Podniósł głowę słysząc krzyk i natychmiast spojrzał w stronę krzewów, za którymi zniknęły. Nastała dziwna, niepokojąca cisza, którą sekundę później przerwał głośny wrzask.
Przerażenia.
Zahrah...
Natychmiast, niemal biegiem skierował się w tamtą stronę, za nim Imad i straże. Wbiegł między kwiaty, później wyższe krzewy odsłaniając gałęzie by móc przejść.
Gdy ją zobaczył... zamarł bez ruchu.
- Amina...- złakała i drżącym dłońmi dotknęła policzków dziewczyny.
Leżała na trawiastej polanie, a w jej klatce piersiowej tkwiła strzała, która przebiła jej drobne ciało niemal na wylot.
Nie mogła uwierzyć w to co właśnie działo się wokół niej. W ułamku sekundy. Patrzyła jak ze śmiertelnej rany ulatuje ciemna czerwona ciesz. Wsiąka w ziemię, niknie między źdźbłami jasnej, zielonej trawy.
Chwyciła jej ramiona i uniosła wyżej niemal martwe już ciało, opierając o siebie.
- N-nie- szepnęła drżącym głosem nie powstrzymując wpływających z jej dziwnych oczu łez- nie, proszę, nie- pokręciła głową i wyciągnęła dłoń.
Jej palce niepewnie dotknęły tkwiącego w ciele mulatki drewna, zakończonego szarymi piórami o białych końcówkach. Czuła jak całe jej ciało drży, nie powstrzymywała tego. Nie potrafiła.
Husam natychmiast zwołał straże, które okrągły zgromadzonych. Gwardia przystąpiła do obrony pana, a pozostali przeszli się między krzewami by znaleźć tego, kto wypuścił z łuku śmiertelną strzałę.
- Pani...- westchnęła cicho dziewczyna i zacisnęła powieki.
Ból przeszywał całe jej ciało, złamane żebra zadawały wewnętrzne cierpienie z każdym, choćby najmniejszym oddechem.
- Wybacz m-mi- jęknęła, a w jej brązowych, szczerych oczach zagościły żal i poczucie winy- wybacz...
- Nie- pokręciła głową- nic nie mów- przytuliła ją do siebie.
Była teraz tylko bezradność. Nic więcej.
Patrzyła w przepełnione niepokojem oczy przyjaciółki i nie mogła zrobić nic żeby jej pomóc.
A ona oddała życie by ją ratować.
- J-ja tylko chcia... łam... być ci wierna...
Uchyliła usta.
Po tych słowach w pięknych, brązowych oczach zagościła dziwna pustka. Coś z nich uciekło. Coś zniknęło. Wypełniła je niespotykana otchłań, która przychodzi w parze tylko z jedynym towarzyszem.
Ze śmiercią.
Ostatnie tchnienie opuściło uchylone usta, a ranna klatka piersiowa opadła, by już nigdy więcej nie przyjąć oddechu.
- Nie- odezwała się a jej ciało zalało gorąco- nie, nie... błagam, nie odchodź...
On nie mógł pojąć.
Nie mógł pojąć tej sceny, która się przed nim odegrała.
Pożegnania życie i powitania śmierci.
- Zabrać ciało- powiedział cicho, nieprzerwanie patrząc na martwą dziewczynę i panią, której łzy były dla niego ostrzejsze niż naostrzone włócznie.
- Chodź- jasnowłosa otrząsnęła się z szoku, który nad nią zapanował i dotknęła jej ramienia.
Ale dziwne oczy patrzyły na pozbawiona już życia twarz i nie mogły zrozumieć.
Dlaczego?
- Proszę cię, chodź już- szepnęła i złapała ją za rękę, a w tej samej chwil i dwójka strażników podeszła do niej i pochyliła się nad ciałem mulatki.
- Nie, nie dotykajcie jej- przytuliła martwą do siebie.
Powoli podszedł do niej.
- Proszę cię, chodź- spróbowała jeszcze raz kobieta, ale ta tylko wyrwała rękę.
- Zahrah- odezwał się stając nad nią.
Uniosła pełne łez oczy i wyczekująco spojrzała na jego twarz. Patrzyła mu w oczy tak jakby chciała żeby wyjaśnił jej co właściwie miało miejsce. Co się stało? Dlaczego jej przyjaciółka, jedyna osoba, która odkąd tu jest była obok... nie żyje?
Zebrani wokół nich ludzie patrzyli przerażeni i zdziwieni.
Miała miejsce śmierć.
Ale dlaczego pan podchodzi do tej kobiety? Dlaczego pochyla się do niej? Dlaczego do niej mówi?
- Nie- pokręciła głową i spojrzała w martwe oczy.
Złapał ją za ramiona i podniósł, a straż w tej samej chwili chwyciła ciało- nie... nie, puśćcie ją- powiedziała- zostawcie ją!- krzyknęła, kiedy straż nie posłuchała. Wręcz przeciwnie. Mimo jej próśb zabrali dziewczynę.
- Nie! Nie, nie możecie!- krzyknął znowu i szepnęła się, ale mocno ją przytrzymał- Zostaw! Puść!
Wyrywała się, a z jej dziwnych pięknych oczu uciekały coraz to nowe łzy. Nie zwracała na to uwagi, nawet nie zauważyła.
- Puść mnie! Niech oni ją zostawią!- jęknęła ze łzami.
A Dżamila przytknęłam dłonie do ust.
Jasna, lazurowa suknia Zahrah splamiona niewinną krwią. Jej dłonie brudne.
Namacalny i widoczny ślad koszmaru sprzed dosłownie kilku minut.
- Nie... nie zabieraj mi jej- szepnęła, a jej ciało przestało stawiać jakikolwiek opór- nie zabieraj... błagam, oddaj mi ją- szepnęła, a słone łzy nadal spływały po jej czerwonych już policzkach.
I odwróciła się, zaciskając splamione krwią dłonie na materiale jego szaty. Przytuliła rozgrzany policzek do jego prawej piersi i złakała. Tygrys musnął nosem jej Idy, ale odsunęła się. Więc zrobił to znów.
- Przestań- stanęła i zacisnęła powieki.
- Zahrah...
Zamilkł, kiedy odsunęła się od niego. Cofnęła w tył. Pokręciła głową i zamknęła oczy. Ale nagle uchyliła powieki i spojrzała na swoje dłonie.
Jej serce zamarło.
*
Odwróciła przestraszona głowę, kiedy usłyszała odgłos otwieranych drzwi.
Weszła przez nie szczupła czarnowłosa dziewczyna o oczach takich jak wszyscy. Miała na sobie prostą, białą suknię, przewiązaną granatowym pasem, a włosy spięte z tyłu głowy.
Kiedy tylko ją zobaczyła pochyliła głowę natychmiast i ugięła lekko kolana. W tej pozycji zaczęła cofać się do drzwi.
- Zaczekaj...
Ale ona już wyszła.
Nie patrzyła na nią.
*
- Wstań- powiedziała cicho, nadal zdziwiona, a czarno włosa szybko wykonała polecenie, nadal patrząc w podłogę. Podeszła więc do niej.
- Dlaczego na mnie nie patrzysz?- zapytała.
- Nie mogę, pani- powiedziała cicho.
- Nie mów tak do mnie, nie jestem twoją panią- powiedziała może zbyt ostro, bo dziewczyna skuliła się lekko- wybacz, nie chciałam cię przestraszyć- pokręciła głowę i położyła dłoń na jej ramieniu- jak ci na imię?- zapytała łagodnie.
- Amina, pani.
*
to ty mnie wtedy umyłaś i przebrałaś, prawda?- zapytała łagodnie.
- Tak, pani- skinęła głową.
- Nie mów tak do mnie, nie jestem twoją panią- westchnęła.
- To jest mój obowiązek, pani- szepnęła.
- A jeśli poproszę, byś tak do mnie nie mówiła, kiedy jesteśmy same? Zrobisz to dla mnie?
- Jeśli taka jest pani wola, tak- skinęła głową.
*
- Pani, proszę, odejdź...
Nie zdążyła dokończyć, a żołnierze uderzył ją w prawy policzek.
- Nie! Zostaw ją!- krzyknęła i podeszła bliżej dziewczyny, ale trzeci z nich chwycił ją za ramiona- puść mnie!- warknęła.
- Pani, błagam...
- Nie, nic nie mów, Amina- przerwała jej spokojnym głosem, nie chciała jej bardziej straszyć- powiedz mi co się tu dzieje- zwróciła się do Husama- cały czas wygrywając się mężczyźnie.
- Ta kobieta postąpiła wbrew prawu, które panuje w pałacu...
- Ta kobieta, ma imię!
*
Amina.
Amina znaczy wierna...
Przeniosła wzrok na materiał sukni.
Nie mogła zaczerpnąć oddechu.
- Zahrah...
Uniosła wzrok.
Morska fala spotkała się z czystym bursztynem.
A piękna pani padła przed nim bez życia.
CZYTASZ
HIS LAW || Zayn Malik
FanfictionWiele było pięknych kobiet. Miał je wszystkie. Miał, władał, posiadał. Złoto, jedwab, diament, stal. Śpiew słowika. Wiele oczu go widziało. Wszystkie należały do niego. Patrzyły z uwielbieniem. Tak jak im kazano. Patrzyły, z głową pochyloną. Któż...