- Masz piękną suknię- powiedziała, kiedy obie szli aleją między kwiatami.
Był już niemal wieczór, słońce chyliło się mu zachodowi, a ich rozmowie nie było końca.
Zahrah pierwszy raz od dawna miała przeczucie, że może z kimś beztrosko porozmawiać.
Z kims kto jej nie onieśmiela, oczywiście...
A Dżamila pierwszy rozmawiała szczerze z kimkolwiek. Nie bała się mówić o sobie.
- Jest wyjątkowa, bardzo ją lubię- powiedziała jasnowłosa i spojrzała na materiał- to dla mnie piękny kolor.
- Jak niebo nocą- uśmiechnęła się.
- Twoja jest jak ocean- zwróciła się do niej i uniosła fragment lekkiego weluru- nie ma jasno określonej barwy. Nie jest ani niebieska ani zielona. Niezwykła. Twoje oczy też takie są- spojrzała w jej tęczówki.
Tak bardzo niezwykłe.
- Ty też masz niezwykłe oczy dla wszystkich w tym świecie. Drugich takich tu nie ma.
- Też racja- pokiwała głową i spojrzała na pierścień, który nosiła- twój jest inny- mruknęła cicho.
- Słucham?
- Twój pierścień. Jest inny. Ma zupełnie inny obraz.
- To źle?
- Nie wiem, nigdy takiego nie widziałam. Nie ma w nim złota, jest srebro.
- Jeśli to ma jakieś znaczenie, to dla mnie piękniejsze jest srebro niż złoto- powiedziała i spojrzała na pierścień.
- Złoto w tym kraju ma wartość najcenniejszą- zdziwiła się.
- Powiedz mi, co to jest 'wartość'? Nie rozumiem definicji tego słowa. Co to jest wartość? W tym kraju i ludzie mówią, że coś jest wartościowe. Ale dla wszystkich wartościowe jest właśnie złoto.
- Dla ciebie nie?- zdziwiła się.
- Wolę kwiaty. Są piękne.
- Kwiaty? Ze złota, tak?
- Nie- zaśmiała się cicho- spójrz tam- wskazała za nią, gdzie piętrzyły się wysoko pędy pięknej rośliny o jasnych, różowych kwiatach- jest piękna.
- Ale... to tylko kwiaty. Zwiędną i uschną. Są piękne tylko przez moment.
- I dzięki temu są tak wyjątkowe. Złoto jest trwałe, to prawda. Kwiaty upadają. A ty przez ten moment możesz podziwiać ich niezwykłe piękno. I też jesteś przy tym wyjątkowa. Bo potrafisz się nad tym zatrzymać.
- Twój sposób pojmowania świata jest niespotykany, wiesz?- stwierdziła- nikt tak nie mówi. Ja zawsze myślałam, że klejnoty są piękne. Dlatego je noszę- spojrzała na swoją bransoletę.
- A czy kiedy patrzysz kolejny raz na ten sam klejnot nie staje się on dla Ciebie czymś... nie wiem... oczywistym? Nadal jest zaskakujący i niezwykły?
Zastanowiła się.
- No... nie. Jestem już przyzwyczajona.
- A kwiaty uschną i oddadzą się na nowo. Ale nigdy takie same. Niemożliwe jest, by znaleźć dwa takie same. Każdy czymś się różni. Nawet jeśli pochodzi z tego samego krzewu.
- Masz rację- zmarszczyła brwi- patrzysz na świat inaczej niż ja, ale to nie znaczy, że źle. Teraz to widzę. Szkoda, że dopiero teraz- spuściła wzrok.
- Mamy dużo czasu- uśmiechnęła się do niej- powiedz mi, jak ty widziałaś świat zanim tu trafiłaś?
Zamyśliła się na moment.
- Dla mnie świat nie był piękny. Na pewno nie. Był zimny i okrutny. Nikt nie patrzył na człowieka. Patrzono na ludzi. Nie na jednego człowieka, ale zawsze na całość. Ktoś kto był sam był... nikim- spojrzała gdzieś przed siebie- ktoś kto był inny... nie pasował. Nie był dobry.
- Przeżyłaś to, prawda?- zrozumiała w końcu- i tego się boisz. Tego, że znów się tam znajdziesz. Że on cię tam odeśle. Że...
- Że znowu będę nikim- skończyła za nią- tak. Ale skąd możesz wiedzieć? Skąd znasz moje myśli?
- Wiem jak to jest. Piękno potrafi być przekleństwem. Jedni je podziwiają, inni widzą w nim skarb. Jeszcze inni powód do zazdrości. Ale są o tacy, którzy kochają je za bardzo.
- Za bardzo? To tak można?
- Niestety- odparła zdawkowo, a ona dziwnym sposobem zrozumiała, że nie powinna pytać dalej.
- Nie jesteś głodna?- zapytała w końcu- chodzimy tak cały dzień.
- Ja... w sumie tak- zmarszczyła brwi, a w tej chwili podeszła do nich Amina.
Stanęła w miejscu widząc ją z panią o szafirowych oczach.
- Amina- uśmiechnęła się do niej- coś się stało?
- Um, nie, ja tylko...
- Dlaczego ona ci się nie kłania?- zapytała cicho.
- Nie ma takiego obowiązku. Jest taką samą kobietą jak ty czy ja. Czym się różni?
- Jest służącą.
- Tak? To aż taka różnica? Jest kobietą. Piękną młodą kobietą- uśmiechnęła się do niej.
Spojrzała na mulatkę, a jej wzrok padł na małą, podłużną bliznę na jej policzku.
To jej pierścień kiedyś pozostawił po sobie ten niezmywalny ślad.
- Ja... nie powinnam cię uderzyć. Nie powinnam- pokręciła głową i spuściła wzrok- nie zrobiłaś nic złego. To był wypadek.
- To już przeszłość, pani- skinęła głową i podeszła bliżej- czy wszystko w porządku? Nie widziałam cię cały dzień.
- Tak, nie musisz się martwić- powiedziała i uśmiechnęła się do jasnowłosej- jest dobrze.
Oddała uśmiech.
- Idziemy zjeść kolację- stwierdziła starsza z nich- zjesz ze mną?- zapytała.
- Tak, chętnie- pokiwała głową.
- To ja przygotuję- ożywała się Amina- na tarasie- i po uśmiechu zniknęła.
- Jest gorąco- mruknęła widząc jak Asim przechodzi między trawami szukając chłodu.
- Ja już tego nie czuję. Jest po prostu ciepło.
- Ja gdybym mogła weszłabym do fintanny- mruknęła pod nosem, na co Dżamila zaczęła się po prostu śmiać.
Kiedy ostatnio to robiła?
- Nie pamiętam kiedy ostatnio się śmiałam- przyznała nadal z uśmiechem- a rozmawiam z tobą niecały dzień- pokręciła głową.
- Możesz rozmawiać ze mną i codziennie. Jeśli tylko zechcesz- zapewniła złapała ją za ramię zaplatając o swoje- chodź, pokażę ci coś.
I zaprowadziła ją do fontanny. Tam gdzie rosła niezwykła roślina o malutkich białych kwiatuszkach, które ułożone na powierzchni wody otwierały przed światem swoje purpurowe wnętrze.
Nie mogła się nadziwić.
- To niesamowite. Nigdy czegoś podobnego nie widziałam- przyznała- jak na to wpadłaś?- pochyliła się nad powierzchnią wody.
- Przez przypadek- wzruszyła ramieniem- nauczyłem się, że trzeba patrząc głębiej. Cały czas się tego uczę.
- Na przykład?
- Na przykład myślałam, że nigdy nie zamienię z Tobą słowa. Nigdy nie pomyślałabym, że będę z tobą tak beztrosko rozmawiać.
- Z wzajemnością- skinęła głową i usiadła obok niej na marmurowym brzegu.
Lecz Zahrah podniosła głowę i zmarszczyła brwi
- Co?- zdziwiła się- co się stało?
- Zdaje mi się, że...
- Pani...
Husam.
Odwróciła głowę i spojrzał na idącego w jej stronę mężczyznę. Miał na sobie płaszcz podróżny w kolorze ciemnej zieleni. Kiedy jego spojrzenie padło na panią o szafirowych oczach zatrzymał się, a jego ciało spięło się okropnie.
Ta wstała natychmiast i przepełniona strachem spuściła wzrok.
- Co tu się dzieje?- zapytał natychmiast podchodząc bliżej. Zatrzymał się dopiero, kiedy zasłonił sobą Zahrah. Zacisnął pięści nieustannie patrząc na jasnowłosą.
- Husam, my tylko rozmawiamy- złapała go za ramię i stanęła przed nim- przeprosiła mnie i...
- Co?- syknął ostro- miałeś czelność prosić ją o wybaczenie?- zapytał oburzony.
Kobieta cofnęła się o krok nadal nie podnosząc waroku.
Przepełniał ją strach.
- Ja sama tego chciałam- dodała- ma moje wybaczenie, dałam jej je.
Spojrzał na nią zaszokowany.
- Słucham?
- Uczymy się dawać zaufanie- uśmiechnęła się lekko- nie masz się czym martwić.
- Ufasz jej?- zapytał zdziwiony, a Dżamila podniosła wzrok i spojrzała w jej dziwne tęczówki.
- Uczę sie- powiedziała cicho i uśmiechnęła się do niej- obie to robimy.
- Ja... powinnam już iść- odezwała się cicho.
- Miałyśmy zjeść razem...
- Chyba będzie lepiej, jeśli...
- Nie, miałyśmy razem zjeść i razem zjemy- powiedziała twardo- chyba, że tego nie chcesz.
- Chcę- przyznała- ale...
- Więc idziemy zjeść- uśmiechnęła się do niej i skierowała w jej stronę.
- On już wrócił.
Zatrzymały się obie.
- Szuka cię.
- Jeśli będzie chciał, znajdzie mnie- powiedziała obojętnie.
Husam uniósł brwi i podszedł do niej.
- Jest wściekły- mruknął cicho- on...
- Więc niech napije się zimnej wody. Na pewno ochłonie.
CZYTASZ
HIS LAW || Zayn Malik
FanfictionWiele było pięknych kobiet. Miał je wszystkie. Miał, władał, posiadał. Złoto, jedwab, diament, stal. Śpiew słowika. Wiele oczu go widziało. Wszystkie należały do niego. Patrzyły z uwielbieniem. Tak jak im kazano. Patrzyły, z głową pochyloną. Któż...