126. 'Krok w dół'

449 64 11
                                    

Patrzyła przerażona w oczy Izdihar i w tej chwili żałowała tego, że zapragnęła wiedzieć.
- A-ale... jak to...
- Amira była przerażona, kiedy okazało się, że nosi dziecko. Kobieta, której ciało weźmie obcy mężczyzna jest zhańbiona. Nie mogłaby pozostać w pałacu. Nie powiedziała Emeanowi o tym co się stało. Evon zostawił ją i uciekł. Emean ścigał go aż do granicy z Tartarem. Tam też odbyła się decydująca bitwa, po której Evon zgiął kolano. Ale nigdy nie zapomniał tego, że ma prawo do tronu. Gdy Emean dowiedział się, że Amira nosi dziecko nie rozważał, że nie jest ono jego. Ale ona była tego pewna. Wiedziała, że jeśli się dowie, każe zabić pierworodne i ją za to, że ukrywała przed nim prawdę. Nikt o tym nie wie.
- Ale skąd ty wiesz?
- Jestem córką kobiety, która została wysłana poza granice państwa razem z Evomem i jego matką.
Nie mogła w to uwierzyć.
- Moja matka była służącą Klariany, matki Evona. Zmarła razem z nią, podczas zarazy w Tartarze. Ja wróciłam do pałacu, by być służącą dla Amiry.
W głowie zaczęło się jej kręcić. Serce tłoczyło krew z taką siłą, że zdawało się rozrywać jej żyły. Oddychała szybko, a jej oddech był płytki. Nie wiedziała co ma teraz zrobić z tą wiedzą.
- On nie wie- zaczęła i poczuła przytłaczający ją ciężar- Zayn o niczym nie wie...
- Nie. Nie mógłby wiedzieć. Jedyną osobą, która miała tą wiedzę, była jego matka. Powiedziała mi to tuż przed swoją śmiercią. W ostatnią nic, kiedy z nią byłam. Była roztrzęsiona. Ona i Emean mieli następnego dnia wyruszyć do Tartaru. Bała się tego. Bała się spojrzeć ponownie na człowieka, który wyrządził jej tak okrutną krzywdę. Ale owocem tej krzywdy był jej jedyny syn. Ta jedna myśl trzymała ją przy życiu w zdrowych zmysłach. Powierzyła mi swój jedyny sekret.
- A Evon? On wie? Wie, że...
To nie mogło jej przejść przez gardło.
- Nie. Taką mam nadzieję- odparła kobieta.
- Wiem, że zdaje sobie sprawę, z pokrewieństwa między nimi. I Zayn zna to pokrewieństwo. Inaczej nie pozwoliłby mu powołać się na prawo, które mówi, że nie można przelać krwi ze swojej krwi. Nie można zabić krewnego w imię władzy. Dlatego Zayn nie zabił go w ostatniej wojnie. On wie, że Evon jest bratem jego ojca.
- Emean miał 8 lat, kiedy został koronowany na księcia i spadkobiercę korony. Pamiętał swojego brata. Możliwe, że sam mu o tym powiedział- odezwał się starszy mężczyzna.
- Zgadzam się- skinęła głową jego żona- Amira mówiła mi, że bywały dni kiedy wspominał o Evonie. Mówił o ich dziecięcych latach. Jakby mu go brakowało. Nie tego okrutnego człowieka jakim się stał, ale młodszego brata, którego w nim widział. Mam wrażenie, że nie tylko prawo chroniło Evona po pierwszej wojnie. Emean go kochał. Cały czas miał nadzieję, że między nimi nastanie pokój. Nie byłby w stanie go zabić. Tak przynajmniej twierdziła Amira. I mimo, że była najczystszym dobrem i ucieleśnieniem łagodności wiem, że w duchu modliła się o jego śmierć.
- Jak wyglądała ostatnia wojna z Tartarem? Podobno Evon się nie bronił- zwróciła się do kronikarza.
Ten wstał i zniknął na moment w komnacie pełnej ksiąg, a następnie wrócił trzymając w dłoniach dużą, misternie zdobioną księgę, której okładkę zdobiła czerwona róża otoczona złotymi kolcami.
Kronikę, którą ona już kiedyś czytała.
- Proszę- podał jej księgę.
Spojrzała na pochyłe litery.
'Po zajęciu dziedzińca, którego ściany opiewały w czarną chorągiew naszego wroga, oddziały na których czele stanął nasz władca i Pan naszego kraju przedarły się przez wątłą straż i dotarły na dziedziniec wewnętrzny, który był opustoszały i cichy. Stamtąd przedarły się do komnaty tronowej, gdzie wejść nie mogły, bo ubiegły je płomienie ognia, rozsianego przez nasze działa. Wychodząc płomieniom na spotkanie pan nasz pokonał tuziny żołnierzy wroga, skrywających się w komnatach rady. W zwycięstwie Pan wkroczył w cześć zamku wroga tak ciemną jak dno piekieł...
Zmarszczyła brwi.
...Nasze oddziały pod wodzą władcy przemierzały korytarz i komnaty będące ukrytymi w katakumbach. W podziemnym labiryncie w czeluści zamku....
Zamarła.
...Mając tylko pochodnie ogniste za światło, pan nasz nieustraszenie prowadził w dół swój oddział, mijając korytarze i komnaty pozbawione okien...
Nie...
...Otwierając kolejne drzwi ich oczom ukazywały się coraz to nowe miejsca kaźni i tortur. Sale pełne martwych ciał kobiet i dzieci...
To nie może być...
...Komnaty ukryte pod znakiem Tartaru mieściły w sobie śmierć i zapach jej żniwa. Ukazywały tlące się w nich szaleństwo ich pana. Wytrwale kroczyły nasze wojska wprost za władcą, który prowadził ich między ukrytymi posągami całymi w złocie, które zdawały się pilnować pustych złotych klateke ustawionych na marmurowej białej posadzce...
Nie, to... nie...
...Na ostatnim korytarzu, który prowadził do komnaty w samym sercu zamku Pan nasz znalazł wreszcie swojego wroga. Stał on tyłem no niego, otaczała go ciemność i mrok, ale zdawało się, że nie jest sam. Nim wróg ruch swój wykonał i spojrzał w oczy Pana, w prawym jego ramieniu utkwił sztylet naszego władcy, powalając go na kolana. Gdy Pan nasz stanął przed leżącym u jego stóp człowiekiem, on nie spojrzał w jego oczy, ale patrzył wgłąb korytarza, gdzie słychać było tylko bezimienne kroki...
Patrzyła na ostatnie zadania, a jej ciało drżało. Nie była w stanie powstrzymać tego odruchu. Czuła jak zalewa ją fala zimnych dreszczy, jak jej dłonie stają się mokre od potu. Wielka księga wyślizgnęła się spomiędzy jej palców i z głuchym łoskotem upadła na dywan.
- Pani? Co...
Natychmiast wybiegła.

*

Świętowaniu nie było końca. Ludzie przemierzali pałac i kierowali się do ogrodów gdzie miała odbyć się wieczorna uczta. Zarządcy wszystkich prowincji pokłonili się już i ofiarowali Panu swe dary.
Nie patrzył na nich. Dobrze znał ich twarze. Wiedział kim są. Widział dziesiątki ludzi, ale nie było przy nim tej, której tak bardzo potrzebował.
Hussam przeklinał chwilę, w której zgodził się jej opuścić pałac.
Miała wrócić przed ucztą.
- Gdzie ona jest, Harry?- zapytał cicho, korzystając z chwili, gdy goście rozkoszowali się muzyką.
- Zaraz tu będzie, na pewno- odparł zielonooki i uniósł kielich wina do ust, chcąc tym samym zatuszować zdenerwowanie.
Pokręcił tylko głową.
- Co przede mną ukrywasz?
Spojrzał na niego wymianie, unosząc przeciętą blizną brew.
Szatyn przełknął ślinę.
- Nic. Po prostu mam nadzieję, że za chwilę tu...
Urwał, słysząc kobiecy krzyk, który był tak paniczny i tak głośny, że wszyscy zgromadzeni zamarli.
Spojrzeli w górę na schody prowadzące do głównych komnat zamku. W tym jego, Hussama i... Jej.
Zerwał się z miejsca, za nim Imad i natychmiast skierowali się na dziedziniec i schody. Niemal biegiem pokonał korytarz prowadzący do jej komnat.
Stanął w miejscu, kdy zobaczył siedzącą pod ścianą kobietę. Jej piękne, szafirowe tęczówki wpatrywały się w zasłonę za którą rozpościerała się jej komnata.
Uniosła dłoń trzęsącą się ze strachu i nie patrząc na niego wskazała na wejście. Sięgnął po swój sztylet i wszedł do środka.
Stanął jak posąg.
Patrzył na zwłoki leżące przed nim. Podszedł powoli i spojrzał w twarz człowieka, którego krew miarowo pokrywała coraz to więcej i więcej zdobionego dywanu, a oczy nadal otwarte patrzyły pusto w stronę oceanu.
Aimen leżał martwy.
Człowiek, który uratował swoje ludzi, których tak bardzo potrzebował, leżał przed nim martwy.
Zacisnął pięści.
Jego spojrzenie padło na błyszczący przedmiot leżący na stole.
Uchylił usta i podszedł do niego, a gdy zdał sobie sprawę na co patrzy wiedział, że nie ma sensu wzywać jej imienia.
Zahrah zniknęła.
Został po niej tylko jej pierścień.

Jak ja się cieszę, że wreszcie mogę opublikować te rozdziały.
x

HIS LAW || Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz