78. 'Odkrycie sekretu'

6.4K 906 199
                                    

Weszła powolnim krokiem do komnaty i uniosła minimalnie podbrudek.
Jesteś Zahrah...
Wszyscy zaproszeni goście patrzyli z szokiem wypisanym na twarzy na piękną panią, która przyszła jako ostatnia.
Kobiety patrzyły z nutą zazdrości. Mężczyźni z zachwytem nad urodą.
On patrzył.
Patrzył i widział słodką perfekcję, którą miał przed sobą.
I uśmiechnął się unosząc lekko kącik ust. Bo patrzyła tylko na niego. Patrzyła mu w oczy i nie myślała nawet by choć spróbować to ukryć przed kimkolwiek. Po prostu patrzyła tak jak miała w zwyczaju patrzeć. Zawsze. Odkąd tu przybyła.
Szła powoli ubrana w piękną zdobioną złotymi haftami suknię z długim szałem zarzuconym z tyłu na ramiona.
Miała na sobie krwistą czerwień.
Jedwab kupiony na bazarze.
To z niego prosiła uszyć suknię na ten dzień. Bo wiedziała, że jest wyjątkowy, tak jak i ten dzień był wyjątkowy dla niego.
Patrzył na jej twarz.
Miała kolczyki.
Dwa złote kolczyki w kształcie płaskich kół.
Cieszył się moc widzieć ją taką. I znów czuł się panem, no miał to co najpiękniejsze.
Ale co myśleli ludzie?
Jak śmie?
Dlaczego unosi głowę?
Jest kobietą, winna jest posłuszeństwa i okazania szacunku wobec pana i zaproszonych gości. Wobec obecnych tu mężczyzn. A ona bezprawnie unosi swe spojrzenie.
Nie widzieli jeszcze dokładniej barwy jej tęczowek.
Ale dlaczego on pozwala jej na uniesienie wzroku?
Zatrzymała się kilka kroków przed nim i splotła razem dłonie.
Dlaczego nie podejdzie do kobiet z haremu?
Kim że ona jest by przychodzić jako ostatnia? Kim jest by patrzeć w oczy pana?
Skinęła minimalnie głową.
- Jestem- odezwała się cicho- tak jak chciałeś.
Jak śmie zwracać się do niego wprost?
A on tylko wyciągnął do niej dłoń.
Zmarszczyła brwi i podeszła do niego powoli, a on... uniósł jej dłoń do swoich ust i ucałował jej wierzch. Nieprzerwanie patrzył w jej zdezorientowane tęczówki.
Przez tłum przeszedł cichy pogłos zdumienia.
Kim ona jest...
Jeden z przybyłych to wiedział. Tylko jeden. I to ten, który nie powinien.
Skinął lekko głową i wprowadził ją na podwyższenie.
- Możemy zaczynać- powiedział do Husama, a ten skinął głową i klasnął w dłonie.
Usiadł na przygotowanych poduszkach ciągnąc ją za sobą. Zajęła więc miejsce obok niego. Nadal zdziwiona.
A ta druga powstrzymywała siłą drżenie podbródka. Powstrzymywała formujące się w oczach łzy.
Dlaczego ona jest obok niego?
Dlaczego on trzyma ją przy sobie? Dlaczego chwycił ją za rękę. Dlaczego pokazał, że jest dla niego ważna? Dlaczego to ona jest tam gdzie on, dlaczego jej na to pozwolił?!
To ona dała mu siebie, to ona go kocha! Ona jest z nim od dawna, od lat! Dlaczego ją lekceważy?!
Zagryzła wargę, a chwilę później jej twarz wyrażała już tylko czystą obojętność.
A w głowie stworzył się kolejny plan...
Drzwi otworzyły się ponownie.
Aż odchyliła się lekko w tył, kiedy do sali wbiegli młodzi mężczyźni, każdy w granatowych spodniach i bez koszuli. Było ich ośmiu trzymających pochodnie, których końce​ płonęły. Zatrzymali się tworząc okrąg i upili łyk z małej buteleczki, którą trzymał każdy z nich. Później dmuchnęli w palący się koniec cały czas obracając pochodnię tworząc przed sobą ognistą tarczę. Zaczęli krążyć po komnacie wykonując przeróżne figury używając pochodni i rosnącego płomienia.
Nie mogła się nadziwić.
Ale w głowie cały czas miała jedno pytanie.
Co ona tu robi?
Wszyscy podziwiali igrających z ogniem mężczyzn, a do komnaty weszła jeszcze czwórka, która żąglowała kolorowymi kulami. Wymieniali je przerzucając między sobą i uśmiechali się przy tym do wszystkich zgromadzonych. Podobało się jej to.
Pokaz trwał dość długo, a kiedy mistrzowie zakończyli, pokłonili się i odeszli, a do komnaty weszli słudzy z tacami pełnymi owoców i innych drobnych przysmaków. Najpierw podeszli do niego i do niej, kładąc przed nimi złote tace i półmiski, a także dzbany z winem.
Napełnił oba kielichy i uniósł swój prezentując go wysoko. Goście zrobili to samo i pochylili głowy, po czym każdy z nich upił łyk.
Spojrzała na swój kielich.
Zauważył wąchanie w jej tęczówkach i złapał ją za dłoń, co nie umknęło uwadze zgromadzonych. Czuła na sobie spojrzenie zimnych oczu, ale... coś jeszcze nie dawało jej spokoju. Miała dziwne przeczucie. Coś, co zwiastowało... powrót do przeszłości.
Nie odezwała się. Chciała poczekać na moment, w którym będzie mogła zrobić to bez skrępowania. Teraz nie miała takiej możliwości, wszystkie kobiety na nią patrzyły. I nie tylko one.
Spojrzała na misę pełną winogron.
Dlaczego nie?
Jeśli nie miała nic do powiedzenia właśnie w tej chwili po prostu zaczęła urywać po jednym owocu i zjadać.
On wstał.
Zaczął coś mówić w języku, którego nie rozumiała.
- Husam?- szepnęła cicho do mężczyzny, który siedział po jego lewej stronie.
Zmarszczył brwi i przeniósł na nią wzrok.
- Co ja tu robię?- zapytała wkładając do ust kolejny owoc- dlaczego jestem właśnie w tym miejscu?- mruknęła szeptem.
Uśmiechnął się tylko.
- Nie mnie powinnaś o to zapytać- pokręcił minimalnie głową.
Westchnęła cicho i ugryzła owoc jeszcze raz.
On znów zajął swoje miejsce.
A ona zauważyła, że kobiety, które wsześniej siedziały obok zarządców już nie były przy nich. Zarządcy siedzieli osobności. Ich żony również.
Zmarszczyła brwi.
- Zayn?- szepnęła, a on spojrzał na nią- dlaczego one...
- Takie jest prawo, Zahrah- odpowiedział cicho- kobiety ucztują osobno. Ich mężowie również.
Zmarszczyła brwi.
- Ja nie jestem twoją żoną- mruknęła cicho- ale mimo to powinnam...
- Być przy mnie- dokończył za nią.
- Siedzieć tam gdzie one- dyskretnie wskazała głową na harem.
On swoją zaprzeczył.
- Być przy mnie- powtórzył tylko.
Po skończonym posiłku, który w jej przypadku składał się właśnie z winogron wszyscy wstali. Nie wiedziała co to znaczy, ale również podniosła się z miejsca.
Wystawił jej ramię.
Ujęła je delikatnie i razem z nim skierowała się do drugiego wyjścia po przeciwnej stronie sali. Straż otworzyła drzwi, a oni wyszli wprost do ogrodów.
Tam czekał na nich kolejny posiłek i muzyka. Uśmiechnęła się słysząc słodkie nuty harfy. Usiadła pod dużym namiotem gdzie wskazał jej miejsce i tym razem złapała w dłoń miseczkę suszonych daktyli.
Znów nie rozumiała co mówił, a gdy zjadła odłożyła półmisek i podniosła wzrok.
Spojrzała prosto w zimne tęczówki.
A ta... uśmiechnęła się.
Ale ten uśmiech mówił tylko jedno.
Odwróciła wzrok unosząc wyżej głowę i wyłapała spojrzenie Husama. On też wiedział, że coś jest nie tak.
I w tej chwili zobaczyła tygrysa u szczytu schodów prowadzących na główny taras.

HIS LAW || Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz