Dlaczego nie traciła niego zaufania?
Dlaczego się od niego nie odsunęła, kiedy on coraz bardziej próbował się zbliżyć?
Dlaczego chwytała jego ramię wieczorami, gdy zabierał ją do ogrodów?
Dlaczego szła obok, pogrążona w rozmowie z nim, kiedy inne patrzyły?
Dlaczego siedziała przy nim, kiedy nad nimi gwiazdy rozmowy toczyły?
Dlaczego uśmiechnęła się szczerze, kiedy w jej dłoniach znalazł się maleńki niebieski kwiatuszek, który zostawił jej, gdy spała?
Dlaczego czuła ciepło, będąc przy nim?
Dlaczego?
- A ten?- wskazała palcem na ciemno czerwony pączek.
- Piękny- przyznał ze skinieniem głowy- ale nadal nie. Szukaj dalej- powiedział, prostując się i uśmiechnął się lekko.
Westchnęła zrezygnowana, załamując ręce. Od godziny chodzili między kwiatami w jego ogrodach, a ona usilnie próbowała rozpoznać kwiat, który chciał jej pokazać. Uznał go za najpiękniejszy. Ale żaden nie był tym jedynym, co tylko potęgowało w niej chęć zdobycia, a w nim satysfakcję. Cieszył się, móc widzieć ją taką. Spragnioną odpowiedzi, błądzącą usilnie we własnych myślach, żeby tylko ją znaleźć.
Jej oczy spoczęły na każdej roślinie, uparcie szukając kwiatu, który jego zdaniem nie równał się urodą z żadnym innym.
Zagryzła wargę, przechylajac głowę w prawo. Patrzył jak powoli marszczy brwi i zwilża usta językiem.
Mimowolnie przełknął ślinę.
Ułożyła wargi w dzióbek po prawej stronie i powoli zaczęła kierować się w stronę kwiatu, który przyciągnął jej uwagę.
- Nie- pokręcił głową, powstrzymując ogromny uśmiech i splótł dłonie za plecami. Zatrzymała dłoń kilka centymetrów od płatków.
Przymknęła powieki, biorąc głębszy wdech.
- Jak to nie?- jęknęła zrezygnowana, podchodząc do kwiatuszka o białych płatkach. Odwróciła się do niego- nie wiem- pokręciła głową, wzruszając ramionami- nie wiem, Zayn- spojrzała na niego. Nawet było jej przykro, że nie znalazła tego, co znalazł on. Nie potrafiła zwrócić uwagi na to, co chciał jej pokazać, było jej wstyd.
Zawsze doszukiwała sie we wszystkim głębszego sensu, a tutaj... przeoczyła coś.
- Spróbuj- zachęcił i podszedł do niej.
Ona nie rozumiała.
On widział.
- To może gdzieś dalej- szepnęła cicho i odwróciła się, żeby wąską aleją przejść do kolejnego ogrodu. A było ich tu wiele.
On szedł za nią, powoli, wyprostowany i dostojny, patrzył jak błądzi wzrokiem i szuka tego jedynego.
A on widział.
Uśmiechnął się, kiedy podeszła do krzewu i pochyliła się, patrząc na duży, pomarańczowy kwiat o trzech, nakrapianych czerwienią płatkach. Spojrzała na niego unosząc wyżej brew, a on pokręcił przecząco głową.
- Poddaję się- powiedziała przewracając oczami i opadła na kolana, siadając na miękkiej trawie. Asim, który chodził między krzewami tam dokąd go oczy zawiodły, podszedł do niej i wtulił łeb w jej szyję, mrucząc nisko.
Nie lubił widzieć pani smutnej.
Położył się obok, kładąc głowę ma jej udach i zaczął lizać jej długie włosy.
A on patrzył na Zahrah i uśmiechnął się pod nosem.
- Nie znalazłaś- powiedział na tyle głośno, że go usłyszała siedząc kilka metrów dalej.
- Nie- westchnęła cicho, gładząc sierść zwierzęta- nie mam już siły, przecież byłyśmy dosłownie wszędzie. No, oprócz północnej części, tam nigdy nie byliśmy- zmarszczyła brwi.
Północna część jego ogrodów to miejsce, którym władał nieugięły czas. Nikt nie przycinał gałęzi drzew. Nie śmiał dyktować granic roślinom. On sam chodził tam rzadko.
- Racja, tam nie byliśmy- powoli skierował się w jej stronę- ale ten kwiat jest tutaj.
- Przecież zapytałam o każdy- jęknęła zrezygnowana- za każdym razem mówiłeś, że to nie ten- spojrzała na niego już jakby załamana.
Uśmiechnął się rozczulony tym widokiem. Jej rezygnacji, braku dalszych starań. Nie lubiła się poddawać, doskonale o tym wiedział, więc niecodzienny był to widok.
- Ja go widzę.
On patrzył na swój kwiat przez cały czas. Cała jego uwaga była na nim skupiona, odkąd weszli do ogrodów. Widział tylko jego. Tylko swój jedyny kwiat.
- Ja nie- przyznała otwarcie, unosząc wyżej podbródek- pokażesz mi w końcu?- spojrzała na niego z dołu, a on po krótkiej chwili usiadł na trawie naprzeciw niej.
Pan pochylił się do poziomu zwykłej kobiety. Bo ona była tylko kobietą. Tylko kobietą dla niego.
- Patrzę na niego- zaczął powoli, patrząc w jej dziwne tęczówki- patrzę cały czas. Jest piękniejszy niż wszystkie inne. Nie potrzebna mu kropla rosy, by mógł świecić w promieniach słońca, bo wciąż to robi- uśmiechnął się niemal niezauważalne.
- Jest noc...
- A on nadal najpiękniejszy- przerwał jej spokojnie.
Ale Zahrah nie rozumiała.
Dlaczego?
- Nie widzisz...- stwierdził z nutą satysfakcji. Pokręciłam jedynie głową, ale nie odwróciła wzroku. Patrzyła mu w oczy.
Zawsze patrzy.
Wstał powoli i wyciągnął dłoń.
- Chodź, Zahrah- powiedział cicho, a ona spojrzała na jego smukłe palce i powoli wsunęła swoją drobną rączkę w jego.
Poczuł ciepło.
Wstała powoli, a on poprowadził ją w stronę głównej alei. Nie puścił jej dłoni, choć wiedział, że powinien to zrobić, nie mógł. Szli w ciszy, kierując się powili ku fontannie. Trzymała dłoń na karku tygrysa, który osiągał już ponad trzy metry długości.
Stanęli przed marmurową fontanną. Czuł dokładnie zapach jej ciała. Olejek różany.
- Zamknij oczy- poprosił cicho, a ona spojrzała na niego lekko zdezorientowana, ale zrobiła o co prosił, głębiej przy tym oddychając. Stanął za nią, puszczając jej dłoń, przez co lekko się spięła, ale nie ruszyła. Delikatnie chwycił jej włosy, muskając opuszkami palców skórę jej szyi i odgarnął je na plecy, odkrywając obojczyki i dekolt. Owiało ją chłodniejsze powietrze. Powoli chwycił ją w talii, nie chciał jej przestraszyć. Czuł jak jej ciało sztywneje.
- Powoli do przodu- powiedział cicho, a ona dość niepewnie zrobiła krok w przód, potem następny. Zatrzymał ją, kiedy stała gdzie powinna i przylgnął do jej pleców. Wstrzymała oddech na moment. Jedną dłonią położył na jej łopatce, pochylając jej ciało do przodu i sam zrobił to samo- otwórz oczy- szepnął jej tuż nad uchem.
Uchyliła powieki i zdała sobie sprawę, że patrzy we własne odbicie w tafli wody. Księżyc oświetlał jasno jej twarz, przez co czuła jakby patrzyła w lustro.
Nie lubiła patrzeć w swe odbicie.
- Dlaczego...
- Powiedz mi, co widzisz?- zapytał cicho, patrząc na jej twarz w odbiciu.
- Swoją twarz- powiedział sucho- siebie.
- Patrzysz na mój kwiat, Zahrah.
Po tych słowach uchyliła lekko usta i nie rozumiała.
Nie dotarło do Zahrah, że to ona jest jego cudownym kwiatem. Jego gwiazdą, wśród gwiazd. Prełą wśród drobin piasku.
- J-ja?- nie wierzyła w jego słowa- ja jestem tylko... to tylko ja.
- Jesteś moją różą wschodu- wyznał cicho- z niczym nie mogę porównać twego piękna- powiedział, przejeżdżając lekko opuszkami palców po jej szyi.
Przymknęła powieki.
- Ja... nikt wcześniej mnie tak nie określił- odwróciła głowę, patrząc w jego tęczówki- i choć nie przyznam ci racji... dziękuję- uniosła wyżej głowę, uśmiechając się lekko. Odwróciła się przodem do niego i usiadła na marmurowym brzegu fontanny.
Patrzył na nią przez chwilę, patrzył jak się pochyla i jej palce naruszają spokój wody. Koliste kręgi zdały się wyrastać na powierzchni coraz większe i większe. Widział jej uśmiech. Jak taki drobny, z pozoru nic nie warty epizod może wywołać jej uśmiech. Nie rozumiał.
Odwróciła się, wyraźnie czegoś szukając, patrzył na jej twarz. Nagle wstała i podeszła szybko do pnącego się wokół kolumny krzewu, który miał małe, białe kwiaty.
- Mogę?- zapytała, patrząc na niego. Wiedziała, że wszystko na co teraz patrzy, co ją otacza, jest jego własnością.
Skinął raz głową, dając tym samym pozwolenie, a ona zerwała jedną gałązkę. Wróciła do fontanny i usiadła bokiem, podwijając nogę pod pośladki. A on patrzył.
- Co ty znów wymyśliłaś, Zahrah?- zapytał z uśmiechem, kiedy odrywała kwiatuszki, odkładając na marmur obok siebie. Nic nie powiedziała, a kiedy wszystkie białe paczki, lekko uchylone, zostały oderwane, chwyciła jeden między palce. Powoli pochyliła się nad taflą wody i delikatnie ułożyła kwiatuszek na jej powierzchni.
Patrzył oniemiały jak zwinięty pączek rozchyla maleńkie płatki i ukazuje czerwone wnętrze pokryte kropelkami rosy.
Uśmiechnęła się na ten widok i sięgnęła po drugi pączek, robiąc to samo.
A on patrzył.
Kiedy chciała chwycić kolejny zamknięty kwiatuszek, chwycił go delikatnie i wysunął w jej stronę.
I tak odbierała od niego coraz to nowe pączki, a on patrzył, jak pokazują swoje rubinowe wnętrze.
- Skąd wiedziałaś?- zapytał cicho, kiedy prawie wszystkie kwiaty ułożone były na powierzchni wody. Nigdy wcześniej tego nie widział. Nie widział serce tego kwiatu.
- Robiłam to wcześniej- powiedziała, a w jej oczach pojawiło się coś zimnego. Pomimo, że nie patrzyła w jego tęczówki, dobrze to wiedział.
- Widziałam tą roślinę już kilka lat temu- dodała ciszej.
Ujęła między palce ostatki pączek, który jej podał i pochyliła się, chcąc ułożyć go na wodzie. Wyciągnęła rękę, już prawie, prawie kładąc kwiat, kiedy...
- Uważaj- natychmiast chwycił ją w talii, ciągnąc do siebie, gdyby traciła równowagę. W konsekwencji leżał na marmurze, a ona na nim, opierając dłonie o jego tors, okryty purpurową koszulą. Była tak blisko, czuła jego zapach, czuła bijące od niego ciepło. Jego serce.
- Przepraszam- powiedziała szybko.
Przecież on jest sułtanem.
Chciała się podnieść, ale przytrzymał ją, zaciskając dłonie na jej talii.
- Nie przepraszaj- powiedział, a ona spięta przygryzła wargę. Nie chciała być postrzegana jako... no właśnie kto dokładnie?
- Dziękuję- odparła i podniosła się do siadu. On podparł się na łokciach i również usiadł- gdyby nie ty, byłabym cała mokra. Chociaż... może to i dobrze. Jest gorąco- odetchnęła, poprawiając włosy za ramiona.
Kolejny już raz, jego spojrzenie powędrowało na jej okryte cienkim materiałem piersi. Przejechała dłonią od obojczyka po kark i przymknęła powieki, biorąc głębszy wdech.
- Jesteś zmęczona- powiedział i delikatnie odgarnął jej włosy z czoła. Pokiwała jedynie głową. Nie miała siły na więcej.
Wstał i wyciągnął rękę, a ona z przymkniętymi oczami ją przyjęła.
- Chodź, Asim- powiedział, nie widząc kota, a ten po chwili wyłonił się z wysokiej trawy. Poprowadził ją w kierunku schodów na oddzielony kolumnami korytarz i odprowadził do komnaty.
Położyła się na łożu, a on przysiadł obok niej, patrząc jak zwierzę wskakuje na materac.
- Śpij, Zahrah- powiedział cicho i pierwszy raz pochylił się, składając delikatnie muśnięcie ust na jej czole.
Odetchnął widząc, że jej powieki pozostają zamknięte.
Wyszedł z jej komnat i wrócił do siebie.
A tam czekała na niego niespodzianka.
Piękna pani o oczach tak zimnych jak jej dusza, stojąca przy jego łożu, patrząca w podłogę.
Z chustą na głowie...
CZYTASZ
HIS LAW || Zayn Malik
FanfictionWiele było pięknych kobiet. Miał je wszystkie. Miał, władał, posiadał. Złoto, jedwab, diament, stal. Śpiew słowika. Wiele oczu go widziało. Wszystkie należały do niego. Patrzyły z uwielbieniem. Tak jak im kazano. Patrzyły, z głową pochyloną. Któż...