, kiedy złapał ją za biodra i wbił w nie swoje palce.
- Zayn, co...
Zamarła, kiedy nadal nie otwierając oczu przeniósł dłoń na jej talię. Później zacisnął powieki usunąć dłonią wyżej, na żebra.
- Co ty...
Nie dokończyła.
W jednej chwili przyciągnął ja do siebie zdecydowanie i mocno. Nie zdążyła nawet mrugnąć, a on już zdążył odetchnąć wdychając jej słodki różany zapach. Poczuła wyraźnie jak jego ciało się rozluźniła. Jak ucieka z niego całe napięcie i możliwa złość.
- Nie powinienem mówić do ciebie w ten sposób. Byłem zdenerwowany, a twoja ciekawość i brak odpowiedzi z mojej strony to zdecydowanie złe połączenie. Daj mi odetchnąć. Proszę cię. Niczego więcej nie chcę w tej chwili. Niczego więcej- pokręcił głową i mocniej ją do siebie przyciągnął.
Chciała zapytać co takiego sprawiło, że się zdenerwował, ale... zrezygnowała.
Tylko objęła do na wysokości żeber i przytuliła policzek do jego piersi.
- Tęskniłam za tobą- przyznała cicho i zamknęła oczy- co...
Co takiego się stało że byłeś tak zdenerwowany?
- Nie nic- mruknęła po chwili.
Westchnął przyciągle.
- Musiałem wyjechać do jednej z prowincji. Galossa leży tuż przy granicy. Jej północne krańce zostały zaatakowane.
Zamarła.
- Grupa uzbrojonych żołnierzy spustoszyła część prowincji. Nie wiem czyi to żołnierze. Nie wiem z jakiego kraju pochodzą. Nie wiem dlaczego wymordowali prostą okoliczną ludność. Nic nie wiem, Zahrah- westchnął- tamtego dnia z samego rana przybył posłaniec.
- Dlatego byłeś tak zdenerwowany- stwierdziła, a on bez słowa pokiwał głową- mogłeś powiedzieć.
- Ineteresujesz się wszystkim tym, czym kobieta się nie interesuje- mruknął zaciągając się jej zapachem- twoja ciekawość męczy moją cierpliwość. A twoje ciało... moją samokontrolę- dodał ciszej- w dodatku nadal przede mną uciekasz.
- Nie uciekam- zaprzeczyła szybko i odsunęła się lekko, by móc podnieść głowę i spojrzeć mu w oczy.
On swoje nadal miał zamknięte.
- Tak? Nie uciekasz? Nie dajesz mi się zbliżyć. Nie pozwolisz mi na...
Zatrzymał się.
- Na...?- przychyliła głowę w prawo.
Otworzył oczy.
Spojrzał na nią zmęczonym wzrokiem i pokręcił głową.
- Pozwól mi cię pocałować.
Przełknęła ślinę.
Nie tego się spodziewała.
- Ja...- zacisnęła dłonie na jego przedramionach- ja...
- Cofasz się, wiesz o tym?- uniósł brew- boisz się mnie, choć tego nie przyznajesz.
Zabrał dłonie tracąc jakikolwiek kontakt z jej ciałem i to on cofnął się o krok. Nie chciał tego, ale poczuł, że musi to zrobić.
- Chcę zasnąć- odezwał się cicho- a nie mogę. Bo o tobie myślę. Co mi zrobiłaś?- pokręcił bezradnie głową.
Nie dawała mu tego, czego tak pragnął.
Dawała mu o wiele więcej.
Ale był tylko człowiekiem, który potrafił pragnąć.
Nie wiedziała co ma powiedzieć.
- Zostaniesz ze mną?- odezwała się w końcu, by przełamać ciszę.
O dziwo... uśmiechnął się.
- Poproś ładnie.
Powtórzył jej słowa, które kiedyś do niego skierowała.
Oddała uśmiech i podeszła bliżej, łącząc ich klatki piersiowe.
- Bardzo proszę- uniosła podbródek.
- Wyzywająco- mruknął.
- Nie będę prosić inaczej- stwierdziła.
- I to w tobie uwielbiam.
*
Chodziła między kwiatami, szukając tygrysa, który przepadł jak kamień w wodę. Chciała znaleźć go jak najszybciej, w ogrodach było mnóstwo ludzi.
On prowadził rozmowy ze swoimi ministrami, cały harem również spędzał czas między kwiecistymi roślinami. Słuchać było rozmowy i śmiech kobiet, oczywiście niezbyt głośny. Oczywiście kobiety nie mogły rozmawiać z mężczyznami. Oczywiście każdy był czymś zajęty
I oczywiście ona musiała zgubić ogromnego kota.
Jak na złość.
- Czyżbyś coś zgubiła?- usłyszała za sobą rozbawiony głos.
Odwróciła się i uśmiechnęła słabo do jasnowłosej.
- Widziałaś go?- zapytała zrezygnowana- nie mam pojęcia gdzie znowu przepadł- jęknęła.
- Spokojne, widziałam jak szedł w stronę Husama.
Odetchnęła.
- Wiem, że ludzie w palacu się go boją. Nie chcę, żeby jeszcze ich do tego prowokował.
- Nie martw się. Jak sama powiedziałaś, nikomu nie zrobi krzywdy- uśmiechnęła się pocieszająco.
I nagle do Zahrah coś dotarło.
- Gdzie... gdzie twój naszyjnik?- zmarszczyła brwi- i... i złota korona, i...
- Wszystko jest w komnacie, spokojnie- pokręciła głową- ja... po prostu dzisiaj tego nie założyłam. Nie chcę, żeby było to odebrane jako brak szacunku dla mojego pana- powiedziała szybko- po prostu... może wcale nie jest mi to potrzebne. Poza tym, złote kolczyki są ciężkie, a korona niewygodna- skrzywiła się lekko, powodując jej śmiech.
On go słyszał.
Razem przeszły między kwiatami i skierowały wzdłuż alei róż.
Podniósł wzrok znad dokumentów i wyprostował się stojąc przy stole. Zdziwił się bardzo, widząc je razem. Nigdy wcześniej ich razem nie widział.
Weszły między kolorowe rośliny.
- Dzisiaj nie jest już tak ciepło- stwierdziła.
- Bardzo możliwe, że będzie padać deszcz- odparła.
- Skąd to wiesz?
- Tutaj tak jest. Kiedy jest bardzo gorąco, czasem przychodzi ochłodzenie znad oceanu. Dawno nie było już deszczu. Może teraz tak bedzie- powiedziała.
- Tutaj jest bardzo ciepło. Nigdy wcześniej nie byłam w takim miejscu. Z dzieciństwa pamiętam zimny wiart. I jeziora. Ogromne wodne otchłanie. Woda była zimna. Tutaj jest gorąco.
- Przez ten rok nie przywykłaś?- uśmiechnęła się.
- Częściowo- zaśmiała się- czasami w nocy nie mogę przez to spać...
- Pani...
Odwróciła się i zobaczyła idącą w ich stronę mulatkę. Dziewczyna była bardzo zdenerwowana.
- Amina? Co się stało?- zapytała natychmiast.
- To wszystko nie jest tak jak myślisz- odezwała się zdenerwowana.
- Ale co...
- Nie posłuchaj. Jesteś w niebezpieczeństwie.
Zamarła.
- Obie jesteście.
- To od samego początku był jej plan, to...
- Kogo?- przerwała jej w końcu Dżamila.
A dziewczyna uchyliła usta i już miała powiedzieć.
Ale jej spojrzenie zatrzymało się za panią o dziwnych pięknych oczach.
Otworzyła szeroko oczy.
- Uważaj!
Złapała ją za ramiona i pchnęła w bok.
Sama upadła na ziemię, a jej klatkę piersiową przebiła śmiertelna strzała.
CZYTASZ
HIS LAW || Zayn Malik
FanfictionWiele było pięknych kobiet. Miał je wszystkie. Miał, władał, posiadał. Złoto, jedwab, diament, stal. Śpiew słowika. Wiele oczu go widziało. Wszystkie należały do niego. Patrzyły z uwielbieniem. Tak jak im kazano. Patrzyły, z głową pochyloną. Któż...