13. 'Zasady nie do przyjęcia'

10.3K 811 70
                                    

Dużo myślał o tym, co mu powiedziała. Nic z tego nie mógł zrozumieć, przy rozmowie z nią starał nad sobą panować, mówić spokojnie, ale kiedy tylko wyszedł z jej komnat ogarnął go gniew i złość. To co mówiła, to w jaki sposób się do niego odnosiła... nie będzie na to pozwalał. Tak przynajmniej sobie postanowił.
Tak.
Tak będzie.
To on jest panem, dlaczego miałby słuchać słów kobiety? I to kobiety, która w żadnym wypadku nie zachowuje się tak jak powinna. Kobieta musi być spokojna, uniżona, pogodna jak letnie niebo. Tymczasem ona jest jak ocean. Piękna, ale podczas sztormu szalona.
Ba taka właśnie była dla niego.
Szalona.
Jak miałby ją nazwać inaczej?
Mówi, że nie boi się bólu, wrażenia nie wywiera na niej wizja śmierci. Nie ceni sobie złota, nie widzi wartości, za nic ma bogactwo. Jaka zatem jest, jeśli nie szalona?
Westchnął głęboko, siedząc w swoim zdobionym złotem, purpurowym fotelu przy oknie.
Słuchał śpiewu słowika.
Jak mówiła, wrócił i śpiewał dla niego. Każdego wieczoru. Kazał więc usunąć złotą klatkę, pozostawił tylko złoty półmisek z ziarnem.
I tak siedział i myślał o dziwnych, pięknych oczach Zahrah, która była dla niego tajemnicą. Była jego pochmurnym niebem, wzburzonym oceanem, szaloną i dziwną burzą, bez imienia, ale przy tym tak intrygującą.
Nigdy wcześniej nie spotkał takiej kobiety.
*
Pierwszy raz od dawna pozwolono jej wyjść do ogrodu.
Zgodził się na to.
I tak oto ubrana w długą, zwiewną suknię koloru turkusu szła wzdłuż krzewów ozdobnych i podziwiała ich różnorodne kwiaty. A kwiatów było mnóstwo, piękne wszystkie i każdy z osobna wyjątkowy jak żaden inny przed nim.
Nagle zobaczyła przed sobą kobietę.
Kobietę o oczach tak zimnych jak otchłań oceanu, tak ciemnych jak niebo nocą. Patrzyła na nią z pogardą, jak zawsze, uniosła głową wysoko i odwróciła się, idąc w drugą stronę. Nie interesowało ją dokąd idzie. Wiedziała, że to jedna z tych, które widzą w nim nic innego tylko żywy cud. Przeszła jeszcze kawałek i podeszła do niej Amina.
- Coś się stało?- zapytała natychmiast, a dziewczyna zaprzeczyła ruchem głowy.
- Nie- powili podniosła wzrok, nie wiedziała, czy może, ale widząc jej uśmiech, uniosła wyżej głowę patrząc w dziwne oczy- chciałam zapytać, czy niczego nie potrzebujesz.
- Nie- uśmiechnęła się jeszcze raz- dziękuję, że pytasz. Ale wiesz, chętnie bym z kimś porozmawiała.
- O czym chcesz porozmawiać, pani? To znaczy... p-przepraszam- skuliła się natychmiast.
Nie wykonała rozkazu.
- Nie, nic się nie stało- podeszła do niej i chwyciła delikatnie policzki dziewczyny- spokojnie, nie bój się, to nic złego- uśmiechnęła się, żeby dodać jej trochę otuchy- chodź, opowiesz mi trochę i tym dziwnym kraju- powiedziałam i skierowała się do fontanny, gdzie usiadła na marmurze. Mulatka nie bardzo wiedziała co z sobą zrobić. 
Nie może usiąść, pani jej nie pozwoliła.
A jeśli ktoś zobaczy?
- Usiądź ze mną- poprosiła lekko zdziwiona, że dziewczyna od razu tego nie zrobiła.
- J-ja, nie powinnam, przepraszam. Może poprawię twoje włosy?- zaproponowała cicho.
- Um, dobrze- mruknęła jedynie i odwróciła się do niej bokiem- może mogłabyś mi je sipąć? Są bardzo długie, jest ciepło, przeszkadzają mi.
- Nie mogę. To znaczy... powinnaś nosić włosy wolno.
Wolno? Dlaczego?
- Dlaczego? Ty nosisz spięte- powiedziała i odwróciła się do niej.
- Ja jestem służącą. Służące nie mogą nosić wolno włosów. Ten przywilej mają tylko wysoko urodzone i ważne kobiety, a ty jesteś kobietą sułtana.
- Nie chcę nią być- westchnęła- zepnij je, proszę. Zapleć w cokolwiek.
- Jeśli tego chcesz... ale pan nie będzie zadowolony- szepnęła i zaczęła przeczesuwać jej długie falowane włosy, koloru ciemnego piasku.
Nie wiedziała, że on patrzy.
A on nie rozumiał tego, dlaczego rozmawia ze zwykłą służącą, jak z równą sobie.
I dlaczego chce zapleść swoje włosy?
Dlaczego, Zahrah?
- Czy w tym kraju kobieta może powiedzieć mężczyźnie to, co chce powiedzieć?- zapytała.
- Nie. Kobieta musi uważać, czy to, co chce powiedzieć nie urazi mężczyzny, czy nie podważy jego autorytetu. Nie można mówić tego co się chce- powiedziała, jakby to było oczywiste.
- A jeśli mężczyzna nie ma racji? Co wtedy?
- Mężczyzna zawsze ma rację.
Zmarszczyła brwi.
Dlaczego?
Przecież każdy się myli.
- A jeśli nie? Kobieta musi pozwolić na jego błąd?
- Mężczyzna nie popełnił błędów- pokręciła głową- błąd może zrobić jedynie kobieta, jeśli źle myśli o mężczyźnie. Tak nie wolno.
- Nie rozumiem tego kraju- westchnęła- powiedz mi coś o sobie- poprosiła, patrząc na na kwiat lilii.
- Ja? Ja nie jestem godna twojej uwagi, pani... przepraszam- poprawiła się.
- Nic nie szkodzi- pokręciła lekko głową. Nie chciała psuć tego nad czym Mulatka cały czas pracuje- a jeśli chcę wiedzieć? Powiedz jak wygląda twoje życie?
Dlaczego ją o to pyta? Dlaczego ją to interesuje?
- Moje życie różni się od twojego. Urodziłam się w mieście, blisko granicy. To bardzo daleko od pałacu. Moi rodzice nie mieli pieniędzy na utrzymanie mnie i mojego rodzeństwa, więc oddali mnie to pałacu, kiedy skończyłam szesnaście lat.
- Oddali cię?
Poczuła niemiły skurcz w brzuchu.
Oddali ją...
- Dlaczego?
- Będąc tutaj mogłam mieć życie na jakie oni nie mieli szans. Mam gdzie spać, co jeść. Tam nie miałam nawet własnego łóżka, czy ubrań. Tutaj jest teraz mój dom.
- A twoja rodzina? Co z nimi?
Czarnowłosa przygryzła wargę.
- Mój brat został skazany za kradzież, zgodnie z prawem odcięto mu prawą dłoń.
Natychmiast odwróciła się do niej z szokiem wymalowanym na twarzy.
- Co ty mówisz?- zapytała nie wierząc w to co słyszy.
- Tak się karze za kradzież. Zrobił źle, więc został ukarany- dziewczyna znów chwyciła za jej kosmyki, więc odwróciła się do niej plecami.
- Co było dalej?
Bała się pytać, ale ciekawość wzięła górę.
- Później zachorował, wdało się zakażenie- jej głos był zadziwiająco spokojny- zmarł- powiedziała cicho.
Ta przełknęła ślinę.
- Później moje siostry zostały sprzedane do domu uciech.
- Sprzedane?- zapytała martwym głosem.
'Kobiety mają bardzo dużą wartość, jeśli są piękne. Wtedy można je drogo sprzedać'
On tak mówił.
- Czy twoje siostry były piękne?- zapytała.
- Tak. Bardzo piękne. Dlatego były w domu rodziców długo. Zostały sprzedane jak miały po dziewiętnaście lat. Dzięki nim, rodzice stali się bogaci. Ja nie byłam piękna, więc zostałam oddana do pałacu, bez zapłaty- powiedziała.
- Dlaczego? Ja uważam, że jesteś bardzo piękną kobietą- spojrzała na nią z uśmiechem.
- To ty masz ten dar- powiedziała- mnie nie został on dany.
- Nieprawda- pokręciła lekko głową- jesteś piękna. Ja to widzę.
- To imiona świadczą o tym, jacy jesteśmy. Moje imię nie mówi o mojej urodzie.
- Amina? Więc co znaczy?
- Znaczy wierna. Nie piękna.
- Każde imię coś znaczy?
- W naszym języku, tak- skinęła głową i zapletła ostatnie pasmo. Poprawiła jeszcze raz wszystko dokładnie i stanęła przed nią- skończyłam- skłoniła się lekko.
Odwróciła głowę i spojrzała na swoje odbicie w tafli wody. Nie wiele widziała, ale podobało jej się. Całą szyję i kark miała odsłonięty.
- Bardzo ci dziękuję- uśmiechnęła się szczerze, patrząc na dziewczynę.
Uśmiechasz się, moja Zahrah...
Dlaczego przy nim się nie uśmiecha? On jest przecież jej panem, dlaczego pokazuje swój uśmiech przed zwykłą służącą?
Nie chciał, aby nosiła swoje włosy spięte, splecione. Nie chciał ich takich oglądać. Chciał widzieć ich piękno.
Lecz przyznać musiał, że splecione w cudny kwiat, również pokazują piękno.
- Usiądź, proszę- wskazała na miejsce obok siebie. Dziewczyna niepewnie usiadła i złączyła dłonie razem- bardzo mi się podoba- chwyciła delikatnie za jej dłoń.
- Cieszę się- o dziwo patrzyła w jej oczy- czy mam mówić dalej?
- Tak, mów proszę.
- Po tym jak moje siostry zostały sprzedane już ich nie widziałam. Nie wolno. Nie widziałam też rodziców, ale wiem od pewnego człowieka z bazaru, że umarli na zarazę. Mnie nie wolno opuszczać pałacu bez zgody sułtana. A nie mam po co wracać tam, gdzie kiedyś mieszkałam. Nie wiem nawet czy dom jeszcze tam jest- powiedziała.
Patrzyła na nią i nie mogła zrozumieć. Dlaczego życie jest takie niesprawiedliwe? Dlaczego ten kraj taki jest?
Nie myśląc wiele, przytuliła ją do siebie. Ona też to zrobiła, kiedy ta tego potrzebowała. Dziewczyna zamknęła oczy i poczuła dziwne ciepło. Czuła się dobrze w jej towarzystwie.
- Mogę teraz ja o coś zapytać?- dość niepewnie podniosła wzrok.
- Tak, pytaj- skinęła głową.
Dlaczego uchyli głowy służącej, a przed nim patrzy z góry?
Jak śmiesz?!
- Jakie jest twoje imię?
Spuściła wzrok, a uśmiech zniknął z jej twarzy. Nie może jej tego powiedzieć.
- P-przepraszam- powiedziała natychmiast- wybacz, nie powinnam była o to pytać- spuściła wzrok i chciała wstać, ale chwyciła ja za ramiona.
- Nic się nie stało- pokiwała głową z lekkim uśmiechem- to ty mi wybacz, ale nie mogę ci powiedzieć- westchnęła- chciałabym, ale wiem, że jeśli sułtan cię o to zapyta, powiesz mu. Nie winię cię za to, tutaj to twój obowiązek wobec niego. Ale nie chcę, żeby ktokolwiek znał tutaj moje imię.
Odwrócił się i odszedł.
Jak może tak mówić o nim?
Nie będzie tego tolerował.
- Rozumiem- skinęła głową.
Spojrzała na jej prawy policzek. Nie zauważyła tego wcześniej, ale teraz dobrze widziała, podróżny jasny ślad biegnący od kości policzkowej, prawie do brody.
- Co ci się stało?- zapytała o dotknęła delikatnie jej skóry na policzku, ale dziewczyna odsunęła się.
- To nic. Nie zajmuj sobie tym głowy, proszę- powiedziała jakby zawstydzona, patrząc na swoje ręce.
Chwyciła jej twarz w dłonie i lekko uniosła do góry, pocierając kciukiem policzki.
- Powiedz mi, proszę.
Dziewczyna patrzyła przez chwilę w jej oczy.
- Popełniłam błąd. To tylko i wyłącznie moja wina. Zdenerwowałam panią i wymierzyła mi karę.
- Uderzyła cię- stwierdziła, a ta skinęła głową zawstydzona- co takiego zrobiłaś?
- J-ja... wylałam wino na suknię pani. To źle. Pani się zdenerwowała.
I za to cię uderzyła?
- Jak ma na imię ta pani, o której mówisz?
- Pani Dżamila.
I już wiedziała, że to ta sama kobieta, która patrzyła, kiedy ją bito. Ta, która dzisiaj widziała.
Ta, która go kocha, za to im jest.
*
Znów nie mogła spać.
I znów patrzyła na ocean. Ale widziała tylko dwa zimne szafiry.
'Szafiry zaś granatowe'- powiedział.
Nagle jej uwagę zwróciła para strażników idąca zadaszonym korytarzem, otoczonym kolumnami.
I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że prowadzili kogoś.
Dziewczynę.
Mimo tego, że szła z pochyloną głową, mimo ciemności nocy i wątłego światła rzucanego przez księżyc, poznała ją.
To ona zapletła jej włosy w piękny kwiat...

HIS LAW || Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz