58. 'Czwarta prawda'

6.8K 908 61
                                    

Całą noc spędził przy niej. Patrzył na jej niemal nagie ciało, okryte cienką, jedwabną chustą. Przykrył ją nią, bo było jej za ciepło, a nie chciał, żeby leżała prawie naga. Resztę nocy spała spokojnie, a gorączka minęła do rana.
- Zabiłeś go- odezwał się Husam, gdy znalazł go w jej sypialni- Zayn, dałeś jej słowo.
- Powinienem pozwolić mu żyć?- przerwał mu cichym, ale napiętym głosem- chciałem wyjść, chciałem go tam zostawić. Ale wtedy miałem przed oczami ją. Jak pada na piasek. Jak chwyciła się za bok i spojrzała na swoją dłoń całą we krwi. A potem na mnie...
- Zabiłeś więźnia bez procesu...
- Ona to zrobiła dla mnie i przeze mnie- przerwał mu- nie mogłem się opanować- pokręcił głową.
- Ja nie chcę cię winić, Zayn. Ale mogłeś poczekać aż się obudzi.
- Jak? Wiesz jak się czuję mając świadomość, że złamałem dane jej słowo?- przetarł twarz dłońmi- ona cierpi z mojej winy...
- Nie. To była wina tego, który kazał mu sięgnąć po broń. To jego trzeba znaleźć.
- Nie powiedział mi, kto chce jej śmierci. Nie powiedział słowa, powiedział tylko, że...
Nagle się zawahał.
On wiedział, że zacznie wątpić w zaufanie nawet najbardziej lojalnych. Ale... Harry?
Nie...
Zacisnął powieki i przetarł twarz dłońmi.
- Co powiedział?- brunet zmarszczył brwi zdziwiony.
- Że zacznę wątpić. Że w pałacu nie ma wiernych, że są ci, którzy chcą mojej śmierci. Będę żyć w nieświadomości i to mnie zniszczy. A ją nazwał głupią, bo poświęciła się dla mnie.
- Wierzysz w to? Wierzysz, że zrodził się spisek przeciwko tobie?- skrzyżował ręce na torsie.
- Nie wiem w co mam wierzyć. Kogo słuchać. Siebie, czy ludzi wokół. Będąc na bazarze widziałem mieszkańców, którzy nie mieli co jeść. Widziałem ich, Harry. To jest moja wina, a takie jest prawo.
- Nie będę narzucał ci swojego zdania- powiedział- musisz zdecydować sam. Jesteś odpowiedzialny za tych ludzi, bogatych czy biednych. Zrozum to.
- Chciała mi pokazać. Chciała żebym zobaczył.
- Wiesz... Mam wrażenie, że ona niczego nie robi bez przyczyny. Że jest tu w jakimś celu. Wiesz jak ją nazwali...
- Wiem.
Ludzie już kiedyś użyli tego określenia.
- Mówiła przez sen- odezwał się.
- Co?
- Mówiła coś. Była przestraszona, jej ciało drżało. Cały czas powtarzała to samo.
- Co takiego?- zapytał.
- Nie wiem, to nie nasz język. Znam dialekty wszystkich prowincji, to nie jest nasza mowa.
- Pamiętasz cokolwiek?
- Nie dokładne. Pamiętam trzy słowa. Nobe, meste i... i verseve? Nie, versete. Tak, napewno.
Husam zmarszczył brwi.
- To jest język ze wschodu- powiedział, a ten podniósł na niego wzrok.
- Skąd to wiesz?- zapytał zdziwiony.
- Pięć lat temu, kiedy wracaliśmy z wojny...- zaczął i przejechał dłonią po brodzie- przejeżdżaliśmy przez granicę Tartaru i sąsiadującego z nim kraju. Tartar jest prowincją wysuniętą najbardziej na wschód, mają dobry dostęp do morza... Wiele statków tam zaczepia, port jest na granicy. Tam słyszałem jak ludzie rozmawiali i pamiętam słowo Nobe i meste. Może się mylę, może nie byli mieszkańcami tego kraju.
- Muszę wiedzieć co to znaczy. Ona się jawnie czegoś bała.
- Porozmawiaj z nią- położył dłoń na jego ramieniu- pójdę już, dobrej nocy.
- Tobie też- westchnął głęboko.
Położył się bokiem przy niej i przejechał dłonią​ po jej włosach.
Amina miała rację, są niesamowite.
Przewróciła się na bok i syknęła zaciskając mocno powieki, kiedy poczuła ukłucie po prostej stronie żeber.
Natychmiast podniósł głowę.
- Nie ruszaj się- chwycił ją za ramiona i odwrócił delikatnie na plecy.
Promienie słoneczne padły na jej twarz, na co skrzywiła się lekko.
- Spójrz na mnie, Zahrah- poprosił cicho i potarł wierzchem palców jej policzek. Przechyliła głowę w stronę jego dłoni, a on rozprostował palcemp, kiedy wtuliła w nie policzek. Uśmiechnęła się przy tym niezmiernie delikatnie.
I otworzyła oczy.
- Jesteś- odezwała się cicho.
- Obiecałem ci, Zahrah- powiedział- jak się czujesz?
Jej uśmiech zniknął.
Ustąpił miejsca osłabieniu i bezradności.
- Boli- powiedziała- ale...
- To wszystko jest moją winą- przerwał jej cicho.
- Nie...
- To przeze mnie tutaj jesteś. Przeze mnie czujesz ból, to ja ci go zadałem...
- Zayn, przestań- odezwał się głośniej- przestań się obwiniać. Ja nie wiedziałam co się stanie, nie myślałam o tym. Tylko nie chciałam, żeby...
- Poświęciłaś się za mnie- pokręcił głową- dlaczego?
Odwróciła wzrok.
- Dlaczego, Zahrah...
Zagryzła wargę i przeniosła na niego sew spojrzenie.
- Bo nie chciałam cię stracić.
Zaniemówił.
- Zayn, ja... ja może nie powinnam, ale...
- Ale co?
- Przywiązałam się do ciebie- powiedziała w końcu- ja... zrozum, ja...
Nie wiedziała co powiedzieć, jej głos drżał, a w ciało wstąpił dreszcz.
- Zahrah, spokojnie- chwycił jej policzki w obie dłonie- oddychaj, trzęsiesz się- potarł kciukiem jej miękką skórę.
Odetchnęła cicho.
- Nie chciałam, żebyś​ mnie zostawił samą- wyszeptała nie patrząc mu w oczy, ale w stronę oceanu- jesteś tutaj, jesteś dla mnie dobry... Nikt wcześniej taki nie był. Jest mi tutaj dobrze z tobą. Możesz mieć za nic moje słowa, bo jestem tylko kobietą w twoim świecie. Ale naprawdę jesteś dla mnie ważny.
Nie mógł uwierzyć w jej słowa.
- Mówisz, że nie chciałaś mnie stracić- odezwał się- zrobiłem ci tyle złego, byłem potworem dla ciebie...
- Ja nie chcę tego pamiętać, Zayn. To już się nie liczy. Tyle dobrego od ciebie dostałam- spojrzała mu w oczy.
- I tyle wycierpiałaś. Teraz też cierpisz...
- Nie kłóć się ze mną- powiedziała w końcu, na co zmarszczył brwi- czemu ja zawsze muszę słuchać ciebie, ty choć raz posłuchaj mnie.
Uniósł brew, a ona... zaczęła się cicho śmiać, ale natychmiast zamilkła, krzywiąc się z bólu. Objęła klatkę piersiową ramionami i... zdała sobie sprawę z tego, że nie ma na sobie koszuli.
Podniosła głowę i spojrzała na swoje piersi okryte jedynie bandażem.
- Ja...- natychmiast chwyciła chustę zakrywając się- dlaczego...
- Miałaś gorączkę- wyjaśnił- byłaś cała rozpalona...
- A ty chciałeś popatrzeć, rozumiem.

HIS LAW || Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz