Nie potrafił oddalić od siebie tego widoku.
Jej posunięcie względem niego sprawiło, że znów nie mógł zasnąć. Pozostawiło ogniste piętno w jego rozchwianym już i tak umyśle. A próbował ugasić je będąc z panią o szafirowych oczach.
Ostatnie wieczory były dla niej rajem na ziemi. Przychodziła do niego codziennie z jego wyraźnego polecenia.
Pragnął jej.
Tęsknił za perfekcją jej ciała.
Za delikatną bladością jej skóry.
Potrzebował jej spojrzenia.
Nie.
On chciał mieć przy sobie swoją panią. Tą, której mieć nie może. I nigdy tak naprawdę nie miał. Bo miał jej ciało w swoim wątłym posiadaniu, ale walka między nimi nie dawała mu satysfakcji. Wtedy chciał jej uległej.
Teraz nie.
On nie pragnął pięknej pani o szafirowych oczach. Nie pragnął jej ciała, bo straciło dla niego tą jedyną idealną miarę perfekcji. Nie pragnął jej skóry, bo już nie wzbudzała w nim zachwytu. Nie potrzebował jej spojrzenia jak oddechu, czy kropli wody pod słońcem.
Ona była tylko żałosną imitacją obiektu jego pożądania, z którego doskonałością w jego oczach nie mogła się równać.
Dlatego tak się dziwiła, kiedy nie pozwolił jej zostać.
Przecież pan jej pragnie, dlaczego nie da jej tego przywileju?
Błąd.
On pragnął Zahrah.
Dlatego nie był u niej przez ostatnie noce. Nie był, bo za bardzo jej potrzebował. I bał się siebie samego, gdy znów ją taką zobaczy.
Tak... idealnie dostępną dla jego pragnienia.
Ale tej nocy nie wytrzymał.
A ona miała przeczucie, że tak właśnie będzie. Że przyjdzie do niej pod zasłoną nocy.
I przyszedł.
Ona stała na balkonie. A jej ciało odkrywał nadal wilgotny jedwab.
Dlaczego to zrobiła? Dlaczego pozwoliła sobie na aż taką swobodę, na tak niekorzystne okrycie ciała, jeśli wiedziała, że przyjdzie?
- Chcesz wyjść?- zapytała i odwróciła się w jego stronę. Stał przy wejściu z tarasu na balkon.
Zacisnął pięści.
- Nie- powiedział twardo i zrobił krok w jej stronę, później kolejny.
Uniosła wyżej podbródek.
- Nie chcę- powiedział stając przed nią.
- A czego chcesz?
Dlaczego zapytała, jeśli wiedziała o jego myślach?
- Nie prowokuj mnie, Zahrah- zacisnął powieki i przechylił głowę w prawo- wiesz czego chcę. I wiesz, że pragnę na próżno.
- Chcesz przyjemności. Chcesz czerpać przyjemność z mojego ciała.
- Chcę ciebie. Całej ciebie.
- Udowodnij.
Otworzył oczy.
Patrzyła w jego tęczówki z wyzwaniem, którego musiał się podjąć.
Musiał.
- Jak?- zapytał.
- To ty uważasz, że pragniesz całej mnie. Mojego umysłu, a niżeli ciała. Samej mojej obecności bardziej niż rozkoszy dla zmysłów. Udowodnij mi to. Pokaż, że tak jest.
- Jak wyrazić pragnienie, kiedy nie mogę go pokazać? Skrzywdzę cię, jeśli zrobię to, co mówią mi myśli- znów przymknął powieki.
- Nigdy mnie nie okłamałeś- szepnęła cicho- wiele razy pokazałeś, że nie chcesz mojej krzywdy. Więc ci wierzę. Pokaż, że mogę być dla ciebie.
To go zastanowiło.
- Zrób to. A będę twoja.
Otworzył oczy patrząc na nią w szoku.
- Cała twoja i tylko dla ciebie- dodała.
- Oddasz mi się?- wyszeptał zdumiony- będziesz moją tak jej tego chcę? Będę mógł cię posiadać?
- Jeśli udowodnisz mi, że pragniesz całej mnie, nie będziesz chciał mnie posiadać.
Zmarszczyłem brwi.
Przecież to jest jego największe pragnienie. To dla tego ma jej udowodnić, że pragnie całej jej osoby. By móc ją posiadać. Dlaczego miałby przestać pożądać? Zabić w sobie chęć posiadania jej?
- Nie rozumiem- przyznał szczerze.
- Zanim udowodnisz, zrozumiesz.
*
Dzień ważny dla pana nadszedł szybciej niż myślała. Nie wiedziała co powinna robić ani jak się zachować. Ale przygotowała się na tę okoliczność.
- Idę sama- powiedziała, kiedy Asim podszedł za nią do wyjścia z jej komnat- nie mogę cię zabrać, Asim, przykro mi- westchnęła i pochyliła się całując jego łeb- wrócę, nie bój się.
Opuściła swoje komnaty i powoli skierowała się na sam dół. To tam w wielkiej sali ceremonialnej miało odbyć się jedno z najważniejszych wydarzeń roku.
Większość zaproszonych gości już przybyła. Widziała to dzisiaj będąc na głównym tarasie. Przybywali z częścią swojego dobytku, ze służbą i strażą.
Husam stał na podwyższeniu, gdzie miał siedzieć on i oczekiwał na przybyłych. Pan miał dołączyć jako ostatni. Oczekiwać pokłonu ich wszystkich.
Przybył zarządca Penewy z małżonką.
Zarządca Dorynii z małżonką.
Zarządca Galossy, Reeveny i Hassy. Zarządca Mikey i Londoreii.
Wielu przybyłych gości i ich towarzyszy.
Jego kobiety. Cały harem.
A wśród nich piękna pani o ciemnych granatowych oczach. Z pięknym lśniącym kamieniem zdobiącym jej szyję. Kolejny miała we włosach. I złote kolczyki z szafirami. Wszystkie te dary od niego otrzymała. By mógł podziwiać.
Ale czy tego teraz właśnie chciał?
On wszedł do sali z uniesioną głową.
Miał na sobie purpurową szatę sięgającą do linii uda na której lśniły haftowane złotem wzory. Czarne spodnie i turban zdobiony złotą nicią z czerwonym kamieniem po prawej stronie. Taki sam nosił na palcu prawej dłoni i taki sam był sercem złotego bogatego naszyjnika, który miał na szyi. Do obu ramion przyczepiony czarny płaszcz do ziemi na którym widniał herb jego kraju.
Czerwony kwiat róży w otoczeniu złotych kloców.
Patrzył prosto przed siebie idąc na swoje miejsce. Wiedział, że oddali mu pokłon.
Ale tej, która pokłonu nie dała nie widział. Bo widzieć nie mógł. Nie było jej wśród nich.
Poczuł jak zawód ściska jego serce.
Obiecałam mu.
- Panie- zaczął Husam.
Spojrzał na niego i skinął głową.
I Husam przedstawił wszystkich przybyłych.
Zarządca Galossy wyszedł na środek sali, a za nim wyszła jego żona. Pokłonił się nisko i podniósł wzrok by spojrzeć mu w oczy, ale ona stała po jego prawej stronie kilka kroków z tyłu. Nie podniosła wzroku. Nie wolno. Gdyby to zrobiła zdradziłaby męża.
I tak prezentował się przed nim każdy.
Ale jej nie było.
Stał i patrzył na swoich poddanych.
Nie widział zarządcy Tartaru.
- Mój panie- na środek komnaty wyszedł wysoki mężczyzna w asyście dwóch strażników- zarządca Tartaru pokornie błaga o wybaczenie. Nie może dziś świętować z tobą. Jego zdrowie na to nie pozwala- powiedział z pochyloną głową.
Ten tylko skinął swoją.
Nie czuł się źle z tą wiadomością.
Darzył sympatią wszystkich zgromadzonych tu zarządców.
Ale zarządca Tartaru był człowiekiem, którego szczerze nie tolerował.
Może to przez wojnę sprzed lat. Może przez sam fakt, że był bliski zabicia go, ale darował mu życie. Postąpił tak, jak powinien postąpić dobry władca.
Darował mu życie.
Mężczyzna wrócił na swoje miejsce.
Wszyscy stali. Tak jak stal i on.
- Możemy zaczynać?- usłyszał cichy głos Husama.
Nie było jej.
Westchnął głęboko.
I już miał się odezwać, kiedy straż otworzyła drzwi...
CZYTASZ
HIS LAW || Zayn Malik
FanfictionWiele było pięknych kobiet. Miał je wszystkie. Miał, władał, posiadał. Złoto, jedwab, diament, stal. Śpiew słowika. Wiele oczu go widziało. Wszystkie należały do niego. Patrzyły z uwielbieniem. Tak jak im kazano. Patrzyły, z głową pochyloną. Któż...