W jego oczach pojawiło się przerażenie.
Spojrzał na jej twarz, ale ona traciła kontakt z rzeczywistością. Osunęła się na kolana, a on razem z nią.
- Zahrah... Zahrah patrz mi w oczy- wyszeptał, mocniej obejmując ją ramionami. Nie miała sił, by trzymać głowę w górze, oparła ją o jego tors.
- Muszę ją zabrać do pałacu- spojrzał ma Husama- ona...
- Nie zdążysz.
Podniósł wzrok i spojrzał na mężczyznę.
To był ten, który stracił syna. Ten, który bronił go przed innymi.
- Umrze zanim tam dotrzesz- powiedział spokojnie.
Patrzył na strach jego oczach i wiedział co teraz czuje. On też to czuł. Gdy umierał jego syn. W jego ramionach.
Spojrzał na jej twarz. Nie może jej stracić. Wszystko, ale nie ona.
Patrzyła mu w oczy. Ale widział w jej tęczówkach jak walczy sama ze sobą, by nie opuścić powiek.
- Mogę jej pomóc- odezwał się ponownie- ale musisz mi na to pozwolić- skinął głową.
Nie wiedział co ma o tym myśleć. Nie znał tego człowieka. Słyszał co inni o nim mówili. Skąd w mógł wiedzieć, czy to nie jest próbą odebrania mu jej?
- Zaufaj im- szepnęła niemalże niesłyszalnie- proszę cię...
I po tych słowach jej oczy zamknęły się, a jej głową stała się cięższa.
- Nie rób tego, Zahrah...
- Nie ma czasu- powiedział Husam.
- Zrób to- podniósł głowę, by spojrzeć na mężczyznę.
Co to?
Pan siedzi na ziemi, kiedy jego lud stoi.
- Ratuj ją- powiedział i znów spojrzał a jej twarz- proszę...
*
Stał pod ścianą i czekał, aż mężczyzna zszyje ranę ponownie. Oczywiście nie wyszedł z pomieszczenia, musiał wiedzieć na własne oczy, że nie posunie się o krok za daleko, jeśli chodzi o jej ciało.
Mężczyzna zatamował krwawienie, a jego żona delikatnie ją ubrała. Założyła rękaw jej sukni i poprawiła materiał.
Skrzywiła się lekko.
- Dziękuję ci- wyszeptała cicho i otworzyła oczy, patrząc na twarz mężczyzny.
- Zrobiłem to co trzeba, pani. Nie masz mi za co dziękować- pokręcił głową i wstał.
Skierował się do drzwi, ale złapał go za ramię.
- Zaczekaj- odezwał się.
Nie pochylił głowy. Patrzył spokojnie prosto w oczy pana. A w jego jego tęczówka nie było krzty strachu.
- Chodź ze mną- powiedział i skierował się do pomieszczenia, gdzie byli wszyscy. Kiedy tylko wyszedł do nich, natychmiast skłoniło się całe zgromadzenie.
Tygrys podszedł do niego i trącił nocem jego prawą dłoń.
- Idź do niej, nic jej nie jest- powiedział cicho, a kot przepchnął się szybko między nim, a mężczyzną i wszedł do pokoju, w którym leżała. Kobieta natychmiast z niego wyszła.
Usiadł na ziemi, naprzeciw chłopca, który stał tam gdzie wcześniej. Bał się go.
- Popatrz na mnie- powiedział cicho.
Chłopiec niepewnie podniósł wzrok i zagryzł wargę, a jego rączki drżały.
- Jak ci na imię?
- Ahmed, panie- powiedział drżącym głosem i przełknął ślinę.
- Boisz się?- zadał kolejne pytanie, na które chłopiec nie odpowiedział.
Westchnął cicho.
- Usiądź obok mnie- wskazał na miejsce na piasku.
Tak, siedział na piasku.
Chłopiec spojrzał na matkę i usiadł.
Nie wolno negować rozkazów pana. Nie wolno.
Patrzył na swoje splecione rączki, a w tej chwili Asim wrócił i podszedł do mulata.
Zmarszczył brwi.
A kiedy stanęła w drzwiach poczuł zalewają w go ciepło.
- Zahrah...- chciał wstać, ale uniosła dłoń zatrzymując go. Powoli stawiała kroki, podeszła do niego i osiadła obok. Wyciągnęła dłonie i chwyciła policzki chłopca unosząc do góry. Uśmiechnęła się, co mały odwzajemnił i oparła plecy o bok leżącego za nią tygrysa. Usiadła krzyżując nogi i skinęła głową, by siadł między nimi.
Snów spojrzał na matkę, a ta kiwnęła tylko głową z uśmiechem. Usiadł między jej nogami, a ona nawet nie wiedziała, kiedy jego siostry znalazły się obok. Objęła je ramionami.
Był szczerze zdumiony.
Ci ludzie... nie znali jej. A mimo to okazali jej swoje zaufanie.
- Chciałeś coś powiedzieć- odezwała się cicho nie patrząc na niego, ale uśmiechając się do dzieci. Podeszła do niej jeszcze czwórka.
- Ja... siadajcie- wskazał dłonią, by zajęli miejsca- i patrzcie. Nie chcę pokłonu.
- Nie zasłużyłeś na niego- powiedziała nie dając mu spojrzenia.
Przymknął powieki.
- Masz rację- powiedział i spojrzał na nią. Nie patrzyła- wybacz, że wcześniej nie chciałem cię słuchać.
Przeniosła na niego swoje dziwne oczy i uniosła brew. Po chwili oparła głowę o jego ramię. Nie miała siły.
Powoli ją objął.
- Powiedzcie mi- wrócił wzrokiem do ludu- czego oczekujecie?
Nikt się nie odezwał.
Któż jest godzien żądać czegokolwiek od pana?
- Mówcie- odezwała się- powiedzcie czego wam potrzeba.
- Panie...
- Nie- przerwał człowiekowi, który zwrócił się do niego- nie nazywaj mnie panem.
Szok.
- Nie zrobiłem nic co mogłoby dać mi prawo do tego tytułu względem was. Sprowadziłem na was cierpienie i ból- spojrzał na człowieka, którego syn zginął- a wy mimo to tu jesteście. Dlaczego?
- Bo jeśli chcesz im pomóc są skłonni to zmienić- powiedziała cicho- ale musisz dać im siebie. Nie wymagać.
- Więc słucham was- spojrzał na nich- czego chcecie, oprócz rezygnacji z podatku?
Spojrzała na niego zdumiona.
- Nie chodzi o rezygnację z podatku- odezwał się jeden z mężczyzn.
- Więc o co?- zapytał ciekawy.
- Podatki muszą być- odezwał się inny- bez nich nie może funkcjonować państwo.
- My nie mamy z czego płacić, bo państwo nie pozwala nam zarabiać- dodał kolejny.
- Więc będziecie zarabiać.
- Jak?- zapytał inny- nie mamy pieniędzy na życie. Nie mamy pieniędzy na wyrób towarów. Dzieci chodzą głodne. Ludzie chorują. A my jesteśmy sami.
- Już nigdy więcej- powiedziała- państwo pomoże wam zacząć od nowa.
Spojrzała na niego.
- Pozwolisz medykom pomóc tym ludziom?
- Tak- pokiwał głową- jutro wyślę leki.
- Będziemy mogli uczciwie na siebie zarabiać?- zapytał mężczyzna, który jako pierwszy nie uznał w nim pana.
- Tak. A jeśli ktoś będzie potrzebował czegokolwiek niech po prostu przyjdzie do mnie. Daję wam słowo.
Przymknęła powieki.
- Zgadzacie się?
Ludzie spojrzeli na siebie.
Zmarszczył brwi zdziwiony, kiedy poczuł dotyk na prawej dłoni.
Mały chłopiec złapał za jego palec, na którym lśnił czerwony rubin.
Salma przytknęła dłonie do ust przerażona.
A on?
Uśmiechnął się minimalnie.
- Widzisz?- spojrzała na niego- zacznij dawać.
CZYTASZ
HIS LAW || Zayn Malik
FanficWiele było pięknych kobiet. Miał je wszystkie. Miał, władał, posiadał. Złoto, jedwab, diament, stal. Śpiew słowika. Wiele oczu go widziało. Wszystkie należały do niego. Patrzyły z uwielbieniem. Tak jak im kazano. Patrzyły, z głową pochyloną. Któż...