127. 'Nieobecność i strach'

423 56 2
                                    

Pustka.
Uczucie, którego nigdy nie czuł wypełniało jego serce i umysł. Samotność tak dziwna, tak niespotykana i tak trudna do zniesienia jątrzyła jego klatkę piersiową niczym choroba, która powoli zajmowała całe ciało. Wraz z krwią wypełniała żyły. Paliła jak ogień. Ciało odmawiało posłuszeństwa. Nie przyjmowało wody, ani pokarmu, mięśnie wiotczały bezsilnie. Rana w prawym boku zdawała się przestać istnieć, jakby nigdy nie została zadana. Nie było napoju zdatnego by ugasić pragnienie. Nie było potrawy, która mogłaby zaspokoić ten głód.
Była tylko pustka.
Tak wielka, tak potężna i tak pochłaniająca, że mógłby oddać wszystko próbując ją zapełnić. Wszystko co posiadał w tej chwili, wszystkie jego skarby, bogactwa i własności byłyby żadnej mierze nie wystarczające. Byłyby niczym ziarnko piasku w klepsydrze.
Dni miały, a pusta pogłębiała się z każdym z nich, coraz bardziej pochłaniając jego duszę i umysł.
Nie dbał o głód. Nie dbał o pragnienie. Zmęczone ciało nie mogło przejąć nad nim kontroli.
Bo kontrolę miała tylko ona.
Kobieta, która trafiła do jego kraju ponad dwa lata temu.
Kobieta, która została przyprowadzona przez jego oczy przez Hussama i strażnikówm.
Kobieta, która szarpała się ze strażą, która podnosiła głos na mężczyzn.
Kobieta, w której nie widział nic niezwykłego.
Póki nie spojrzał w jej oczy.
Oczy barwy oceanu. Zielonego błękitu i błękitnej zieleni. Oczy, które patrzyły na niego z pogardą. Z których bił gniew i wyższość. Oczy, które nigdy nie dały mu pokłonu, którego tak bardzo pragnął.
Oczy, które ostatniej wspólnej nocy patrzyły na niego z żarem i uczuciem, którego nigdy nie doświadczył. Oczy, które spoczęły na jego wargach jakby zachęcając do połączenia ich w jedność.
Oczy, w których bursztyn zdawał się tonąć i ani na myśl mu nie przyszło, by błagać o tlen.
Kiedy to się zmieniło?
Kiedy potrzeba pokłonu ustąpiła miejsca potrzebie znacznie głębszej i ważniejszej?
Kiedy Pani o dziwnych oczach stała się dla niego tak ważna?
Teraz, gdyby tylko stała przed nim bez namysłu zgiąłby przed nią kolano.
Przed swoją Panią.
Zahrah.
Zacisnął pięści na marmurowej białej balustradzie balkonu i patrzył na dziedziniec. Jakby miała się tam pojawiać. Jakby te dwa tygodnie bez niej były tylko krótką godziną.
Minęło 14 dni.
Dni ciszy, niewiedzy i niepokoju.
Patrzył na pierścień, który teraz trzymał w swojej dłoni.
Nigdy go nie zdejmowała.
Czarny kamień, mieniący się kolorami dziwnie przygasł, a otaczające go diamenty zdawały się być mętne, nie lśniące.
Zacisnął powieki nie powstrzymując łez, a z jego słabego gardła wydobył się szloch.
Pan tego kraju, sułtan pustyni, król tych ziem... był zwykłym, złamanym człowiekiem.
Klatka piersiowa nie była w stanie przyjąć oddechu, gardło dławiło się płaczem.
Miłość przynosi cierpienie, Zayn.
Tak.
W pierwszej chwili myślał, że odeszła.
Że zostawiła go samego.
Dlaczego miałaby zdjąć pierścień?
Ale martwe ciało Aimena mówiło co innego.
Ktoś mu ją odebrał.
Tylko kto?
W tej chwili pozostała już tylko rozpacz.
Wyprostował się ostatkiem sił i próbował odetchnąć, uspokajając oddech.
- Panie...
Nie odwrócił się, spiesząc głos Hussama. Wiedział jednak, że skoro oficjalnie się do niego zwraca, nie przyszedł sam.
- Znaleźliście go?
Nie mógł zrozumieć jednego.
Można ukrywać kobietę.
Ale tygrysa?
Tymczasem Asim przepadł.
Dokładnie tak, jak jego Pani.
- Nie- odparł Hussam zgodnie z prawdą.
Imad miał w myślach najczarniejszy scenariusz, ale zwyczajnie bał się powiedzieć to głośno.
- Jest ktoś, kto nalegał na spotkanie- odparł po chwili ciszy.
Zmarszczył brwi.
Kto mógłby przyjść w środku nocy i to w takiej chwili?
Odwrócił się, a gdy stojąca przed nim kobieta spojrzała na jego mokre od łez policzki i pełne cierpienia oczy znów ujrzała w nim młodego księcia, który stracił matkę i ojca.
- To...
- Izdihar- uchylił usta patrząc w brązowe, zmartwione oczy kobiety, która niegdyś była cieniem jego matki.
Nie widział jej od piętnastu lat, ale nigdy nie zapomniał kim dla niego była. Nie pamiętał w swoimi dzieciństwie dnia spędzonego bez niej. Na chwiejnych nogach skierował się w jej stronę. Patrzyła na niego z wyraźnym żalem, ale gdy tylko stanął przed nią pochyliła głowę.
Tak należy, stojąc przed Panem.
Poczuła jak delikatnie chwyta jej policzki i unosi jej twarz, wciąż oniemiały jej widokiem. Patrzyła w brązowe tęczówki, które odziedziczył po matce, a jej własne zaszły łzami.
W jednej chwili przyciągnął ją do siebie tuląc mocno do swojej drżącej klatki piersiowej. Czuł się niemal tak jak piętnaście lat temu. Wtedy stracił rodziców i cząstkę siebie.
Dziś?
Miał wrażenie, że ktoś wyrwał mu serce.
Jego ciałem ponownie wstrząsał szloch, czego nie potrafił pohamować, skulił ramiona jak dziecko i wtulił się w jej ciało.
- Zayn... - odetchnęła cicho, a on cały czas płakał- shhhhh- szepnęła mu do ucha.
Zaczęła nucić cichą melodię.
Tę samą, która jako jedyna uspokajała go gdy był dzieckiem i nie mógł zasnąć.
Jego płuca przyjmowały oddech za oddechem coraz spokojniej, dreszcze powoli ustawały.
Kobieta odsunęła się i przyłożyła drobną dłoń do jego pokrytego już zarostem policzka. Otarła łzę i przejechała kciukiem po bliźnie zdobiącej jego policzek, a która sięgała aż od brwi.
- Nie ma jej- wydusił słabo, patrząc w jej oczy- nie ma jej, Izdihar- pokręcił głową.
- Szuka jej cały kraj- odezwała się miękkim szeptem.
Jakby chciała zapewnić go, że wszystko będzie dobrze.
- Nie ma jej- powtórzył znowu- zabrali mi ją. Zabrali ją ode mnie- wydusił żałośnie, a jego bursztynowych oczach znów zebrały się łzy.
- Myślę, że wiem, jak pomóc Ci sprowadzić ją z powrotem.
Zamarł.
Spojrzała na Hussama, a on podał jej księgę, którą ze sobą przyniosła. Uniósł brwi zdziwiony rozpoznając okładkę. Dokładnie taką samą, ale bardziej zdobioną miał w pałacowej bibliotece.
- Kronika wojny z Tartarem- powiedział i odebrał od niej ciężką księgę, a ona otworzyła ją na stronie, którą jako ostatnią przeczytała Zahrah.
- Dlaczego ją przyniosłaś?
- Była w moim domu tego dnia, w którym zniknęła.
- Co? Jak to?- spojrzał na Hussama.
- Powiedziała, że chce wyjść poza pałac- odezwał Imad- miała wrócić przed wieczorem.
- I wróciła- odezwała się Izdihar- wyszła z mojego domu na długo przed zapadnięciem nocy.
- Nie przyszła na ucztę.
- Chyba wiem dlaczego- odezwała się kobieta z wyraźną obawą- chciała dowiedzieć się jak najwięcej na temat zarządcy Tartaru.
- Co?- zapytał, a w jego oczach szok mieszał się ze złością.
Każde wspomnienie tego człowieka napawało go odrazą.
- Pytała o niego i wojnę, która skończyła się prawie siedem lat temu. Mój mąż dał jej tę kronikę. Już ją czytała, gdy odwiedziła nas pierwszy raz.
- Jak to...
- Przyszła do nas dzień przed tym, jak do pałacu dotarł twój pierścień- wyjaśniła- wtedy też zapytała o tę wojnę, a mój mąż dał jej tę kronikę w nadziei, że znajdzie odpowiedzi, których szuka. Tym razem gdy skończyła czytać, księga wypadła jej z rąk a ona sama wybiegła- pokręciła głową jakby szukając zrozumienia.
Spojrzał na Hussama, który podszedł i stanął obok niego.
- Skończyła czytać tutaj- jej palec powędrował na dół zdobionej strony.
Zmarszczył brwi i podszedł do stołu, nad którym paliły się trzy kolorowe lampy.
Spojrzał we wskazane miejsce.
'Na ostatnim korytarzu, który prowadził do komnaty w samym sercu zamku Pan nasz znalazł wreszcie swojego wroga. Stał on tyłem no niego, otaczała go ciemność i mrok, ale zdawało się, że nie jest sam. Nim wróg ruch swój wykonał i spojrzał w oczy Pana, w prawym jego ramieniu utkwił sztylet  naszego władcy, powalając go na kolana. Gdy Pan nasz stanął przed leżącym u jego stóp człowiekiem, on nie spojrzał w jego oczy, ale patrzył wgłąb korytarza, gdzie słychać było tylko bezimienne kroki...'
Uniósł wzrok znad tekstu i utkwił go w ścianie przed nim.
Do jego pamięci powróciły słowa, które wypowiedział zarządca Tartaru, gdy pokłonił mu się ostatni raz przed wyjazdem ze stolicy tuż przed rozpoczęciem wieczornej uczty.
'- Daruj mi pośpiech, mój Panie- skinął głową, dając nacisk na ostatnie słowa- znalazłem klejnot tak piękny i tak niespotykany, że bardzo chcę się nim zająć. Utraciłem go z mych rąk wiele lat temu, teraz znów powrócił.. Gdy skończę go szlifować, z dumą pokażę ci efekt mej pracy.'
Gniew i strach przejęły kontrolę nad jego ciałem, gdy zamknął księgę i z trzaskiem odłożył na blat.
- Nie mówił o kamieniu szlachetnym. Mówił o niej- wydusił wściekły cicho sam siebie.
Powoli odwrócił się do Hussama i Izdihar.
Harry patrzył na niego wyczekując jakiejkolwiek informacji, ale poczuł jak serce podchodzi mu do gardła gdy w oczach przyjaciela zapłonął pełen furii obłęd.
- Zabrał ją do Tartaru.

HIS LAW || Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz