'Zahrah... najdroższa mi Zahrah...
Teraz, kiedy siedzę sam w środku nocy, wreszcie spokojny o życie moich ludzi, mogę napisać do Ciebie. Minęły cztery pełnie. Tyle, odkąd ostatni raz mogłem spojrzeć w twoje oczy. W dwa przedziwne kamienie, tworzące bezdenną otchłań. Nie wiem nawet co mógłbym Ci napisać. Ale wiem, że za Tobą tęsknię, Zahrah.
I proszę o wybaczenie.
Prosiłaś kiedyś, bym nie zostawiłał Cię samej. A ja zrobiłem to łamiąc słowo, które Ci dałem. Obiecałem, że Cię nie skrzywdzę. Mam jednak w pamięci twoją twarz. Twoje ostatnie spojrzenie, które mi dałaś. I wiem, że tą obietnicę również złamałem. Sprawiłem Ci zawód, wyjeżdżając. Zostałaś sama po tym wszystkim, co się spotkało. I wiem, że czytając to masz łzy w oczach...'
Zagryzła wargę, nie pozwalając im uciec z jej dziwnych oczu na policzki.
'Chciałbym być obok Ciebie. Chciałbym móc iść z Tobą do ogrodu w środku nocy. Położyć się obok Ciebie, mieć poczucie, że mam Cię blisko.
A nie mam.
Pisząc ten list pierwszy raz od rozpoczęcia wojny miałem spokojną noc. Bitwy ustały, a ludzie mogą odpocząć. Ale ja nie mam spokojnych snów. Kiedy tylko oddam się nocy widzę ciebie...'
Zagryzła wargę.
'Widzę twoją twarz. W twoich oczach jest tylko strach. A ja nie mogę Ci pomóc. Budzę się z krzykiem. Jestem bez Ciebie tak bardzo słaby, Zahrah. Teraz to widzę. Dopiero teraz. I widzę też jak bardzo Cię potrzebuję. Jak bardzo odczuwam brak Ciebie przy mnie. A trzeba było okrutnej wojny, bym to zauważył.
Zahrah... Nigdy nie byłem świadkiem takiego okrucieństwa. Nigdy nie widziałem takiej rządzy śmierci. Nie wiedziałem nawet, że pragnienie zabijania może być tak silne. Bo ja nadal nie wiem z kim walczę. Wiem jedynie, że to nie są ludzie. Bo człowiek człowiekowi nie jest w stanie zadać takiego cierpienia. To są potwory. Bez duszy i honoru. Jedyne co widzą i do czego dążą do śmierć. Nie wiem nawet czy moje wojska są w stanie ich powstrzymać. Z każdym dniem widzę co raz to większe wahania w oczach ludzi. Widzę strach. Oni sami tracą nadzieję na powrót do stolicy.
Ja moją mam.
Bo zrobię wszystko żeby móc znów spojrzeć Ci w oczy. Oczy, które widzę w snach każdej samotnej nocy. Oczy, które są dla mnie nieokiełznaną tajemnicą. W których ocean zamknął swoje szaleństwo. Oczy, które patrzą na mnie. Wyzywająco.
Brakuje mi tego spojrzenia, wiesz?
Całej Ciebie mi brakuje.
Cóż, przynajmniej Asim ma Cię teraz znowu całą dla siebie...'
Uśmiechnęła się przez łzy.
'Wciąż pamiętam jaki zaborczy był na początku. Nie pozwalał mi nawet na Ciebie patrzeć. Ty tego nie widziałaś, ale zawsze, kiedy byłem obok Ciebie patrzył na mnie... jakby z zazdrością.
W pierwszych dniach, kiedy przeprowadzono Cię do mnie widziałem w tobie nic innego tylko szaleństwo. Krzyczałaś. Mówiłaś, że mnie nienawidzisz, że nie chcesz mnie znać. Wszystko bym oddał, że być znów tak na mnie krzyczała. Mogłabyś mnie nawet bić, Zahrah, obym tylko miał poczucie, że jesteś obok...'
Znów się zaśmiała.
'Zostałem ranny...'
Zamarła.
'... W ramię. Nie martw się, Harry dopilnował, by rana szybko się goiła. O niego też martwić się nie musisz. Nic mu nie jest. Choć tak jak i ja jest już zmęczony. Zdenerwowany. Niepewny niczego. Następnego dnia, a co dopiero własnego życia.
Byłem już na wojnie, Zahrah. Ale nawet tam nie spotkałem się z takim okrucieństwem. Tamta wojna skończyła się dla mnie kapitulacją Tartaru. Odniosłem zwycięstwo, wróciłem w chwale, dołączając do mojego kraju jeszcze jedną prowincję. Właśnie Tartar. Minęło już ponad sześć lat od tamtych bitew, i tamtego cierpienia. Jako, że nie ma mnie w stolicy nie obchodzono szóstej rocznicy podpisania traktatu pokojowego z Tartarem.
I tak myślę, Zahrah... czy będzie mi dane świętować kolejne lata od tej że wojny? Czy będzie mi dane wrócić jako zwycięzca?
Z tą myślą kładę się spać, mimo niespokojnych snów. Z tą myślą budzą się nad ranem. Z tą myślą chwytam zwój miecz.
Z tą myślą zabijam...'
Przełknęła ślinę.
'A w snach myślę o tym, czy już mnie nienawidzisz. Czy już stałem się tym, kogo znienawidziłaś? Jestem mordercą. Jestem tym, który wydał rozkaz do zabijania. Jestem tym, który poświęcił setki swoich żołnierzy.
Dla chwały?
Dla bogactwa?
Nie dla honoru, bo go nie mam.
Ci ludzie walczą za mnie. Giną za mnie. A ja na to pozwoliłem. Nie ma większej hańby, wierz mi.
I teraz pytam sam siebie.
Czy jeśli wrócę... będziesz na mnie czekać? Czy z biegiem czasu, wraz z uciekającymi wciąż dniami... zatęsknisz? Czy pozwolisz mi dotknąć Cię dłonią splamioną krwią? Czy pozwolisz mi spojrzeć Ci w oczy? Zobaczę w nich radość, ulgę?
Czy odrazę?
Może nienawiść i pogardę?
Boję się tego, Zahrah.
Boję się mojego życia bez Twojego w nim udziału. Bo ty musisz być blisko mnie, żebym czuł spokój. A przeraża mnie to, że wrócę i... i Ciebie nie będzie. Zostawisz mnie. Odnajdziesz...'
- Nie- wyszeptała drżącym od płaczu głosem- nigdy Cię nie zostawię- pokręciła głową, tak jakby siedział obok niej i to miało tylko bardziej go o tym zapewnić.
'Nie znam nawet twojego imienia. Nie wiem skąd podchodzisz. Tak naprawdę może nawet nie wiem kim byłaś kiedyś.
Ale wiem kim jesteś dla mnie.
I mimo tego, że nigdy nie pozwoliłaś, bym tak o tobie mówił, bym używał tego słowa w stosunku do Ciebie... teraz to zrobię. I nie będę prosił o wybaczenie.
Wiem kim dla mnie jesteś.
I wiem kim będziesz już zawsze.
Nadal czuję posmak twoich ust. Nieprzeciętną słodycz...'
Przejechała językiem po dolnej wardze.
'Proszę Cię, czekaj na mnie. Bo nie wiem, kiedy i nie wiem jak, ale wrócę do Ciebie. Dałem Ci słowo.
Wrócę.
I powiem Ci coś.
Wrócę.
Moja Zahrah'- 'Twój Zayn'.
Przeczytała ostatnie dwa słowa.
Wraz z tym jej ciało napełniło uczucie gorąca. Dobre, przyjemne ciepło.
Bo to była prawda.
Nigdy nie pozwoliła by ktokolwiek inny poza jej bratem nazywał ją w sposób, który mówił o przynależności.
Moja.
Nigdy tego nie tolerowała.
Zawsze zaprzeczała, kiedy on ją tak nazywał. A teraz użył tego słowa w stosunku do niej.
Nie poczuła złości.
Ale i on nigdy nie pomyślał choćby by pozwolić sobie na tak osobiste wyznanie, jakie złożył jej w ostatnich słowach.
- 'Twój Zayn'.
Przeczytała jeszcze raz...
CZYTASZ
HIS LAW || Zayn Malik
FanfictionWiele było pięknych kobiet. Miał je wszystkie. Miał, władał, posiadał. Złoto, jedwab, diament, stal. Śpiew słowika. Wiele oczu go widziało. Wszystkie należały do niego. Patrzyły z uwielbieniem. Tak jak im kazano. Patrzyły, z głową pochyloną. Któż...