- Rozmawiałeś z tym człowiekiem?- zapytał, kiedy przyszedł do niego wieczorem.
Obaj siedzieli przy stole w sypialnej komnacie Husama i powoli delekgiwali się smakiem daktylowego wina.
Upił łyk i oparł złoty kielich o łokietnik fotela.
- Rozmawiałem- potwierdził- przyprowadzono go dzisiaj rano- dodał po chwili.
- I co?- uniósł brew- dowiedziałeś się czegoś konkretnego?
On znał prawdę. Husam. Wiedział na czyje życzenie przygotowana została trucizna. Ale nie mógł mi tego zdradzić.
- Powiedział, że serum przygotował na życzenie człowieka, który odwiedził go pewnego dnia na bazarze. To był ten, którego zabiłem w lochach- zacisnął pięści- nie wiedział dla kogo zostało przygotowane.
- Wierzysz mu?- zapytał i upił łyk alkoholu, później odkładając kielich na stół- był szczery?
- Tak. W jego oczach nie widziałem kłamstwa- westchnął- ale nadal nie wiem, kto chciał jej śmierci. Myślę, że był to jeden z ministrów, tylko który i po co miałby tego chcieć?
- Na pierwsze pytanie nie znajdziesz już odpowiedzi i nie potrzebujesz jej- powiedział Imad- oni nie żyją. A na drugie pytanie odpowiem ci ja.
Uniósł na niego wzrok.
- Jak?- zmarszczył brwi.
- Liczysz się z jej zdaniem. Nie zachowuje się jak każda kobieta w tym kraju. Dla niej liczą się najpierw inni, potem on sama. Zauważyłeś to?
Skinął głową.
- Przez nią zacząłeś zwracać większą uwagę na swój lud. Po prostu bali się, że stracą zyski. Okradali cię przez lata.
- To dlatego teraz ludzie są w takiej sytuacji- stwierdził- zarządziłem stawkę podatkową, a oni bez mojej wiedzy podnieśli ją. Dlatego nie wierzyłem w to, że ludzie nie mają z czego płacić. Gdyby suma była taka, jaka rzeczywiście być powinna nie byłoby takiej biedy.
- Jest jeszcze jedna możliwość- zaczął ostrożnie Husam.
- Słucham- skinął głową ciekawy.
- Może to wcale nie był żaden z ministrów? Może to ktoś kto nadal chce ją skrzywdzić.
Zamyślił się na moment.
- Może jest i tak- przetarł twarz dłońmi- nie potrafię zrozumieć- pokręcił głową.
- Czego?
- Tego, że ktokolwiek mógłby mi ją odebrać- westchnął cicho i spojrzał na przyjaciela.
- Przywiązałeś się do niej- uniósł lekko kącik ust.
Cieszył się z tego. Cieszył się, że jego przyjaciel widzi kogoś obok siebie. Że o kogoś się troszczy.
- Tak- przyznał- przyzwyczaiłem się to tego, że jest obok.
- I jest ci z tym dobrze- stwierdził sięgając po kielich.
Mruknął twierdząco i potarł brew palcem wskazującym.
- Ale wiesz- odezwał się po chwili- cały czas nagina moją cierpliwość- pokręcił głową z lekkim uśmiechem.
Ten tylko się zaśmiał.
- Mam rację, Zahrah?
Spojrzał w stronę materiału zawieszonego w drzwiach. Jedwabna poświata w odcieniu ciemnej zieleni została odsłonięta przez drobną dłoń, na której lśnił dziwny, niespotykany wcześniej klejnot o barwie nocy i zarazem wszystkich kolorach tęczy.
Weszła do komnaty i uniosła minimalnie podbrudek.
-Skad wiedziałeś?- zapytała unosząc lekko prawy kącik ust i położyła palce na karku tygrysa.
Wzruszył ramionami z małym uśmiechem w jej stronę i wyciągnął dłoń do pięknej pani.
Zmarszczyła brwi i podeszła powoli uśmiechając się. Wsunęła dłoń w jego, a on... splótł ich palce. I tak chwilę patrzyli oboje na to połączenie, aż on przyciągnął ją bliżej siebie i zsunął dłoń na jej talię.
Husam uniósł brwi.
Nie osunęła się.
Dlaczego, moja pani?
- Nie możesz zasnąć- odezwał się gładząc delikatnie jej bok, a ona skinęła głową patrząc mu w oczy- chcesz pójść ze mną do ogrodu?- zapytał, a ona uśmiechnęła jedynie.
I już wiedział, czego chce.
- Więc idziemy- westchnął cicho i wstał powoli, zgarniając z blatu swój sztylet w złotej oprawie.
Nie zauważyła go wcześniej.
Wsunął go z tyłu za jedwabny pas spodni i chwycił ją za dłoń.
- Skończyliście rozmawiać?- zapytała cicho, patrząc na niego, później na Husama- nie chciałam wam przeszkadzać. Jeśli...
- Skończyliśmy, spokojnie- przerwał jej brunet i skinął głową wstając- ja też ownienem już kłaść się spać- stwierdził i spojrzał na swoje łóżko.
- W takim razie spokojnych snów- uśmiechnęła się delikatnie i razem z nim ruszyła do wyjścia. Kiedy tylko opuścili sypialnię Imada, zatrzymał się i przyłożył palec do ust dając jej tym samym znak, żaby była cicho. Stanęli za zielonym jedwabiem, a on wskazał palcem na swojego przyjaciela.
Husam wstał powoli z fotela, przeciągnął się lekko uważając na wciąż zabandażowany bok i podrapał po brzuchu mlaszcząc cicho.
Uśmiechnęła się.
Zdjął koszulę, rzucił niedbale ma zajmowany jeszcze chwilę wcześniej fotel i wszedł na łóżko. Położył się ostrożnie na brzuchu na samym środku, jedną rękę wsuwając pod poduszkę, na której się ułożył i wtulił w nią twarz.
Jak dziecko.
Kilka minut później słyszała tylko ciche chrapanie.
Pokręcił tylko głową i zaśmiał się cicho po czym przeniósł na nią spojrzenie.
Jej oczy...
Jej oczy były dla niego inne niż wszystkie. Odkąd pierwszy raz w nie spojrzał. Wtedy, gdy przyprowadzono ją do jego głównej komnaty. Ubraną w poszarpaną, starą... nawet nie nazwałby tego suknią. Jej włosy spięte nieudolnie. Jej skóra zabrudzona i sucha, miejscami skaleczona.
Ale dwa przecudne kamienie, w które dziś zwykł patrzeć były dla niego tak samo niezwykłe i wcześniej niespotykane.
Bo on nigdy nie widział tak dziwnej barwy.
- Zayn?
Zacisnął powieki i pokręcił głową przez moment.
Znów nie mógł przestać patrzeć.
- Idziemy?- odezwała się znowu i spojrzała na ich złączone dłonie.
- Idziemy- skinął głową i wyprowadził ją z pałacu. Nie odezwał się do niej słowem, ale zdawać by się mogło, że wcale tego nie potrzebowali. Wystarczyła im cisza. I oni sami.
- Wiesz, Zahrah- zaczął po chwili, kiedy szła obok, trzymajac się jego ramienia- chciałem cię o coś prosić.
Podniosła więc swe cudne oczy i spojrzała na jego twarz.
- Więc proś- wzruszyła minimalnie ramieniem.
- Zbliża się pewne wydarzenie- powiedział- i zależy mi, byś była jego częścią.
- Jako wydarzenie?- zmarszczyła brwi ciekawa.
- Minie czternaście lat od dnia, w którym otrzymałem to.
Wusunąłem prawą dłoń, na której lśnił czerwony rubin.
Uchyliła usta patrząc na klejnot.
I zrozumiała.
- Czternaście lat od kiedy otrzymałeś władzę- opowiedziała i podniosła na niego wzrok- od kiedy zostałeś sułtanem.
Skinął głową.
- Jak już ci mówiłem, to dla mnie ważny dzień- kontynuował, gdy szli dalej w kierunku fontanny- zjadą się zarządcy, którzy w moim imieniu sprawują pieczę nad każdą z prowincji mojego kraju. Będzie uczta, muzyka, śpiewy. Wiem, że w twoich oczach nie jestem panem. Że nie chcesz widzieć mnie ponad sobą. A ja nie chcę tego zmieniać. Ale... chciałbym byś wtedy była ze mną- powiedział patrząc w jej tęczówki.
- Dlaczego?- zapytała.
Spojrzał w dół
- To jest również dzień, w którym dowiedziałem się o śmierci matki i ojca.
Uchyliła usta.
- Ale jeśli...
- Więc będę.
CZYTASZ
HIS LAW || Zayn Malik
FanfictionWiele było pięknych kobiet. Miał je wszystkie. Miał, władał, posiadał. Złoto, jedwab, diament, stal. Śpiew słowika. Wiele oczu go widziało. Wszystkie należały do niego. Patrzyły z uwielbieniem. Tak jak im kazano. Patrzyły, z głową pochyloną. Któż...