26. 'Powroty do nienawiści'

8.4K 884 92
                                    

Od wyjazdu Husama minęło pięć dni. Przez cały ten czas tak naprawdę nikt z nią nie rozmawiał. Amina przychodziła rano, przynosiła posiłek, tak samo jak w południe i wieczorem. Nic poza tym. Coś się w niej zmieniło, młoda dziewczyna unikała spojrzenia dziwnych oczu. A one nie wiedziały co jest tego powodem.
Od dawna nie widziała też i jego. Nie widziała go. Nie rozmawiała z nim. Nie czuła przy sobie jego obecności. Nie patrzyła w oczy, które za każdym razem wydawały się jej inne niż wszystkie.
Nie dopuszczała do siebie faktu, że za nim tęskni. Już raz mu się do tego przyznała, nie może sobie pozwolić kolejną chwilę słabości w stosunku do niego. Tak być nie może. Jeśli to do niego dotrze, wykorzysta to przeciw niej.
Stała na balkonie, jedną rzeczą jaka ją w tej chwili interesowała był ocean.
Piękna, niedostępna dla niej otchłań.
W pewnej chwili odwróciła się i opuściła balkon jak i swoje komnaty, kierując się w stronę ogrodów. Chciała poczuć świat, który ją otacza. Nie zniosłaby więcej samotności i wewnętrznego poczucia niechcianej sprzeczności. Dlatego razem z Asimem skierowała się do altany. Miała do niej pewnego rodzaju sentyment, nic nie mogła na to poradzić.
Usiadła na niskiej, marmurowej ławce i uniosła wysoko głowę, przymykając powieki. Czuła się dobrze. Wiedziała, że o tej porze nikogo prócz straży tutaj nie spotka, było po zmroku.
Spędziła tam następną godzinę. Widząc, że kot usypia przy jej stopach, zdecydowała się na powrót.
Wiedziała, że jak się uprze, nie wstanie.
Cicho przeszła dziedziniec, schody i korytarzem skierowała się do siebie.
Jeżeli mogła to tak nazwać. Nie miała nigdy nic swojego. Wiedziała, że jedno kiwnięcie palcem z jego strony i znów nie będzie miała gdzie spać.
Weszła do komnaty, później do sypialni i stanęła jak skamieniała.
Stał przy oknie, ubrany w czerń, ręce splótł za plecami. Patrzył na ocean.
Tak jak ona patrzyła.
- Co tu robisz?
To pytanie zadała cichym szeptem.
Powoli obrócił się w jej stronę z obojętnością wypisaną na twarzy. Spięła się momentalnie.
Wiele dni nie patrzył na nią w ten sposób.
- To mój pałac, mogę robić co chcę- powiedział z wyższością.
Dawno się tak do niej nie zwracał.
Dlaczego?
- Tak, oczywiście- odezwała się i podeszła do łóżka.
Jeśli będzie się chciał kłócić, proszę bardzo.
- Nie powiedziałaś mi jak było na bazarze.
Uniosła wysoko brwi na jego słowa.
To było tak dawno.
- Nie pytałeś mnie o to- odparła obojętnie.
- Powinnaś sama mi o tym powiedzieć- jego głos był coraz bardziej napięty.
- Nie wiedziałam, że cię to interesuje. Nic takiego nie kupiłam, poza tym, jeśli chciałeś o coś zapytać, powinieneś był to po prostu zrobić.
- Nie mów mi, co mam robić- zagroził- jestem panem, nie mam żadnych obowiązków wobec ciebie. To ty masz być mi posłuszna.
Rozchyliła lekko usta.
Nie ma i nie będzie miała pana.
- Myślałam, że ten temat mamy już za sobą- zaczęła i podeszła do niego stając naprzeciw.
- Jak widać nie. Na zbyt wiele ci pozwalałem...
Co?
- Mieli rację, nie powinienem się na to wszystko godzić- pokręcił głową z jakby... pogardą?
- Oczekuję szacunku, którego mi nie dajesz. Jesteś tylko kobietą.
Nie wiedziała co ma powiedzieć w tej chwili.
Myślała, że jest dobrze.
Że się zmienił.
Ludzie się nie zmieniają...
- Tylko kobietą- powiedziała obojętnie- więc po co mnie tu trzymasz? Powiedziałeś, że nic ode mnie nie chcesz...
- Jestem twoim panem- wszedł jej w słowo- i oczekuję szacunku. Jeśli mi go nie dasz, spotka cię kara.
- Więc mnie ukarz- skrzyżowała ręce pod biustem- każ wychłostać, albo zmieszaj z błotem. Tak jak Husama.
- Jakim prawem interesujesz się rzeczami, które cię nie dotyczą?- warknął ostro, zaciskając dłonie w pięści.
- Raz traktujesz go jak przyjaciela, a potem ci się kłania. To przez ciebie wyjechał!- krzyknęła.
- Nie podnoś na mnie głosu, nie masz prawa- mówił na skraju wybuchu.
Jakim prawem mu ubliża? Jakim prawem śmie podnieść głos w jego obecności?
- Mam takie samo prawo jak ty. Mogę mówić co chcę, komu chcę i kiedy chcę- powiedziała pewnie- i nie będę się hamować tylko dlatego, że ty tak chcesz!
Tego jest za wiele...
- Chcesz wiedzieć jak było na bazarze? Chciałam ci pokazać. Chciałam. Było pięknie, cudownie. Ale tylko wtedy, kiedy patrzyłam na to, na co kazali patrzeć. Nikt się nie interesował tym, że za tą zasłoną bogactwa ludzie umierają!
Słuchał jej.
- Ty właśnie taki jesteś. Twój kraj taki jest. Interesujesz się tylko tym, co może przynieść ci korzyści, reszta cię nie obchodzi. Chcesz wiedzieć, co takiego kupiłam?- uniosła brew.
Podeszła do rogu okna, gdzie na marmurowym parapecie stała zielono niebieska miseczka. Chwyciła ją w dłonie i odwróciła się do niego.
- Ty kupiłam. To kupił mi Husam. Tylko to. Niczego więcej nie chciałam, bo niczego więcej nie potrzebuję- powiedziała rozzłoszczona.
- To?- prychnął kpiąco, zabierając jej przedmiot. wyrwał go jej- kazałeś kupić tak bezwartościową rzecz?- zapytał ostro- to nie przedstawia żadnej wartości.
- Dla kobiety, która mi to sprzedała przedstawia całe życie!- uniosła się- ciebie nic nie interesuje! Tylko wartość!
- Nie krzycz na mnie!
- Będę! Jeśli ty możesz, ja też! A powiedz mi, dlaczego Husam wyjechał? Dlaczego? Bo traktujesz go jak nic nie wartego człowieka! A nazywasz swoim przyjacielem!
- To ja stanowię prawo i ja decyduje o tym co robię. Nie masz prawa się w to wtrącać!
- W przeciwieństwie do ciebie ja interesuję się ludźmi, którzy są dla mnie ważni. Ty nie interesujesz się niczym, tylko pieniędzmi i władzą. A co z ludźmi, którzy umierają z głodu, albo chorób? Myślisz, że cię kochają? Że widzą w tobie pana? Dobrego, sprawiedliwego człowieka? Nie. Dla nich jesteś panem. Nic im nie dajesz!
- Nie masz prawa wytykać mi jakichkolwiek błędów. Nie popełniam ich.
- Więc czego się boisz?!
- Niczego się nie boję!
Po tych słowach wymierzył jej uderzenie w prawy policzek.
To było dla niej jak wstrząs.
Obiecałeś...
Asim podniósł się na równe nogi. Powstrzymała go gestem dłoni.
Nie wierzył, że to zrobił.
Że ją uderzył.
Ale ona sama jest sobie winna.
- To jest twoje prawo? Tylko to potrafisz? Rządzić ludźmi, wmawiać sobie, że nimi rządzisz... Boisz się, że znajdą się tacy jak ja. Tacy, którzy nie widzą w tobie nic ponadprzeciętnego- powiedziała, unosząc wyżej podbródek.
W pewnym momencie chwycił jej policzki w dłoń i mocno ścisnął. Nie wydała z siebie żadnego dźwięku.
- To ja jestem prawem. Mogę zrobić z tobą co chcę, bo mam nad tobą władzę. Jedno moje słowo, a...
- Zostanę ścięta?- szarpnęła się mocno, wygrywając się z jego uścisku- proszę bardzo!- krzyknęła- każ mnie zabić! Twoje życie i tak się nie zmieni! Zostaniesz sam! Bez nikogo!
- Błąd- uśmiechnął się kpiąco- ja mam wszystko. Wszystko co tylko zechcę. I ciebie też dostanę. Szybciej niż ci się wydaje- powiedział pewnie.
- Nigdy nie będę twoja- odezwała się, unosząc wyżej głowę- nigdy nie będziesz moim panem. Nigdy nie dostaniesz ani mnie, ani mojego szacunku! W wiesz dlaczego?- uniosła brew i przybliżyła twarz do jego.
Zacisnął zęby.
- Bo dla mnie jesteś nikim. I to się nigdy nie zmieni.
Nie wiedziała nawet, kiedy leżała na podłodze pod wpływem drugiego uderzenia w twarz. Przełknęła łzy i żal.
Dlaczego taki jesteś...
- Nie mam ci nic więcej do powiedzenia- powiedział i cisnął małą miseczkę prosto o marmur przy jej głowie. Zasłoniła się, ale mały odłamek mimo to, przeciął jej policzek.
Tygrys leżący na łóżku podniósł głowę.
- A ja mam- podniosła się i wstała.
Patrzyła na niego z jawną obojętnością.
- Dla mnie jesteś nikim.
- Straż!- krzyknął momentalnie, a do komnaty weszło dwóch strażników
- Zabrać ją- powiedział z pogardą.
W tej chwili Asim podniósł się i stanął przed nią z niskim warknięciem- jego też. Zamknąć w lochu. Ale nie z nią.
- Nie...- wyszeptała oszołomiona- nie możesz...
- Jestem twoim panem- powiedział ostro- mogę z tobą zrobić co chcę. Z nim też- powiedział pewnie, a do komnaty weszło jeszcze czterech mężczyzn.
Zamarła.
Trzymali gruby sznur, na którego widok tygrys ryknął głośno.
- Związać to- wskazał głową na zwierzę.
- Nie. Nie możesz!- krzyknęła, przyciskając plecy do zimnej ściany. - Natychmiast!
Po tym, żołnierze podeszli do kota, który spojrzał na swoją panią. Skinęła głową niezauważalne. Wiedziała, że jeśli zrobi komukolwiek krzywdę, on każe go zabić.
Tygrys spuścił łeb, kiedy jeden ze strażników owinął sznur wokoło jego szyi.
Drugi w tym czasie podszedł do niej i mocno złapał za nadgarstki. - Zostaw!- krzyknęła.
W tej chwili Asim wyrwał się straży, ale pozostali mężczyźni dosłownie przycisnęli go do posadzki, wiążąc łapy.
- Nienawidzę, cię, słyszysz?! NIENAWIDZĘ!
Z tymi słowami wywlekli ją na korytarz, a potem do lochów.
A on wyszedł z komnaty z podniesioną głową i w spokoju skierował się do siebie.
Nie wiedział, że Zahrah zaczynała mu ufać.
Nie wiedział, że nieświadomie robił wszystko pod dyktando zimnych szafirów...

HIS LAW || Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz