Przechodząc między kwiatami miała w głowie najróżniejsze myśli. Wspominała brata, jego wyjazd, dłużące się w czasie oczekiwania na jakąkolwiek wieść na jego temat i w końcu powrót. Ale nawet ukochany brat nie zdejmował jej myśli w takim stopniu, jak on.
Wyjechał.
*
- Dlaczego?- zapytała szybko, kiedy tylko skończył mówić.
- Muszę się zająć sprawami kraju...
- Nic wcześniej nie mówiłeś, Zayn- zauważyła, a on zacisnął szczękę zdenerwowany.
Od samego początku taki był.
Pomijając już fakt, że o jego nagłym wyjeździe dowiedziała się przypadkiem.
Nie powiedział jej.
Więc sama zapytała.
- Jesteś zdenerwowany, coś się stało?- zmarszczyła brwi i chciała położyć dłoń na jego ramieniu.
Cofnął się.
Natychmiast się wycofała.
- Nie podejmij myśl i nad sprawami, które cię nie dotyczą. Sam muszę się tym zająć. O nic mnie nie pytaj- powiedział oschle, na co uniosła brwi.
Przeszłość...
- Nie wiem kiedy wrócę, więc też niczego nie obiecuję- powiedział- dasz sobie radę przez ten czas?
- O nic mnie nie pytaj.
*
Tak minęły cztery dni. A ona o nic nikogo nie pytała. Dni spędzała w ogrodzie i za wszelką cenę starała się odrzucić to uczucie, które towarzyszyło jej przy pierwszych chwilach w tym miejscu. Nie wiedziała dlaczego mówił do niej takim tonem. Co spowodowało, że był tak zimny.
Ale ważniejszym było: co go tak zdenerwowało.
Przeszła między krzewami o jasnej zielonkawej barwie liści i zmarszczyła brwi widząc przed sobą tarzającego się w trawie tygrysa. Uśmiechnęła się lekko kręcąc tylko głową.
Ale nagle Asim się zatrzymał. Przestał się ruszać, podniósł do siadu.
Zmarszczyła brwi.
Ale kiedy wstał i przyjmując obronną pozycję podszedł do niej stając tuż za nią, odwróciła się natychmiast.
To ty...
Patrzyła w ciemne, szafirowy oczy i zastanawiała się dlaczego za nią poszła.
Czego tym razem chce.
Jak się głębiej zastanowiła nad jej osoba, ogarniał ja współczucie.
Ona to kochała. Może nie taka miłością, jaka dla Zahrah była prawdziwa, ale dla niej samej tak.
- Coś się stało?- odezwała się pierwsza, a ta splotła dłonie i pokręciła głową patrząc w dół.
- Wybacz, jeśli przeszkodziłam...
Otworzyła szeroko oczy.
Każdych słów mogła się po niej spodziewać, ale nie tych.
- Ja tylko... nie, to nieistotne- zacisnęła powieki i odwróciła się z zamiarem odejścia.
- Zaczekaj...
Musiała się odezwać.
Była zbyt ciekawą tego co ta chciała jej powiedzieć.
- Powiedz co się stało. Chciałaś o coś zapytać?- przechylila głowę w prawo, a tygrys warknął nisko, przez co jasnowłosa cofnęła się o krok.
- Asim, przestań- położyła dłoń na jego karku i potarła jego sierść.
- Ja... nie powinnam przychodzić- pokręciła głową patrząc na kota, który nie spuszczał z niej wzeoku.
A Zahrah pochyliła się i usiadła na trawie.
Tak po prostu.
Spojrzała w niebieskie ciemne tęczówki i kiwnęła głową, by podeszła do niej.
Chcesz, bym usiadła obok cienie? Na ziemi?
Rozejrzała się wokoło i niepewnie skierowała w jej stronę.
- Mam usiąść na ziemi?- zapytała.
- Jeśli chcesz- wzruszyła ramieniem.
Obejrzała się za siebie i jakby niepewnie zajęła miejsce obok niej. Ze strachem patrzyła na tygrysa, który pilnował swojej pani.
- Nie bój sie go, nie zrobi ci krzywdy- zapewniła, a w tej chwili Asim warknął ponownie- przestań- zaśmiała się i przytuliła się do niego, bo siedział tuż przy niej.
- Nie przeraża się jego natura?- zapytała.
- Nie- zmarszczyła brwi- ty też nie musisz. Nie zrobi ci krzywdy. Nikomu nie zrobił.
Tylko jemu. Raz. Jeden jedyny raz. Kiedy wbił pazury w jego klatkę piersiową.
- To jest zwierzę.
- Jest mi przyjacielem- uśmiechnęła się do niej- powoedz co chciałaś powiedzieć.
- Chciałam...- spojrzała na swoje dlonie- chciałam zapytać co takiego robisz, że pan sam do Ciebie przychodzi?
Uchyliła usta.
- Co masz w sobie, czego nie ma żadna z nas?
- Ja... nie wiem co powiedzieć- odparła szczerze- nie wiem dlaczego to robi i nie rozumiem jego zachowania.
Po tych słowach szafirowe oczy nie odezwały się słowem. Ona też nie. Więc w ciszy minęły kolejne minuty.
- Chciałam... chciałam powiedzieć jeszcze...- zaczęła niepewnie, a ona zauważyła, że jej dłonie się trzęsą.
- Spokojnie, jeśli nie chcesz, nie musisz nic mówić- położyła dłoń na jej ramieniu.
- Jesteś szczera- spojrzała na jej palce, później przeniosła wzrok na jej twarz- nigdy nie chciałaś mojej krzywdy- patrzyła jej w oczy- a ja sprawiłam ci tyle cierpienia i bólu- zacisnęła powieki i odwróciła głowę- chciałam powiedzieć, że żałuję.
Szok.
- Powinnam powiedzieć, że proszę o wybaczenie. Ale prawo mówi, że chęci śmierci się nie wybacza...
- Prawo? Jakie prawo?
- Prawo tego kraju. Człowiek, który chce śmierci drugiego człowieka nie jest godzien wybaczenia. Tym bardziej kobieta.
Uchyliła usta.
Nie wierzyła w to co słyszy.
Z jednej strony w to, że ona ją przeprasza.
A drugiej... co to jest za prawo?
- Jesteś szczera w tym co mowisz- zauważyła- więc dlaczego nie mogę dać ci przebaczenia? Nie chowam już urazy. Zrobiłaś to, bo chciałaś być dla niego jedyną...
- Nie jestem nią.
Przemknęła ślinę.
- Nie jestem dla niego jedyną i już nigdy nią nie będę- westchnęła cicho, a w jej głowie słuchać było smutek i żal- teraz ty nią jesteś. I nie czuje o to zawiści do ciebie- dodała- tak jak widać miało być.
- Ja... ty to kochasz- powiedziała.
- Ale mój pan nie kocha mnie- uśmiechnęła się smutno- i chyba nigdy mnie nie kochał.
- Nie rozumiem miłości, jaką wy wszystkie go darzycie. Nie pojmuję tego, więc nic na ten temat powiedzieć ci nie mogę.
- Nie wymagam tego od ciebie. Jestem tu od lat, ty od niespełna roku.
I wtedy zdała sobie sprawę z teho, że minie niedługo rok, odkąd stanęła pierwszy raz w palacu.
- Już prawie rok- wydusiła zmieniała i spojrzała na tygrysa.
- Gdzie byłaś wcześniej?- zapytała ciekawa.
Spojrzała na nią...
Dlaczego poczuła dziwne zaufanie?
- Ja... byłam w wielu miejscach. Nigdzie na długo.
- A twój dom?
- Moim domem był wtedy świat- powiedziała- nie miałam domu. Tutaj jestem bardzo długo. Nigdzie wcześniej nie byłam tak długo.
- Ale podoba ci się? Dobrze się tu czujesz?
- Tak. A ty?
- Ja jestem tu od ośmiu lat. To jest mój dom.
Otworzyła szeroko oczy.
- Osiem lat? A twoja...
- Rodzina?- weszła jej w słowo- nie ma jej. Nigdy jej nie byli. Nie pamiętam matki ani ojca. Pamiętam dom w którym były dzieci takie jak ja. Później mnie zabrano i przywieziono tu.
Ile masz lat?
- Dwadzieścia pięć. I uwierz mi. Nauczyłam się, że w życiu każdy jest sam.
- Nie, nie jest tak...
- Ty nie jesteś sama. Masz brata. Jesteście bardzo podobni.
- A on jest gdzieś w kraju za oceanem. Kocham go nad życie. Swoje własne mogłabym oddać za niego.
- Ja nie mam nikogo, kto oddałby życie za mnie. Jestem sama. Zawsze byłam.
- Jeśli to coś zmieni... jeśli jest coś o czym chciałabyś porozmawiać, możesz przyjść do mnie- powiedziała cicho i uśmiechnęła się- nie jesteś sama. Trzeba tylko umieć zaufać.
- A ty umiesz zaufać? Potrafisz oddać myśli komuś bezgranicznie? Oddać swój umysł? Dopuścić do niego kogoś?
- Ja... chyba nie. Nie jestem pewna. Ale myślę, za trzeba się nauczyć zaufania. Trzeba się nauczyć je dawać. Ale trzeba wiedzieć komu można je dać. Zaufanie to cenny dar. Nie każdy na niego zasługuje.
Jasnowłosa spuściła głowę.
- Daj mi rękę- odezwała się i sama wyciągnęła dłoń.
Zmarszczyła brwi, ale niepewnie podała jej dłoń. Lecz kiedy Zahrah zbliżyła ja do głowy tygrysa leżącego przy niej, zatrzymała rękę, później ją wyrwała.
- Nie...
- Nie bój się- uśmiech dla się do niej- daj zaufanie.
Znów złapała ją da dłoń, czuła jak drży pod jej dotykiem.
Po prostu się bała. Patrzyła prosto w dziwne oczy zwierzęcia, które tak samo patrzyli w jej tęczówki. On też jej nie ufał.
A Zahrah delikatnie ułożyła jej palce na jego głowie po lewej stronie.
- Możesz go podrapać- uśmiechnęła się do niej- Bardo to lubi.
Więc niepewnie przejechała palcami po jego szorstkiej sierści.
A on zamruczał przymykając powieki i ułożył głowę na kolanach swojej pani. Zabrała dłoń i pozwoliła jej samej na kontakt z tygrysem, który już nie miał nic przeciwko.
A szafirowe oczy uśmiechnęły się. I to szczerze. Bo od dawna pierwszy raz miały mu temu okazję...
CZYTASZ
HIS LAW || Zayn Malik
FanficWiele było pięknych kobiet. Miał je wszystkie. Miał, władał, posiadał. Złoto, jedwab, diament, stal. Śpiew słowika. Wiele oczu go widziało. Wszystkie należały do niego. Patrzyły z uwielbieniem. Tak jak im kazano. Patrzyły, z głową pochyloną. Któż...