12. 'Konfrontacja ciekawości'

10.5K 889 65
                                    

Stała na balkonie i patrzyła, jak wychodzi ze swej komnaty. Znowu wychodzi, ale dokąd idzie?
Niedawno od niego wróciła, dała mu przyjemność, tak jak zawsze chciał. Ale nie pozwolił jej zostać.
Ponownie jej odmówił.
Dlaczego, mój panie?
Ale on nie wiedział, że szafiry patrzą. Szedł powolnym krokiem do jej komnaty, nie wiedział dlaczego. Chyba chciał ją zobaczyć. Nie widział dziwnych oczu od sześciu dni.
Cicho wszedł do środka, nie chciał jej obudzić. Ale kiedy tylko odsłonił niebieski materiał zawieszony w drzwiach jej sypialni przystanął.
Łoże było puste.
Wszedł głębiej, myśląc, gdzie może być o tej porze. Odpowiedź nasunęła się sama, kiedy zajrzał na taras.
Siedziała na poduszce, opierała łokcie o marmurowy parapet i patrzyła na uśpiony ocean.
Zawsze patrzyła, jak tylko miała okazję. Odetchnęła głęboko i odgarnęła włosy za lewe ramię.
Dlaczego nie śpisz?
Wyprostowała się nagle, jakby czując, że nie jest już sama. I odwróciła się, z czystej ciekawości, a kiedy go zobaczyła wstała natychmiast, cofając się do rogu tarasu.
Byle dalej od niego.
Zmarszczył brwi.
Czego się boisz, moja Zahrah?
Patrzyła na niego jak zawsze z głową w górze. Miał na sobie czarne arabskie spodnie i koszulę w tym samym kolorze, haftowaną złotem, tak jak buty.
- Co tu robisz?- zapytała.
Dlaczego przychodzi w środku nocy?
- Nie chciałem cię niepokoić- odezwał się, podchodząc bliżej. Uniosła wyżej głowę.
- Więc co tu robisz?-powtórzyła uparcie- wiem, że nie masz obowiązku odpowiadać na moje pytanie, ale mimo wszystko mógłbyś- przytoczyła jego własne słowa.
Jakim prawem tak się do niego odnosi?
- Chciałem cię zobaczyć.
- Po co?- zapytała natychmiast.
- Ponieważ mi wolno. Mogę robić co chcę, nie muszę się nikomu tłumaczyć, czy pytać o zgodę- odparł surowo.
Jakim prawem go przeputuje?
To kobieta.
- Może i jesteś władcą tego kraju, ale to nie czyni cię lepszym- odwróciła się od niego i wyszła na balkon.
Uniósł brwi.
Jak śmie mówić takie rzeczy o nim? Dlaczego go ignoruje, nie widzi jaki zaszczyt jej dał, przychodząc tu?
Poszedł za nią.
Siedziała bokiem na niskiej, szerokiej, marmurowej balustradzie i patrzyła na ocean przed nimi. Podszedł do niej powoli i przystanął obok.
Przecież nie usiądzie, nie może się znikać do jej poziomu.
- Zapytaj o co chcesz zapytać i wyjdź- powiedziała nie patrząc na niego.
- Wiesz, że za takie odnoszenie się do mnie, możesz zostać ścięta?- zapytał i spojrzał na nią. Uniosła brwi i przeniosła na niego wzrok. Nie widział w dziwnych oczach ani cienia strachu. Przecież zagroził jej śmiercią.
Szalona...
- Każesz mnie ściąć, bo mówię otwarcie co myślę?- skrzyżowała ręce pod biustem, patrząc na niego z dołu.
Jakim prawem?!
- Wstań, kiedy że mną rozmawiasz- zażądał, unosząc wyżej głowę, a ona prychnęła jedynie.
- Nie widzę potrzeby- powiedziała z przekąsem, znow odwracając wzrok w kierunku śpiącej wody.
- Obrażasz mnie- powiedział ostro.
- Niby czym? Co takiego powiedziałam, co mogłoby cię urazić?
- Powiedziałaś, że jestem nikim, że mnie nienawidzisz. Że nie jestem twoim panem...
- Bo nim nie jesteś- przerwała mu ostro i wstała- to jest dla ciebie obrazą?- zapytała wyzywająco, patrząc mu w oczy.
- Tak- warknął i zrobił krok w jej stronę- jestem panem tego kraju, wszystko co się w nim znajduje należy do mnie. Łącznie z tobą.
- Nie- zaoponiowała- nie jesteś i nie będziesz moim panem. Cokolwiek byś zrobił, nigdy nie uznam cię za mojego pana. Ja nie mam pana- powiedziała dość głośno.
- Nie wolno ci podnosić na mnie głosu- warknął.
- Wolno mi dokładnie tyle samo co tobie. Jestem takim samym człowiekiem. Powiedz czym się różnię?!- krzyknęła na granicy wytrzymałości.
- Jesteś kobietą. Nic więcej, tylko kobietą- powiedział i odwrócił się od niej w kierunku oceanu.
- Tylko kobietą? Więc jestem tylko rzeczą dla ciebie? Mylisz się, nie masz racji! Ja też mam uczucia!- krzyknęła, a on w tej chwili odwrócił się i uderzył ją w policzek.
Odwróciła głowę w prawo i zamknęła oczy, czując palący ból. Spojrzała w jego oczy, które znów się zmieniły, były czarne. Ale czerń szybko ustąpiła, robiąc miejsce jasnej, brązowej barwie. Widziała w jego tęczówkach lekkie zawahanie. Ale szybko ukrył to za maską obojętności.
- Tyle masz do powiedzenia?- zapytała widząc, że się nie odzywa- jeśli tak, to zostaw mnie samą. Jestem przecież tylko kobietą, nie jestem godna twojej uwagi. Widzisz mnie tylko wtedy, kiedy sam tego chcesz, czyli po zmroku- powiedziała cichym, ale zimnym głosem- możesz kazać mnie wychłostać, głodzić, a nawet ściąć. To bez różnicy- wyprostowała się.
- Nie boisz się tego?- zapytał lekko zdziwiony- ból jest...
- Wiem co to jest ból- odwróciła twarz do niego- nie myśl że nie. To czego doświadczyłam będąc tutaj to nic. Świat jest wiele bardziej okrutny. Ale co tym możesz o tym wiedzieć? Całe życie w pałacu, obsypany złotem. Wszyscy się przed tobą kłaniają. Ale powiem ci jedno. Będziesz sam. Już jesteś. Masz wszystko i tak naprawdę nic...
- A co ty masz?- przerwał jej zły.
- Ja nie mam nic- odpowiedziała prosto- nie mam, nie miałam i nie będę miała. Pogodziłam się z tym już dawno temu, nauczyłam się z tym żyć. A ty? Kim byś był bez swojego tytułu i bogactwa? Gdybyś urodził się nie tutaj, ale tam, w dole?- wskazała głową na śpiące miasto u stóp pałacu- byłbyś takim samym człowiekiem jak każdy inny.
Nie odezwał się. Patrzył na nią szczerze zdziwiony, patrzył w te piękne oczy.
- Prawda boli- kontynuowała- ale trzeba się z nią pogodzić, zanim nie jest za późno- odwróciła się o ruszyła w kierunku swojej sypialni. Weszła za parawan i zamoczyła w misce z wodą kawałek jedwabiu, by przyłożyć go sobie do lewego policzka. Widział to. Widział jak cierpi przez niego.
Podeszła do okna, przykładając wilgotny materiał do rozgrzanej skóry.
- Ja...- zaczął i podszedł do niej. Nie bardzo wiedział co powiedzieć, jak to powiedzieć. Spojrzała na niego obojętnie i uniosła brew.
- Coś jeszcze masz do powiedzenia?
- Ja...- zwilżył wargi językiem- wybacz mi- westchnął w końcu. Odsunęła materiał od policzka i chwyciła w obie dłonie.
Była zdziwiona tym co usłyszała. Nie sądziła, że on jest w stanie kogokolwiek przeprosić.
Powoli zbliżył się do niej i wyjął jedwab w jej dłoni. Zamoczył go jeszcze raz i spojrzał w jej oczy.
Była dość niepewna.
Odsunęła się, kiedy uniósł prawą dłoń, dlatego zatrzymał ją bez ruchu. Nosił na niej pierścień złoty, z dużym, czerwonym kamieniem.
- Pozwolisz?- zapytał cicho, a ona zdając sobie sprawę z tego o co pyta, lekko pokiwała głową z dystansem.
Dotknął jej czerwonego policzka i skupił na tym cała swoją uwagę.
A ona patrzyła w te zwykłe oczy i nie mogła zrozumieć jego zachowania. Uderzył ją, dlaczego teraz to robi?
- To co mówisz jest...- pokręcił głową- dziwne. Nigdy nie słyszałem, by kobieta tak mówiła. Kobiety tak nie mówią- powiedział.
- W tym kraju jest to zabronione?- zapytała zaciekawiona.
Spojrzał na nią.
- Tak- odparł- zabronione jest zwracanie się do mężczyzny w ten sposób. Należy się zwracać z szacunkiem.
- Ale na szacunek trzeba zasłużyć- odparła- dlaczego straż się przede mną kłania? Nic nie zrobiłam, nie muszą mi służyć.
- Muszą. Jesteś teraz moją kobietą. Muszą spełniać twoje polecenia, tak samo jak służba.
- Nie jestem twoja- odeszła od niego.
- Jesteś- powiedział, a ona zatrzymała się w pół kroku- stała się moją, kiedy weszłaś do mojej alkowy.
- Nie chciałam tego- odwróciła się twarzą do niego- nie chciałam i nigdy nie zechcę. Nigdy nie nazwę cię moim panem.
- To nadejdzie szybciej niż myślisz- powiedział spokojnym głosem, a ona pokręciła głową, a jej spojrzenie znów powędrowało na jego prawą dłoń.
Na pierścień.
Zmarszczyła lekko brwi i podeszła do niego, nie spuszczając wzroku z klejnotu. Wysunęła powoli dłoń i chciała chwycić jego, ale ją odsunął.
- Zaczekaj- spojrzała na niego- pozwól mi- znów wróciła wzrokiem do pierścienia. Delikatnie ujęła jego dłoń w swoje obie i uniosła bliżej swojej twarzy.
Kamień był piękny, musiała przyznać. Ognisty, lśniący w świetle księżyca ciemną, czerwoną barwą.
- Co to za kamień?- zapytała oczarowana, przejeżdżając opuszkiem palca po powierzchni klejnotu.
- To rubin- odparł, a ona podniosła swe oczy.
- Husam też taki nosi. Ale zielony.
- Nie- zaprzeczył spokojnie, kręcąc głową- on nosi szmaragd.
- Szmaragd- powtórzyła- skąd wiesz, że to szmaragd? Dlaczego nie rubin?
- Rubiny są czerwone. Szmaragdy zielone, a szafiry zaś granatowe.
- Nie wiem, czy kiedyś widziałam szafir- przyznała i puściła jego dłoń.
Widziałam. Ona ma takie oczy...
- Kiedyś ci go pokażę- powiedział.
- Dlaczego?- zdziwiła się.
Dlaczego miałby robić to dla niej?
- Jestem przecież tylko kobietą? Nic nie wartą...
- Nie mów tak- przerwał jej ostro- kobieta nie jest nic nie warta. Jest piękna, więc podziwiana. Kobiety mają bardzo dużą wartość, jeśli są piękne. Wtedy można je drogo sprzedać.
- Sprzedać?- oburzyła się- jak to?
- W tym kraju to normalne. Mężczyzna będący w posiadaniu pięknej kobiety jest szanowany.
- Czyli szanowany jest ten, kto ma pieniądze?- zapytała.
- Tak. Pieniądze, złoto, cenne kamienie. To wszystko może zapewnić człowiekowi szacunek i dobrobyt.
- Tylko to?- zapytała.
- Tylko? To ma ogromną wartość- powiedział zdziwiony jej zachowaniem.
- Dla mnie złoto nie ma wartości- powiedziała- nie chcę cię tym urazić- dodała- ale uważam, że złoto nie może dać szczęścia człowiekowi. A nawet jeśli, to tylko na jakoś czas.
- Dlaczego?
Szalona...
- Złoto kiedyś się skończy. A wtedy nie będziesz miał już nic...
- Ja mam wszystko- przerwał jej- kraj, władzę, złoto... wszystko.
- Więc ja nie mam nic- wzruszyła ramieniem- nie mam ani kraju, ani władzy, ani złota.
- Musisz mieć kraj. Musisz skądś pochodzić.
Pokręciła głową.
- Nie mam kraju. Złota też nie, nigdy go nie miałam.
- Jako moja, możesz poprosić o co tylko chcesz.
Uniosła brwi i spojrzała w jego oczy.
- O wszystko? O cokolwiek?
- Jeśli będę mógł, spełnię to- odparł.
Mógł dać jej wszystkie kamienie szlachetne jakie miał. Złoto, jedwab, co tylko zechce.
- Chciałabym pójść do ogrodu.
Powstrzymał się od uchylenia ust.
Do ogrodu...
- Daję ci możliwość...
- Wiem- przerwała mu- możesz mi dać bogactwo. Ale mówiłam już, ono nie ma dla mnie wartości. Chciałabym popatrzeć na kwiaty, dotknąć ich.
- To są rzeczy przemijające- zmarszczył brwi- kwiaty więdną, upadają... złoto takie nie jest, jest trwałe, kamienie szlachetne również.
- Wolę dotknąć żywego kwiatu, który kwitnie jeden dzień, niż trzymać w dłoni przez całe życie kwiat ze złota...

HIS LAW || Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz