- Powiem to co myślę.
Ministrowie podnieśli się z miejsc oburzeni.
Jak prawem?!
- To skandal- odezwał się jeden z nich.
- Co za...
- Przyjaciele- przerwał kolejnemu wysoki chudy mężczyzna.
To on wiedział, że pan szanuje panią. Już wtedy, kiedy leżała jak martwa w chorobie.
- Pan zdecyduje- skinął do niej głową, okazując szacunek.
Była zdumiona, nie spodziewała się tego. Sądziła, że zostanie potępiona i zachowanie ministrów wcale jej nie zdziwiło. Ale jego tak. Stanął w jej obronie.
Tylko co powie on?
Uniosła wyżej głowę. Chciała dopiąć swego, ale nie zamierzała się przed nim płaszczyć.
- Nie powinno cię tu być- odezwał się surowo, prostując się.
Jest kobietą.
- To, że jestem tylko kobietą- dała nacisk na te słowa- nie znaczy, że jestem ślepa. Widzę co się dzieje wokół. Pozwól mi mówić...
- Zachowujesz się karygodnie!- uniósł się jeden z nich- jak śmiesz zwracać się tak do...
- Nie mówię w tej chwili do ciebie- przerwała mu obojętnie.
Poczuła ukłucie w boku. Nie zwiastowało to nic dobrego.
Nagle drzwi otworzyły się ponownie, a do sali wpadł Husam Imad. Spojrzał na niego zdezorientowany i tylko pokręcił głową.
- Cóż za...
- Więc?- znów mu przerwała, zwracając się do niego.
- Zostałaś ranną, nie powinnaś wstawać...
- Nic mi nie jest. Pozwól mi mówić.
Westchnął głęboko.
- Dobrze, zgadzam się- powiedział ku zdziwieniu ministrów i uciesze chudego mężczyzny.
- Dziękuję- uniosła wyżej głowę- panowie wybaczcie zamieszanie. Ale nie mogę biernie patrzeć na do co dzieje się wokół...
- A cóż się takiego dzieje?- przerwał jej minister.
- Ludzie nie mają co jeść- syknęła twardo.
- To nie jest zależne od nas- powiedział inny- jeśli nie mają co jeść, to tylko i wyłącznie ich wina...
- Słucham?- uniosła się zła- dzieci głodują, a wy jesteście zdania, że to ich wina?!
- Nie podnosi głosu- odezwał się spokojnie, chociaż w środku wzbudzała się złość.
Pozwalała sobie na zbyt wiele. Jawnie podważała jego autorytet i władzę.
Odetchnęła głębiej, przymykając powieki i złapała się powoli za ranny bok.
Zmarszczyła brwi, kiedy Husam podsunął jej krzesło.
- Usiądź- szepnął cicho, a ona zajęła miejsce po drugiej stronie stołu.
Naprzeciw niego.
Ministrowie zdumieni powoli zajęli swoje miejsca. On zrobił to jako ostatni. Nie spuszczał wzroku z jej dziwnych oczu.
- Pozwólcie, że zacznę jeszcze raz- powiedziała spokojnie, kładąc dłonie na kolanach.
- Słuchamy, pani- chudy człowiek skinął głową.
- Nie pierwszy raz jestem z ogromnym kraju...
Co?
Uniósł minimalnie brwi.
- Widziałam wielu ludzi. Tutaj na bazarze jest naprawdę pięknie. Jeśli ktoś patrzy na to, na co kazano patrzeć. Ludzie z pałacu wychodzą i patrzą na to na co patrzą wszyscy. Nikt nie widzi prawdziwego życia.
- Więc na co powinni patrzeć?- zapytał kpiąco minister.
- Mówicie, że problemem są zbyt niskie podatki. To nie prawda- pokręciła spokojnie głową- Problemem jest głód. Ludzie nie mają co jeść, a musi być tego powód.
- Byłem na bazarze i nie widziałem biedny, wręcz przeciwnie- zaczął jeden- wszędzie karawany kupców, skoro przybywają, muszą mieć zyski.
- I mają. Ale tylko oni. Bogate karawany zarabiają na tym, co kupi od nich pałac, albo zamożni mieszkańcy, ale jest ich bardzo mało. Większość tutaj to ludzie biedni. Nie można obciążyć ich jeszcze większym podatkiem...
- Podatek dla każdego jest taki sam. Na tym polega sprawiedliwość.
- Więc bogaty kupiec z Samarany, czy Isseyi płaci tyle samo co prosty biedak?- uniosła brwi- jego pieniądze w porównaniu z pieniędzmi biednego człowieka to jak diament i szary kamień. I to nazywacie sprawiedliwością?
Lewą ręką objęła się za bok.
- Więc jak powinno być?- uniósł się kolejny.
- Podatek powinien być adekwatny do zysków. Bogaci kupcy płacą tyle co nic, a biedni oddają wszystko co mają. A to ta sama kwota. To nie jest sprawiedliwość.
- Więc co mamy zrobić? Rozdawać pieniądze?
- Nie. Pozwolić ludziom je zarabiać. Nie zastraszać ich. A tym czasem pozwalacie na ich krzywdę.
- Krzywdę...
- Obcięcie dłoni za kradzież- warknęła- to jest okropne.
- To jest skuteczna kara- powiedział gruby mężczyzna.
- Skuteczna kara?!- podniosła się z miejsca, opierając dłonie o blat stołu- dla kogo? Dla małego dziecka, które chodziło głodne cały dzień?!
- Nie masz prawa podnosić głosu...
- A wy nie macie prawa uchylać się od rozwiązywania problemów za zasłoną władzy, która wam się nie należy.
- Jak śmiesz?!- mężczyzna natychmiast wstał z miejsca, a w tej samej chwili Asim, który siedział na posadzce obok niej ryknął głośno i wstał. Minister cofnął się przerażony, a ona położyła dłoń na karku tygrysa i usiadła, a on razem z nią.
- Kiedy ludzie mają więcej niż potrzeba ich rodzinom zabierają to na targ i sprzedają. W ten sposób działa handel. Ale ci ludzie nie mają co jeść nie mówiąc już o zbytku czegokolwiek. Muszą sprzedawać to co mają by zapłacić podatek, przez co umierają z głodu. Oni, ich dzieci... Wy jako władza powinniście zapewnić im godne życie. Nie w nędzy.
- Jak?- zapytał młody minister. Był w jego wieku, mogła powiedzieć.
Zacisnął pięści.
- Jeśli zniknie kara ścięcia dłoni za kradzież, ludzie którzy nie mają co jeść zaczną bezkarnie plądrować stragany.
- Nie chodzi o to, żeby kara zniknęła, to nie rozwiąże problemu. Trzeba sprawić, by nie było potrzeby jej stosowania. Jeśli zmieni się życie tych ludzi nie będą zmuszeni kraść. Po prostu odwołajcie podatek...
Przerwał jej drwiący śmiech.
- Więc z czego mamy opłacać...
- A co takiego opłacie? Ludzie tutaj są skazani sami na siebie- zmarszczyła brwi- nie pomagacie im w żaden sposób, więc...
Dotarło do niej.
To wy dzielicie się tymi pieniędzmi.
Spojrzała mu w oczy.
- Ludzie mają rację, okradasz ich- powiedziała.
- Licz się ze słowami- upomniał ją surowo.
- Jak inaczej to nazwać?- zapytała zła- ludzie nie mają co jeść, za co żyć- pokręciła głową załamana- sam dobrze to widziałeś, byłeś tam!- warknęła znów wstając.
- Nie podnoś głosu- odparł przez zaciśnięte zęby- bo wyciągnę konsekwencje.
- Oczywiście- prychnęła kpiąco- bo powiedziałam prawdę. Nic się nie zmieni- powiedziała cicho, a w jej głosie słychać było rozczarowanie.
Nie odezwał się.
- Nic nie powiesz- stwierdziła kręcąc lekko głową- wiesz dlaczego? Bo mam rację. I dobrze o tym wiesz. Ale o jedno cię proszę. Nie zmuszaj mnie bym zaczęła żałować, że to ty byłeś tym, za którego poświęciłam się na bazarze...
CZYTASZ
HIS LAW || Zayn Malik
FanfictionWiele było pięknych kobiet. Miał je wszystkie. Miał, władał, posiadał. Złoto, jedwab, diament, stal. Śpiew słowika. Wiele oczu go widziało. Wszystkie należały do niego. Patrzyły z uwielbieniem. Tak jak im kazano. Patrzyły, z głową pochyloną. Któż...