18. 'Błahe konwenanse'

10K 852 125
                                    

Odwrócił się.
Patrzyła jak zaciska usta w wąską linię, unosząc wysoko głowę. Jego oczy stały się o odcień ciemniejsze.
- Spięłaś włosy- odezwał się twardo, nie mogła nic poradzić na to, że przeszły ją dreszcze. Chwyciła delikatnie w palce materiał sukni i zeszła po trzech schodach na malutki dziedziniec otoczony gęstymi krzewami, gdzie stała altana. Powoli podeszła do niego i stanęła naprzeciw.
- Naprawdę tylko to widzisz?- zapytała, cały czas mając obojętność wypisaną na twarzy.
I patrzyła mu w oczy.
- Jawnie mnie obrażasz. Moja kobieta przedstawia się jako służąca...
- Nie jestem twoja- przerwała mu chłodnym głosem.
Odwrócił wzrok na moment, jakby chciał się uspokoić. Testowała jego granice i dobrze zdawała sobie z tego sprawę.
- Dlaczego mi to przysłałeś?- zapytała wyciągając zza pasa sukni kwieciste klejnoty.
Spojrzał na jej dłoń.
- Piękna kobieta powinna nosić takie rzeczy- powiedział spokojnie.
Aż nazbyt spokojnie.
- To jest z pewnością bardzo kosztowny dar. Nie mogę go przyjąć- pokręciła głową, nie spuszczając wzroku z jego twarzy, przez którą teraz przebiegła jawna irytacja.
- Dlaczego odrzucasz to, co ci ofiaruję? Nie widzisz w tym wartości?- zapytał oburzony.
- Owszem, widzę. Dlatego nie mogę tego przyjąć- wysunęła kamienie w jego stronę.
- Nie rozumiem twojego podejścia- zaczął i odwrócił się, podchodząc powoli bliżej altany- nie widzisz wartości w najdroższych klejnotach mojego kraju, nie chcesz ich. Co w takim razie sprawiłoby ci radość?
Powiedz mi, Zahrah...
Spojrzał na nią wyczekująco. Intrygowała go, musiał to przyznać przed samym sobą.
- Nie potrzebuję złota- odezwała się, podchodząc bliżej- wolałabym po prostu móc patrzeć na to wszystko- rozejrzała się wokoło.
- Kwiaty? Tylko tyle chcesz?
- Aż tyle- poprawiła go- powiedz...
Znowu zwróciła się do niego wprost.
- ... aż tak bardzo przeszkadzają ci moje włosy?- zapytała, a on przeniósł spojrzenie na upięcie.
- Powinnaś nosić je wolno. To jest przywilej, z którego nie korzystasz.
- Jest mi po prostu bardzo ciepło- westchnęła, dotykając dłonią szyi.
On też chciał jej dotknąć.
- Nie chcę, żebyś odbierał to jako obrazę. Twój kraj to wieczne słońce- dodała.
- Mój kraj... gdzie byłaś wcześniej?- zapytał.
- Nie wiem- powiedziała, na co zmarszczył brwi- nie wiem jak nazywało się to miejsce, ale na pewno nie jest tam tak ciepło i duszno.
- Przyzwyczaisz się- powiedział tylko- a to- wskazał na kwiaty w jej dłoni- zatrzymaj. Po prostu... zatrzymaj.
Przyglądała się mu prze chwilę. W końcu uniosła dłonie i wpięła klejnoty w koka, po prawej stronie.
Obserwował ją, jej twarz, jej oczy. Gdzie to piękno się podziewało...
- Nadal czujesz się urażony?- zapytała otwarcie, unosząc wyżej podbródek.
- Nie... w każdym razie... mniej- powiedział.
- Chciałeś o czymś porozmawiać? Byłeś u mnie w nocy- zaczęła, a jej uwagę zwrócił malutki kwiatuszek lilii. Podeszła do niego powoli i ujęła kielich delikatnie w palce.
Jakim prawem odwraca się do niego tyłem? Zadała mu pytanie, dlaczego czeka na odpowiedz w tak lekceważący sposób?!
- Chciałem poznać twój sposób postrzegania świata- powiedział w końcu, na co wyprostowała się powoli i odwróciła w jego stronę.
- Jeśli ci go pokażę, powiem to, co chcę powiedzieć, znów będę cierpieć- powiedziała cicho, ale bez strachu w głosie.
Zmarszczył brwi.
- Nie chcę tego...
- Dlaczego mi odmawiasz? Odrzucasz każdy gest z mojej strony i każde słowo...
- Nie odrzucam- przerwała mu- patrzę na świat inaczej, jak sam zauważyłeś i tak też odbieram pewne rzeczy.
- Nie chcesz mnie kochać- powiedział z pewnego rodzaju smutkiem.
- Masz inną definicję miłości niż ja- powiedziała i ruszyła wzdłuż kwiatów.
- Nie tędy- zatrzymał ją jego głos. Odwróciła się- chciałem ci pokazać moje ogrody- powiedział.
- Myślałam, że właśnie w nich jesteśmy- odparła wyraźnie zmieszana jego słowami.
Jego spojrzenie przez moment wydawało się jej jakieś inne.
- Chodź tutaj- odsunął się, wskazując na bramę porośniętą krzewami róży. Powoli skierowała się w jej stronę, a on podążył za nią. Weszli między kwiaty, których jeszcze nigdy nie widziała. Przeróżne kształty i kolory przeplatły się wzajemnie między sobą. Stanęła w miejscu, wstrzymując oddech.
Uśmiechnął się lekko.
Nie widziała tego, ale dała mu satysfakcję. Chciał zobaczyć na jej twarzy zaskoczenie.
Ale dobre zaskoczenie.
- To jest... niesamowite- wydusiła w końcu- to twoje ogrody?- zapytała oczarowana.
- Tak. Nikt nie ma tutaj wstępu prócz mnie i Husama.
- Więc dlaczego tutaj jestem?- zapytała.
- Powiedziałaś mi, że wolisz patrzeć na kwiat, który kwitnie jeden dzień, niż trzymać przez całe życie kwiat ze złota- odparł- nie rozumiem twojego systemu wartości, ale... pomyślałem, że ci się spodoba- dokończył.
Zamrugała kilka razy.
- Chciałem ci sprawić przyjemność.
- I zrobiłeś to- powiedziała, a on szybko przeniósł na nią wzrok. Patrzył w jej oczy, ale nic nie mógł z nich wyczytać. A ona w jego tęczówkach widziała zdziwienie.
- Dziękuję- powiedziała po chwili, dezorientując go jeszcze bardziej.
- Ja... nie chcę wracać do tego co miało miejsce- zaczął, a jej serce mimowolnie przyspieszyło, a w głowie pojawiły się niechciane wspomnienia. Zalała ją fala gorąca, jeszcze większa i bardziej dotkliwa niż wcześniej. Oparła się dłonią o marmurową kolumnę, oddychając głęboko.
Odwrócił się, nie czując za sobą jej obecności. Zobaczył ją stojącą przy kolumnach, opierała się o jedną z nich, a jej twarz pokryły rumieńce.
- Co ci jest?- zapytał natychmiast, podchodząc do niej.
- Nie zbliżaj się- wyciągnęła dłoń, szybko przenosząc na niego wzrok. Zatrzymał się natychmiast, stając w pół kroku i otworzył szerzej oczy.
- Boisz się mnie...
Nie odpowiedziała, patrzyła na niego, oddychając głęboko.
- Proszę...- zaczął i powoli zrobił krok w jej stronę. Przylgnęła plecami bardziej do zimnego marmuru- nie bój się mnie- wyszeptał i stanął przed nią.
- Więc nie dawaj mi ku temu powodów- wyszeptała, patrząc mu w oczy.
- Nie będę- pokręcił lekko głową, unosząc dłoń do jej różowego policzka. Wstrzymała oddech, kiedy dotknął jej skóry, ale nie czuła strachu.
Coś dziwnego, ale nie strach.
Potarł kciukiem jej gładką skórę od policzka do brody, a jego wzrok spoczął na jej pełnych, malinowych wargach.
- Chodź- wystawił swoje ramię, prostując się przy tym. Spojrzała na niego trochę zdezorientowana, ale powoli uniosła dłoń i ujęła go za rękę.
A on?
Nigdy nie chciał, żeby jakakolwiek jego go dotykała. Dlaczego teraz nawet nie myśląc o tym sam to zainicjował?
- Powiedz mi...- zaczął, kiedy tak szli między roślinami kuszącymi przeróżną barwą- czy jest coś, co jeszcze chciałabyś zobaczyć?- weszli aleją na nieduży most, po którego balustradach pięła się roślina o dziwnych zielono pomarańczowych liściach.
- Zawsze chciałam zobaczyć ocean. Tak z bliska. Móc go poczuć...- uśmiechnęła się sama do siebie.
A on uśmiechnął się patrząc na nią. Lecz gdy spojrzała na jego twarz, powróciła obojętność.
- Nie chcesz oglądać skarbów tego kraju?- spojrzała na niego- jest wiele rzeczy, które mógłbym ci dać.
- Nie potrzebuję tego- pokręciła głową- nie chcę, żeby ktokolwiek wydawał na mnie kosztowności.
- Jesteś piękną kobietą. Wręcz powinno się obsypywać cię złotem, by bardziej ukazać twoje piękno.
Zmarszczyła brwi.
- A jeśli nie chcę go pokazywać światu?- zapytała, a on spojrzał na nią zdziwiony- co jeśli chcę je mieć tylko dla siebie, dla nikogo innego...
- Nie jest tylko twoje- zatrzymał się, a co za tym idzie, ona również- piękno jest stworzone do podziwiania.
- Przez ciebie?- zapytała otwarcie.
- Tak- odparł ostro, przez co mocniej zacisnęła dłoń na złotym materiale jego szaty.
Westchnął cicho. Wiedział, ze jeżeli on nie będzie spokojny w stosunku do niej, nie zaskabi sobie jej zaufania.
- Tutaj pięknio kobiety jest podziwianie. Pan jest jego właścicielem, może je otwarcie adorować, lub odebrać za niewdzięczność- wyjaśnił idąc dalej.
- Odebrać... to znaczy...?
- Zabić- przerwał jej, na co odsunęła się od niego natychmiast. Odwrócił się do niej i spokojnym ruchem sięgnął po jej dłoń, przyciągając do siebie bliżej i znów położył ją na swoje ramię- nie zrobię ci tego, masz moje słowo- powiedział i ruszył dalej, a ona razem z nim- nie chcę patrzeć jak kwiat umiera, wolę podziwiać jak rozkwita bliżej słońca.
- Powiedziałeś wcześniej... że nie chcę cię pokochać- odezwała się, kiedy przechodzili między kolumnami- czym jest dla ciebie miłość?
- Miłość to bezwarunkowe oddanie i szacunek- odpowiedział spokojnie.
- Ale... to nieprawda- zatrzymała się i stanęła naprzeciw niego.
- Więc czym według ciebie jest miłość?
Powiedz mi, Zahrah...
Zastanawiała się przez moment jak mu to wytłumaczyć.
- Miłości nie da się określić słowem. Każdy odbiera ją inaczej, ale na pewno nie jest tym o czym mówisz. Owszem, szacunek i oddanie są ważne, ale same w sobie nie są miłością.
- Więc czym są jak nie właśnie miłością?- zapytał- wszyscy ludzie tutaj, cały ten kraj... moje kobiety... oni wszyscy mnie kochają- powiedział zdziwiony tym, co powiedziała.
- Mają do ciebie szacunek, jako do pana i władcy. Kochają to kim jesteś- sułtana. Nie ciebie, jako osobę.
- Kochają mnie, bo...
- Bo jesteś sułtanem- przerwała mu- gdybyś nim nie był...
- Ale jestem. Jestem panem tego świata i należy mi się szacunek i władza- wszedł ostro w jej zdanie- jak możesz tak do mnie mówić?- zapytał twardo.
- Chciałeś znać moje zdanie- wyjaśniła- nie chciałam cię zdenerwować- dodała spokojnie.
Splótł ręce za plecami, prostując się.
- Więc powiedz, gdybyś miała opisać to uczucie... co byś powiedziała?
- Powiedziałabym, że miłość jest wtedy, kiedy cenisz tą osobę bardziej niż samego siebie. Jesteś gotów oddać za nią nawet życie...
- Więc z tego co mówisz wynika, że nie można kochać kobiety- przerwał jej.
- Dlaczego?- zdziwiła się.
- Kobieta nie jest warta, by oddać za nią życie. Nie ma duszy...
- Kobieta jest taka sama jak mężczyzna. Ma swój rozum, duszę i honor- przerwała mu oburzona.
- Kobieta nie ma honoru- powiedział z lekką kpiną- jest słaba i bezbronna w świecie, dlatego ma przy sobie mężczyznę.
- Sądzisz, że kobieta nie może radzić dobie sama?
- Oczywiście, że nie. Nie potrafi...
- Ja całe życie byłam sama- przerwała mu chłodnym głosem.
Spojrzał na nią zaskoczony.
- I jak widzisz... potrafię- dodała i zawiesiła wzrok na jasnym, niebieskim pąku.
Otworzył usta, chciał jej odpowiedzieć, kiedy oboje odwrócili się, słysząc kroki.
W ich stronę szybko szedł Husam Imad. Przystanął przed nim i skinął głową.
- Panie- odezwał się pospiesznie i spojrzał na nią- pani- uczynił to samo względem jej.
- Co się dzieje?- zapytał, widząc na jego twarzy zdenerwowanie.
- Z klatek handlarzy z Tartaru uciekł tygrys. Jest w ogrodach...

Czy dasz mi kwiat z twego ogrodu?
O nic więcej nie proszę.
Chciałabym jeden paczek.
Zamiast tego- lśniące klejnoty we włosach noszę...

HIS LAW || Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz