Kobieta pochyliła się, wyciągając zza pasa sukni malutki, pomarańczowy woreczek. Delikatnie go rozwiązała i wysapała na swą dłoń proszek, drobnejszy niż piasek pustyni. Pochyliła się i dmuchanęła nim prosto w jej twarz.
I w jednej chwili dziwne oczy pozwoliły upaść powiekom ponownie, odpływając w nieświadomości...
Wyszła z jej komnat nieświadoma niczego. Nieświadoma tego, jaki ból jej zadała. Chciała tego, ale uczucie wypełniające teraz umysł i serce Zahrah, było niewyobrażalnie bolesne.
Jak to, nie przyszedł?
Nie umiałam odpowiedzieć sobie w duszy na to pytanie. Myślała... myślała, że coś dla niego znaczy. Że jest dla niego ważna. Zahrah nie była świadoma, że szafiry kłamią, a pan ma ją za swą jedyną. Nie była świadoma, że przychodził niemal co noc.
Ale piękna również przegapiła jeden szczegół.
Jeden, drobny niuans.
Bo to tylko Husam, który stał za błękitnym materiałem w głównej komnacie Zahrah.
I słyszał wszystko.
Co do słowa...
Dlatego poszedł za nią.
Spokojnym krokiem kierowała się do haremu. Nikt jej już nie zagrażał. Z uśmiechem skręciła za róg, gdzie niespodziewanie ostał pchnięta na ścianę. Mocno chwycił ją za ramię, a drugą dłonią za szyję.
- Ty...- warknął cicho- to ty jej to zrobiłaś- syknął wściekle.
Ale ku jego zdziwionu w jej oczach nie widział ani nuty strachu. Ona patrzyła z kpiącym uśmiechem i tą pewnością w tęczówkach.
- On się o tym dowie- powiedział puszczając ją i odwrócił się, by iść do pana.
- Nic nie zrobisz.
Powiedziała to tak pewnie i wyzywająco, że aż przystanął i spojrzał na nią zszokowany.
- Jak śmiesz...
- Nic mu nie powiesz.
Powoli odepchnęła się od ściany i stawiała kroki w jego stronę. Przystanęła tuż przed nim i uśmiechnęła się zwycięsko.
- Powiem mu.
- Nie- powtórzyła- nie powiesz. I ona też nie. Jeśli to zrobisz, nie pozostawię tego bez odpowiedzi. Jeśli myślisz, że dam jej władzę, mylisz się.
- Ona tego nie chce- uniósł się.
- Chce- syknęła- wiem o tym. Jeśli on się dowie, ona ucierpi jeszcze bardziej. Jeśli nie zrobię krzywdy jej, ta jej służąca na pewno ucierpi. To ją zaboli mocniej. Wiele mocniej- uniosła wyżej głowę.
Nigdy tego nie widział. Ona zawsze była pokorna, nigdy się nie sprzeciwiała. Zawsze ukazywała szacunek, nigdy nie patrzyła w oczy.
A teraz?
- Nic mu nie powiesz. Jeśli chcesz, żeby żyła. Jeszcze- dodała i minęła go, z podniesioną głową idąc na spoczynek...
*
Siedział w fotelu i patrzył. Minęły dwa kolejne dni bez niej dla niego.
Stary mężczyzna z siwą brodą podszedł do niego i westchnął.
- Nic więcej nie mogę zrobić, mój drogi Zaynie- westchnął cicho- nic więcej.
- Musisz- przerwał mu natychmiast, patrząc na kobietę- musi do mnie wrócić- powiedział napiętym głosem.
- Obawiam się, że... że ona już się nie obudzi...
Podniósł wzrok w tej chwili i wstał na równe nogi.
- Jak...
- Jej ciało jest zbyt słabe, a jej dusza... Jej dusza cierpieć będzie, jeśli otworzy oczy. Możliwe, że jeśli tak się stanie, nie odezwie się. Nie powie do ciebie słowa. Będzie jak martwa.
- Już jest- przerwał mu wściekle- już jest martwa. Chcę ją żywą. Żywą, zdrową, tutaj ze mną- powiedział.
- Wiem o tym, mój drogi. Ale ona musi mieć siłę wrócić do ciebie- położył dłoń na jego ramieniu, po czym zostawił go samego ze swoją panią...
Było południe, więc zostawił ją i wrócił do siebie. Miał sporo zaległości, więc zasiadł przy stole nad papierami. I tak spędził cały dzień.
Wraz z nadejściem mroku poszedł do niej. Znów patrzył, znów trzymał ją za rękę.
W pewnej chwili odwrócił wzrok w stronę oceanu. Patrzył na morską toń, patrzył kolejny już raz.
Zamarł, czując ruch w jej dłoni. Spojrzał na nią, mógł przyrzec, że ją poczuł.
Delikatnie poruszyła wargami i zmarszczyła minimalnie brwi. Jej powieki się poruszyły, ale nie otworzyła oczu.
Wstrzymała oddech. Uniósł jej dłoń wyżej i lekko potarł jej wierzch.
- Zahrah...- wydusił z siebie drżącym głosem i pochylił się do niej.
Asim podniósł głowę.
- Spójrz na mnie, błagam...
I dziwne oczy spojrzały. Spojrzały w brązowe tęczówki mulata, takie same jak wszystkie w tym świecie. Takie same, ale patrzące inaczej. Morska barwa spotkała dziwny dla niej bursztyn.
- Obudziłaś się- powiedział cicho oniemiały, nie mogąc zdobyć się na żaden gest. Nie docierało do niego, że znowu patrzy w jej inne tęczówki.
A ona... ona patrzyła wzrokiem bez emocji. Patrzyła na pana, który trzymał jej małą dłoń w swoich, który siedział przed nią pochylony.
Zamrugała powoli.
Nie miała siły. Nie miała.
Ale jak tylko mogła, odwróciła od niego głowę. W stronę oceanu...
A on?
On uchylił usta. Bo go zabolało. Nie wiedział, dlaczego nie chce patrzeć. Nie wiedziała, że Zahrah ma zranioną duszę. A ona nie wiedziała, że pan czuwał przy niej co noc. Że był obok. Że chciał widzieć ją przy sobie zawsze...
*
- Pani...- Amina wpadła do jej sypialni gdy tyko Husam powiedział jej, że się obudziła. Podeszła natychmiast do łoża i chwyciła jej dłoń, całując jej wierzch szczęśliwa- nareszcie- uśmiechnęła się za łzami- tak się bałam- powiedziała drżącym głosem.
W tej chwili do komnaty wszedł medyk. Skłonił się przed nią i podszedł bliżej.
- Dobrze cię widzieć w lepszym stanie, pani- skinął głową.
Jej skóra nadal była czerwona, ale usta jakby bledsze, a czerwone plamki zaczęły znikać.
- Powiedz, poznajesz tę kobietę?- wskazał na Aminę, a ona jak tylko mogła, skinęła głową i minimalnie ścisnęła jej dłoń. Była po prostu zbyt słaba.
- Cieszę się- skinął głową- możesz się odezwać?- zapytał łagodnie.
Próbowała otworzyć usta, ale wyszedł z tego tylko szorstki jęk. Lekko poruszyła wargami, ale nawet język miała zbyt suchy.
Amina widząc to natychmiast przyniosła miseczkę w wodą i mocząc w niej kawałek jedwabiu, zwilżyła jej suche wargi.
Spróbowała jeszcze raz.
Gardło piekło ją okropnie, gdy poruszyła struny głosowe.
- G... g-gor...ąco-o...
Tylko tyle udało jej się powiedzieć.
Jeśli jej dziwny stęk dało się nazwać w ogóle jakimkolwiek słowem, czy mową.
Amina przyłożyła jej do policzków zimny materiał i uśmiechnęła się delikatnie, robiąc to.
Dlaczego nie przychodził...
CZYTASZ
HIS LAW || Zayn Malik
FanfictionWiele było pięknych kobiet. Miał je wszystkie. Miał, władał, posiadał. Złoto, jedwab, diament, stal. Śpiew słowika. Wiele oczu go widziało. Wszystkie należały do niego. Patrzyły z uwielbieniem. Tak jak im kazano. Patrzyły, z głową pochyloną. Któż...