Ocknęła się, czując przeraźliwy głód i suchość w ustach. Objęła rękami brzuch i otworzyła oczy, a jej spojrzenie natychmiast padło na stojącą przy łóżku mulatkę.
Potem na przygotowana tacę z jedzeniem.
Nie. Nie. Nie.
- Amina, zabierz to- poprosiła cicho, odwracając głowę w drugą stronę.
- Nie zabierze- usłyszała głos Husama.
Powoli próbowała się podnieść do siadu, w czym natychmiast dziewczyna jej pomogła, bo sama nie dałaby rady. Podziękowała cicho i wyprostowała się w miarę możliwości.
Zdziwił się, dlaczego dziękuje służącej. Nie ma za co jej dziękować, to co robi to jej obowiązek. Ma obowiązek jej pomagać.
Podszedł do niej i stanął naprzeciw, a ona patrzyła w jego twarz, jak zawsze. Miał piękne zielone oczy.
- Masz dopilnować, żeby pani zjadła- powiedział, patrzę z uposażenia na dziewczynę.
- Tak, panie- ugięła kolana i skinęła głową.
Już chciała coś powiedzieć, ale...
- Jeśli nie, wiesz co się czeka.
Momentalnie przeniosła wzrok na twarz czarno włosej, gdzie widziała jawny strach.
- T-tak, panie- powtórzyła drżącym głosem.
Odwrócił się i ruszył do wyjścia.
- Zaczekaj- powiedziała natychmiast- co to ma znaczyć, co...?
- Jeśli nie wypełni swoich obowiązków spotka ją kara- odwrócił się do niej z obojętnością wypisaną na twarzy. Patrzył w jej dziwne oczy, w których teraz widział szok i zdezorientowanie. - Jaka kara?- zapytała znów przelotnie patrząc na Aminę.
Uśmiechnął się.
- Taka jaka spotkała ciebie, za nieposłuszeństwo wobec pana- odparł ta ona zbladła.
Chłosta...
I już wiedział, że wygrał...
*
Patrzyła na zachodzące słońce.
Zawsze to robiła.
Patrzyła i czekała na ten jedyny moment.
Przez ostatnie dwa dni, od kiedy się obudziła, jadła wszystko, co tylko jej podano. Jadła i czuła nienawiść do samej siebie za to, że się mu poddała.
Ale nienawiść do jego osoby była znacznie większa i silniejsza. Rosła z każdą następną minutą, z każdą godziną.
Nie będę jego.
Nie opuszczają swoich komnat, nie pozwolił jej. Nie widziała ogrodów od dawna i bardzo chciała móc wreszcie wejść ponownie pomiędzy te cudne kwiaty, dotknąć płatków, poczuć zapach. Ale nie będzie o to prosić, nie będzie się przed nim płaszczyć.
Westchnęła cicho słysząc, że znowu przyszedł. Przychodził zawsze wieczorem. Nie odwróciła się, patrzyła na ocean.
- Przygotuj ją- zwrócił się do Aminy, która stała z pochyloną głową. Nie musiała tego widzieć, wiedziała, że dziewczyna zawsze się przed nim pokłoni.
Nie wiedziała o co chodzi, ani na co na się przygotować, ale nie zapytała o to. Nie chciała, żeby dziewczyna miała przez nią jakiekolwiek problemy, wtedy miałaby poczucie, że to ona jest ich głównym sprawcą.
Imad wyszedł, a ona wstała powoli i weszła do sypialni, gdzie dziewczyna pomogła się jej umyć, za specjalnym parawanem i wtarła w jej ciało słodki, wonny olejek. Później przygotowała suknię w kolorze wody oceanu, która w świetle przybierała raz zielony, raz niebieski odcień. Założyła bielizna jedwabną w takim samym kolorze, później suknię, głęboko wyciętą w biuście, za ramiączkach z długim trenem doczepionym z tyłu. A mia cały czas poprawiła materiał tu na pewno wyglądał idealnie, a na koniec rozczesała jej włosy, ale pozostawiła właśnie takie, bez jakichkolwiek ozdób. Na koniec na kryła jej głowę i twarz chustą z jedwabiu, który spływał z każdej strony aż do pasa.
Tak ubrana stała przed jestem u zadawał a sobie jedno i to samo pytanie.
Po co?
Husam wszedł do środka, a gdy ja zobaczył nie miał wątpliwości, że on będzie zadowolony. Wiedział, że będzie. Patrzył na nią i nadawał oczy cudny widokiem, dopuki ich spojrzenia nie skrzyżowały się w tafli lustra. Odwróciła się powoli i jak zawsze uniosła wyżej głowę.
Podszedł do niej i dotknął materiału spływają po jej twarzy, na si cofnęła się o krok, ale nie dalej.
- Chodź- wyciągnął dłoń, której oczywiście nie przyjęła, cały czas patrząc mu prosto w szmaragdowe oczy. Odwrócił się więc i ruszył do wyjścia i ona za nim.
Stała na balkonie i czekała, aż po nią przyjdzie. Wiedziała, że pan ją wybierze, poprzedniej nocy tak właśnie było, więc dzisiaj tez tak będzie.
Pan ją kocha.
Ona zawsze będzie jego. Będzie, bo daje mu przyjemność i spełnienie, jest posłuszna, a tego pan chce.
Więc pan ją wezwie.
Jest Husam.
Idzie po mnie.
Ale Husam Imad dzisiejszej nocy nie przyszedł po piękną Dżamilę.
Nie przyszedł po Nesajem, czy Almas.
Zimne szafiry patrzyły, jak prowadzi za sobą ją, jak zabiera do alkowy pana.
Nie może.
To ona jest jego panią, to ona go kocha!
Ona nie potrafi być taka dla Pana!
Nie może!
Patrzyła z nienawiścią, jak prowadzona w pięknej sukni koloru zmiennego, idzie tak, gdzie powinna dzisiaj trafić ona.
Ale ona nie hula świadoma tego co ja czeka. Szła powoli za mężczyzną, czując na sobie boczny wzrok dwójki żołnierzy. Weszli do komnaty w której już była i ogarnął ją dziwny niepokój, bo poczuła zimno.
Zawsze kiedy działo się coś złego, towarzyszyło jej zimno.
Przeszła długim korytarzem do następnej komnaty, a Imad odwrócił się do niej przodem, ukłonił i wyszedł.
Ale nie zostawił jej samej, choć bardzo by chciała być teraz sama.
Jej spojrzenie padło na ogromne łoże ze złotymi kolumnami i purpurowym baldachimem. Pościel i poduszki były tego samolotu koloru, ale kołdra była do polowy odsunięta.
W komnacie dominowała czerwień haftowana złotą nicią i pomimo tego, że wzbudzała na pozór ciepło, jej dawała jedynie chłód.
A on patrzył na nią, stojącą pośrodku komnaty, patrzył jak się rozglądała. Dziwne, że jeszcze do nie zauważyła. Stała tam, w pięknej sukni, cała jego.
- Co ja tu robię...- szepnęła do siebie, jeszcze raz patrzeć na łoże.
Nie...
Cofnęła się natychmiast i przepełniona strachem i panicznie rozglądała się wszędzie.
- Nie bój się- odezwał się spokojnym głosem, a ona natychmiast przeniosła na niego swoje oczy.
Stał na tarasie, za zwiewnym materiałem, którym co chwilę poruszał wiatr. Wyszedł do niej, stanął naprzeciw, z dłońmi za plecami.
Przełknęła ślinę widząc, że jest ubrany inaczej niż zwykle. Nie miał na sobie zdobionej szaty, miał czarne arabskie spodnie i jedwabną koszulę zakładaną przez głowę, w rytm samym kolorze. Widziała jego czarne włosy, opadające na czoło, widziała jego szyję i obojczyki, zazwyczaj zasłonięte.
Nie miał butów. Tak jak ona.
Patrzyła w jego zwykłe oczy, kiedy podszedł bliżej, stanął na wyciągnięcie ręki.
Stał i podziwiał swoje piękno, które patrzyli na niego.
Nie mogła się ruszyć, wydobyć z siebie głosu. Mogła tylko patrzeć.
- Dzisiejszej nocy staniesz się moja- powiedział, a ona w tej chwili oprzytomniała. Pokręciła przecząco głową, zaciskając szczękę, czując jak jej serce zaczyna bić szybciej niż powinno. Zdjął jej z głowy chustę i upuścił na dywan, ukazując piękne oczy, tylko dla niego.
Cofnęła się o krok.
- Nie, nie chcę- powiedziała głośno- nie chcę, nie będę- powtórzyła, ale przemawiał przez nią strach.
Patrzyła w oczy, które w jednej chwili stały się niemal czarne.
Już nie zwykle.
Inne niż wszystkie.
Podszedł do niej. Nie lubił sprzeciwu. Nie znosił go. A już na pewno nie będzie go tolerować tutaj i teraz.
- Rozbierz się.
Te dwa słowa uderzyły w nią z ogromną siłą.
Błagam, nie...
Pokręciła głową bez słowa, nie potrafiła się odezwać.
- Rozbierz się- powtórzył twardo, ale cofnęła się. Chwycił ją za ramiona i zaczął prowadzić w stronę łoża. Wyrwała się, szamotała, wiedziała, że jeśli teraz ja tam zaciągnie, nie będzie dla niej odwrotu.
- Puść mnie!- krzyknęła czując łzy w oczach, ale nie pozwoliła sobie na płacz- zostaw!
Nie odezwał się. Patrzył w jej twarz, widział zawziętość i nienawiść. Widział to.
Jakim prawem patrzsz na mnie w ten sposób?!
Wyrwała prawą rękę i uderzyła go w twarz.
To był moment.
Nie odwrócił głowy, ale poczuł ból. Puścił ją. Dotknął powoli swojego policzka i spojrzał na swoją dłoń, która przed momentem dotknęła jego skóry. Dziewczyna widząc to cofnęła się jeszcze bardziej, odwróciła się, chciała dobiec do drzwi. Złapał ją i odwrócił do siebie przodem, patrzył z furią w oczach, która w tej chwili ją przeraziła. Znów zaczął prowadzić ją w stronę łoża.
- Nie będę twoja- powiedziała szarpiąc się- nie będę! Nigdy nie będę! Słyszysz?!
Słyszał.
Odwrócił się i wymierzył jej policzek. Upadła na dywan tuż pod jego nogi, omal nie uderzyła twarzą o podłogę. Schylił się i chwycił w dłoń jej podbródek, nie siląc się na jakąkolwiek delikatność. Spojrzała na niego z czystą nienawiścią.
- Tutaj jesteś tylko i wyłącznie mają własnością. Masz spełniać każde mija słowo. Jak każda kobieta masz być posłuszna. Inaczej poznasz co to cierpienie- powiedział ostro.
Już znam jego smak...
- Nigdy nie będę twoja. Nie będę jak każda. Nie jesteś dla mnie panem!- krzyknęła najgłośniej jak umiała. Za to znów ją uderzył, tym razem mocniej. Upadła w tył, a on korzystając z tego, chwycił jej nadgarstki i podniósł.
- Nie, zostaw!
Pchnął ją na łóżko, upadła twarzą na poduszki. Jedną ręką chwycił jej nadgarstki, drugą zsunął swoje spodnie.
Udowodni jej.
Pokaże, że należy do niego, poczuje to.
Szarpała się, ale nic nie mogła zrobić, kiedy podwinął jej suknię aż do pośladków.
- Puść mnie- krzyknęła i odwróciła głowę w jego stronę.
- Nie masz prawa podnosić na mnie głosu- warknął i kolejny raz uderzył ją w twarz. Padła na poduszkę, to była jedyna rzecz na jaką mogła w tej chwili patrzeć.
Jej oddech przyspieszył, kiedy poczuła jak dłonią wchodzi pomiędzy jej uda, rozszerzając je.
- Nie! Zostaw!- krzyknęła ze łzami, czując jego męskość między swoimi nogami.
Brutalnie wbił się w jej wnętrze, na co z bólu jęknęła, a z jej dziwnych oczu uleciały łzy.
Rozłożył jej nadgarstki po obu stronach głowy i przyszpilił do materaca dłońmi. Poruszał się szybko i zdecydowanie, zadając jej coraz to większy ból i pogłębiając nienawiść, którą do niego żywiła.
Nie odezwała się już słowem, czekała, aż skończy, aż ją puści. Ale nie puścił. Zagryzła wargę powstrzymując łzy i cieszyła się, że nie patrzy mu w oczy.
Bo w jej oczach teraz zobaczyłby tylko strach.
Każde kolejne pchnięcie bolało bardziej.
Przycisnął ją całym sobą do materaca i zbliżył usta to jej ucha.
- Tak masz się zachowywać. Zawsze. Jesteś teraz moja- powiedział akcentując swoje słowa mocnymi pchnięciami. Zamknęła oczy, nie chciała go słuchać.
Nagle zawisł na nią, puścił jej nadgarstki, opadł łokcie po obu stronach jej ciała. Osiągnął swoje spełnienie.
Nie ruszyła się.
Nie miała siły.
Wyszedł z niej i założył spodnie. Zakrył materiałem sukni jej uda i podszedł do okna z kielichem wina w dłoni.
- Pokochasz mnie- powiedział, patrząc przed siebie i uniósł wyżej brodę, biorąc oddech.
- Nienawidzę cię.
Cichy szept przedarł ciszę.
Uchylił lekko usta, nie wierząc w to, co słyszy. Odwrócił się i spojrzał na nią.
A ona leżała, ubrana, ale naga...
Patrząca na ocean...
CZYTASZ
HIS LAW || Zayn Malik
FanfictionWiele było pięknych kobiet. Miał je wszystkie. Miał, władał, posiadał. Złoto, jedwab, diament, stal. Śpiew słowika. Wiele oczu go widziało. Wszystkie należały do niego. Patrzyły z uwielbieniem. Tak jak im kazano. Patrzyły, z głową pochyloną. Któż...