85. 'Droga do portu'

7.2K 935 102
                                    

Stała przy schodach na dziedzińcu w lazurowej sukni z długim rękawem i nieco ciemniejszej pelerynie z dużym kapturem. W dłoniach trzymała dwie jasne rękawiczki, na każdej widniała wyhaftowana srebrną nicią róża. Teraz, kiedy miała czas by lepiej przyjrzeć się zdobieniem widziała podobieństwo. Podobieństwo między nią, a tą, którą on nosił dwa dni wcześniej.
- Kiedy wrócisz przygotuję ci kipiel- odezwała się mulatka stojąca obok niej- dobrze ci zrobi po całym dniu- uśmiechnęła się do niej ciepło.
Nie potrafiła tego nie odwzajemnić.
- Amina, nigdy nie będę w stanie wyrazić tego jak bardzo jestem ci wdzięczna za wszystko co dla mnie zrobiłaś i robisz  nadal- powiedziała cicho, na się uśmiech mulatki zniknął- nigdy nie chciałam i nie zechcę traktować cię jak służby. Jeśli kiedykolwiek tak się czułaś, proszę cię, wybacz mi.
- Nie, ja... ja pomagam ci z przyjemnością- pokręciła szybko głową- nigdy nie miałam przy sobie nikogo. A przy tobie mam to poczucie, że jestem komuś potrzebna. I jestem dla ciebie- uśmiechnęła się.
A ona nie była w stanie powiedzieć słowa. Po prostu objęła ją ramionami i przytuliła tak jak i ona ją.
- Dziękuję ci- odezwała się dziewczyna.
- Ja też- oowiedziała- przy tobie nigdy nie byłam tu sama.
A mulatka odsunęła się od niej i uśmiechnęła, a chwilę później spojrzała za nią i pochyliła głowę.
Jesteś...
Odwróciła się i uśmiechnęła minimalnie unosząc wyżej podbródek. Schodził po schodach razem z Husamem. Ten coś do niego mówił, on słuchał, ale patrzył prosto w dwa dziwne kamienie.
Na trzech ostatnich schodach brunet spojrzał na przyjaciela i zmarszczył brwi.
- Słuchasz mnie?- zapytał.
- Tak, jeśli znajdę papaje kupię dla ciebie- odezwał się nie spuszczając z niej wzroku- jeszcze jakieś życzenia?- uniósł brew.
A ona patrzyła mu w oczy.
- Jesteś gotowa?- zapytał podchodząc do niej.
- Tak- zgodziła się, a w tej chwili dwóch strażników weszło na dziedziniec prowadząc konie.
Spojrzała na swojego i nie mogła powstrzymać uśmiechu.
- Jesteś pewien, że powinienem zostać?- zapytał Husam.
- Powinieneś odpocząć- westchnął- lepiej nie kusić losu.
- Zgadzam się- powiedziała.
- Cuda się zdarzają- mruknął pod nosem Husam.
Strażnik podprowadził jej konia, a ona zwróciła się do Asima, który siedział przy pierwszym stopniu. Przykucnęła i ułożyła dłoń pod jego szyją.
- Nie mogę cię zabrać- powiedziała za smutną miną i objęła go za szyję, on zdziwiony patrzył jak kot unosi łapę i kładzie u dołu jej pleców, przymykając powieki.
Odsunęła się, a tygrys wstał i podszedł do Animy ocierając się o jej suknię.
- Zabierz go, wrócimy wieczorem- powiedział, a ona skinęła głową i skierowała się między kolumny.
- Chodź Asim- odezwała się, a on ruszył za nią. Husam skinął głową i skierował się na schody.
Spojrzała na konia i podeszła do niego chwytając za lejce.
- Witaj Derth- powiedziała cicho i przycisnęła czoło do jego.
- Co powiedziałaś?- zapytał onimiały i podszedł do niej kładąc dłoń na​ szyi konia- nadałaś mu imię?
Uniosła kącik ust.
- Wiatr zza oceanu.
Uśmiechnął się rozczulony.
Czwyciła dłońmi siodło, chciała dosiąść bestii, ale... poczuła dłonie na biodrach.
- Pozwól mi.
Powiedział to stojąc tuż za nią, miał usta przy jej uchu.
Nie odezwała się, więc odwrócił ją w swoją stronę. Chwycił w talii i bez najmniejszego wysiłku uniósł w górę, sadzając w siodle. Sam dosiadł swojego konia z niebywałą gracją i spojrzał na nią kiwając głową. Ruszyli powoli przez dziedziniec, później wyjechali do miasta, po otwarciu bramy.
Ludzie widząc pana i panią chylili głowy, a oni przejechali przez główną ulicę mijając bazar i wjechali na szlak targowy ciągnący się przez puste doliny porośnięte jedynie trawiastą roślinnością.
- Jesteś... cicha- odezwał się po chwili- zadziwiająco cicha, Zahrah- spojrzał na nią.
- Powiedziałeś, że jeśli pojawi się statek dzwon bije dwa razy.
- Tak- skinął głową.
- Zawsze? A jeśli to nie jest statek towarowy? Jeśli...
- Zahrah- zamknął oczy na​ monet- posłuchaj mnie uważnie, proszę cię- odetchnął.
Spojrzała na niego.
- Jeśli on dotrze tutaj... jeśli jego statek pojawi się w moim porcie dowiesz się o tym- powiedział nadal mając przymknięte powieki- masz moje słowo. A teraz wyrzuć to z głowy, zepchnij na bok- uchylił powieki, ale nadal patrzył w dół- bądź szczęśliwa, pokaż mi to. Bo boli mnie, kiedy nie mogę patrzeć na twoje szczęście.
Zbliżyła się i złapała go za dłoń, którą miał ułożoną na swoim udzie. Spojrzał zdziwiony ma jej palce.
- Więc uśmiechnij się do mnie Zayn- powiedziała, a on przeniósł spojrzenie na jej dziwne tęczówki- mówiłam już, nic za darmo.
A on uniósł kącik ust, za co otrzymał ciepły uśmiech, który w jednej chwili wykwitł na​ jej buzi.
Droga do portu minęła im na pytaniach.
Ona je zadawała, on odpowiadał, choć czasami nie mógł wypowiedzieć słowa.
- Nie mówisz poważnie- skrzywił się patrząc przed siebie.
- Mówię jak najbardziej poważnie- zaoponowała.
- Zahrah nie zgadzę się, byś...
- Ale dlaczego?- jęknęła- przecież...
- Bo nie- przerwał jej stanowczo.
- Dlaczego zawsze musisz się ze mną kłócić, zawsze musisz być wyżej!
- Zahrah, nie ma mowy, byś...
- Ale będę- przerwała mu szybko i uniosła podbrudek- to nie jest nic złego.
- W tym kraju...
- Oh, 'w tym kraju', co 'w tym kraju'?- przewróciła oczami- zrobię to i koniec.
- Kobieta nie nosi spodni!- wyrzucił z siebie w końcu.
- Dlaczego?!- również podniosła głos- są wygodne!
- Noszą je mężczyźni.
- Bo są ważniejsi, tak?
- Dokładnie.
Natychmiast pożałował swoich nieprzemyślanych słów.
Zacisnęła usta w wąską linię i szybciej ruszyła przed siebie.
- Nie... nie, Zahrah, nie to miałem...
- Oh, miałeś, nie zaprzeczaj teraz- prychnęła- zawsze ta różnica.
- Zahrah, bo to jest różnica- westchnął ciężko- mężczyzna jest inny, kobieta tak samo. Kobieta jest...
- Dla mężczyzny, tak- powiedziała- więc nie czuj się zobowiązany. Nie​ musisz mi nic udowadniać tak jak prosiłam. Przecież takie jest prawo. Mam być dla ciebie. I nie odwołasz tego. Bo bo co? Skoro tak ma być?
Mimo ostrego tonu, kpiny i pogardy on słyszał tylko zranienie w jej głosie.
- Ale...
- Nie, przestań. Po co ją się w ogóle odzywam, nie jestem godna twojego spojrzenia, co dopiero rozmowy z tobą...
- Jesteś jedyną osobą, która jest temu pisana bardziej niż ktokolwiek inny... a ja cały czas jestem zbyt ślepy, żeby zobaczyć twoją rację.
Spojrzał w jej tęczówki.
Patrzyła mu w oczy, ale nie mógł z nich wyczytać nic prócz złości, chociaż twarz pozostała obojętna.
- Jesteś szczery- powiedziała- twoja szczerość ci pomaga wiesz?
- To znaczy, że nie będziesz chować urazy?- zapytał z nadzieją cały czas patrząc jej w oczy.
- Nie- westchnęła cicho.
Uśmiechnął się.
- Cieszę się- przyznał- ale spodni nie założysz.

HIS LAW || Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz