36. 'Załamanie'

8.1K 852 66
                                    

Nie mógł zrozumieć.
Nie mógł pojąć, dlaczego patrzył, ale nie widział. Słyszał, a nie przyjmował do wiadomości. Mówili do niego doradcy, urzędnicy, ministrowie... nic do niego nie docierało. Żadne słowa, czy rady. Nic.
Kolejny dzień spędził w swoich komnatach, przeglądając listy i papiery. Chciał zająć czymś myśli, czymkolwiek. Nie bardzo mu to wychodziło.
- Panie...
Podniósł wzrok zdziwiony.
Nie zauważył, że ktoś wszedł do środka, nie słyszał otwieranych drzwi. Stał przed nim jeden z doradców podatkowych.
- Panie, wybacz, ale musimy porozmawiać o podatkach, które...
- Nie dzisiaj- powiedział tylko i wrócił do czytania.
Dlaczego się nie obudziła...
- Panie, to nie może czekać...
- Powiedziałem- podniósł głowę, patrząc na starszego mężczyznę surowo, a ten tylko pokiwał głową i wycofał się do drzwi.
Dlaczego nie otworzyła oczu...
Straszy mężczyzna kiedy tylko wyszedł, spojrzał na swoich towarzyszy.
- Nie dzisiaj. Sułtan nie...
- Przyjacielu- przerwał mu wysoki, chudy minister- on nie zmieni zdania. Tak jest od dwóch tygodni. Odkąd ona się nie obudziła- powiedział cicho, patrząc na nich z powagą i lekkim smutkiem.
Był szczerym człowiekiem, przemawiają przez niego lojalność wobec Pana. Wiedział, że będąc z nią, jest inny.
Szczęśliwy.
Znał go od chwili narodzin, zawsze stał za nim wiernie. Nie miał pojęcia, że ten, którego miał za przyjaciela, nie jest dobry.
- To tylko kobieta- powiedział lekko oburzony- cóż więcej, po co aż taka ingerencja...
Nie rozumiał.
*
Czas...
Bronił się przed nim nieubłaganie, ale na to jedno nie miał wpływu. Na upływający czas.
Nie liczył już nocy spędzony w samotności. Dni mijających powoli, beznamietnie. Wschodów i zachodow słońca, jego wędrówki po błękitnym niebie.
Już nie liczył.
Nie liczył na żadne słowo, na żaden gest ze strony kogokolwiek. Nawet nie wierzył, że to się zmieni.
Nie był u niej.
Nie potrafił. Nie potrafił wejść do jej sypialni i patrząc jak leży na łożu. Nie potrafił słuchać cichego, powolnego oddechu. Nie mógł patrzeć na zapadniętą twarz, na ciemno czerwone policzki, na czoło pokryte kropelkami potu. Nie mógł znieść myśli, że jej oczy pozostają zamknięte. Że nie patrzy. Że nie jest wstanie unieść wyżej podbródka, patrzeć wzywająco. Tak jak on miał w zwyczaju patrzeć.
Kolejna już noc spędził samemu w ogrodzie przy fontannie. Trzymał w dłoni maleńki, biały kwiatuszek, które ona zwykła układać na powierzchni wody. Które otwierały się natychmiast po tym jak zaczerpnęły wilgoci.
Nie potrafił się tym cieszyć.
Nie ułożył go na wodzie oświetlonej przez światło księżyca, nie pozwolił mu się rozwinąć. Nie chciał widzieć jego krwawo czerwonego serca, która to ona mu pokazała. Nie chciał.
- Zayn?
Odwrócił powoli głowę i spojrzał na przyjaciela zamglonym wzrokiem.
Po co tu przychodzi w środku nocy, przecież to bez sensu.
- Idź spać- powiedział stając nad nim- idź spać, albo idź do niej...
- Na pewno nie pójdę- powiedział ostro i wstał na równe nogi- nie pójdę- minął go i wszedł między krzewy ozdobne.
Brunet zmarszczył brwi.
Nie miał pojęcia, że pan nie odwiedza swojej Zahrah. Myślał, że chodzi tam codziennie.
A on nie miał siły patrząc w zamknięta oczy gwiazdy. W dwa cudne kamienie tak odległe dla niego, tak nierzeczywiste. Nie chciał tak być mając poczucie, że ona nie ma świadomości jego obecności.
Wrócił do swojej komnaty, gdzie ułożył zwinięty pączek w małej miseczce z wodą. Patrzył jak ożywa w jednej chwili, chciał go mieć tylko dla siebie. I miał go.
Ale nagle ów kwiatuszek opadł na dno naczynia. Purpurowe wnętrze zalała woda, poszaleć się z diamentową rosą
Zmarszczył brwi, widząc to.
Nawet ty nie chcesz trwać, bez Zahrah...
Przysiadł na łóżku, chowając twarz w dłoniach. Nie miał siły. Nie miał chęci wstawać co dnia.
Dlaczego?
- Mój panie?
Podniósł wzrok zdziwiony, słysząc głos przed sobą. W drzwiach jego sypialni stała smukła mulatka w jasnej, różowej sukni.
Sahar?
- Co tu robisz o tej porze?- zapytał, a ona powoli podniosła na niego swoje brązowe oczy.
Oczy jak wszystkie w tym świecie.
Patrzyła w jego tęczówki. Nie wolno patrzeć w oczy pana.
Nie wolno.
- Przepraszam- powiedziała cicho, nadal nie pochylając głowy.
Zdziwiło go to, ale nic nie powiedział, po prostu czekał na to, co ona chce powiedzieć.
- Ja... chciałam ją zobaczyć...
Jego serce zabiło szybciej na samo jej wspomnienie.
Dlaczego?
- Straż mnie nie wpuściła- kontynuowała szeptem- proszę...
Jej wzrok...
Nigdy nie widział w jakikolwiek oczach takiego niemego błagania. Wstał powoli i zaczął kierować się w jej stronę.
- Chodź...
Minął ją i wyszedł ze swych komnat, pierwszy raz od miesiąca kierując się do niej. Poczuł wszechogarniające go gorący i niemiłe skurcze w klatce piersiowej. Bał się, że zastanie tam coś, czego się nie spodziewał.
- Panie- straż natychmiast pochyliła głowy przed jego osobą- pani Sahar.
Wszedł do środka, od razy przechodząc przez pokój. Stanął przed błękitnym materiałem i zawahał się, unosząc dłoń, by wejść głębiej.
Bał się.
Odsuwając zasłonę przygryzł wargę. Wszedł do środka, nie patrząc na ogromne łoże, na którym leżała. Tuż przy nim siedział tygrys, głowę oparł o jedną z poduszek i patrzył na swoją panią, co chwilę mrucząc cicho.
Nie spojrzał na Zahrah.
Nie zrobił tego.
Natomiast mulatka natychmiast zakryła usta dłońmi, nie powstrzymując łez. Nie miała siły, robiła to zbyt długo i zbyt wiele ją to kosztowało.
- Przepraszam- szepnęła cicho.
Nie wolno płakać w obecności pana.
Nie wolno.
- Nie...- westchnął beznamietnie, kręcąc głową.
Patrzył na ocean.
Na to, na co ona chciałaby patrzeć. Kolejny już raz.
- Nie przepraszaj, Sahar- dodał.
Zdziwiła się i podeszła so niej, delikatnie ujmując jej dłoń w swoje obie.
Odwrócił się.
Pierwszy raz spojrzał na kobietę.
Ten widok go bolał.
Czerwona skóra, sine, wysuszone wargi, zapadnięte policzki. Taki widok zapamiętał patrząc na nią ostatni raz i taką ją zastał i teraz.
Niemal martwą.
- Chodź tu- powiedział, a kot odwrócił powoli głowę i spojrzał na niego dziwnymi oczami- no chodź- wyciągnął rękę.
Zwierzę wstało i podeszło do niego. Skierował się do drzwi, a tygrys przystanął.
- Asim- powtórzył cicho- chodź.
Wyszedł, a kot poszedł za nim.
Do cudnych ogrodów, między piękne krzewy. Między wszystko to, co ona tak kochała. Nie chciał być tam sam.
- Tęsknię za nią- odezwał się po chwili ciszy, u odsunął gałązkę, by swobodnie przejść- bardzo.
Ne dbał o to, że mówi do tygrysa.
Ona tak robiła, co w tym złego...
Powoli wysunął dłoń, chcąc położyć ja na karku kota, który szedł obok niego.
Ona tak robiła.
Zwierzę poruszyło się niespokojnie, warcząc nisko. Natychmiast wycofał dłoń.
Spróbował ponownie.
- Nie chcę twojej krzywdy...
Wsunął palce w sierść zwierzęcia.
Pozwolił mu na to.
I tak szedł przez noc pan, z tygrysem. Patrząc w mrok i niebo zasnute powłoką chmur, zasłaniającą kryształowe gwiazdy.
Patrzył na pałac, tracący dla niego na wartości. Gubił ją...
Patrzył na wysokie wieże, na smukłe kolumny i okna.
Patrzył i...
... mógłby przysiądz, że zauważył znikający w mroku jasny kosmyk włosów...

HIS LAW || Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz