59. 'Głos sprzeciwu'

7.1K 917 89
                                    


Czuła się źle. Nie mogła wystawać z loża, bo medyk jej tego zabronił, a nawet kiedy chciała się podnieść, Amina skutecznie jej to uniemożliwiała mówiąc, że o wszystkim dowie się on.
Tego obawiała się najbardziej.
Od całego zajścia minął tydzień, a on zrobił się dziwny przez ten cały czas. Nie przychodził do niej. Po tym wszystkim co mu powiedziała, po tym jak zdecydowała się wyznać mu swoje myśli on... zostawił ją z mini samą.
- Ja podam, proszę nie wstawaj- powiedziała, kiedy chciała sięgnąć po mały kielich na płaskiej nóżce. Po prostu chciało się jej pić.
Westchnęła zrezygnowana, kiedy mulatka wstała i szybko obeszła łóżko.
- Amina, ja nie umieram- przewróciła oczami- chciałam tylko...
- Tak, ja rozumiem, ale nie chcę, żeby stała ci się krzywda- przerwała jej cicho.
Spojrzała w dół, a jej warga zadrżała.
Spojrzała na nią w szoku.
- Amina...
- Tak bardzo się o ciebie bałam- powiedziała ze łzami w oczach, kręcąc głową- ja wiem, że cierpisz, wszystko widzę- podniosła wzrok chcąc spojrzeć w jej dziwne tęczówki- widzę jak łapiesz się za bok, próbując się podnieść, jak krzywisz się z bólu, bo zapomnisz o tym, że nie możesz wstać. Nawet, kiedy leżysz czujesz ból, marszczysz brwi, kiedy chcesz się obrócić, przesunąć... Boli cię, ale nie chcesz nikogo martwić. Dlatego powiedziałaś, że wszystko jest w porządku, kiedy przyszedł tu Husam. Ale ty tylko udajesz szczęśliwą. Cierpisz- powiedziała cicho i rozpłakała się na dobre.
Nie wiedziała co ma na to odpowiedzieć. Nie miał pojęcia o tym, że mulatka zna ją tak dobrze.
- Nie płacz, proszę, nie warto- powiedziała i siłą podniosła się do siadu.
- Nie możesz...
- Cicho- mruknęła i objęła ją ramionami, przytulając do siebie- proszę cię nie płacz, nie lubię jak ktoś płacze.
- Przepraszam...
- Nie, nie przepraszaj, Amina. Po prostu nie martw się o mnie. Będzie dobrze.
- Ale to tak bardzo boli... Czemu ty? Czemu cię to spotkało?- zapalała żałośnie i przetarła oczy dłońmi- ja nie mogę tego pojąć- pokręciła głową.
- A ja już do tego przywykłam.
- Pani.
Obie podniosły głowy w strona niebieskiego materiału. Mulatka wstała i patrząc w dół ugięła kolana, a następnie usiadła przy niej na łóżku.
Czemu to robi? Jest służącą, powinna stać.
- Husam- uśmiechnęła się lekko.
- Witaj, chciałem zobaczyć jak się czujesz- splótł dłonie za plecami.
- Dobrze...
- Pani nie czuje się dobrze- mulatka powiedziała wstając.
- Amina...
- Boli ją bok, w nocy miała gorączkę, ale nic nie mówi. Przy każdym ruchu widzę, że powstrzymuje się przed pokazaniem słabości- powiedziała patrząc prosto w zdumione, zielone oczy.
Przeniósł na nią wzrok i uniósł brew.
- Dlaczego nie powiedziałaś?- zapytał z wyrzutem- przychodzę codziennie...
- Nie chciałam cię martwić. Nikogo nie chciałam martwić- uniosła wyżej głowę i odwróciła spojrzenie w stronę oceanu.
Wiedział kogo miała w tej chwili na myśli.
- Zostaw nas samych- powiedział patrząc na mulatkę. Skinęła głową i po spojrzeniu w dziwne tęczówki opuściła jej sypialnię.
Westchnął głęboko i spojrzał na nią.
- I co ja mam z tobą zrobić?- zapytał retoryczne podchodząc do niej. Położyła się powoli i zacisnęła szczękę czując ukłucie w boku- widzę, nie ukrywaj tego- upomniał ją, więc objęła się ramionami i zamknęła oczy.
- Co miałam zrobić? Pokazać z nie daję rady? Nie ma mowy.
- Nie musisz nic nikomu udowadniać...
- Muszę- weszła nie słowo- sobie. Na każdym kroku.
- Wiesz, że mu o tym powiem...
- Rób co chcesz, Harry- westchnęła patrząc prosto w granatowy materiał baldachimu.
- Nie chcę go usprawiedliwiać- powiedział- ale wiedz, że dręczą go wyrzuty sumienia za to co cię spotkało...
- Niepotrzebnie.
- Wiesz, że on ciężko znosi jakikolwiek sprzeciw- przerwał jej spokojnie.
- Wiem- westchnęła cicho.
Aż za dobrze....
- Co teraz robi?- zapytała.
- Teraz?- uniósł brew- teraz właśnie rozpoczyna się zebranie rady ministrów.
- Zebranie?- zapytała- czego ma dotyczyć?
- Nie sądzisz, z nie powinnaś się tym interesować?- uśmiechnął się- jesteś...
- Kobietą, wiem. Nie da się nie zauważyć- mruknęła z przekąsem- chce mi się spać- powiedziała nagle.
- Więc nie będę zabierał ci czasu- uśmiechnął się lekko- odpoczywaj, potrzebujesz tego.
- Tak, masz całkowitą rację- przytknęła szybko.
- Do zobaczenia- zmarszczył brwi nieco zdumiony.
Ona przyznała mu rację?
- Miłego dnia, Husam- uśmiechnęła się, a ten skłonił się lekko i wyszedł.
Z bólem podniosła się do siadu, kiedy tylko usłyszała odgłos zamykanych drzwi.
Zsunęła nogi z łóżka i syknęła zaciskając mocno powieki i łapiąc się za ranny bok.
- Co robisz, pani...- spojrzała na stojącą w przejściu Aminę, której oczy biły tylko strachem.
- Muszę się ubrać, pomóż mi- owiedziała cicho i wstała, ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Upadłaby gdyby nie Asim, który szybko podsunął się przed nią, więc i podtrzymał na nogach.
- Błagam cię, nie możesz...
- Amina proszę cię, pomóż mi. Sama nie dam rady- złapała ją za dłoń.
Dziewczynka pokiwała tylko głową. Przez ten czas nauczyła się wiele o niej i wiedziała, że jest przede wszystkim niesamowicie uparta.
On też to wiedział.
Wiedział i nawet w chwili, kiedy czytano listę obecności ministrów nie umiał skupić swojej uwagi na niczym innym jak na jej oczach, które nieprzerwanie pojawiały się w jego zamglonym umyśle.
- To już wszyscy, mój panie- odezwał się wysoki, chudy minister- nikt inny nie zapowiedział swojego przyjścia.
- Dobrze więc, zaczynajmy- skinął głową i spojrzał na leżące przed nim papiery- najpierw kewsia podatków.
- Panie- stary człowiek z siwą brodą podniósł się z miejsca i skinął głową- jak dotąd zebraliśmy połowę. Druga zostanie dostarczona do końca tygodnia, kiedy tylko powrócą poborcy. Myślę, że wszyscy zgodzimy się z tym, że trzeba podnieść następną stawkę.
Podnieść...
Czy tego chciał? Zgadzał się z tym?
- Więc pytam was tutaj, przyjaciele- spojrzał na wszystkich dwunastu posłów siedzących przy prostokątnym długim stole. Na samym środku siedział on.
Naprzeciw drzwi.
- Czy zgadzacie się...
W tej chwili drzwi otworzyły się szeroko.
Sama je otworzyła.
Weszła powoli do sali zebrań, a za nią wszedł tygrys.
Wszyscy spojrzeli na​ nią w szoku.
- Ja się nie zgadzam- powiedziała twardo.
Podniósł się z miejsca nie wierząc w to co widzi.
Jakim cudem...
- Pozwolę sobie zauważyć, że nie bierzecie pod uwagę najważniejszego- powiedziała, patrząc na nich z góry.
Powoli podeszła do krawędzi stołu i stanęła naprzeciwko niego.
Wszyscy spojrzeli na jego twarz. Czekali aż się odezwie, powie cokolwiek.
Nie wypowiedział słowa.
- Czego?- zapytał oburzony poseł..
- Zdania ludzi, których pieniędzmi chcecie rozporządzać. Nie mają nawet szansy wypowiedzenia się przed wami.
W jej oczach widział złość.
Nic, tylko złość.
- Więc po co tu jesteś?- zapytał w końcu, walcząc z samym sobą, by nie podnieść głosu.
Jawnie podważa jego autorytet. I to wobec ważnych zarządców.
- Zrobię to, czego oni nie mogą- wyprostowała się powoli- powiem to co myślę...

HIS LAW || Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz