Jedyne co czuła to ból, który paraliżował każdą część jej ciała. Przesunęła nosem po miękkiej jedwabnej poduszce, na której ułożona była jej głowa i poczuła słodki zapach, pomieszany z wonią jak się jej wydawało ziół i olejków. Otworzyła oczy i zmróżyła je natychmiast. Oślepiły ją promienie słoneczne wpadające przez ogromne okno, które zajmowało całą powierzchnię jednej ściany. A jako, że łoże stało na podwyższeniu, widziała ocean.
Ten ogrom toni o przedziwnej barwie. Przeszedł ją zimny dreszcz, poczuła muśnięcie materiału na swojej skórze. Otworzyła szeroko oczy, kiedy zdała sobie z prawe z tego, że jest naga. Chciała się podnieść, ale nie mogła.
- Ostrożnie, pani- usłyszała nad sobą, na co przekręciła głowę w jej stronę.
Amina jak zwykle stała z pochyloną głową, patrząc w dół.
Starała się zignorować fakt, że kolejny raz nazwała ją panią.
- Pomożesz mi się podnieść?- zapytała cicho, a dziewczyna skinęła głową i delikatnie chwyciła ją za ramiona, podnosząc do siadu. Jedwab zsunął się z jej pleców, więc natychmiast zasłoniła piersi ręką. W sumie, to dziewczyna już z pewnością widziała ją nagą.
- Wybacz, pani- szybko założyła jej materiał na ramiona, szczelnie ją nim odrywając.
- Nic się nie stało - uśmiechnęła się do niej, co oczywiście pozostało bez odpowiedzi- to ty mnie wtedy umyłaś i przebrałaś, prawda?- zapytała łagodnie.
- Tak, pani- skinęła głową.
- Nie mów tak do mnie, nie jestem twoją panią- westchnęła.
- To jest mój obowiązek, pani- szepnęła.
- A jeśli poproszę, byś tak do mnie nie mówiła, kiedy jesteśmy same? Zrobisz to dla mnie?
- Jeśli taka jest pani wola, tak- skinęła głową.
- Pomożesz mi wstać?
- Przepraszam, ale nie powinnaś wstawać, pani... to znaczy...
- Nie, w porządku, nie bój się- powiedziała szybko, widząc, że dziewczyna jakie nie wie co na zrobić, a zdaje sobie sprawę, że w tej chwili się jej sprzeciwia.
- Jak długo tu leżałam?- zapytała.
- Dwa dni, p...- zacięła się na moment, zmieszana- d-dwa dni- szepnęła cicho.
Westchnęła bezradnie.
Większość czasu tutaj siedziała nieprzytomna.
Wspaniałe.
Zacisnęła dłoń na materiale, który okrywał jej ramiona i powoli podniosła się, stając o własnych siłach. Przeszedł ją palący ból wzdłuż kręgosłupa, na co się skrzywiła, ale zacisnęła szczękę i powoli zeszła po stopniach z podwyższenia. Jej stopy dotykały miękkiego dywanu, kiedy podeszła powoli do okna, a niebieski materiał okrywał całe jej ciało. Amina oczywiście stała tuż za panią.
Drzwi się otworzyły, słychać było kroki. Czarnowłosa natychmiast odwróciła się w tamtym kierunku, spuszczając wzrok na podłogę.
Ona się nie ruszyła.
Wszedł do komnaty, w której spała i musiał przyznać, czuł ulgę, że się obudziła. Zmarszczył brwi, widząc ją okrytą tylko jedwabiem, który spływał w dół jej ciała do samej ziemi. Materiał opinał się lekko na ramionach i pośladkach, rysując ich idealny kształt. Włosy zasłaniały całe jej plecy, opadły falą.
- Czego chcesz?- zapytała patrząc przed siebie. Chciała usiąść, nie wytrzyma długo stojąc na nogach. Ból był okropny.
Podszedł do niej.
- Przyszedłem sprawdzić, czy już się obudziłaś- powiedział, a ona mimowolnie uniosła wyżej głowę.
- Jak sam widzisz- powiedziała obojętnie.
- Mam nadzieję, że taka sytuacja nie będzie miała miejsca ponownie- powiedział twardo- naszego pana nie cieszy taki widok.
- Więc dlaczego tego chciał? Dlaczego patrzył?- spojrzała na niego. Nic nie widziała w tych zielonych oczach.
- Za nieposłuszeństwo płaci się karę.
- Powtarzasz się- prychnęła, wracając wzrokiem do lazurowej wody.
- I powtórzę jeszcze raz, jeśli będzie trzeba- zagroził ostro- jesteś teraz kobietą sułtana. Czas się nauczyć zasad, które tu panują.
- Co jak co, ale akurat zasady jakoś nie wchodzą mi do głowy- westchnęła.
- To się zmieni- odparł- przebierz się. Później przyjdę po ciebie. Możesz iść na spacer.
Cóż za łaska...
Skinął głową jak zawsze i wyszedł.
Odetchnęła i ostatkiem sił oparła się o marmurowy parapet. Amina szybko chwyciła ją za ramiona i zaprowadziła z powrotem do łoża. Syknęła cicho.
- Proszę wybaczyć...
- Nie, to nie twoja wina.
Dotyk dziewczyny sprawił jej ból, ale nie mogła temu zaradzić. Odpowiedzialny za jej obecny stan jest nie kto inny, jak sam pan i władca. Miała przed oczami to spojrzenie. Ta chłodną obojętność, wyższość. Później zdumienie. Ale nie ugiął się, tak jak i ona.
I te zimne oczy, w które przypadkiem spojrzała. Ona się cieszyła z jej niedoli. Satysfakcję dawał jej ból, który ta musiała przyjąć.
- Ja... ja posmaruję pani rany- wydusiła cicho. Pokiwała głową i usiadła bokiem na łóżku. Mulatka odgarnęła jej włosy za ramię, powili zsunęłam jedwab, odkrywając jej plecy, na co przeszedł ją lekki dreszcz. Chwilę później poczuła zimny pachnący olejek na plecach. Zaczęło ją to szczypać, ale wytrzymała.
- Dziękuję, że to robisz- powiedziała patrząc w haftowany materiał.
Cisza.
Dziewczyna posmarowała jej całe plecy olejkiem i maścią i powiedziała, żeby nie zakładała materiału, dopuki lek nie wsiąknie w skórę. Podziękowała jeszcze raz i czekając cierpliwie, patrzyła na ocean.
Amina wróciła z materiałem na rękach, w kolorze delikatnego różu, takiego jak kwiaty, które mijała podczas oglądania pałacu. Dziewczyna pomogła jej założyć delikatną jedwabną bieliznę, a następnie suknię, później haftowane materiałowe buty. Na koniec delikatnie rozczesała jej długie włosy i pozostawiła rozpuszczone. W pełni już ubrana powoli wstała, a w tej samej chwili do sypialni wszedł Husam. Spojrzał na nią i skinął głową z satysfakcją.
- Wyglądasz pięknie.
- Nie widzę tego- powiedziała, oczywiście unosząc brodę.
Podszedł do ściany, na której wisiało ogromne lustro, zasłonięte zielonym aksamitem. Jednym ruchem zdjął materiał, odkrywając szklaną powłokę. Cofnęła się natychmiast i odwróciła do niej plecami.
Nie chciała patrzeć.
Podszedł do niej, chwycił za ramiona, na co skrzywiła się z bólu. Odwrócił ją, a ona nie miała siły się sprzeczać.
To bolało.
- Teraz widzisz- powiedział i już delikatnie trzymał jej ramiona. Nie chciał zadawać jej więcej bólu.
- Spójrz jak piękną kobietą jesteś.
- Nieprawda- wycedziła przez zaciśnięte zęby, patrząc na samą siebie jak na największego wroga.
- Nie wolno ci tak mówić- powiedział, puścił ją i stanął przy drzwiach, czekając aż do niego dołączy. Ostatni raz spojrzała w obcą sobie twarz i wyprostowana ruszyła do wyjścia.
*
Ogród był piękny. Jak z resztą wszystko tutaj. Nie dało się temu zaprzeczyć. Choć bardzo by chciała powiedzieć 'nie' wszystkiemu naokoło, tak temu nie mogła odmówić. Mijała powoli coraz to barwniejsze rośliny. Wiedziała, że Husam jej pilnuje. Nie wiedziała gdzie jest, ale czuła na sobie jego spojrzenie. Spojrzenie oczu innych niż wszystkie.
Przeszła powoli aleją i stanęła przed ogromną polaną, na której rozłożony stał baldachim, maty i piękne poduszki.
Tam właśnie one chroniły swe ciała przed palącym słońcem. Śmiały się, rozmawiały, otoczone klejnotami, jedwabiem i służbą. Ją też tam zobaczyła.
W granatowej sukni z chustą na włosach i złotym, kwiecistym diademem. Odwróciła głowę i ruszyła w drugą stronę. Nie chciała być taka jak one.
Jak ona.
Ale szafiry ją widziały i patrzyły na piękno z zawiścią.
Szła powoli kamienną posadzką i podziwiała, bo tylko tyle mogła zrobić. I robiła to, dopuki dwójka strażników nie pochwyciła jej i nie zaczęła prowadzić do innej części ogrodu. Nie szamotała się, nie chciała sprawiać sobie większego bólu niż ten, który czuła z każdym nowym krokiem. Puścili ją dopiero, kiedy weszli pomiędzy gesty żywopłot. Zostawili ją zdezorientowaną przy marmurowej fontannie, skłonili się nisko i odeszli.
Rozejrzała się lekko przestraszona, nie wiedziała, czy zrobiła coś źle, nie rozumiała tego kraju.
Ale miała dziwnie wrażenie, że już go widziała.
Zawiesiła wzrok na kwiatach rośliny pnącej się po rzeźbionej kolumnie.
Czerwone kwiaty o strzępionych płatkach, każdy z nich miał ich po trzy i ciemnych, czarnych środkach. Już miała sięgnąć do jednego z nich, już prawie do dotknęła.
Ale nie była tutaj sama.
Uniosła wyżej głowę i powoli odwróciła się do niego.
Stał na stopniach tarasu ubrany w brązowo złotą szatę. Na głowie miał jak zawsze materiałowe nakrycie z czerwonym kamieniem pośrodku. Był pewny siebie, wyprostowany.
Pan i władca- prychnęła w myślach.
- Czy coś się stało?- zapytała w końcu obojętnie.
Zmarszczył brwi.
- Nie- odparł krótko. Co więcej miałby powiedzieć?
- Więc dlaczego przeprowadzono mnie do ciebie?
Do ciebie.
Nie powinna tak mówić.
- Nie wiem, dlaczego- kontynuowała- nie wiem co zrobiłam- pokręciła głową patrząc z powrotem na kwiat.
Dlaczego odwracasz się do mnie plecami?
- Jesteś tu, bo tego chcę- powiedział i zszedł ze schodów kierując się w jej stronę. Natychmiast się odwróciła.
- Zawsze dostajesz to, czego chcesz?- uniosła brew. Nie odpowiedział.
- Nie mam obowiązku odpowiadać na twoje pytania- powiedział twardo.
Na zbyt wiele sobie pozwala.
- Czyli tak- westchnęła wracając wzrokiem do czerwonych płatków- zawsze dostajesz to, czego chcesz.
Piękny kwiat- pomyślała.
- Chciałem cię zobaczyć.
- Nie wątpię- prychnęła- dlaczego?- spojrzała mu w oczy.
Zwykłe.
- Nie muszę odpowiadać- powiedział.
- W takim razie ja nie muszę tu być- skrzyżowała ręce pod biustem.
- Musisz- powiedział natychmiast- masz się mnie słuchać.
- Dlaczego?
- Jestem twoim panem- powiedział już oburzony.
Cieszyła się. Stracił nad sobą panowanie.
Uśmiechnęła się i zrobiła krok w jego stronę.
- Nie jesteś- powiedziała wyraźnie, patrząc w górę, prosto w bursztynowe oczy, w których teraz widziała złość. Szybko się odwróciła i podeszła do fontanny- więc...- zaczęła powoli.
Zmarszczył brwi.
Ona zachowuje się dziwnie.
- ... O co chcesz zapytać?- dokończyła- powiedziałeś, że nie musisz odpowiadać na pytania, ale z pewnością chcesz je zadać- spojrzała mu w oczy.
Skąd w niej ten brak szacunku?!
- Twoje imię- rzekł- dlaczego nie...
- Nie mam obowiązku odpowiadać na twoje pytania- powtórzyła jego słowa.
Otworzył szerzej oczy.
Jakim prawem?!
- Moje imię nic ci nie powie- ruszyła między krzewy ozdobne i zostawiła go samego. Ruszył za nią, szedł ramię w ramię. On patrzył na nią, ona kwiaty podziwiała.
- Masz obowiązek mi to powiedzieć.
- Nie mam- zaprzeczyła nie patrząc na niego, ale na cudną lilię- mam obowiązek podziękować.
Sama nie wierzyła, że to mówi.
Ale powiedziała.
On nie wierzył, że to słyszy.
Ale słyszał.
Patrzył na nią szczerze zdziwiony.
- Uważasz, że nie potrafię okazać wdzięczności. Potrafię. Dziękuję za to, że odkąd tu jestem mam co jeść. Nie licząc pierwszych trzech dni- skrzywiła się lekko- ale dziękuję. Za nową suknię też- mimowolnie spojrzała na jasny materiał.
Zmarszczył brwi. Nie spodziewał się tego.
- Ale za to co kazałeś zrobić...- zatrzymała się, patrząc mu prosto w oczy- za to nie chcę się widzieć.
I odwróciła wzrok. Patrzyła teraz na kwiat piękny, którego łodyga była złamana, a płatki aksamitne leżały na marmurowej posadzce.
On patrzył na nią. Patrzył jak odwraca się od niego. Widział jej rany na plecach. Mimo tego, że były zakryte zwiewnym jedwabiem, widział sine pręgi. W głowie.
Widział je w nocy, dwa dni temu. Podeszła do rośliny i wzięła kielich obumarły w swoje małe dłonie.
Biedny kwiat skaleczony...
Pomyśleli oboje.
Każde z nich jednak o czymś innym...
CZYTASZ
HIS LAW || Zayn Malik
FanfictionWiele było pięknych kobiet. Miał je wszystkie. Miał, władał, posiadał. Złoto, jedwab, diament, stal. Śpiew słowika. Wiele oczu go widziało. Wszystkie należały do niego. Patrzyły z uwielbieniem. Tak jak im kazano. Patrzyły, z głową pochyloną. Któż...