94. 'Ludzie odchodzą. Zawsze odchodzą'

5.9K 911 138
                                    

Wskoczył do wody i natychmiast skierował się w dół ogromnej studni. Ale nagle zdał sobie sprawę z tego, że w zatrutej wodzie nie jest sam.
Była obok niego.
Pokręcił głową i zmrużył minimalnie oczy patrząc w dół studni. Kilka sekund później byli już przy samym dnie. Było bardzo ciemno. Ale przy znikomym świetle mogła odróżnić od pozostałych duży, czarny kamień.
Źródło zarazy, nosiciel śmierci.
Chwycił materiał koszuli i przykrył min kamień, a następnie podwinął materiał pod niego. Złapał za jeden koniec, ona za drugi, po czym oboje odepchnęli się od dna.
Od lat nie pływała, o wstrzymaniu oddechu pod wodą nie było mowy.
Zaczynało brakować jej powietrza.
On stał na powierzchni i odchodził od zmysłów. Zacisnął palce na kamiennym okręgu i dokładnie w tej chwili oboje wynurzyli się z wody. Rivear odebrał od niej materiał i ręką objął w tali, by przysunąć ją bliżej krawędzi studni.
Natychmiast wyciągnął do niej ręce, ale uchyliła się.
- Nie, nie możesz- pokręciła głową biorąc mocny wdech.
A on mimo wszystko złapał ja za ramiona i wyciągnął.
Oddychała głęboko i usiadła na ziemi, opierając się plecami i kamienny mur. Rivear chwilę później usiadł obok niej. Oparła głowę o jego ramię.
- Nie mam słów, by opisać to jak bardzo szalona jesteś- pokręcił głową i przyklęknął przez nią.
- Ty nie mniej- prychnął jej brat- mowiła- nie dotykaj.
- Nie dbam o to, czy cierpię z tego powodu- powiedział łapiąc jej policzki- jesteś szalona- zwrócił się do niej, a ona tylko uniosła kącik ust.
- Szalony jest więcej wart cichy- mruknął Rivear i odrzucił przed siebie zawinięty w materiał kamień.
Otworzył szeroko oczy.
Był większy niż ludzka głowa.
- Zostały jeszcze cztery- odetchnął głęboko szatyn.
- Nie mamy na co czekać- chciała się podnieść, ale mulat złapał ją za ramiona.
- Zahrah...
- Nic mi nie będzie- powiedziała- nie martw się...
- Będę- przerwał jej cicho- dobrze wiesz, że i tak będę- zamknął oczy.
Uniosła dłoń i dotknęła jego policzka.
- Pozwól mi pomóc. Nic więcej nie mogę zrobić- uśmiechnęła się minimalnie.
Co mógł więcej powiedzieć?
Pokiwał tylko głową.
*
Wieczór nadszedł bardzo szybko.
Siedział w swoim fotelu i patrzył na dziedziniec. Chodziła między ludźmi, bez przerwy pytała o to jak się czują i czy wszystko jest tak jak być powinno. Najwięcej czasu spędzała przy Salmie i jej rodzinie. Mulatka wracała do zdrowia, z czego niezmiernie się cieszyła. Usiadła na schodach i odetchnęła, przejeżdżając dłonią po grzbiecie czekającego na nią tygrysa.
- Nadal tu jesteś?- odezwał się Rivear, więc odwróciła się do niego.
- Czekam aż pójdą spać- powiedziała i spojrzała na ludzi- zostanę jeszcze chwilkę.
- Oni śpią- trafnie zauważył.
Spali.
- Spłonął?- zapytała cicho- czy kamień już spłonął?
Usiadł obok.
- Jeszcze nie. To trwa. Do rana zostanie z niego garść popiołu. Coś cię gnębi- zmrużył oczy.
Pokręciła głową z uśmiechem.
- Tęskniłam za tobą- przyznała cicho i wtuliła się w jego ciało.
- Ja za tobą też- objął ją i oparł brodę o czubek jej głowy- szukałem cię latami. Szukałem na marne.
- Więc jak mnie tu znalazłeś?- odsunęła się i spojrzała mu w oczy.
Takie same jak jej.
- Przebywałem w kraju za oceanem. Byłem w porcie. I słyszałem rozmowę dwóch rybaków. Mówili o żonie jednego z nich. Rozmawiała z mężczyzną, który przewozi przyprawy i zioła z targu na targ. On rozmawiał w kimś w innym porcie. Z kolei ten ktoś z kimś, kto niedawno przebywał w ogromnym kraju za oceanem. Rozmawiał tam z mężczyzną, którego brat pracował w porcie. Tam słyszał rozmowę dwóch kolejnych mężczyzn. Mówili o zajściu na bazarze. Jeden z nich słyszał rozmowę kilku kobiet. Mąż jednej z nich był na bazarze. Strażnik chciał odciąć dłoń chłopcu za kradzież. I wtedy odezwał się ktoś, kto zabronił. Powiedział 'nie'. Kobieta. Piękna. O dziwnych oczach. Barwy oceanu.
Spojrzał na nią.
Patrzyła na jego twarz szeroko otwartymi oczami, usta miała uchylone. Nie wierzyła w jego słowa. Nie wierzyła w to, że jej sprzeciw odciśnie takie piętno.
- I co dalej?- zapytała łapiąc jego dłoń- co dalej ze mną będzie?
- A jak myślisz, moja kochana?- objął ją ramieniem- zabiorę cię ze sobą. Zabiorę cię do mojego domu. Znalazłem go. Znalazłem i właśnie tam cię zabiorę.
- Czyli gdzie?- zmarszczyła brwi.
- Do kraju za wielką wodą. Tam wszystko jest tak, jak ty zawsze chciałaś.
- Jest dom nad brzegiem morza- szepnęła cicho, patrząc przed siebie- jest ciepło i nie ma wiatru. Zimnego wiatru. Są kwiaty w domu. Dużo kwiatów. Są przy moim łóżku i przy ścianie w sypialni.
- Dokładnie tak- przetarł jej ramię- dokładnie tak, moja piękna- westchnął.
- Kiedy chcesz wyjechać?- zapytała patrząc w noc.
- Jutro. Przed wschodem słońca.
*
Siedziała na swoim łóżku. Rivear spał od kilku godzin. A ona uparcie patrzyła na linię horyzontu. Na jasną smugę światła. Jakby chciała błagać słońce, by nie wschodziło.
Wstała ostrożnie i okryła się cienką, jedwabną chustą. Opuściła swoje komnaty razem z tygrysem i przeszła piętro wyżej. Minęła gwardzistów i weszła do środka.
Stał na balkonie i patrzył na pierwsze promienie słoneczne, które pojawiły się nad linią oceanu. Jeszcze nie widział ognistej tarczy. Była tylko lekka poświata.
Podeszła do niego powoli i od tyłu objęła w pasie, przytulając się do jego pleców.
Czuła jego charakterystyczny zapach.
A on czuł jej paznokcie na mięśniach brzucha, kiedy zaczęła go delikatnie drapać.
- Przyszłaś do mnie- odezwał się sięgnął ręką do głowy tygrysa, który musnął nosem jego palce u prawej dłoni.
- Tęsknię za tobą.
Zmarszczył brwi, a on mocniej do niego przylgnęła.
- Odkąd wrócił Rivear nie ma mnie dla ciebie. Tęsknię za tobą. Bardzo.
Minął jeden dzień.
A ona zdążyła zatęsknić mimo tego, że był obok niej.
- Chciałam iść z tobą do ogrodów- szepnęła- pójdziesz ze mną?
- Pójdę- powiedział- zawsze to robię.
I odwrócił się powoli.
A ona patrzyła pusto w marmurową posadzkę.
Błądziła po niej oczami, jakby czegoś uparcie na niej szukała.
- Zahrah?- wyciągnął dłoń i uniósł jej podbródek.
- Chodź- złapała go za rękę.
Czuł jak spłata ich palce razem. I poszedł za nią, tam, gdzie go zaprowadziła.
Do altany.
- Jesteś dziwnie niespokojna- odezwał się cicho, kiedy przechodzili przez most nad wąskim strumieniem.
- Chciałam ci coś powiedzieć- zaczęła- ja...
Zmarszczył brwi, kiedy... jej warga zadrżała...
- Zahrah?- chwycił jej policzki- co ty...
- Tutaj jesteś.
Rivear podszedł do nich ubrany w strój w którym tu przybył. Miał na sobie ciemną pelerynę z kapturem.
- Przebierz się, poczekam na ciebie przy schodach na dziedziniec.
I w tej chwili wszystko do niego dotarło.
Spojrzał na nią w szoku.
- Odchodzisz- powiedział- odchodzisz z nim.
Nie powiedziała słowa, patrzyła na swoje dłonie.
- Nie powiedziałaś mi- zwrócił się do niej całym sobą- mi powiedziała słowa, Zahrah- rzucił z żalem.
Jej oczy zaszły łzami.
- Miałaś chociaż zamiar powiedzieć mi, że jego statek wypływa dzisiaj wraz ze wschodem słońca?
Po tych słowach minął ją i szybkim krokiem wrócił do swoich komnat.
I tam pozostał.
Stał na balkonie.
I widział jak dosiada swojego konia.
Uniosła głowę.
Wiedziała, że patrzy.
Czuła jego spojrzenie.
- Jedziemy- zarządził Rivear i spiął konia.
Ruszyli do głównej bramy.
Ona nadal patrzyła.
I spuściła głowę, a następnie skierowała konia wprost do bramy.
Ludzie odchodzą. Zawsze odchodzą- mówiła.
Powinien to dobrze zapamiętać...

HIS LAW || Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz