Późnym wieczorem słychać było tylko ciszę. Nic. Choćby najdrobniejszego odgłosu poruszonego stopą kamienia. Najcichszego szmeru wiatru. Czuć było dziwną błogość.
Dokładnie dwadzieścia osiem lat temu również czuć było coś dziwnego. Również świat spowił mrok nocy i towarzysząca mu cisza. Ale coś ją przerwało.
Płacz niemowlęcia...
Powoli przechodziła między krzewami szukając go. Przyszła do jego komnat, a gwardzista powiedział tylko, że pan je opuścił. Więc teraz szukała go już drugą godzinę. Bez skutku.
- Zayn?- odezwała się cicho idąc marmurową ścieżką.
Spojrzała na prawo, gdzie w pięknym rzędzie rosły lilie. Żółte. A jedna z nich lekko przechylona. Nie wynosiła swego prostu ku górze jak wszystkie jej siostry. Kwiat patrzył w dół. Ale nie usychał z braku wody i gorąca. Nie że starości.
Ktoś go potrącił.
Przechyliła głowę patrząc w tamtą stronę i podeszła do rośliny, po czym delikatnie u niosła jej łodygę i kwiat w górę, ku gwiazdom.
Wyprostowała się i zmróżyła oczy, a następnie weszła między krzewy. Chciała to znaleźć i po prostu spędzić z nim czas. Czuła się źle z myślą, że zostawiła go z rana. Wiedziała że czuł zawód gdy wychodziła z jego komnat.
Przechodziła między roślinami i sama musiała przyznać że jeszcze nigdy wcześniej nie była w tej części jego ogrodów. Zdawało się jej wręcz, że nikogo tu nie było od dawna. Rośliny rosły bardzo gęsto, ich gałęzie i kwiaty nie układamy się w żadne określone ludzka ręka figury. Jej nocną suknia co chwilę zaczepiała się o wystające gałązki, które jakby za wszelką cenę nie chciały przepuścić jej dalej.
Koniec końców udało jej się przejść przed kwiecisty mur i stanęła na małej gładkiej polanie, po środku której było duże otoczone marmurem źródło. Jego dno kruki się głęboko i nawet sam pan, który właśnie przed nim siedział nie wiedział gdzie ono dokładnie jest.
Patrzyła na jego plecy.
Siedział na marmurze ze skrzyżowanymi nogami i pochylony patrzył w głąb źródła, które wyglądało z pozoru jak studia. Patrzył w swoje odbicie. W swoje oczy, w których widział odbijające się światło księżyca, który jutrzejszego wieczoru ukaże się światu w swojej pełnej krasie.
Miał za sobą długą drogę. Przez wszystkie lata swojego życia robił to co uważał za słuszne. Ale czy to naprawdę było tak właściwe jak on uważał? Ile osób popierali jego decyzje? Jak wielu nimi skrzywdził? Mógł to zliczyć?
Dwie skrajności, które porównywał nie pozwalały mu zasnąć spokojnie.
Zamknął oczy i westchnął głęboko.
Gdy je otworzył w tafli wody zobaczył już nie tylko siebie. Przerażony odchylił się w tył.
- Spokojne- szepnęła cicho i stanęła tuż za nim. Była tak blisko, że mógł oprzeć plecy i jej klatkę piersiową i dokładnie to zrobił. Przemknął powieki uspokajające się, a ona od tylu objęła go za szyję.
- Jak mnie tu znalazłaś?- zapytał cichym głosem, nadal nie otwierając oczu.
- Najważniejsze, że znalazłam- mruknęłam i pochyliła się, dotykając nosem jego policzka.
Zadrżał.
- Chciałam przeprosić, że zostawiłam cię dzisiaj samego- mruknęła i wyprostowała się.
Spojrzała w taflę wody.
- Wiem, że tego nie chciałeś. Szczególnie dzisiaj- przejechała dłonią po jego policzku- dlaczego nie powiedziałeś mi, że dzisiaj mija 28 lat od kiedy się urodziłeś?
Odwrócił głowę natychmiast patrząc na nią w szoku.
- Skąd wiesz...
- W pałacu nie mówi się o niczym innym, Zayn- przechylila głowę w prawo- nawet jeśli z nikim nie rozmawiam jakoś to do mnie dotarło, uwierz mi- uniosła brwi i usiadła obok niego, tyle że bokiem do wodnego lustra.
- Ten dzień powinien być dla ciebie powodem do radości. Ale w twoich oczach jej nie widzę, co się stało?- zapytała i spojrzała na jego dłoń, na której tkwił złoty pierścień z czerwonym kamieniem.
Chwyciła jego palce i patrząc na nie splotła ze swoimi i właśnie na tym skupiła całą swoją uwagę.
- Czym się martwisz?
Odwrócił wzrok.
- Miałem dzisiaj dużo czasu na myślenie, Zahrah- odezwał się w końcu- o tym co zrobiłam przez te wszystkie lata. O decyzjach które podjąłem. O prawie, które wprowadziłem. O tym, jak wiele osób skrzywdziłem przez ten cały czas. Przez całe 28 lat mojego życia.
Uchyliła usta.
- A żebym zrozumiał to wszystko potrzeba było... - zamyslila się na moment.
- Czego?
- Kogoś, kto doszczętnie zmienił moja życie. Kto dał mi do zrozumienia, że nie jestem 'prawem'. Że jestem tak samo słabym i silnym jak inni ludzie.
Nie rozumiała. Póki nie spojrzał na nią i nie złapał jej dłoni, patrząc przy tym w oczy.
- Trzeba mi było ciebie, Zahrah- powiedział i ucałował jej palce- tylko i wyłącznie ciebie. I mogę dziękować gwiazdom, że zesłały mi właśnie ciebie. Bo tylko w twoje oczy chce patrzeć. Tylko w nich widzę, że nie jestem złym człowiekiem.
- W moich oczach? Dlaczego...
- Bo tylko ty tak naprawdę patrzysz ma mnie z tym przekonaniem. Nie myślisz o mnie jak o złym człowieku. Widzisz we mnie drugą stronę. I za to niewyobrażalnie ci dziękuję, Zahrah- powiedział poważnie- bo tylko ty byłaś i jesteś do tego zdolna. By powiedzieć mi 'nie'.
Uśmiechnęła się. Tak szczerze i przepięknie, że zapadło mu dech. Pokręciła lekko głową.
- Mówisz takie rzeczy... A ja w to wierzę- zaśmiała się cicho- i jutro wieczorem...
- Będzie uczta. Tak, będzie. Najchętniej bym jej nie chciał. Tak. Chciałbym móc być tylko z tobą.
Ale cis postanowiłem i mam zamiar cię zaskoczyć.
Uniosła brwi w zdziwieniu.
- Zaskoczyć? Mnie?
- Tak. Ty mnie zaskakujesz codzienne, więc ja nie mogę ciebie?
- Ja cię zaskakuję? Czym?
- Sobą, Zahrah- wyciągnął prawą dłoń i dotknął jej policzka- wyłącznie sobą.
- Mam coś dla ciebie.
Zdziwił się.
Co mogła mu dać?
Ale to napawało to cofać większym zaintrygowaniem.
Sięgnęła dłonią za pas sukni za placami i zagryzła wargę, wracając spojrzeniem do jego bursztynowych tęczowek. To była jedyna rzecz, jaką kiedykolwiek miała. Coś, co należało do niej. Od nikogo tego nie dostała. Nikt jej tego nie podarował. Nikomu też tego nie ukradła.
A było to tylko jej i to ona o tym decydowała.
Jedyna rzecz, która w stu procentach należała tylko i wyłącznie do niej.
Spojrzałana swoją dłoń, zwiniętą lekko w pięść.
Nagle to, co chciała mu podarować wydawało się jej tak bardzo błache i śmieszne, że przez moment zwątpiła. Ale...
- Jak sam wiesz- zaczęła cicho, nie podnosząc waroku- nie mam złota. Nigdy go nie miałam. Nie było moje. Nie mam klejnotów. Nie mam swojego kraju, ani nawet swojego domu, bo jeden tutaj, a to twój pałac. Nie mój.
- Zahrah...
- Ale ta jedna rzecz...- zacisnęła powieki- to jedno jest moje. Nikogo innego. Ja o tym decyduję. Nie jest kosztownym darem. Ale dla mnie zawsze było najcenniejsze. Bo tylko moje. Nic innego nigdy nie miałam. Tylko to. I właśnie to chce ci dać.
Wyciągnęła dłoń i rozpostarła powoli palce, aby widział.
I zobaczył.
Patrzył na maleńką, czarna perłę na cienkim rzemyku.
Jedyną rzecz, którą mogła mu podarować jako całkowicie swoją.
Zaniemówił.
- Kiedy byłam dzieckiem Rivear i ja często pływaliśmy na rafie koralowej. Codziennie. I raz będąc pod wodą zobaczyłam czarną, niedużą płaską muszę. W świetle błyszczała na zielono- uśmiechnęła się na to wspomnienie- była daleko ode mnie, powinnam już zbliżać się do powierzchni, ale... nie zrobiłam tego. Rivear się wynurzył. Ja nie. Brakowało mi powietrza, nie miałam już siły, ale miałam w głowie to, że muszę mieć ta muszlę. Pamiętam jak Rivear się zdenerwował, kiedy wyplynęłam na powierzchnię. Bał się, że utonęłam. Mało do tego brakowało. Ale wyciągnęłam muszlę. A w muszli była właśnie ta perła. Kiedy Rivear się że mną żegnał lata temu... dałam mu ją. Dziś mi ją zwrócił.
Nie wiedział co powiedzieć.
- Chce, żebyś ją miał. Chcę ci ją dać.
Wyciągnęła dłoń do niego, złapała jego palce i położyła morski klejnot na jego rozpostartej dloni.
Patrzyła na jego twarz, oczekiwała reakcji, spojrzenia.
Nie dał jej go.
- Zayn?
- Ja...- zamknął oczy i przekręcił głowę- ja... nie przyjmę tego, Zahrah.
Podniósł wzrok i spojrzał w jej oczy.
Widział w nich jawny żal.
Nie miała niczego. Niczego za wyjątkiem tej perły. Czy to, że nie jest ona złotym klejnotem mu uwłaszcza? Nie jest jego godna?
- Nie przyjmiesz- powtórzyła- nie...
- Nie jestem godzien.
Uchyliła uta w szoku.
- Jak sama powiedziałaś to jedyna rzecz jaką w pełni posiadasz. Nie mogę jej przyjąć.
Mówiąc to złapał jej dłoni o ułożył ma niej morski klejnot.
- Sama decyduję co z nią zrobię- powiedziała- i chcę, żebyś ją miał.
Chwyciła jego prawą dłoń i spojrzała mu w oczy.
- Chcę ci ją dać. Chcę żebyś ją miał. Jest dla mnie bardzo cenna. Nic innego nie mam. Więc nic innego dać ci nie mogę. Proszę cię. Przyjmij ją.
I patrząc mu w oczy ułożyła perłę ma jego dłoni i zamknęła jego palce. W końcu zamknęła jeszcze w swoich obu dłoniach o lekko zacisnęła.
Nie mógł zrozumieć.
- Wiele od ciebie dostałam. Więc teraz chcą ci coś dać. Co z nią zrobisz... to już twoja wola.
- Dajesz mi jedyne co powiadasz.
- Bo tego chcę. Jest dla mnie wyjątkowa. Tak jak i ty. Więc nie kłóci się ze mną, tylko po prostu ją weź.
Cofnęła swoje dłonie i wstała.
Rozłożył palce i spojrzał na morski klejnot.
Był piękny.
- Dziękuję- odezwał się i podszedł do niej.
Wyciągnął dłonie i chwycił jej policzki.
- Nikt nigdy nie podarował mi czegoś takiego.
Patrząc mu w oczy skinęła głową.
- Pomożesz mi?- zapytała i wskazała na marmur otaczający źródło.
Zmarszczył brwi, ale natychmiast złapał ją w talii i uniósł, stawiając na marmurze.
- Tylko nie skacz.
- Jakoś mi nie spieszno. Jest środek nocy- powiedziała i powoli przeszła na drugą stronę okręgu.
Uśmiechnął się, kiedy tygrys, który jak zawsze pojawił się znikąd wskoczył na krąg.
- Ciekawe jak głębokie jest to źródło- zamyśliła się na moment i usiadła dokładnie po drugiej stronie.
Była naprzeciw niego.
- Nie sprawdzaj tego, proszę cię- powiedział, kiedy wyciągnęła dłoń i dotknęła placem powierzchni wody, która niemal równała się z marmurem, na którym siedziała.
- Spokojne, nie...
Nie dokończyła.
Asim przechodząc obok niej zepchnął ją wprost do wody.
Zamarł.
Odetchnął dopiero, kiedy wunurzyła się z wody, biorąc głęboko wdech.
- Asim- warknęła zła- jestem mokra.
- Nie da się nie zauważyć- odparł, więc spojrzała na niego wściekła.
Usiadł tak jak wcześniej i pochylił się do niej.
- Nie przeraża cię to?
- Co takiego?- zapytała i popłynęła do niego.
Oparła ramiona ma marmurze, a na nich brodę.
- Głębia.
- Nie- przechylila głowę- nie muszę. Im więcej wody tym trudniej utonąć.
- Jak to?- zdziwił się.
- Teraz utrzymuje mnie właśnie woda. Potrafię pływać, im jej więcej tył łatwiej się w niej unoszę. Ty potrafisz?
- Nie- przyznał szczerze- nigdy nie próbowałem.
- Czyli ta głębia cię przeraża?
- Tak.
- Nie martw się. Już z niej wychodzę. Dziś jest zimno.
Po tych słowach on wyciągnął do niej dłonie. Usiadła na marmurze z jego pomocą i przeczesała dłonią mokre włosy.
A on patrzył na jej piersi.
Widział je doskonale, kiedy przylegały do mokrego cienkiego białego jedwabiu.
Tygrys podszedł do niej i ułożył głowę na jej kolanach. Mruknął cicho.
- Nie jestem zła, Asim. Po prostu jest mi zimno. I mokro.
- Chodź- wstał i wyciągnął dłoń- wracamy.
Wstała, a on natychmiast zacisnął powieki i odwrócił głowę.
- Zayn? Co...
- Nic nie mów. Spójrz na siebie- syknął przez zęby.
I spojrzała.
A kiedy zdała sobie sprawę z tego, że przez mokry materiał niemal widział jej intymną część ciała, cała czerwona stanęła tyłem do niego.
- Możemy wracać- objęła się ramionami.
Wrócił do niej spojrzeniem i znów zamknął oczy.
- Nadal widzę.
Bo widział.
Jej pośladki...
CZYTASZ
HIS LAW || Zayn Malik
FanfictionWiele było pięknych kobiet. Miał je wszystkie. Miał, władał, posiadał. Złoto, jedwab, diament, stal. Śpiew słowika. Wiele oczu go widziało. Wszystkie należały do niego. Patrzyły z uwielbieniem. Tak jak im kazano. Patrzyły, z głową pochyloną. Któż...