95. 'Słowo dotrzymane'

6K 877 94
                                    

Siedział przed dużym stołem w swojej głównej komnacie i starał się skupić na leżących przed nim dokumentach. Ale jego myśli błądziły wokół kobiety tak niezwykłej, tak intrygujacej, tak pożądanej przez niego.
Tej, która go zostawiła.
A dała słowo, że go nie opuści.
Zmarszczył brwi w gniewie i dłonią odrzucił leżące na stole dokumenty.
Zamknął oczy i oparł łokcie o blat, chowając twarz w dłoniach.
- Zostawiłaś mnie- szepnął z żalem.
Wstał i spojrzał za okno.
Podszedł do jednej z kolumn i zacisnął pięści. Patrzył na wypływający z jego portu statek.
Więc stało się.
Stracił ją.
Lo tyłu dniach stało się to, czego tak bardzo się obawiał.
- Zayn?
Nie odwrócił się.
Husam westchnął głęboko.
Podszedł do przyjaciela i położył dłoń na jego ramieniu.
- Coś się dzieje w porcie. Powinieneś tam jechać.
- Więc jedź- powiedział obojętnie.
Nieprzerwanie patrzył na wypływający statek. Był coraz dalej. 
Imad zamknął oczy.
- Jedź. Nie ja jestem sułtanem. Ty nim jesteś.
I wyszedł.
On przebrał się szybko i opuścił swoje komnaty. Wyszedł na dziedziniec gdzie ludzie pochylił przed nim głowy i skierował się do już czekającego na niego konia.
- A straż?- usłyszał głos przyjaciela.
- Sam o siebie zadbam- powiedział nie patrząc na niego i wspiął konia- ya.
I ruszył przed siebie.
Szybko przejechał przez miasto i przymierzył trawiaste równiny. Nie zważał na zmęczenie konia. Dotarł do portu gdzie natychmiast podeszli do niego dwaj gwardziści.
- Mój panie- skłonili się obaj.
- Co się dzieje?- zapytał niecierpliwie.
- Pozwól panie z nami. Musisz coś zobaczyć- powiedział jeden z nich.
Zacisnął usta i zszedł z konia.
Minął strażników i skierował się we wskazanym wcześniej przez nich kierunku. Przeszedł między ludźmi na targu, minął stragany i karawany.
Gwardziści wskazali na przejście do doków. Stamtąd wpływały statki.
Minął ostatnich targujących się ludzi i wszedł na biały plac, otoczony z prawej lewej strony murem.
Patrzył na oddalający się coraz bardziej okręt. Zacisnął pięści czując gniew i pustkę.
Skierował się do schodów na jeden z szerokich murów i wszedł na górę.
Ale nagle... przystanął...
Nie mógł się ruszyć.
Patrzył na sylwetkę kobiety i nie mógł uwierzyć, w to co widzi.
Stała tyłem do niego, tak jak on wcześniej patrzyła na odpływający statek. Był coraz dalej.
Miała na sobie długą jedwabną suknię w kolorze jasnej brzoskwini. Widział jej plecy całkowicie odkryte, tylko dwa cieknie ramiączka krzyżowały się pośrodku.
Stała i patrzyła.
Ale też wiedziała, że i on patrzy.
Powoli skierował się w jej stronę. Wyciągnął rękę, by dotknął jej prawej łopatki, ale... zawahał się.
Co jeśli zniknie?
Jeśli rozpłynie się w powietrzu, i nigdy więcej nie dane mu będzie jej zobaczyć?
Albo tylko mu się wydaję, a jej nigdy tu nie było?
Może całe życie z nią obok było tylko snem?
Uniósł dłoń i zajętym palcem przejechał po jej karku.
Przemknęła powieki.
On westchnął.
- Jesteś tu- szepnął nadal nie wierząc, a ona odwróciła się do niego powoli.
I w tej chwili zobaczył jej zaczerwienione od płaczu oczy i różowe nadal mokre policzki.
- Dlaczego? Dlaczego zostawił cię tutaj? Dlaczego...
- Nie zostawił- przerwała mu drżącym od płaczu głosem- kazałam zatrzymać statek- powiedziała patrząc na swoje dłonie.
- Miałaś być z nim szczęśliwa- zmarszczył brwi- przecież...
- Nie będę szczęśliwa wiedząc, że cię nie ma.
Uchylił usta.
- Obiecałam ci, że nie odejdę.
- Za wszelką cenę chciałaś odnaleźć brata...
- I znalazłam. On mnie znalazł. Wiem, że żyje, wiem gdzie jest. Ale nie on decyduje kiedy i gdzie będę szczęśliwa. Nikt nie będzie o mnie decydował. Tylko ja sama.
I podniosła wzrok, by spojrzeć w bursztynowe tęczówki.
Widziała w nich niedowierzanie. Nic poza tym.
Bo on nadal nie wierzył, że ona tu jest.
- Nigdy nie złamałam danego słowa. Nigdy. A gdybym odeszła tak właśnie by się stało. A poza tym... obiecałam ci kolację- uśmiechnęła się minimalnie i wzruszyła ramieniem.
I w tej chwili objął ją za szyję i szybko  przyciągnął do siebie. Zamknął oczy, odetchnął głęboko. 
Była przy nim.
Nadal jest.
- Nie masz pojęcia jak bardzo się bałem- wtulił twarz w jej długie włosy.
Ułożyła dłonie na jego plecach.
- Ale czego?- zapytała i potarła jego łopatkę.
- Jeśli...- wziął głębszy oddech- jeśli cię nie ma... jeśli zdecydowałabyś się opuścić mój kraj... mnie opuścić... ja...
Zmarszczyła brwi.
Odsunęła się powoli i położyła dłonie na jego ramionach, później splotła palce na jego karku.
- Ty znowu byłbyś sam.
Widziała to w jego tęczówkach.
Widziała w nich strach.
- Tak- zamknął oczy i odwrócił głowę.
Chwyciła jego policzek.
- A ja nie chciałam cię zostawiać.
- Więc zostawiłaś jego- mocniej zacisnął  powieki- on...
- Zayn- chwyciła jego policzek, więc spojrzał w jej oczy- to jest mój brat. Kocham go i zawsze będę. Ale jak widać moje szczęście i jego szczęście to dwie różne rzeczy. A ja nie będę szczęśliwa sama.
- Sama?- zdziwił się- przecież...
Zagryzła wargę.
- Bez ciebie.
Uniósł dłoń i uwolnił jej wargę.
- Czyli zostałaś, bo...
- Bo obiecałam ci kolację- przerwała mu- tak.
I złapała go za rękę.
- Gdzie Asim?- zmarszczył brwi rozglądając się.
Pociągnęła go do krawędzi.
- Tam- wskazała głową w dół.
Prychnął śmiechem.
Tuż przy białym brzegu gdzie woda była najpłytsza tygrys dosłownie trzał się na grzbiecie korzystając z ostatnich chwil porannego chłodu.
Poczuł jak mocniej ściska jego palce.
- Chodź- szepnęła i oparła policzek ramię- poszłabym jeszcze spać.
*
Leżała obok niego na łóżku. Spała. Tak jak tygrys po jej prawej stronie. On leżał na boku i patrzył na nią z góry.
Piękna.
I już wiedział, że została tu dla niego. Bo dała mu słowo, że nie odejdzie. Ale ważniejszym było, że została, bo tu będzie szczęśliwa. Z nim będzie szczęśliwa.
Wstał powoli, by jej nie zbudzić i opuścił sypialnię. Usiadł za stołem i pochylił się nad dokumentami. Wreszcie miał spokojne myśli. Mógł się tym zająć.
Czas płynął bardzo szybko, nim się obejrzał słońce już chyliło się ku zachodowi. Kilka razy w ciągu dnia wstał, by napić się wody i sprawdzić, czy ona nadal śpi.
I spała.
Cały dzień spędziła w łóżku.
Kiedy wrócili do pałacu zniknęła na moment w swoich komnatach, ale nie kazała długo na siebie czekać. Przebrała się w jedną ze swoich sukni i poszła z nim do jego komnat.
Uśmiechnął się stojąc w drzwiach i patrząc na nią. Upił łyk wody ze złotego kielicha.
Przekręciła się na plecy.
- Długo tak patrzysz?- zapytała sennie i uniosła ręce nad głowę, przeciągając się lekko.
Przelknął ślinę widząc mocny zarys jej piersi kiedy wygięła plecy w łuk.
- Nie długo- mruknął i wszedł do środka.
Podszedł do stołu, napełnił wąski kielich i skierował się w jej stronę.
Usiadła na łóżku, a on podał jej naczynie.
- Jest ciepło- powiedział, a ona podziękowała cicho i jednym łykiem opróżniła zawartość.
- Co robiłeś?- zapytała- przepraszam, nie wiedziałam, że śpię tak długo.
- Nie przepraszaj mnie, Zahrah- pokręcił głową.
Uśmiechnęła się i wstała, po czym złapała go za rękę.
Nic nie mówił, ale był zdziwiony, kiedy zaprowadziła go do swoich komnat.
Weszła do środka, on za nią i... przystanął.
Czekał na nich zastawiony stół.
Spojrzał na nią.
- Obiecałam kolację.

HIS LAW || Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz