Cieszę współtowarzyszącą ciemności, która wypełniała pomieszczenie przerywał coraz to głośniejszy odgłos powolnych, zbliżających się kroków. Kroków dziwnych, nierównych. Jakby człowiek, który zbliżał się do przeciwnej strony drzwi utykał. Na prawą nogę. Wiedziała to dobrze.
Znała jego posturę, jego kroki, jego ramiona, jego ręce, jego twarz i spojrzenie.
Spojrzenie dla niej tak okrutne, tak zabójcze i tak przesiąknięte szaleństwem czyniło te oczy jednymi, w które ona bała się patrzeć.
Jasne, bladoniebieskie tęczówki sprawiały wrażenie martwych za każdym razem gdy w nie patrzyła. I za każdym razem wiedziała, że takowe nie są.
Człowiek, który był Panem tego piekła, w którym ponownie utkwiła po niemal siedmiu latach prozaiczniej wolności nie dał jej o sobie zapomnieć. Nękał ją w snach, nawiedzał myśli za dnia. Każdy dzień był nim przesiąknięty niczym jadem węża, który wbił się w ciało.
Zaczynała zapominać.
Z każdym kolejnym dniem spędzonym w pałacu na południu od Tartaru zaczynała wierzyć, że on nigdy jej nie znajdzie. Nabierała coraz to więcej pewności, że jej życie jednak potoczy się inaczej. Że nikt więcej z jej powodu nie ucierpi. Że jest bezpieczna, a ludzie wśród których się znalazła są bezpieczni wraz z nią.
Raz już podjęła próbę ucieczki.
Jeden, jedyny raz.
Kiedy zostawił drzwi bez straży, a jej udało się dziwnym szczęściem wydostać z podziemi pałacu. Schroniła się w pobliskiej wiosce, w której mieszkańcy uprawiali plantację trzciny cukrowej.
Nim zapadła ciemność ją wyprowadzili strażnicy, a wioska spłonęła doszczętnie.
Kazał jej patrzeć.
Dał uciec specjalnie.
Pokazał co czeka tych, którzy wyciągną do niej rękę, udzielą pomocy czy dadzą schronienie.
Zabił wszystkich.
Tuziny dzieci spłonęły wraz z rodzicami.
Dlatego, że ona opuściła na moment piekło.
Od tamtej nocy, gdy wychodził i zostawiał ją samą nigdy więcej nie zamykał drzwi na klucz.
Dobrze wiedział, że jego ptaszyna nie ucieknie.
Jedynym światłem w całym pomieszczeniu była lampa tuż przy drzwiach. Obok niej na złotym stoliku stała klepsydra. Piasek przesypujący się z góry na dół odliczał dni.
Minęło ich równo dwadzieścia.
Dwadzieścia dni i nocy podczas których otaczała ją tylko ciemność i cisza, a obezwładniające zimno tylko potęgowało strach.
Zaczynała zapominać jak to jest się tak bać.
Będąc przy nim, będąc daleko stąd przestała budzić się z przerażeniem każdego ranka.
Do jej pamięci powrócił obraz ostatniej nocy, którą spędziła tu prawie siedem lat temu.
Nocy, podczas której ten piekielny zamek stanął w płomieniach, ona pokusiła się na ucieczkę, dostrzegając szansę.
*
Kiedy tylko opuściła tą komnatę ukrytą w samym sercu korytarzy piekieł, duża męska dłoń przycisnęła ją do ściany przy rozwidleniu korytarza. Zbliżył się natychmiast, przyciskając tors do jej piersi. Czuła jego zapach dokładnie tak samo mocno jak każdej nocy, kiedy przychodził. Kiedy pokazywał jej, że jest jedynie ziarnkiem piasku pod jego butem.
- Cóż to, moja ptaszyno?
Jego głos niski i cichy, przesiąknięty groźbą i szaleństwem dotarł do jej ucha, gdy zbliżył do niego swoje usta.
- Chcesz mnie opuścić?
Powiedział to z drwiną i dziwnym rozmawianiem, ale zarazem bardzo delikatnie, a ona zacisnęła powieki czując jak jej ciało dosłownie się trzęsie, gdy lekko pogładził jej policzek. Nie potrafiła tego kontrolować, nie nauczyła się, a minęły trzy lata, odkąd stała się jego własnością.
Kamieniem, który notorycznie szlifował.
Zazywał ją swoim diamentem.
- Wiesz przecież, że jeśli stąd wyjdziesz...- zaczął, a ona poczuła w dole brzucha minimalny nacisk krótkiego noża- obrócę w popiół każde miejsce, w którym się schronisz- sunął nożem coraz wyżej, między piersi- zabiję każdego, kto cię przyjmie pod swój dach- docisnął ostrze do jej szyi i odsunął się tak, że mogła spojrzeć mu w oczy.
Dwie blade tęczówki przebijały się w ciemności. Za nim było słychać krzyki, odgłos szczękającej o siebie stali i upadających murów.
Ktoś najechał na piekielny pałac. Przynajmniej taką miała nadzieję. Miała nadzieję, że jej Pan koniec końców zginie, że pochłoną go płomienie śmierci, której tyle zrzucił na ludzi.
Patrzyła w jego tęczówki z których biła chora fascynacja tym, co dzieje się wokół.
- Chciałabyś tego?- zapytał i przekrzywił głowę w prawo uśmiechając się przy tym- Chciałabyś, żeby dopadła mnie śmierć- zaśmiał się cicho i pokręcił głową rozbawiony.
Zsunął nóż z jej szyi i przyłożył ostrze do lewego policzka. Jej ciało skamieniało jak zawsze gdy jej dotykał. Wiedział to dobrze. Dlatego zabrał dłoń z jej szyi i po chwili jego palce mocno zacisnęły się na jej prawnej piersi.
- Myślisz, że uda mu się mnie zabić, hmm?
Przybliżył usta do jej prawego policzka i złożył na nim zadziwiająco delikatny pocałunek. Następnie kontynuował aż do jej ramienia. Zerwał materiał sukni, którym była okryta, odsłonił jej prawe ramię, obojczyk i pierś, a jej palce ponownie zacisnęły się na posiniaczonej wcześniej skórze. Jej ciało trzęsło się, gdy jego usta w pośpiechu dotykały jej skóry.
- Obiecałem ci coś- owiał oddechem jej sutek- jeśli pójdę w śmierć, pójdziesz w ślad za mną, ptaszyno. Nie...
Wygiął plecy w łuk w chwili, gdy w jego prawym ramieniu utkwił sztylet.
Zrobił krok w tył. Jeden jedyny krok.
A ona rzuciła się biegiem w jeden z ciemnych korytarzy.
*
Odkąd wróciła do tego miejsca nie widziała tych oczu. Nie patrzyła w nie.
Została zamknięta w dokładnie tej samej celi. Przypięta złotymi kajdanami do tego samego złotego słupa, który sięgał jej na wysokość bioder. Siedziała na tej samej białej posadzce.
To piekło się nie zmieniło.
Czekało na nią.
Przez siedem lat.
Kroki zdawały się coraz to głośniejsze, aż w końcu drzwi ustąpiły. Zamknęła oczy i odwróciła głowę. Przez te dwadzieścia dni przychodził codziennie. Mówił do niej. Opowiadał. Opowiadał o tym co robił przez te lata. O tym ilu ludzi zabił i w jaki sposób. O tym ile kobiet wziął siłą i ile z nich pozbawił życia, bo nie sprostały jego oczekiwaniom. O tym ile dzieci powiesił, bo płakały zbyt głośno. Wszystko to opowiadał w ciemności, bo kiedy zamykał za sobą drzwi nie zapalał pochodni wiszących na ścianach.
Tył razem gdy powoli jak zawsze wszedł do pomieszczenia przez jej zamknięte powieki zdawał się przebijać blask.
Podchodził do wciąż trwających ma ścianach pochodni, a było ich dwadzieścia i zapalał każdą z nich.
Poczuła rozchodzące się wzdłuż ścian ciepło.
Zapach, który tak dobrze pamiętała zdawał się być coraz bliżej i bliżej.
Jej warga zadrżała, gdy poczuła oddech na policzku.
- Moja ptaszyno...
Dotyk jego placów na szyi był tak palący, że bała się oddychać. Głos przesiąknięty pożądaniem, groźbą i fascynacją dotarł do jej uszu. Jej ciało zamarło, gdy powolnym ruchem, wciąż trzymając ją za szyję uniósł do góry. Wstała sztywno, a jej pośladki opierały się o złoty słup.
- Patrz mi w oczy. Chcę w nie spojrzeć. Po tylu latach- niemal jęknął z ekscytacji.
Zacisnęła mocniej powieki.
Dotyk zniknął z jej ciała, a ona już wiedziała, co się wydarzy.
Krzyknęła cicho, kiedy jego kolano wymierzyło mocny cios w jej podbrzusze. Pochyliła się w przód, a nogi zaczęły odmawiać jej posłuszeństwa.
Kolejne uderzenie.
I kolejne.
I kolejne.
Padła na kolana wykrzywiając zakute ręce w tył, a on mocnym ruchem szarpnął ją za włosy.
Uniosła spojrzenie.
Spojrzenie pełne strachu, bólu, ale i zawziętości.
Tak jak zawsze, gdy kazał jej patrzeć.
Zadarła wysoko brodę.
Patrzyła w dwie niebieskie tęczówki, w których mimo lat tańczyło to samo wciąż szaleństwo. Włosy miały kilka siwych kosmyków po bokach. Opadały mu na czoło.
Jego twarz się nielam nie zmieniła. Kiedyś idealna. Teraz prawą stronę jego ust zdobiła blizna. Ciągnęła się niemal od nosa do końca podbródka.
- Oh... tak- sapnął z utęsknieniem- twoje oczy znów należą tylko do mnie- pochylił się i chwili delikatnie jej podbródek- tylko i wyłącznie do mnie- powierzył szeptem.
- Nie jesteś moim panem. Ja nie mam Pana. Nigdy nie będę...
- Posłuszna.
To słowo wypowiedział tak, jakby było jego odwiecznym marzeniem.
- Tak... pamiętam, jak krzyczałaś to co noc. Jak powtarzałaś to swoimi ojczystymi słowami... Te e no ma meste. Yo no ha meste. Nobe e versete...- pokręcił głową z zachwytem- ojczysty język mojej matki- mruknął cicho.
Zamarła.
To dlatego zawsze wiedział, co mówiła.
- Widzisz, ptaszyno... wiem, dokładnie gdzie byłaś. Gdzie znałaś spokój... u kogo...
Jego oczy płonęły teraz żywim ogniem.
- Jak się okazało... staliście się sobie... bliscy...
Wypowiedział ostatnie słowo i przekrzywił głowę w prawo.
Jak zwierzę, które przygląda się zaciekawione, zanim zada cios.
- Nawet wojna nie powstrzymała go przed powrotem do ciebie- uśmiechnął się okrutnie- choć moje wojska niemalże go zniszczyły...
W jej oczach błysnął szok.
- Tak...- szepnął cicho- to moja armia prawie ich wybiła... prawie... gdyby nie pożar...
Przełknęła ślinę.
On wie.
Wie.
- Zawsze sądziłem, że łoże mężczyzny jest ci obce- uśmiechnął się z groźbą, a jej oczy nadal patrzyły na niego w ten sam sposób.
Twardo, ale i z przerażeniem.
W jego tęczówkach błysnęło niedowierzanie.
- I... jest- pokręcił głową z zachwytem- nie dostał twojego ciała- uśmiechnęła się szeroko- nie kochasz go- zaśmiał się.
*
Patrzyła na wychodzącego z jego komnaty brata i poczuła dziwny ścisk w klatce piersiowej.
- Zrobiłem to dla ciebie. Nie dla niego.
- Rivear...
- Kochasz go.
Przerwał jej mocno i twardo, mówiąc w ich ojczystym języku.
Oddech uwiązł jej w gardle, ale nie miała siły się spierać. Patrzyła uparcie w oczy brata, który patrzył na nią przez ramię, zaciskając pięści.
- Tak
- Był dla ciebie okrutny i cię zniewolił.
- Nie...
- Zniewoliła się twoja własna miłość.
Odwrócił się do niej i uniósł głowę.
Przełknęła ślinę.
Powoli wyprostowała plecy i jak tylko mogła zadarła brodę do góry.
- Więc godzę się na to zniewolenie.
Wstrzymał oddech na moment.
- Nie mogę zabronić ci kochać- powiedział, po czym odebrał płaszcz od jednego ze swoich towarzyszy.
Założył go szybko i zapiął dokładnie.
- Na to już za późno.
Po tych słowach odwrócił się i wyszedł, zakładając kaptur na głowę.
*
Pochylił się ponownie i ciągnąc ją za włosy szarpnął by wstała. Odwrócił ją do siebie plecami, a dłoń zacisnął na jej biodrze, drugą na szyi. Zacisnęła powieki, kiedy jej podbrzusze wbiło się w słup, go którego była przykuta.
- Możesz mieć wielu obrońców- przejechał językiem po płatku jej ucha- wszystkich zabiję- syknął i wsunął swoje udo między jej nogi, rozszerzając je.
Zaczęła się szarpać, kiedy jego dłoń opuściła jej biodro i zaczęła podwijać materiał sukni w górę. Lewą dłoń wciąż zaciskał na jej szyi, oddech stawał się coraz trudniejszy.
- Pamiętaj...- gwałtownie odchylił jej głowę tak, że teraz patrzyła mu w oczy.
Widział w nich czyste przerażenie.
- Jeśli będziesz kochać, zabiję cię za to- to mówiąc zacisnął palce na jej nagim pośladku- zabiję ciebie pierwszą, a potem tego, którego pokochałaś...
Jego dłoń zniknęła.
Chwilę później rozdarł suknię wzdłuż jej pleców i pośladków.
Do jej oczu naszły łzy, którym za wszelką cenę starała się opierać.
- Zastanawiałaś się, gdzie jest twój tygrys?- zapytał szeptem, a ona trzęsła się z przerażenia, czując jak ponownie rozchyla jej nogi, a jego rozgrzana skóra pali jej, zimną i spiętą.
Asim.
Nie, nie mógł...
Jej brak odpowiedzi przerwał jego drwiący śmiech.
A z jej ust wydobył się pełen rozrywającego bólu i rozpaczy jęk, kiedy Pan tego piekła ponownie, po tylu latach zawładnął jej ciałem.Dodałam rozdziału ale... Mimo tego, że nie wszyscy członkowie One Direction występują w tej książce aktualnie po prostu beczę.
Wiadomość o śmierci Liama dla mnie jak pewnie dla wszystkich była ogromnym szokiem. Pierwsze myślałam, że to jakiś fake. Myślę sobie- no gdzie, niemożliwe.
Ale wysłała mi to przyjaciółka w nocy. Wysłał mi to mój kuzyn.
I wszystkie portale z wiadomościami zaczęły przesyłać powiadomienia na mój telefon.
I okazało się, że to wcale nie jest plotka.
Tylko życie.
A raczej koniec tego życia. Dla Liama.
Jest mi szalenie przykro.
Nie wierzę w te wszystkie opowieści o wypadku.
A że z zawodu jestem psychologiem, to bardzo ale to bardzo ubolewam nad tym jak on musiał się czuć i co miał w głowie.
Też kiedyś byłam na takim etapie życia.
Ale znalazła się osoba, która po prostu trzymała mnie za rękę.
Przykro mi, że wtedy Liam takiej osoby przy sobie nie miał.
Możecie się ze mną nie zgadzać.
Ale mam przeczucie, że po prostu nosił w sobie za dużo.
Wiem, że jest tu wielu fanów.
Myślę, że w tej chwili najlepsze co możemy zrobić to po prostu ciepło o nim myśleć.
Nie wiem czy chciałby widzieć jak cały fandom płacze.
Trzymajcie się.
CZYTASZ
HIS LAW || Zayn Malik
FanfictionWiele było pięknych kobiet. Miał je wszystkie. Miał, władał, posiadał. Złoto, jedwab, diament, stal. Śpiew słowika. Wiele oczu go widziało. Wszystkie należały do niego. Patrzyły z uwielbieniem. Tak jak im kazano. Patrzyły, z głową pochyloną. Któż...