Po czterech miesiącach od jego wyjazdu przestała zauważać, że zmieniło się cokolwiek. Przestała przysłuchiwać się rozmowom, które co wieczór miały miejsce na głównym tarasie. To właśnie tam minister, który został w palacu spotykał się z ludźmi, którzy oprócz pana w nim mieszkali. Byli to zarządcy kuchni, porządku, straży i wielu innych.
A ona stojąc taras wyżej starała się usłyszeć cokolwiek. Jakąkolwiek wieść ze wschodu. Choć nie bardzo było słychać ich rozmowy, ona stała tam co noc, odkąd zaczęła znów wychodzić z komnaty.
Dzisiejszej nocy tego nie zrobiła. Przeszła powoli ku schodom na dziedziniec. Nie chciała już nic więcej słyszeć. Schodziła po schodach, kiedy...
- Pani...
Zatrzymała się natychmiast i uniosła głowę w górę. Z największego tarasu patrzył na nią chudy minister. To właśnie on został w palacu w jego imieniu, z czego niesamowicie się ucieszyła. Nie zniosłaby na jego miejscu ministra Tartaru...
Przemknęła ślinę.
- Pozwól proszę- skinął głową, a ona marszcząc brwi chwyciła w palce materiał jasnej zielonej sukni i weszła z powrotem na taras. Minęła kolumny i przeszła do niskiej marmurowej balustrady, gdzie przy niskim, ale bardzo dużym stole siedzieli zarządcy. Kiedy tylko ją zobaczyli podnieśli się z miejsc, złączyli dłonie za plecami i skinęli głowami.
Zdziwiona uniosła brwi.
- Czy zechcesz pani do nas dołączyć?- zapytał spokojnie, na co jeszcze bardziej się zdziwiła.
- Czy powinnam?- zapytała- jestem tylko kobietą-mówiąc to uniosła wyżej podbródek- nie wiem czy mogę. Poza tym, nie jestem panią.
- Jesteś kobietą sułtana, pani- powiedział- my to wiemy. I należy nazywać cię panią.
- Ja nie...
- Wybacz mi proszę, że przerywam, ale pan wiele razy pokazał wobac nas jak bardzo Cię szanuje- skinął głową przed nią- nie jesteś więc dla niego jedną z wielu.
Uchyliła usta.
- Nie rozumiem tego kraju- mruknęła pod nosem i usiadła na specjalnych poduszkach. Oni zajęli miejsca i musiała przyznać, że poczuła się nieswojo.
A Asim gdzieś zniknął...
Rozejrzała się powoli, spojrzała z góry na dziedziniec i ogród, ale tam go nie było.
- Coś nie tak?- zapytał spokojnie minister.
- Nie, tylko...- pokręciła głowę nadal szukając wzrokiem tygrysa- Asim!- zawołała w końcu.
Wszuscy siedzący z nią przy stole mężczyźni pobledli.
Nie minęła dłuższa chwila, a kot pojawił się przy schodach. Odwróciła się w jego stronę i wyciągnęła rękę.
- Chodź do mnie- odezwała się cicho, a zwierzę znalazło się obok niej niemal natychmiast.
Mężczyźni cofnęli się w tył.
Tygrys zaś wtulił łeb w jej szyję i mruknął nisko, po czym położył się za jej plecami, ale głowę ułożył na jej kolanach.
Odetchnęła.
- Wybacz, że zadaję to pytanie, pani- odezwał się zarządca- ale czy...
- Czy on mnie nie przeraża?- dokończyła za niego, na zo zamknął usta i skinął głową- nie. Wiem, że mnie nie skrzywdził.
- Może skrzywdzić kogoś innego.
- Jeśli ja nie chcę niczyjej krzywdy, od też nie- zapewniła i ułożyła na jego głowie obie dłonie, wsuwając palce w szorstką sierść.
- To niebywałe- odezwał się inny, kręcąc głową.
- Co takiego?
- To jak zmieniła się jego natura przy tobie. Jak to zrobiłaś?
- Jestem dla niego dobra- wzruszyła ramieniem- Więc teraz ja chcę o coś zapytać.
- Proszę, pani.
- Nie jestem panią- mruknęła zrezygnowana- dlaczego mnie tutaj poprosiłeś?- zwróciła się do ministra.
Stary człowiek uśmiechnął się.
- Każdy wieczór spędzasz sama od czterech miesięcy- powiedział spokojnie- chciałem to zmienić.
- Więc dziękuję- skinęła głową.
- Nie masz za co dziękować- pokręcił spokojnie głową- czy wiesz, że minął już rok, odkąd tu jesteś?
Otworzyła szeroko oczy.
- Naprawdę?- zdziwiła się.
Ten czas, który spędziła razem z nim zdawał się teraz być jak wieczność. Jakby zawsze tam z nim była.
- Tak, a...
- Pani...
Odwróciła natychmiast głowę słysząc podniesiony głos. Po schodach na główny taras weszło w pośpiechu dwóch gwardzistów. Podniosła się z miejsca tak jak i Asim, ministrowie również. Cóż się stało, że szukają jej wieczorem, już po zachodzie słońca?
- Co się stało?- zapytała, a mężczyźni w granatowych płaszczach stanęli przed nią i skinęli głowami, a później spojrzeli w oczy.
Gwardia zawsze to robiła. Oni zawsze patrzyli w oczy.
- Pani, przybył posłaniec.
Zamarła.
Jej klatkę piersiową ogarnęło przerażające gorąca, które w jednej chwili rozprzestrzeniło się na całe ciało.
Spojrzała za gwardzistów. Tuż przy schodach stał ten sam człowiek, który przyniósł wiadomość o nadejściu wojny. Patrzył w dół.
Szybko minęła strażników i podeszła do posłańca. Złapała go za ramionam, zmuszając do spojrzenia w swoje oczy, co niepewnie zrobił.
Nie wolno dotykać kobiety pana.
- Żyje?- zapytała szybko- powiedz mi, że żyje.
- Tak, pani.
Po tych słowach usiadła na marmurowej balustradzie, chowając twarz w dłoniach. Chciała głęboko oddychać, ale nie mogła złapać tchu.
Żyje.
Po czterech miesiącach wie, że on żyje.
Asim podszedł do niej i położył głowę na jej kolanach.
- Żyje- powiedziała cicho- żyje- powtórzyła- żyje, żyje...
Minister i zarządcy szybko znaleźli się obok, pytając posłańca o to co tylko mógł im powiedzieć.
Ten jednak nie odezwał się słowem.
- Żyje- powtórzyła bezgłośne.
- Pani- odezwał się do niej.
Podniosła oczy, w których każdy z nich mógł zauważyć formujące się łzy.
Żyje.
Posłaniec zwrócił się do niej i przyklęknął przed nią na prawe kolano, pochylając głowę. Wyciągnął zza pasa czarny zwój. Chwycił za końce i wysunął w jej stronę.
Patrzyła na czarną wiadomość.
- Nie, ja...
- Pani powiedział: 'tylko dla jej oczu'
Słysząc to wyciągnęła drżące dłonie i odebrała od niego zwój. Wstała i nic już nie mówiąc wróciła do swojej komnaty. Ale kiedy tylko przekroczyła próg, zatrzymała się.
Wyszła i skierowała się na schody na samym końcu korytarza. Weszła piętro wyżej i stanęła przed strażą stojącą przed wejściem do jego komnat. Mężczyźni nie podnosząc głową otworzyli przed nią drzwi.
- Dziękuję- powiedziała cicho i weszła do środka. Podeszła do stołu, przy którym zawsze siedział zagłębiony w czytaniu ważnych dokumentów dotyczących kraju. Zapaliła trzy świece, po czym zgasiła ogniwo i usiadła w jego fotelu.
Czuła jego zapach.
Otworzyła czarny zwój i wyjęłam zwinięty w rulon pożółkły papier. Na złączeniu widniała pieczęć w kolorze krwistej czerwieni.
Róża w towarzystwie kolców.
Herb jego kraju.
Przełamała pieczęć i rozwinęła list.
On miał nadzieję, że już go ma. Że mimo wszystko posłaniec dotarł do pałacu.
- Nad czym myślisz?- zapytał Husam, siedząc w fotelu obok niego.
Spojrzał na swój kielich, niemal pusty.
- Nad tym, czy dostała mój list- przyznał cicho i opróżnił naczynie.
- Na pewno tak- skinął głową- co w nim napisałeś?
- Wszystko.
A ona właśnie w tej chwili przeczytała początek.
'Zahrah... moja najdroższa Zahrah...
CZYTASZ
HIS LAW || Zayn Malik
FanfictionWiele było pięknych kobiet. Miał je wszystkie. Miał, władał, posiadał. Złoto, jedwab, diament, stal. Śpiew słowika. Wiele oczu go widziało. Wszystkie należały do niego. Patrzyły z uwielbieniem. Tak jak im kazano. Patrzyły, z głową pochyloną. Któż...