Dni mijały zadziwiająco szybko. Zdawać by się mogło, że szybciej niż w pierwszych dniach, kiedy tu była. Na pewno szybciej niż wtedy, kiedy była zamknięta w celi, w tamtym czasie nie mogła się doczekać zachodu słońca.
Teraz było odwrotnie.
Czas leciał nieubłaganie, nim się obejrzała, ognista kula zanurzała się w oceanie.
Tylko on był dla niej niezmienny.
Tak samo piękny, tak samo wspaniały, tak samo nieznany i tak samo niedostępny. Nic się w tej sprawie nie zmieniło.
W niej również nic się nie zmieniło.
Lecz w nim, też nie.
Leżała i patrzyła na uśpiony już ocean. Czekała, aż skończy i zostawi ją w spokoju, tylko tego chciała. Żeby już jej nie dotykał.
Nie liczyła ile razy to się powtórzyło. Nie zwracała sobie tym głowy, nawet nie zwracała uwagi na płynący czas, wiedziała, że zawsze po zmroku będzie musiała do niego iść. To co z nią robił nie mijało jednak jak cały dzień. Dla niej trwało dłużej niż cała wędrówka słońca od wschodu do zachodu.
Dla niego był to tylko krótki epizod wyrwany z całości.
Dzisiejszej nocy zdjął z siebie też czarną koszulę. Nie musiał przykładać już tak dużej siły, aby ją wziąć. Zawsze jednak wydawał rozkaz, mówił, że ma się rozebrać przed nim, czego nigdy nie zrobiła. Wtedy rzucał ją na łoże, z czasem coraz mniej mu to utrudniała. Ale zawsze wcześniej patrzyła mu w oczy, zawsze unosiła wysoko głowę i nigdy nie przyznała, że jest jej panem, co on za każdym razem wyraźnie podkreślał.
Jej ciało poruszało się lekko w przód i w tył, w takim tempie jak on poruszał się w niej. Trzymał jej biodra mocniej się w nią wbijając, nie musiał już się z nią siłować, jej nadgarstki były wolne.
Ale dłonie zawsze zaciśnięte na pościeli.
Ona po prostu czekała, aż osiągnie spełnienie i wyjdzie z niej. Tylko tyle. Nawet z biegiem czasu to uczucie nie stało się dla niej przyjemnością.
Dla niego wręcz przeciwnie. Tutaj był jej panem, była mu posłuszna, była jego. Miał nareszcie swojego słowika tylko dla siebie.
Pochylił się nad nią, opierając łokcie po obu stronach jej ciała. Czuł, że jest blisko, czuł nadchodzący szczyt.
I tak też się stało. Kilka mocnych, zdecydowanych pchnięć i poczuł spełnienie, ogarniające jego ciało.
A ona miała ochotę płakać.
Ale nie robiła tego.
Miało to miejsc tylko raz, w jej komnacie i więcej się nie powtórzyło, nie pozwoliła sobie na to. Choć tak bardzo chciała, nie mogła pokazać, że jest słaba. Bo wtedy on zniszczy ją doszczętnie.
Wyszedł z niej i założył czarne spodnie, później usiadł na łóżku i poprawił jej suknię. Pochylił się do przodu i oparł łokcie na kolanach.
Dlaczego nigdy nie robi tego czego on chce? Dlaczego mu się nie odda?
Dlaczego nie jesteś jak Dżamila?
Westchnął głęboko.
Ona w tej chwili usiadła, tyłem do niego, naciągając jedwabny kremowy materiał bardziej na nogi. Chciała już stąd wyjść. Odgarnęła włosy do tyłu, na plecy i zsunęłam nogi z łoża, aby wstać.
- Zaczekaj.
Zamarła.
Nigdy nic nie mówił, po prostu wstawał i podchodził do okna, nie odzywał się, kiedy opuszczała jego komnatę.
Chce to zrobić jeszcze raz?
Wstała powoli i zakryła ramiona cienką chustą, która zakrywała jej twarz i włosy, kiedy tutaj szła. Cały czas czuła ból w podbrzuszu, nic się nie zmieniło. Podeszła do niego i stanęła przed nim, patrząc z góry.
Czego chcesz ode mnie?
Nie patrzył na nią. Patrzył gdzieś przed siebie, w dół.
Zmarszczyła brwi.
- Czego chcesz?
Nie silnika się na miły ton, pytała obojętnie. Taką była cały czas w stosunku do niego.
Wstał i teraz na nią patrzył. A ona patrzyła na niego.
- Zostań ze mną.
Cofnęła się o krok.
Dlaczego?
Dlaczego chce przed tym uciec, on jej proponuje ten przywilej, który miała tylko ta jedyna, dlaczego ona odrzuca swego pana?
- Nie chcę.
Zmarszczył brwi.
Odwróciła się od niego i ruszyła wolnym krokiem do drzwi. Złapał ją za ramię. Natychmiast się wyrwała i odwróciła do niego. - Nie dotykaj mnie- powiedziała szybko, unosząc wyżej podbródek.
- Dlaczego?- zignorował to co powiedziała- dlaczego nie chcesz zostać?
Nie rozumiał jej.
- Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.
Powiedziała to tak cicho, że ledwo słyszał.
I nadal nie mógł zrozumieć.
Odwróciła się i wyszła zostawiając go samego z czernią nocy.
Ale dlaczego o to zapytał?
Dlaczego tej nocy to on nie chciał być sam?
Wracała w ciszy do swojej komnaty, a za nią podążali dwaj strażnicy, jak zawsze. Nie spojrzała nawet na Husama, który szedł w jej stronę.
- Co tu robisz?- zapytał zdziwiony.
Przecież szedł po nią, miał ją odprowadzić. Dlaczego idzie do swojej komnaty sama?
- Wracam do komnaty, jak widzisz- powiedziała obojętnie i minęła go, idąc dalej. Ruszył za nią.
- Jak się czujesz?- zapytał po chwili ciszy.
Prychnęła.
- Nie sądzę, czy kogokolwiek tutaj to interesuje- powiedziała.
- Interesuje, pani.
- Nie nazywaj mnie tak- syknęła patrząc na niego- ani teraz, ani później.
I zostawiła go samego, na środku korytarza.
- Stać- powiedział do straży.
Wiedział, że wróci prosto do siebie...
*
Nie wychodziła z komnat. Odkąd ją wziął, nie opuściła pałacu, nie widziała ogrodów. Patrzyła na nie z góry, z ogromnego balkonu, ale niewiele widziała.
Dzisiaj jej nie wezwał. Wczoraj również. Nic nie czuła z tego powodu, wiedziała, że i tak znów będzie jej chciał.
Była pochmurna noc. Księżyc tylko czasami rzucał jasne światło pomiędzy obłokami, które zasłaniały niebo.
Nie spała.
Siedziała na tarasie, w swojej klatce i patrzyła na ocean.
Patrzyła dopuki nie usłyszała cichego dźwięku za sobą. Marszcząc brwi powoli wstała i podeszła do okna tarasu. Na zdrewniałych pnączach rośliny siedział słowik. Siedział i patrzył na nią, a na drobnej nóżce miał złotą obrączkę.
To ty...
Ptaszek nie uciekał. Zaćwierkał cicho, a kiedy wysunęła dłoń, po chwili wskoczył jej na palec. Musiał być do tego przyzwyczajony. Chwyciła go delikatnie w obie dłonie i zaginęła w skrawek sukni.
Nie wiedziała co nią kierowało, kiedy wyszła z tarasu i skierowałam się do jego komnat. Był przecież środek nocy. Przy wyjściu z jej pokoi zatrzymała ją dwójka strażników.
Tych samych, co zawsze.
Dajcie mi spokój...
- Dokąd idziesz, pani?- zapytał wyższy z nich, kłaniając się.
Nie miała siły tłumaczyć im, że nie jest ich panią, a może i dobrze się stało. Nie przepadała za tą dwójką.
- Chcę się natychmiast zobaczyć z sułtanem- powiedziała twardo, a oni spojrzeli na siebie, nadaj mając pochylone głowy, przed jej osobą.
- Pani, to nie jest możliwe...
- Więc zaprowadź mnie do Husama Imada- uniosła wyżej głowę.
- Pani...
- Natychmiast- przerwała mu ostro. Mężczyzna jedynie skinął głową i ruszył przed siebie. Poszła za nim, cały czas delikatnie ujmując materiał, gdzie trzymała słowika. Weszli na wyższy poziom, a tam strażnik zatrzymał się przed drzwiami z ciemnego drewna. Zdała sobie sprawę, że przecież jest po drugiej stronie jego komnat. Żołnierz nim zdążył się odezwać mógł jedynie patrzeć, jak bezkarnie otwiera jedną ręką drzwi i wchodzi tam, gdzie jemu wejść nie wolno o tej porze. Stanęła w dużej komnacie, nie widziała jakiego koloru są ściany, było bardzo ciemno. Weszła dalej, na korytarz, którym przeszła do jak się okazało sypialni.
Zdziwiła się.
Zobaczyła śpiącego na brzuchu mężczyznę, bez koszuli, jedynie z czarnych, arabskich spodniach. Jego twarz otaczał ogrom brązowych, kręconych włosów, które sięgały mu za ramiona.
Inny...
Podeszła powoli do złoża i delikatnie dotknęła jego ramienia. Poruszył się natychmiast, aż odskoczyła w tył. Podniósł się do siadu i zmarszczył brwi.
Co tu robisz?
- Ja... przepraszam, nie chciałam cię przestraszyć- przyznała szczerze.
- Spokojnie- podniósł się i wstał. Przyglądnęła mu się- czy coś się stało, pani?
- Wyglądasz inaczej- stwierdziła po chwili- widzę twoje włosy- przechyliła głowę w prawo.
- Jesteś jedną z nielicznych osób, która je widziała- przyznał- powiedz, dlaczego nie śpisz?- zapytał wyraźnie zaciekawiony.
Dlaczego przychodzi do niego w środku nocy?
- Chcę się zobaczyć z sułtanem.
Otworzył szerzej oczy.
- Jak to?
- Chcę mu coś pokazać. Powiedz straży, żeby pozwolili mi iść.
Tego się nie spodziewał. Ona niegdy nie chciała do niego iść. Chciała jak najbardziej opuścić jego komnaty, więc dlaczego teraz chce się z nim widzieć?
- Co takiego?- zapytał.
Musi brać pod uwagę każdą okoliczność.
Westchnęła cicho i odchyliłam materiał. Jego oczy znacznie się powiększyły, gdy zobaczył zwiniętego w jedwab ptaka.
- Mogę?- zapytała z nadzieją.
- Straż- powiedział, odwracając się przez ramię.
Nie pozwoli. Odeśle mnie z powrotem...
Strażnik szybko wszedł do komnaty.
- Zaprowadź panią, tam dokąd chce iść- powiedział, patrząc w jej oczy.
- Tak, panie- skłonił się i wyszedł.
- Dziękuję- uśmiechnęła się ledwo widoczne, ale nie skinęła głową.
Pierwszy raz widział na jej twarzy cień uśmiechu.
- Drobiazg- minęła go i ruszyła do wyjścia.
- I dobrej nocy- odwróciła się jeszcze.
Patrzył na nią. Skinął głową.
- Wzajemnie.
Wyszła szybko i razem ze strażnikiem przeszła do dużych zdobionych drzwi. Mężczyzna skłonił się nisko, a ona weszła do środka i od razu skierowała się do sypialni.
Spojrzała na łoże.
Spał.
Oczywiście, że śpi. Jest środek nocy...
Przygryzła dolną wargę podchodząc bliżej. Leżał na plecach, okryty do pasa szkarłatną pościelą, bez koszuli. Jedną rękę miał zgiętą pod głową, druga spoczywała na jego umięśnionym brzuchu. Czarne włosy opadły mu na czoło i oczy, które były otoczone czarnymi, gęstymi rzęsami.
I co teraz?
Odchrząknęła cicho i pochyliła się, dotykając lekko jego ramienia. No przecież go nie zawoła.
Nawet nie wiem, jak masz na imię...
Zmróżył lekko oczy i otworzył je, mrugając przy tym dwa razy. Kiedy jego spojrzenie padło na jej osobę, zmarszczył brwi.
- Co tu robisz?- zapytał, a w jego głosie mogła usłyszeć nutę gniewu, ale i zaskoczenie.
- Chciałam ci coś pokazać- odezwała się, po czym wyszła z sypialni, wchodząc do komnaty, w której jak pamiętała była złota klatka.
Podniósł się z łoża i przetarł twarz dłońmi. Jakim prawem przychodzi do niego w środku nocy, nie wzywał jej.
Poszedł za nią, w samych czarnych spodniach, przewiązanych jedwabny pasem w tym samym kolorze.
Stała przy oknie, tyłem do niego, podszedł więc bliżej.
- Co takiego?-zapytał z niecierpliwością.
Patrzyła mu prosto w oczy.
Po co ja tu przyszłam...
Odsłoniła skrawek materiału i delikatnie chwyciła w dłonie słowika, pokazując mu go.
- Jak...- nie dokończył.
Nie wiedział co powiedzieć. Rozchyliła dłonie, a ptaszek odleciał i Przysiadł na górze złotej klatki.
Otworzył szeroko oczy, kiedy wleciał do środka i przysiadł na złotej misce z ziarnem. Natychmiast wyciągnął dłoń, chcąc zamknąć drzwiczki.
- Zaczekaj- chwyciła ją szybko. Spojrzał na nią zdziwiony.
Jakim prawem go dotyka?
Ale ona nie patrzyła na niego, patrzyła na słowika. Dopiero po chwili odwróciła wzrok. I cały czas trzymała jego dłoń.
- Jeśli go zamkniesz, nie będzie dla ciebie śpiewał- powiedziała, patrząc mu w oczy- musisz dać mu wolność.
- Wtedy nie będzie mój- ścisnęła jego dłoń mocniej, zanim ją wyrwał.
- Będzie śpiewał. Ale pozwól mu swobodnie latać - powiedziała spokojnie i dopiero wtedy puściła jego dłoń. Powoli włożyła swoją do klatki i wyjęła ptaszka. Później nie patrząc na mulata chwyciła jego dłoń i położyła na niej słowika.
Nie mógł się temu nadziwić.
Dlaczego nie uciekasz?
Zaćwierkał cicho i odleciał. Usiadł na gałęzi rośliny pnącej się po ścianie.
Usiadł i zaśpiewał.
A on patrzył na niego przez chwilę.
I ona patrzyła.
Patrzyli oboje, aż on nie spojrzał na nią i nie zobaczył jej uśmiechu.
- Dlaczego to zrobiłaś?- zapytał, a ona spojrzała na niego, lecz powróciła obojętność.
- Chciałam ci pokazać twój błąd.
Ostatni raz spojrzała na słowika, odwróciła się i wyszła bez słowa.Patrzę w twe oczy,
Tak bardzo zwyczajne.
Patrzę i widzę w nich duszę.
Lecz gdy mnie nocą do ciebie prowadzą,
Nie ma w nich nic.
A ja jak martwa leżeć muszę...
CZYTASZ
HIS LAW || Zayn Malik
FanfictionWiele było pięknych kobiet. Miał je wszystkie. Miał, władał, posiadał. Złoto, jedwab, diament, stal. Śpiew słowika. Wiele oczu go widziało. Wszystkie należały do niego. Patrzyły z uwielbieniem. Tak jak im kazano. Patrzyły, z głową pochyloną. Któż...