96. 'Historia i miłości'

6.7K 897 45
                                    

Był szczerze zdziwiony. Zdezorientowany.
Nie spodziewał się zastać przygotowanej dla nich kolacji. Przecież nie wydawał takiego rozkazu.
- Poprosiłam Aminę, żeby przygotowała dla nas kolację.
- Kiedy?- zmarszczył brwi nadal patrząc na bogato zastawiony stół.
- Kiedy byłam w komnatach się przebrać- uśmiechnęła się.
Udało się jej go zaskoczyć. Cieszyła się z tego małego zwycięstwa. A miała szansę na znacznie większe zwycięstwo...
- Być może miałeś inne plany, ale...- zagryzła dolną wargę- pomyślałam, że teraz to ja zaskoczę ciebie. Zawsze ty to robisz.
Przeniósł na nią swoje spojrzenie.
Uśmiechnęła się.
Ale... inaczej.
Widziała w tym nieśmiałość, lecz... i pewność.
Podeszła do niskiego stolika i wskazała na poduszki. Usiadł powoli, ona naprzeciwko niego.
- Smacznego, Zayn- chwyciła widelec.
Nie mógł się jej nadziwić. Zjadła w ciszy bez słowa. Tak jak on. Nie rozpoczęła rozmowy, więc on też tego nie zrobił.
Po skończyłem posiłku wstała i chwyciła srebrny smukły dzban z winem. Napełnia dwa również srebrne kieliszki i chwyciła je w dłonie, podchodząc do niego. Uniósł brwi, kiedy usiadła na puszkach obok.
- Proszę- powiedziała cicho, wysuwając jeden z kielichów w jego stronę.
Onimiały chwycił naczynie.
- To... wino- zerknął na ciemno czerwony płyn- mówiłaś, że nie pijesz wina.
- Bo od dawna go nie piję- przyznała i spojrzał w gdzieś w bok, a jej dobry nastrój jakby uleciał.
Nie chciał tego.
- Chciałam... chciałam ci zrobić przyjemność.
Po tych słowach spojrzała w jego tęczówki i uniosła podbródek.
- Chciałam napić się wina razem z tobą, bo wiem, że ci na tym zależało. Więc...
- Zahrah- przerwał jej spokojnie- doceniam to co robisz. Nie musisz nic udowadniać- pokręcił głową- zgodzisz się iść ze mną i porozmawiać?
Zmarszczyła brwi.
- Iść? Dokąd?- zapytała ciekawa.
- Sama zobaczysz- uśmiechnęła się minimalnie.
Podniósł się i wyciągnął do niej dłoń. Wstała z jego pomocą i chciała odłożyć kielich na stolik, ale...
- Nie- przerwał jej cicho- to zabieramy ze sobą- uniósł kącik ust z satysfakcją patrząc na jej zdziwienie i poprowadził ją do wyjścia.
Opuścili jej komnaty skierowali się w stronę wąskich schodów na końcu korytarza.
A kiedy puścił jej dłoń i zdjął ze ściany szklaną, okrągłą, czerwoną lampę już wiedziała dokąd chciał ją zabrać.
Złapał ponownie jej palce i poprowadził w górę wąskich, krętych schodów. Gdy byli u szczytu otworzył drzwi.
I tak znaleźli się na szczycie najwyższej wieży w jego pałacu i jego karku.
Tej, z której widać wszystko i jeszcze więcej.
Weszła na mały balkon i stanęła przy niskiej balustradzie.
Uniosła głowę, spojrzała w niebo.
Odetchnęła.
On podszedł powoli i odłożył swój kielich na marmurową balustradę.
Spojrzał na nią.
Poczuła jego ciepłe dłonie na biodrach, gdy stanął tuż za nią. Jego oddech na odsłoniętej skórze szyi.
Przemknęła powieki i pochyliła się powoli, by również odłożyć srebrne naczynie.
Zagryzł wargę, kiedy jej pośladki mocniej naparły na jego biodra. Wyprostowała się i oparła plecami o jego twardy tors, układając głowę na jego lewym ramieniu.
- I co?- mruknęła i spojrzała w jego ciemne tęczówki.
- Ty mi powiedz, Zahrah- wstał dłonie na jej talię, później ujął jej podbródek i potarł palcem- chciałaś mi coś powiedzieć. Jeszcze zanim przybył tu twój brat.
Zagryzła wargę.
- Wiem co chcę ci powiedzieć, Zayn. I wiem kiedy powinnam to zrobić- szepnęła cicho z małym uśmiechem.
- Więc...
- Więc zrobię to, kiedy uznam za słuszne- przechylila głowę i dotknęła nosem jego szyi.
Wstrzymał oddech.
Przejechała nosem w górę i w dół, mocno wdychając jego intensywny zapach.
- Testujesz moją cierpliwość- warknął nisko.
- Wiem o tym- zaśmiała się cicho, a jej oddech owiał jego skórę- ale muszę. Jeśli chcę ci powiedzieć to co chcę powiedzieć.
Westchnął głęboko.
Uśmiechnęła się i usiadła na niskiej balustradzie. On usiadł na posadzce i spojrzał na nią z dołu.
Ona z kolei głowę miała wysoko, patrząc na lśniące diamenty zdobiące nocne, niemal czarne niebo.
- Pięknie tu- westchnęła spokojnie- bardzo pięknie. Kiedy byłam dzieckiem uwielbiałam patrzeć w gwiazdy. Zawsze zdawało mi się, że coś w nich widzę.
- Co takiego?- odezwał się i odchylił głowę w tył.
- Widziałam różne kształty, wiesz? Nie tylko punkty, a całości. Chociaż czasami słuchałam jak mówił o nich stary człowiek. A mówił wiele rzeczy. Różne historie o gwiazdach.
- Powiedz mi.
- Słucham?- zmarszczyła brwi i spojrzał w dół, w jego tęczówki.
- Powiedz mi- powtórzył cicho- opowiedz mi historię- poprosił.
Uśmiechnęła się i spojrzał w na swój kielich. Chwyciła go w dłonie.
- Ten człowiek opowiadał historię i tym, jak powstały gwiazdy. Dawno temu... na świecie było inaczej.
- Inaczej?- zapytał- to znaczy jak? Czym dawny świat różnił się od tego, który znam?
- Nie było nocy.
Zmarszczył brwi.
- Nie? Jak to?- zdziwił się.
Uśmiechnęła się minimalnie.
Uniosła spojrzenie i znów patrzyła w gwiazdy.
- Wysoko na niebie lśniło słońce- zaczęła cicho- cały czas. Nie było ani dnia, ani nocy. Bo nie było początku, ani końca. Nie dało się wyznaczyć żadnego z nich. Ludzie żyli bez ograniczenia. Bez ciemności. Gdy byli zmęczeni kładli się na spoczynek. Gdy wypoczęci, wstawali- przechylila głowę w prawo- nie było zmartwień i trosk. Ale co najważniejsze... Nie było łez.
Zmarszczył brwi.
- Łez?
- Tak, łez- skinęła głową i spojrzała na niego- ludzie nie cierpieli. Nie mieli powodów by cierpieć. Aż do czasu Lee.
- Kim był?
- Była- pokręciła głową z uśmiechem- nazywano ja córką słońca. Miała jasną cerę, jasne włosy. Niemal złote oczy. Zawsze uśmiechnięta i szczęśliwa. Ale jej szczęście było pierwszym, które miało swój koniec. Pierwszym, które nie było wieczne.
- Dlaczego? Co je zakończyło?
Spojrzała w jego oczy.
- Miłość.
Uchylił usta.
- Zaczęła kochać. Dała początek swojej miłości. Miłość na świecie trwała od zawsze. Ona nikogo nie kochała. Zawsze była sama. Ale mimo to, szczęśliwa. Dopóki nie poznała Sevee. Pokochała go wraz z pierwszym ich spotkaniem. Pokochała tak mocno, że tylko on się dla niej liczył. I wykorzystał to.
- Wykorzystał? Jak?
- Razem spędzali czas. Razem żyli. Ale ich życie razem też dobiegło końca. Zapytała go czy jego miłość do niej jest szczera prawdą.
- Co odpowiedział?
- Zawahał się. Powiedział, że kocha ją nad życie. Ale ona zakochana w jego ciemnych niemal granitowych oczach uwierzyła w każde słowo. Nosiła medalion. Złoty jak słoneczna tarcza.
Często na niego patrzył. I pewnego czasu, gdy razem szli brzegiem rzeki on zażądał, by mu go oddała. By oddała mu medalion tak, jak wcześniej oddała się jemu. Oddała mu w miłości swoje ciało. Ale też i duszę.
- Mówiłaś, że się kochali.
- Ona go kochała. On jedynie pożądał jej ciała. Niczego więcej. Medalion przyszedł z czasem. Jego piękno go oczarowało. Lecz, kiedy wyciągnął po niego rękę, by zerwać go z jej szyi ona zamknęła go w pięści. Nie chciała mu go oddać. Bo również go kochała. Z czystego żalu do siebie samej za to, że nie potrafi wyzbyć się słabości cofnęła się w tył. Wprost do wodospadu.
Zamarł.
- Odebrała sobie życie?
- O dziwo upadek jej nie zabił. Do końca myślała, że jednak ją złapie. Nie zrobił tego. Nie powstrzymał jej. Zszedł po skalistym zboczu w dół ku rzece. Leżała na ziemistym brzegu. Był przekonany, że życie ją opuściło. Pochylił się nad jej ciałem, ani na uchyliła powieki. Ostatkiem sił uśmiechnęła się widząc jego piękną twarz. Oczy, które tak pokochała. Wyciągnęła słabe ramiona, chciała by przy niej był. A on pochylił się do niej i jednym ruchem zerwał medalion z jej szyi. Zamarła. A on odszedł, zostawiając ją niemal martwą. Patrzyła jak odchodzi. Póki całkiem nie zniknął. I wtedy jej złote serce spowił mrok. Żal i ból. Później i gniew. Leżała patrząc w niebo. Patrzyła jak spowija je ciemność. Jak słońce ustępuje miejsca dziwnej ciemnej poświacie, która zatruła całe wcześniej jasne niebo. Bo kiedy Sevee założył medalion, kiedy chwycił w dłoń jego tarczę... jego dusza zatraciła się w ciemności. I świetliste strzały przecięły ciemne niebo. Rozległ się krzyk mroku. Ale i jej krzyk. I płacz. Płakała nad swoją naiwnością i nieszczęśliwa miłością. Płakała bo czuła ból. Jej ciało paliło. Niczym prawdziwe słońce. I ze łzami skonała.
- Jednak umarła?
Oparł brodę na jaj udzie. A ona uniosła dłoń i odgarnęła mu włosy z czoła.
- Tak. Zostawiając po sobie tylko łzy. I kiedy uciekła z niej dusza, kiedy jej płacz ucichł... jej łzy wzniosły się wysoko do ciemności. I tam już pozostały. Aby patrzeć na ludzi i oświetlać im noc, która powstała.
- Gwiazdy- spojrzał w niebo.
- Tak- przejechał palcami po jego ciemnych włosach- gwiazdy.
- A Sevee? Co się z nim stało?
- Do końca życia prześladowała go ciemność. Słońce paliło za dnia. Więc noc stała się jego życiem. I nadal jest. Bo jego noc nie ma końca. Sevee nadal chodzi po świecie. I sprowadza noc. Ale miłość Lee do niego była tak silna, że mimo tego żalu i cierpienia, wychodzi słońce.
- Dlaczego?- zapytał- dlaczego, jeśli on ją tak skrzywdził. Niemal zabił. Okradł. Dlaczego go kochała, powinna nienawidzić...
- Widzisz, Zayn...- spojrzała w nocne niebo- jej miłość była prawdziwa. A prawdziwa miłość przetrwa każdą ciemność, wierz mi...

HIS LAW || Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz