Był na nią zły.
Dlatego nic nie powiedział, tylko wrócił do swoich komnat, później rozpoczął dzień jak zazwyczaj. Usiadł za stołem i pochłonęły go dokumenty. Aż do południa, kiedy usłyszał pukanie w drewniane drzwi wejściowe do swoich komnat. Podniósł głowę, a do głównej komnaty wszedł pośpiechu jeden z gwardzistów.
- Panie- zaczął zdenerwowany- jesteś proszony na dziedziniec.
Zmarszczył brwi i wstał, w pośpiechu kierując się na korytarz.
- Co się dzieje?- zapytał idąc w stronę głównego tarasu.
- Nie wiem, panie. Przyszli ludzie z miasta. Husam już na ciebie czeka.
Zszedł po szerokich schodach wprost na pokryty marmurową mozaiką dziedziniec, a tam zobaczył Husama w brązowej szacie i czterech mężczyzn.
Ten, który pierwszy nie uznał w nim pana.
I ten, który stracił syna, a uratował jej życie.
I dwóch innych, których widział pierwszy raz.
- Husam- odezwał się i uniósł lekko głowę- co się dzieje?- podszedł do nich.
- Panie- skinął głową- ci ludzie proszą o rozmowę. Sprawa nie wygląda dobrze.
- Słucham was- skinął głową.
- Panie, w mieście panuje zaraza.
Zamarł.
- Jak to możliwe- pokręcił głową.
- Ludzie z dnia na dzień zapadają w sen- powiedział ten, którego dziecko ocaliła- nie mogą się obudzić. Panuje gorączka.
- Jak długo to trwa?
- Niespełna tydzień- dodał drugi z nich- nigdy tego nie widziałem. Ludzie znikają w domach. Później nie wychodzą.
- Ile osób jest chorych?- zapytał.
- Cztery tuziny do wczoraj. Co stało się przez noc, nie wiem.
- Jak to się stało?- zwrócił się do Imada- jak to się stało, że choroba rozprzestrzeniała się w tak szybkim tempie...
- Za pozwoleniem- odezwał się nieznajomy- najprawdopodobniej udało się mam znaleźć źródło zakażenia.
- Więc mów- kiwnął głową.
- To woda.
Co?
- Woda?- Husam otworzył szerzej oczy.
- Są cztery poboczne studnie i jedna główna w centrum miasta- powiedział drugi- wszystkie zatrute.
- Jesteście pewni?- zapytał mulat.
- Rozmawialiśmy z mieszkańcami, pytając skąd pobierali wodę. Zachorowali ludzie z całego miasta. Ktoś zatruł wszystkie studnie.
Nie mógł w to uwierzyć.
- A te pałacowe?- spojrzał na niego Husam- może...
- Nie- pokręcił głową- pałacowe studnie nie są zatrute. Gdyby tak było, zaraza dotarłaby i za mury wież- westchnął- dziękuję, że przyszliście do nie.
- Szukamy pomocy- powiedział ten, który jako pierwszy nie uznał w nim pana- jesteś władcą tego kraju. Więc jesteśmy tu.
Skinął głową i razem z Husamem wszedł szybko po schodach, a następnie kazał zebrać wszystkich ministrów w swoich komnatach. Gdy powiedział im co się stało, zapanowało oburzenie, które miało maskować strach.
- Należy jak najszybciej...
Drzwi się otworzyły.
Kiedy ją zobaczył zacisnął pięści.
Miała na sobie długie, szerokie spodnie, w kolorze złotego brązu, które lekko opinały jej pośladki. Nie miały żadnych zdobień, a przy kostce schodziły się, odsłaniając jej buty. Do tego miała dłuższą bluzkę na grubych ramiączkach, tego samego koloru, której dekolt obszyty był złotą nicią. Przewiązany pas podkreślał jej talię, a ciemniejszy materiał kontrastował z jasna skórą.
- Wracaj do siebie- powiedział patrząc w jej oczy.
- Wiem co się stało- odezwała się i podeszła, stając obok Husama.
- Panie- zaczął znowu minister- trzeba jak najszybciej zamknąć bramy. Nikt nie może się przedostać na teren pałacu, ani za mury pałacowych wież. Nie możemy ryzykować.
Była oburzona słowami, które usłyszała, jednak nie odezwała się.
- Musimy się bronić- dodał inny.
- Trzeba otworzyć główną bramę- powiedział z gniewem Husam- ci ludzie potrzebują pomocy.
- Wtedy zaraza przedostanie się do pałacu. Będziemy zagrożeni.
- Pałacowe studnie nie są zatrute- powiedział zielonooki- nic nam nie grozi.
- Nie wiadomo jak rozprzestrzenia się ta choroba.
- To nie jest teraz ważne, trzeba pomóc mieszkańcom miasta- powiedział już jasne zły.
On się nie odzywał.
- Tylko mężczyźni- odezwał się w końcu minister Tartaru- zakażeni.
- Dosyć.
Wszyscy spojrzeli na pana.
Ona patrzyła na niego cały czas. Wiedziała, że zastanawia się, co ma zrobić. Miał zamknięte oczy i pochyloną głowę.
- Główna brama natychmiast ma zostać otwarta.
- Ale panie...
- Wszyscy mieszkańcy mają zostać wprowadzeni za mury wież. Wszyscy.
- Ale kobiety i dzieci...
- Zwłaszcza- wszedł mu w słowo ostrym głosem- kobiety i dzieci.
A ona szybko się odwróciła i skierowała do drzwi, po czym pchnęła je obiema dłońmi i wyszła na korytarz. Biegiem pokonała drogę na główny taras i stanęła za niską balustradą.
Patrzyła jak Husam w pośpiechu schodzi po szerokich chodach i idzie w stronę głównej bramy. Krzyknął coś do staników, a wrota powoli zaczęły się otwierać. Rozmawiał chwilę z dwójką ludzi, którzy wcześniej rozmawiali też z panem, a ci skinęli głowami i szybko wyszli poza teren pałacu.
Bała się.
Nie chciała patrzeć na cierpienie tak wielu osób.
A on patrzył na nią.
I tylko na nią.
Stał przy wejściu na taras i patrzył na jej figurę.
Musiał to przyznać.
Spodnie idealnie podkreślały jej pośladki.
W niczym nie uwłaszczały jej pięknej postaci.
Westchnął głęboko.
A ona odwróciła się do niego i powoli pokonała dzielącą ich odległość. Wiedziała, że patrzy.
- Jesteś zły?- zapytała otwarcie, obejmując się ramionami.
- Nie- powiedział zgodnie z prawdą- już nie.
- Ale byłeś- uniosła nieco głowę- to tylko spodnie.
- Kobieta nie nosi spodni- przymknął powieki, czując wzbudzającą w nim irytację- ale dobrze już- odetchnął nierówno- niech będzie jak chcesz.
- Podobają ci się?- zapytała.
- Nie podobają- pokręcił głową patrząc na dziedziniec- ale nie odmówię ci, Zahrah. To i tak nie miałoby sensu.
Odwróciła się tyłem do niego. Nie wiedzieć czemu, myślała, że jednak mu się spodoba...
Tuż przed zachodem słońca przez główną bramę płacową zaczęli wchodzić ludzie. Mężczyźni nieśli swoje dzieci, niektórzy nawet żony, które nie miały siły stać na własnych nogach. Wszyscy weszli na marmurowy dziedziniec.
A on stał na schodach razem z przyjacielem i patrzył na swój lud, który cierpiał.
A za nim stali ministrowie.
Dzieci były nieprzytomne, ludzie siedzieli obok siebie, mi mając siły utrzymać głowy w górze.
- Mój panie- odezwał się mężczyzna, który przynosił informacje dla Husama- Zaraza opanowała niemal wszystkich zgromadzonych tutaj. To jest prawie całe miasto.
Nie mógł uwierzyć.
- Są ofiary?
- Jeszcze nie- pokręcił głową.
- Nigdy tego nie widziałem- odezwał się medyk- miną dni, zanim znajdę lekarstwo.
- Nie szukaj lekarstwa- odezwała się, szybko schodząc w dół w ich stronę- lekarstwo jest proste.
- Nie...- zaprotestował, kiedy chciała podejść do chorych ludzi. Husam złapał ją za ramiona- no możesz tam iść.
- Dlaczego?- zapytała oburzona.
- Nie będę ryzykował twojego zdrowia i życia- powiedział twardo.
- Tym ludziom trzeba pomóc- poniosła nieco głos, zwracając tym samym uwagę zgromadzonych na dziedzińcu- potrzebują wody. Tylko wody.
- Nie da się wyleczyć dziesiątek chorych zwykłą wodą- prychnął z kpiną minister- to niedorzeczne.
- Salma...
Patrzyła na niemal nieprzytomną kobietę, opartą o ramię męża.
- Husam, puść... puść mnie!- zaczęła się szarpać.
- Nie pozwolę ci się do nich zbliżyć- zagroził mulat.
- Nic mi nie będzie!
- Nie wiesz tego.
- Wiem doskonale. Ktoś kto przeżył tą chorobę nie zachoruje drugi raz.
I wyrwała się, by następnie podbiec do umierającej mulatki.
CZYTASZ
HIS LAW || Zayn Malik
FanfictionWiele było pięknych kobiet. Miał je wszystkie. Miał, władał, posiadał. Złoto, jedwab, diament, stal. Śpiew słowika. Wiele oczu go widziało. Wszystkie należały do niego. Patrzyły z uwielbieniem. Tak jak im kazano. Patrzyły, z głową pochyloną. Któż...