Mulatka niemal biegła do komnat pana. Nawet nie zdawała siebie z tego sprawy, po prostu biegła. Nie zatrzymała się, mijając jednego z ministrów, nie skinęła przed nim głową.
Po prostu biegła.
Stanęła przed drzwiami zdyszana i spojrzała ma dwójkę strażników, którzy patrzyli na nią z góry. Patrzyli na kobietę, oczekiwali szacunku.
Kobieta ma obowiązek okazać szacunek mężczyźnie.
Ta jednak patrzyła prosto w brązowe oczy mężczyzny.
- Muszę się zobaczyć z sułtanem- powiedziała szybko, głosem nieznoszacym sprzeciwu.
Strażnik zmarszczył brwi, czując jak wzbiera w nim gniew.
- Nie możesz...
- Ja muszę tam wejść!
Uniósł wysoko głowę, uchylił usta w szoku. Jak śmie? Jak może okazać taką swawolę?!
Patrzyła na dwójkę mężczyzn, którzy oburzeni zacisnęli dłonie w pięści.
- Nie...
Nawet nie zdążyli mrugnąć, kiedy mulatka po prostu przepchnęła się między nimi, siłą popychając drzwi.
Podniósł głowę natychmiast, kiedy dziewczyna wpadła do jego komnaty. Zmarszczył brwi, patrząc na dwójkę strażników, którzy nie mieli pojęcia co powiedzieć.
Husam wstał powoli z miejsca, odkładając jeden z papierów, które przeglądał.
- Panie, wybacz...- zaczął jeden z mężczyzn i pochylił się, patrząc w podłogę- ta kobieta...
- Pani nie może wstać...
Powiedziała to tak łamiącym się głosem, że natychmiast podniósł się z miejsca. Patrzył na bliską płaczu dziewczynę, czując jak jego serce przyspieszyło.
- Nie m-może się obudzić- powiedziała, a po jej policzku spłynęła pojedyncza łza.
Imad nie zauważył, kiedy ten po prostu wyszedł z komnaty, mijając straże i Aminę. Dziewczyna natychmiast wyszła za nim.
Nie zważał na nic, idąc do jej komnat, nie kontrolował tego, że zacisnął pięści. Minął strażników, którzy jak zawsze skłonili się nisko widząc go i wszedł do środka, natychmiast przechodząc do sypialni.
Stanął wbity w ziemię.
Patrzył przerażony na dziewczynę, która leżała na skraju łóżka. Wyglądała jak martwa. Leżała na boku, jej głowa ułożona na poduszce bezwładnie, lewa ręka opadła za materac. Całe jej ciało, twarz, szyja, dekolt, ramiona... Jej skóra miała kolor jasnej czerwieni. Patrzył na jej policzki, naznaczone głęboką czerwienią. Jej usta, zwykle miękkie, jasno różowe, delikatne, teraz popękane, suche barwy silnej, fioletowej. Jej szyję i ramiona pokrywały czerwone plamki, a oddech był szorstki i bardzo powolny. Jakby za chwilę miała przestać oddychać.
Powoli podszedł bliżej, stając obok tygrysa, który patrzył na swoją panią niezrozumiale. Nie mógł pojąć, dlaczego nie wstaje tak długo i nie przeszesze palcami jego sierści jak co rano.
Powoli przysiadł na łóżku przy niej i ująć jej maleńką rączkę w swoje obie dłonie. Jej palce były zimne, a od całego ciała dosłownie biło gorąco.
- Co ci jest...- zapytał sam siebie i potarł kciukiem jej dłoń.
W tej chwili Amina weszła do komnaty, ale nie skłoniła się. Nie patrzyła na pana. Patrzyła na panią.
- Od kiedy jest taka?- zapytał, nie spuszczając wzroku z zamkniętych oczu.
- Przyniosłam posiłek i nie wstała. Już tak leżała- powiedziała nie powstrzymując łez przed nim.
Służąca płacze w obecności pana.
Tak nie wolno.
Nie wolno.
- J-ja... trzy dni temu, zauważyłam małe plamki na jej ramieniu, ale nic nie chciała z tym zrobić- powiedziała cicho- mówiła tylko, że jej ciepło- przetarła mokry policzek.
- Panie...
Odwrócił się szybko, słysząc znajomy głos, ale nie wstał. Patrzył jak medyk powili do niego podchodzi, a kiedy jego spojrzenie padło na leżącą na łożu dziewczynę, przystanął przerażony.
- Powiedz mi. Powiedz co jej jest- powiedział patrząc w oczy starego człowieka z długą, siwą brodą.
- Nie widziałem tego dawno- odparł cicho, podchodząc do materaca- bardzo dawno- pokręcił głową.
- Powiedz mi- ponownie się odezwał, tym razem z większą desperacjią.
- To trucizna- powiedział, patrząc na jej ramiona, na których widniały czerwone plamy- bardzo żadka i trudna do wykrycia. Podana wcześnie, atakuje po miesiącach, z dnia na dzień.
- Ale ją wyleczysz...
Nie dopuszczał do siebie myśli, że Zahrah go zostawi.
Nie może. On jej nie pozwoli odejść. Nie teraz. Nie od niego.
Obiecała mu to, obiecała, że mu nie ucieknie.
- Zrobię wszystko co mogę- skinął głową zmartwiony- ale nie mogę ci tego obiecać, mój Zaynie.
Tak go właśnie nazywał.
Nazywał go Zaynem od chwili jego narodzin.
- Zrób to. Musisz to zrobić, ona musi tu być- powiedział napiętym głosem, a stare, brązowe tęczówki patrzyły ze smutkiem na pana.
Co ci jest, mój Zaynie?
Dlaczego tego nie widzisz?
- Musisz się liczyć z...
- Nie!
Zacisnął powieki, odwracając głowę w stronę oceanu. Ona nie może mu siebie odebrać. Nie może, nie ma prawa.
- Zrób to- powiedział, nie patrząc na niego- zrób co musisz, zrób wszystko, żeby do mnie wróciła- jego głos był nienaturalnie cichy.
Poczuł jak mężczyzna chwyta jego podbródek i odwraca w swoją stronę.
- Masz moje słowo- skinął głową- zrobię wszystko, żeby jej pomóc.
Pokiwał tylko głową.
- A teraz idź. Twój umysł jest już zmęczony.
Ponownie pokiwał głową i wstał. Nie mógł patrzeć na swoją Zahrah, kiedy ona nie mogła patrzeć na niego. Kiedy była tak bardzo nieświadoma jego obecności, jego dotyku, jego spojrzenia.
Wstał powoli i sportową się to drzwi, uprzednio czując dłoń medyka na swoim ramieniu. Był jedną z trzech osób, przed którą pan kiedykolwiek pokazał słabości. State oczy widziały jego łzę. Jedną jedyną łzę, po śmierci rodziców.
Władca nie może okazywać słabości. Nie może pokazywać łez, nie ma prawa.
Opuścił jej komnaty, a kiedy to zrobił, powróciła maska obojętności. Zostawił bez słowa Husama i Aminę i ruszył do siebie.
*
Mijały dni, a jej stan się nie zmienił. Nie poruszyła się, nie otworzyła swoich dziwnych, innych oczu.
A on nie mógł zrozumieć.
Dlaczego nic go nie interesowało? Dlaczego nie mógł zmróżył oka, wiedząc, że jej pozostają zamknięte.
Dlaczego trzymając jej dłoń czuł się tak bardzo słaby?
Dlaczego...
Tej nocy znów poszedł do Zahrah. Patrzył na martwą twarz kobiety, która patrzyła, a nie powinna. Unosiła głowę, a nie powinna. Mówiła wprost, a nie powinna. Nie miała prawa, a sama je sobie przyznała, nie pytając go o zgodę.
Dlaczego...
Dlaczego teraz za tym tęsknił, dlaczego tego pragnął?
Jej pragnął...
- Powinieneś się położyć.
Spojrzał beznadziejnie w oczy przyjaciela, napełniając kolejny już kielich winem.
Nie odmawiał go sobie w ostatnich dniach.
- Nie.
- Nie masz siły ustać na nogach- chwycił go za ramiona, wyciągając złote naczynie z jego dłoni.
- Harry...
- Musisz iść spać, Zayn. Musisz jutro wstać i znowu do niej iść...
- Teraz muszę iść...
- Nie- przerwał mu natychmiast- teraz musisz iść spać. Ja pójdę- powiedział.
Odsunął się, chowając twarz w dłoniach. Nie mógł wytrzymać.
Pokiwał tylko głową.
Zielono oki wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
- Husam...
Odwrócił się, marszcząc brwi.
Co tu robisz?
Patrzył na jasno włosą piękność, która szła powoli w jego stronę. Dlaczego nie śpi o tej porze?
- Co się stało?- zapytał spokojnie, choć nie miał ochoty na rozmowę z nią.
- Chciałam tylko zapytać, co z nią- spojrzała na niego niepewnie.
- To nie powinno cię interesować.
- Po postu się boję- powiedziała cicho- mam nadzieję, że... że będzie dobrze- powiedziała, spuszczając wzrok.
Dlaczego cię to interesuje...
- Możesz odejść- powiedział, a ona skłoniła się lekko i odwróciła, odchodząc.
Z czystym uśmiechem satysfakcji...
CZYTASZ
HIS LAW || Zayn Malik
FanfictionWiele było pięknych kobiet. Miał je wszystkie. Miał, władał, posiadał. Złoto, jedwab, diament, stal. Śpiew słowika. Wiele oczu go widziało. Wszystkie należały do niego. Patrzyły z uwielbieniem. Tak jak im kazano. Patrzyły, z głową pochyloną. Któż...