109. 'Wiadomość'

4.4K 725 100
                                    

Po czterech miesiącach od jego wyjazdu przestała zauważać, że zmieniło się cokolwiek. Przestała przysłuchiwać się rozmowom, które co wieczór miały miejsce na głównym tarasie. To właśnie tam minister, który został w palacu spotykał się z ludźmi, którzy oprócz pana w nim mieszkali. Byli to zarządcy kuchni, porządku, straży i wielu innych.
A ona stojąc taras wyżej starała się usłyszeć cokolwiek. Jakąkolwiek wieść ze wschodu. Choć nie bardzo było słychać ich rozmowy, ona stała tam co noc, odkąd zaczęła znów wychodzić z komnaty.
Dzisiejszej nocy tego nie zrobiła. Przeszła powoli ku schodom na dziedziniec. Nie chciała już nic więcej słyszeć. Schodziła po schodach, kiedy...
- Pani...
Zatrzymała się natychmiast i uniosła głowę w górę. Z największego tarasu patrzył na nią chudy minister. To właśnie on został w palacu w jego imieniu, z czego niesamowicie się ucieszyła. Nie zniosłaby na jego miejscu ministra Tartaru...
Przemknęła ślinę.
- Pozwól proszę- skinął głową, a ona marszcząc brwi chwyciła w palce materiał jasnej zielonej sukni i weszła z powrotem na taras. Minęła kolumny i przeszła do niskiej marmurowej balustrady, gdzie przy niskim, ale bardzo dużym stole siedzieli zarządcy. Kiedy tylko ją zobaczyli podnieśli się z miejsc, złączyli dłonie za plecami i skinęli głowami.
Zdziwiona uniosła brwi.
- Czy zechcesz pani do nas dołączyć?- zapytał spokojnie, na co jeszcze bardziej się zdziwiła.
- Czy powinnam?- zapytała- jestem tylko kobietą-mówiąc to uniosła wyżej podbródek- nie wiem czy mogę. Poza tym, nie jestem panią.
- Jesteś kobietą sułtana, pani- powiedział- my to wiemy. I należy nazywać cię panią.
- Ja nie...
- Wybacz mi proszę, że przerywam, ale pan wiele razy pokazał wobac nas jak bardzo Cię szanuje- skinął głową przed nią- nie jesteś więc dla niego jedną z wielu.
Uchyliła usta.
- Nie rozumiem tego kraju- mruknęła pod nosem i usiadła na specjalnych poduszkach. Oni zajęli miejsca i musiała przyznać, że poczuła się nieswojo.
A Asim gdzieś zniknął...
Rozejrzała się powoli, spojrzała z góry na dziedziniec i ogród, ale tam go nie było.
- Coś nie tak?- zapytał spokojnie minister.
- Nie, tylko...- pokręciła głowę nadal szukając wzrokiem tygrysa- Asim!- zawołała w końcu.
Wszuscy siedzący z nią przy stole mężczyźni pobledli.
Nie minęła dłuższa chwila, a kot pojawił się przy schodach. Odwróciła się w jego stronę i wyciągnęła rękę.
- Chodź do mnie- odezwała się cicho, a zwierzę znalazło się obok niej niemal natychmiast.
Mężczyźni cofnęli się w tył.
Tygrys zaś wtulił łeb w jej szyję i mruknął nisko, po czym położył się za jej plecami, ale głowę ułożył na jej kolanach.
Odetchnęła.
- Wybacz, że zadaję to pytanie, pani- odezwał się zarządca- ale czy...
- Czy on mnie nie przeraża?- dokończyła za niego, na zo zamknął usta i skinął głową- nie. Wiem, że mnie nie skrzywdził.
- Może skrzywdzić kogoś innego.
- Jeśli ja nie chcę niczyjej krzywdy, od też nie- zapewniła i ułożyła na jego głowie obie dłonie, wsuwając palce w szorstką sierść.
- To niebywałe- odezwał się inny, kręcąc głową.
- Co takiego?
- To jak zmieniła się jego natura przy tobie. Jak to zrobiłaś?
- Jestem dla niego dobra- wzruszyła ramieniem- Więc teraz ja chcę o coś zapytać.
- Proszę, pani.
- Nie jestem panią- mruknęła zrezygnowana- dlaczego mnie tutaj poprosiłeś?- zwróciła się do ministra.
Stary człowiek uśmiechnął się.
- Każdy wieczór spędzasz sama od czterech miesięcy- powiedział spokojnie- chciałem to zmienić.
- Więc dziękuję- skinęła głową.
- Nie masz za co dziękować- pokręcił spokojnie głową- czy wiesz, że minął już rok, odkąd tu jesteś?
Otworzyła szeroko oczy.
- Naprawdę?- zdziwiła się.
Ten czas, który spędziła razem z nim zdawał się teraz być jak wieczność. Jakby zawsze tam z nim była.
- Tak, a...
- Pani...
Odwróciła natychmiast głowę słysząc podniesiony głos. Po schodach na główny taras weszło w pośpiechu dwóch gwardzistów. Podniosła się z miejsca tak jak i Asim, ministrowie również. Cóż się stało,  że szukają jej wieczorem, już po zachodzie słońca?
- Co się stało?- zapytała, a mężczyźni w granatowych płaszczach stanęli przed nią i skinęli głowami, a później spojrzeli w oczy.
Gwardia zawsze to robiła. Oni zawsze patrzyli w oczy.
- Pani, przybył posłaniec.
Zamarła.
Jej klatkę piersiową ogarnęło przerażające gorąca, które w jednej chwili rozprzestrzeniło się na całe ciało.
Spojrzała za gwardzistów. Tuż przy schodach stał ten sam człowiek, który przyniósł wiadomość o nadejściu wojny. Patrzył w dół.
Szybko minęła strażników i podeszła do posłańca. Złapała go za ramionam, zmuszając do spojrzenia w swoje oczy, co niepewnie zrobił.
Nie wolno dotykać kobiety pana.
- Żyje?- zapytała szybko- powiedz mi, że żyje.
- Tak, pani.
Po tych słowach usiadła na marmurowej balustradzie, chowając twarz w dłoniach. Chciała głęboko oddychać, ale nie mogła złapać tchu.
Żyje.
Po czterech miesiącach wie, że on żyje.
Asim podszedł do niej i położył głowę na jej kolanach.
- Żyje- powiedziała cicho- żyje- powtórzyła- żyje, żyje...
Minister i zarządcy szybko znaleźli się obok, pytając posłańca o to co tylko mógł im powiedzieć.
Ten jednak nie odezwał się słowem.
- Żyje- powtórzyła bezgłośne.
- Pani- odezwał się do niej.
Podniosła oczy, w których każdy z nich mógł  zauważyć formujące się łzy.
Żyje.
Posłaniec zwrócił się do niej i przyklęknął przed nią na prawe kolano, pochylając głowę. Wyciągnął zza pasa czarny zwój. Chwycił za końce i wysunął w jej stronę.
Patrzyła na czarną wiadomość.
- Nie, ja...
- Pani powiedział: 'tylko dla jej oczu'
Słysząc to wyciągnęła drżące dłonie i odebrała od niego zwój. Wstała i nic już nie mówiąc wróciła do swojej komnaty. Ale kiedy tylko przekroczyła próg, zatrzymała się.
Wyszła i skierowała się na schody na samym końcu korytarza. Weszła piętro wyżej i stanęła przed strażą stojącą przed wejściem do jego komnat. Mężczyźni nie podnosząc głową otworzyli przed nią drzwi.
- Dziękuję- powiedziała cicho i weszła do środka. Podeszła do stołu, przy którym zawsze siedział zagłębiony w czytaniu ważnych dokumentów dotyczących kraju. Zapaliła trzy świece, po czym zgasiła ogniwo i usiadła w jego fotelu.
Czuła jego zapach.
Otworzyła czarny zwój i wyjęłam zwinięty w rulon pożółkły papier. Na złączeniu widniała pieczęć w kolorze krwistej czerwieni.
Róża w towarzystwie kolców.
Herb jego kraju.
Przełamała pieczęć i rozwinęła list.
On miał nadzieję, że już go ma. Że mimo wszystko posłaniec dotarł do pałacu.
- Nad czym myślisz?- zapytał Husam, siedząc w fotelu obok niego.
Spojrzał na swój kielich, niemal pusty.
- Nad tym, czy dostała mój list- przyznał cicho i opróżnił naczynie.
- Na pewno tak- skinął głową- co w nim napisałeś?
- Wszystko.
A ona właśnie w tej chwili przeczytała początek.
'Zahrah... moja najdroższa Zahrah...

HIS LAW || Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz