15. 'Naiwne wierzenia'

10.6K 895 100
                                    

Czekała ma panią w jej komnacie, tak jak jej kazano.
Ale czekała całą noc, a ona nie wróciła do swojej sypialni...
Zostawił ją na wpół przytomną, leżącą na marmurowej posadzce. Nie przejmował się w tej chwili jej stanem, ważne było to, że kolejny raz udowodnił jej, że jest jej panem. Nalał wina do złotego kielicha i stanął przy oknie, patrząc na śpiącą morską wodę.
Noc jest dziś wyjątkowo spokojna...
Dla niej taka nie była.
Była pełna bólu i cierpienia, które sama na siebie przyjęła. Ale to on był jego sprawcą.
Nie wiedziała ile czasu spędziła leżąc bezsilnie na podłodze.  Z całych sił podniosła się na rękach i okryła plecy rozdartym materiałem. Poszarpane włosy opadły jej na twarz i okryte jedwabiem piersi, a głowa bolała ją okropnie od uderzeń o posadzkę. Podkuliła nogi pod brodę i przysunęła się do ściany, a każdy najmniejszy ruch, potęgował ból który odczuwała. Każdy mięsień, każda kość. Wszystko paliło, rozrywało się naraz.
Oparła policzek o zimną marmurową kolumnę i od razu tego pożałowala, bo poczuła jakby uderzył ją kolejny raz. Syknęła cicho z bólu i zacisnęła powieki, a wtedy twarz zabolała jeszcze bardziej. Skóra była twarda i spuchnieta, piekła z każdym dotykiem.
- Ani słowa- warknął i spojrzał na nią.
Otworzyła oczy, które szkoły się od łez i spojrzała w jego tęczówki.
- N-nie jesteś moim panem- wyszeptała z trudem, bo gardło bolało ją od krzyku, kiedy chciała by ją zostawił.
- Jestem nim- powiedział ostro i odłożył złote naczynie z hukiem na marmurowy parapet. Podszedł do niej powoli i pochylił się do jej twarzy- należysz do mnie. Pokazałem ci to. Jak widzisz mogę zrobić z tobą co zechcę.
- Możesz to zrobić jedynie z moim ciałem- powiedziała patrząc mu w oczy- nigdy nie będę twoja.
Krzyk uciekł z jej ust, kiedy jego dłoń spotkała się z jej policzkiem. Kolejny już raz.
Upadła do tyłu, ponownie uderzając plecami o posadzkę. A on stał nad nią i patrzył jak podnosi się na kolana. Widział jak trzęsie się jej ciało, widział fioletowe ślady na policzkach, szyi i rękach. Widział ciemne pręgi na plecach, kiedy jedwab odsunął się na podłogę.
Zasłużyłaś...
Podniosła głowę. Nie ugięła się, mimo tego, co zrobił. Patrzyła na niego oczami pełnymi bólu, krzywdy, nienawiści i ukrytego strachu, którego nie chciała nikomu pokazać.
- Nie masz prawa podnosić na mnie wzroku, rozumiesz?!
Po raz kolejny ją uderzył.
Ale tym razem czerwony rubin rozciął jej dolną wargę. Poczuła w ustach posmak krwi i zwilżyła wargi językiem.
- Nie masz prawa podnieść głowy w mojej obecności. Nie masz prawa się odzywać. Nie masz prawa mówić, że mnie nienawidzisz- mówił i chwycił jej policzki w dłoń.
To był ten moment.
Łzy wpłynęły z jej cudnych, dziwnych oczu w tej chwili, ale cały czas patrzyła.
Cofnął cię natychmiast, jakby przerażony.
Patrzył na jej twarz, zamrugał kilka razy, a jego spojrzenie stało się jaśniejsze. Jakby nie wierzył w to co widzi.
- Jeśli j-jeszcze raz, zadasz sobie pytanie, d-dlaczego cię nienawidzę, spójrz w lustro...
Zrobił to natychmiast.
Spojrzał na swe odbicie, patrzył w swoje oczy i widział w nich zupełnie inną osobę.
Kim jesteś?
Odwrócił się z powrotem w jej stronę, kiedy osunęła się na ziemię, ale nic nie zrobił. Nie mógł się ruszyć.
Patrzył jak z trudem wstaje, jak delikatnie ociera policzki i przyciska do ciała materiał, którym była owinięta. Uniosła wyżej głowę i powoli odwróciła się w kierunku drzwi. Postawiła niepewnie krok do przód i omal nie upadła, ale zacisnęła szczękę i powoli podeszła do drzwi.
Nie idź, Zahrah...
Odwróciła się do niego i zacisnęła pięści na materiale.
- Nie idź...- te słowa uleciały z jego ust.
On nie wierzył, że powiedział je na głos, ona patrzyła na niego obojętnie.
I zostawiła go samego.
Ponownie.
Słońce wschodziło, kiedy wróciła to swojej komnaty. Kiedy Amina zobaczyła ją taką, rozpłakała się i przytuliła do siebie.
- P-przepraszam...- wyszlochala, a ona jedynie pokręciła głową
- To nie ty mi to zrobiłaś- wyszeptała i potarła drżącą dłonią jej mokry od łez policzek. Dziewczyna zaprowadziła ją do sypialni i pomogła położyć się na łożu, a gdy odsłoniła jej plecy i zobaczyła rany, zakryła usta dłonią.
- T-to nic...- wyszeptała- n-nic...
Po tych słowach jej oczy zamknęły się.
Nie miały siły patrzeć nawet na toń oceanu...
*
Dni mijały, a on nie mógł spać spokojnie. Leżał na łożu i patrzył ślepo w purpurowy baldachim. Nie wzywał żadnej, by umiliła mu noc. Nie chciał widzieć nikogo, nawet Husam został odprawiony, bo z nim też nie chciał rozmawiać. Nie pozwolił nikomu wchodzić do jej komnat. Tylko Imad i Amina mieli to prawo.
Nie mógł zrozumieć jej zachowanie w stosunku do niego. Minęły cztery dni od tamtej nocy, a on cały czas myślał nad tym co jej zrobił. Nie potrafił nad sobą zapanować, ogarnęła go furia i gniew, ale kiedy zobaczył jej łzy, opamiętał się.
W tamtej chwili przerażał samego siebie.
Wstał szybko i założył granatową koszulę wciąganą przez głowę. Przewiązał spodnie pasem tego samego koloru i założył zdobione buty zakończone czubem. Wyszedł ze swych komnat i przeszedł przez cały pałac, kierując się do ogrodów.
Wszedł pomiędzy krzewy, gdzie ostatnio rozmawiała z Aminą i usiadł na marmurze fontanny.
Co ja tu robię...
Przeszedł między kwiatami i wrócił na dziedziniec, błąkując się bez celu po korytarzach pałacu.
W koncu poszedł do niej.
Wszedł cicho do komnaty i odsłonił niebieski materiał, mając widok na jej sypialnię.
Spała.
A przynajmniej tak mu się zdawało, dopuki nie podszedł bliżej.
Leżała na boku, odwróciła się w kierunku okna. Podszedł powoli do stopni i wszedł na podest, gdzie stało łoże.
Odwróciła pusty wzrok i spojrzała na niego, natychmiast podrywając się do siadu. Poczuła rozgrywający plecy ból, kiedy tylko to zrobiła i zacisnęła dłonie na pościeli, patrząc na niego.
- Nie, nie bój się, nie...
- Nie wierzę ci.
Pomimo spokojnego tonu jakim mówił, nie chciała go słuchać.
Jej ciało zaczęło się trząść, nie umiała tego kontrolować, a bardzo chciała. Przesunęła się natychmiast, kiedy podszedł bliżej i uniosła podbródek.
- Chcę ci coś po...
- Nie interesuje mnie to, co masz mi do powiedzenia- przerwała mu szybko- nie chcę cię słuchać, nie chce cię widzieć, zostaw mnie, wyjdź- mówiła na skraju płaczu.
Otworzył usta ze zdumienia.
Boisz się mnie...
Jawnie to widział, nie ukrywała tego, nie miała siły.
Ale i nie pochyliła głowy.
Powoli przysiadł na skraju łoża. Chciał chwycić jej dłoń, ale szybko ją zabrała i pociągnęła jedwabny materiał aż do piersi. Miała na sobie cienką białą koszulę, bardzo luźną, żeby materiał nie uciskał na skórę.
I nie miała bielizny.
- Nie dotykaj mnie- powiedziała szybko.
Nie wiedział co ma powiedzieć.
- Chciałem... to nie byłem ja- zaczął i odwrócił głowę- nie chciałem tego...
- Ale to zrobiłeś. Powiedziałeś, że możesz ze mną zrobić co zechcesz- głos jej drżał- b-biłeś mnie- wyszeptała.
- Wybacz mi.
Miała ochotę zaśmiac mu się w twarz.
- Nie- pokręciła głową- nie wybaczę ci tego, bo tak chcesz. Zrobisz to ponownie. Znowu to zrobisz- była na skraju płaczu.
Spojrzał na nią z bólem i nie miał nic do powiedzenia, jako sułtan. - Jeśli jesteś w stanie wysłuchać tego co chcę powiedzieć, proszę, zrób to- szepnął.
Zmarszczyła bawi.
Jego oczy były inne.
Ale nie czarne, nie. Widziała jasny bursztyn.
Nie odezwała się, więc mówił dalej.
- Uwierz mi, żałuję tego co zrobiłem- zaczął patrząc w jej oczy- nie chcę, byś to zrozumiała, bo sam tego nie rozumiem. Nie panowałem nad sobą. Dopiero kiedy zobaczyłem twoje łzy dotarło do mnie do czego się pominąłem. Nie wymagam, że mi wybaczysz. Nie teraz. Ale proszę o to.
Zdziwiła się.
On o cokolwiek prosi?
Pomijając fakt, że pierwszy raz powiedział do niej cokolwiek, używając spokojnego tonu.
- Prosisz, bo jesteś sułtanem i muszę ci wybaczyć- stwierdziła.
- Nie proszę jako twój pan...
- Nie jesteś nim- wtrącił a szybko.
- Proszę jako ja.
'Proszę jako ja'
- Nie wiem kim jesteś. Ja poznałam sułtana, który chce jedynie bogactwa i pokłonu. Nikogo innego. Teraz z tobą rozmawiam. Jutro mnie uderzysz.
- Daję ci słowo, że tego nie zrobię.
- Powiedziałeś, że odbierzesz mi piękno. Ja nie jestem piękną.
- Jesteś- powiedział- trzeba być ślepym na jawie i umyśle, był tego nie widzieć- pokręcił głową.
- Nie wierzę ci- powiedziała- znów to zrobisz- szepnęła, a pojedyncza łza spłonęła po jej policzku, który nadal był fioletowy. Uniósł dłoń i chciał oprzeć mokry policzek Zahrah, ale odsunęła się.
- Proszę... nie bój się mnie...
Patrzyła mu uparcie w oczy, jej serce zaczęło bić szybciej, gdy dotknął jej policzka. Poczuła ból, ale nie odsunęła się.
- Przychodzisz tu w nocy. Jesteś teraz inny, jesteś normalny. A jak tylko zamknę oczy, zasnę i obudzę się ze wschodem słońca, ty znów będziesz sobą. Nie chcę tego. Nie umiem zrozumieć- odwróciła głowę i przygryzła wargę, ale nie powstrzymała łez. Przyłożyła wierzch dłoni do ust powstrzymując szloch. Podkuliła nogi pod brodę i schowała głowę w ramionach.
Nie miała już siły.
Wstał i podszedł do drugiej strony łóżka. Usiadł obok niej i zadawał sobie pytanie, dlaczego chce ją objąć, uspokoić?
Powoli owinął ją ramieniem.
- Zostaw! Nie dotykaj!
Nie posłuchał. Wyrwała się, chciała być jak najdalej od niego, ale nie pozwolił jej na to.
- Nie ruszaj się, nie chcę cię zrobić krzywdy...
- Kłamiesz!
- Nie, spójrz- przysunął ją do swojego torsu, okrytego jedwabnym materiałem i tak trzymał. Nie ruszał się, nie chciał, żeby się bała.
Nie jego.
Była zmuszona przyłożyć głowę do jego prawej piersi. Trzymał ją bardzo blisko siebie, przez co słyszała jak bije jego serce.
Bardzo szybko...
- Daję ci słowo, że to co miało miejsce tamtej nocy już się nie powtórzy.
- Będziesz umiał go dotrzymać- zapytała i podniosła głowę. Patrzyła w jasne, inne oczy i nie mogła zrozumieć, dlaczego to mówi.
- Obiecuję- powiedział i skinął głową na potwierdzenie swoich słów.
- Ale ja nie umiem ci wybaczyć- szepnęła.
- Nie proszę o to. Proszę jedynie, byś i spróbowała.
Patrzyła na niego przez chwilę.
Teraz się go nie bała.
Ale dlaczego?

HIS LAW || Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz