Wstrzymała oddech na jego słowa. Jak to... on pozwala jej odejść? Pozwala jej żyć tak jak chce, żyć własnym życiem. Dostała szansę, żeby odzyskać wolność.
- Odejdź, jeśli chcesz- powiedział i skinął głową- jeśli uważasz, że to jest to, czego pragniesz, daje ci to...
- Nie...- pokręciła głową- nie mów dalej- szepnęła i odwróciła się od niego.
Miała szansę wrócić do... czego konkretne? Ona nie znała swojego życia. Nie miała go. W żadnym miejscu nie zostawała dłużej niż kilka miesięcy, bo nie miała takiej możliwości.
Nie miała nic.
Nie ma nic.
- Nie odejdę.
Westchnęła cicho stając przy oknie.
Ocean jest piękny.
Nie chciała tu zostać. Nie chciała. Ale zdała sobie sprawę, że z biegiem czasu to miejsce zaczęła traktować jako swoje. Była tu najdłużej.
Poczuła za sobą jego obecność. Stał blisko, była tego pewna.
Wyprostowała się powoli, czując jak jej ciało się spina.
- Dlaczego?- zapytał nie rozumiejąc.
Odwróciła się do niego i spojrzała prosto w jego inne tęczówki.
- Bo dałam słowo- powiedziała i minęła go w drodze na taras. Wyszła przez złotą klatkę na balkon, gdzie przy balustradzie leżał tygrys. Usiadła na marmurowej, niskiej poręczy i wsunęła palce w sierść na głowie kota. Wiedziała, że pójdzie z nią.
I tak było.
- Ja... nie chcę już widzieć jak cierpisz przeze mnie- powiedział, a ona spojrzała na niego.
Zamarła widząc, że trzyma w dłoni nóż.
Zakrzywiony, średniej długości sztylet.
Zacisnęła palce na marmurze i uchyliła się lekko w tył. Powiedziała mu, że życie jest jej obojętne, że może jej je odebrać. Ale mimo to, czuła strach. Był coraz bliżej, patrzył jej prosto w oczy, a z każdym jego krokiem ona była bardziej przerażona.
Ale w środku.
Uniosła wyżej podbródek i zacisnęła usta w wąską linię, prostując się jak struna.
- Nie wierzysz w moje słowa- stanął przed nią i obrócił ostrze między palcami. Przyklęknął na kolano uniósł nóż tak, by dobrze go widziała.
Tygrys podniósł się do siadu.
- Chcę, żebyś wiedziała, że... że daję ci słowo.
W jednej chwili zacisnął prawą dłoń na ostrzu i przejechał zaciśniętą pięścią po krawędzi.
Przyłożyła dłonie do ust, widząc co zrobił.
- Co ty...
- To jest moje słowo wobec ciebie, Zahrah- powiedział cicho i rozluźnił uścisk. Krew wypłynęła z podłużnego rozcięcia, ale on zdawał się nie zwracać na to uwagi.
Bo patrzył tylko na nią. Tylko w jej dziwne tęczówki.
- Co ty zrobiłeś...- zapytała zszokowana.
- Dałem ci słowo, Zahrah- powiedział- prędzej dam odciąć sobie prawą dłoń, niż je złamię- skinął głową przed nią.
Przed zwykłą kobietą.
Pan uniżył wzrok.
- J-ja... poczekaj. Poczekaj tu- dotknęła lekko jego przedramienia i szybko poszła po bandaż. Zostawiając go sam na sam z tygrysem, oczywiście. Asim wysunął łeb i zbliżył do jego dłoni. Odsunął ją natychmiast, a ten zamruczał dziwnie i przysunął się jeszcze bliżej. Powąchał jego palce, na co uniósł brew, a w tej chwili ona wróciła na balkon.
Pełna sprzecznych myśli i uczuć, których nie powinno być. Ale były.
Usiadła na posadzce obok kota i chwyciła dłoń mulata, a kilka kropel bordowej cieczy spadło na jej białą suknię, zostawiając trwały ślad. Nie przejęła się tym. Zabandażowała rozcięcie i w pośpiechu odgarnęła włosy za ramię, czując jak coraz bardziej jej gorąco.
- Dlaczego to robisz? Zmuszasz się do...
- Do niczego się nie zmuszam- przerwała mu- zrobiłam to, co zrobiłabym w stosunku do każdego innego człowieka. Nie myśl sobie, że robię cokolwiek przez wzgląd na to, że jesteś sułtanem- powiedziała stanowczo.
To co jej powiedział tej nocy, to było zdecydowanie zbyt wiele. Nie wiedziała co ma myśleć o jego słowach, o jego nagłej zmianie nastroju i... o tym co zrobił przed chwilą. Pierwszy raz się z tym spotkała.
Zawiesiła przez moment spojrzenie na jego klatce piersiowej. Mimo całego zła, jakie jej wyrządził, musiała przyznać, że był pięknym mężczyzną. Jego twarz wyróżniała się urodą między ludźmi, których widywać w pałacu, czy na bazarze.
I uparcie nie chciała wierzyć, że jest wewnętrznie złym człowiekiem. Po tym co jej powiedział jeszcze bardziej się w tym utwierdziła, ale miała na uwadze, że nie pierwszy raz może się okazać, że mówi jedno, a robi zupełnie coś innego.
Oparła się plecami o balustradę i odetchnęła, czując ciepło.
Jak tu może byś tak gorąco...
Przymknęła powieki i przeczesała włosy dłonią, odganiając je na plecy, by mieć odsłoniętą szyję i dekolt. Asim położył łeb na jej udach, a ona machimalnie położyła na nim dłoń.
A on patrzył.
Patrzył na nią, na piękną panią, która była obok, ale jednak tak daleko od niego.
Odchyliła głowę w tył, opierając ją o marmur i tym samym dając mu lepszy widok na swoją szyję.
Przełknął ślinę.
Jej jasne, różowe wargi, lekko uchylone wciągały powoli powietrze, a dziwne oczy pozostały zamknięte. Powoli usiadł obok niej, a tygrys spojrzał na niego i warknął nisko.
- Cicho- szepnęła, nie ruszając się ani trochę. Pogładziła jedynie jego sierść.
- Jak ty to robisz...- zapytał oniemiały. To zwierzę się jej słuchało pod każdym względem. Wiedział, z gdyby nie ona, zabiłby go. Gdyby tylko mu kazała.
Otworzyła oczy i spojrzała na niego zmęczona.
- Nic nie robię. Traktuję go dobrze- wzruszyła ramieniem i chwyciła w obie dłonie głowę kota- no wstań- poprosiła cicho, a tygrys podniósł się do siadu, opierając przednie łapy po obu stronach jej bioder- prawda? Dobrze? Dobrze?- uśmiechnęła się, pocierając swoim nosem o jego.
Uśmiechasz się...
Asim opadł na jej ciało i przygniótł jej nogi do posadzki, liżąc ją po szyi.
- Przestań- odsunęła głowę i zaczęła się śmiać.
Oniemiały patrzył na nią, zastanawiając się, jak to możliwe, że w takiej sytuacji potrafi się śmiać.
- Asim, przestań- pisnęła, a on nie mógł powstrzymać uśmiechu. W końcu kot położył się na jej nogach i zaczął gryźć końcówki jej włosów.
Przewróciła oczami.
- Gnieciesz mnie- powiedziała, a on uniósł głowę i wtulił ją w jej brzuch. Objęła ją ramionami i przycisnęłam do siebie mocniej.
Nie rozumiał.
Jak w jednej chwili bestia zdolna zabić człowieka staje się małym kotem. Jak ona to robi.
- Powiedz mi...- zaczęła po chwili, nie patrząc na niego, ale w niebo.
Natychmiast podniósł na nią wzrok.
- Dlaczego mi to wszystko powiedziałeś?- zapytała i spojrzała na niego.
Była przy tym tak spokojna, tak wyciszona. Albo po prostu zmęczona.
- Chciałem, żebyś wiedziała. Żebyś po prostu wiedziała- pokręcił głową- popełniłem błąd. Nie jeden. Nie miałem racji...
- Powiedziałeś, że pogodzieś się z faktem, że nie uznam w tobie pana. Dlaczego znowu do tego wróciłeś?
Zagryzł wargę.
- W pałacu... ludzie mają mnie za człowieka potężnego i stanowczego. Niektórzy uważają, że w stosunku do ciebie taki nie jestem. Chciałem...
- Pokazać, że to ty masz władzę na wszystkim- przerwała mu i spojrzała mu w oczy z porażającą powagą.
- Tak- powiedział i wstał powoli- wczoraj zdałem sobie sprawę, że tracę wszystko. Jestem innym człowiekiem niż byłem. Husam próbował mi to uświadomić, ale nie słuchałem. Odszedł...
Spojrzał na ocean i w tej chwili żałował, że jest tak daleko od niego.
- Jak to odszedł? Co masz na myśli?- zapytała zdezorientowana.
Odwrócił się do niej i wyciągnął zza pasa spodni złoty pierścień z zielonym kamieniem.
- Oddał mi go. Powiedział, że nie jest godny bycia moim przyjacielem. Prawda jest taka, że to ja przez ten cały czas nie byłem godzien bycia nim dla niego- obrócił pierścień między palcami i schował.
Zrobiło się jej go żal.
A nie powinno...
- Pójdę już. Na pewno jesteś zmęczona- odchrząknął cicho i spojrzał na zawiniętą ranę po wewnętrznej stronie dłoni- chcę tylko, żebyś wiedziała, że żałuję. I przepraszam. Za wszystko- spojrzał na nią z widocznym bólem w oczach i odwrócił się do wyjścia na taras.
Coś się w niej ruszyło na kolejne słowo przepraszam z jego ust.
Nie umiała zrozumieć.
- Zayn?
Zatrzymał się natychmiast, czując za sobą jej obecność. Stanęła obok niego, a on patrzył na nią zdziwiony i szczęśliwy jednocześnie.
Pierwszy raz zwróciła się do niego po imieniu.
Dlaczego aż tak się z tego cieszył...
- Czy... czy chciałbyś jeszcze kiedyś... iść ze mną do ogrodu?- zapytała cicho, ale nie pochyliła głowy.
Zamarł.
- Tylko z tobą.
CZYTASZ
HIS LAW || Zayn Malik
Fiksi PenggemarWiele było pięknych kobiet. Miał je wszystkie. Miał, władał, posiadał. Złoto, jedwab, diament, stal. Śpiew słowika. Wiele oczu go widziało. Wszystkie należały do niego. Patrzyły z uwielbieniem. Tak jak im kazano. Patrzyły, z głową pochyloną. Któż...