42. 'Potrzeba obecności'

7.9K 901 69
                                    

Dziwiła się. Nie był u niej. Przyszedł wczoraj, dwa dni temu... ale dziś w nocy go nie było.
Gdzie jesteś?
Zmarszczyła brwi i powoli wstała z łoża, schodząc po stopniach z podwyższenia. Tygrys natychmiast podniósł głowę i ziewnął szeroko, prezentując swoje długie kły.
Podeszła do okna i opierając dłonie o szeroki parapet wychyliła się lekko, patrząc w dół.
Gdzie jesteś...
Miała na sobie długą, zwiewną suknię, koszulę, w kolorze jasno niebieskim, niemal białym. Zawsze w niej sypia. Podeszła do fotela. Nie pytała po co tu jest. Kiedy się obudziła już tak stał. Chwyciła białą chustę w srebrne, falowane wzory i założyła ma plecy i ramiona, gdyż suknia nie miała rękawów, a cienkie ramiączka.
- Chodź- szepnęła, kierując się do drzwi. Tygrys powoli zszedł z łoża nakrytego jedwabiem i poszedł za nią. Przeszli korytarzem ma główny taras i schodami zeszli na dziedziniec, gdzie powitała ich cisza. Nikogo nie było.
Westchnęła cicho i przymknęła oczy, kierując się do ogrodów. Dotarło do niej, że przecież on nie ma obowiązku przychodzić do niej co noc. Rozmawiać o tym, co robiła za dnia, bo dziwnym trafem widywali się tylko w nocy. Kilka razy widziała go w ciągu dnia, ale przeważnie z nim nie rozmawiała. Noc była jedyną porą, kiedy... on był jej.
Nie patrzyła na ich relacje w ten sposób, ale on owszem. Mimo tego, że dzisiejszy wieczór spędził z Rashą...
Weszła na marmurową ścieżkę i powoli kierowała w stronę ogrodów. Czuła się dobrze, nie była już tak słaba, a mowa nie przynosiła jej bólu czy trudności.
Dotarła do altany i nie chciała przyznać przez samą sobą, że poczuła ogarniające ją zawiedzenie, gdy nie zobaczyła tam mulata.
Gdzie jesteś...
I nagle naszła ją myśl...
Czy... straż pozwoli jej wejść samej do jego ogrodów? Uniosła wyżej głowę i ruszył przed siebie. Gdy zobaczyła strażników, machimalnie położył dłoń na karku idącego obok niej kota. Czuła się bezpieczniej.
- Pani- skłonili się obj, zdziwieni widząc ją tutaj o tej porze samą.
- Mogę?- zapytała widząc, że badał tkwią z głowami zwróconymi ku ziemi. Mężczyzna odważył się podnieść wzrok na jej dziwne oczy, aż oniemielające i przełknął ślinę.
- Naturalnie, pani- skinął głową.
Minęła ich powoli.
- Dziękuję- powiedziała patrząc przed siebie- i nie jestem panią.
Wyprostowali się, gdy Zahrah weszła przez bramę i spojrzeli na siebie zdziwieni.
Jego faworyta nigdy nie okazała służbie jakiejkolwiek wdzięczności, choćby najmniejszego gustu. Spojrzenia, skinienia głowy, nie mówiąc już o uśmiechu. A pani Zahrah robi właśnie to. I nie chce być nazywana panią...
Szła między krzewami róż, podziwiając ich krwiste kwiaty, a obok niej szedł Asim. Lecz nagle przystanął. Podniósł szybko głowę i lekkim biegiem skierował się między żywopłot.
- Asim... Asim wracaj- zawołała, ale kot nie słuchał. Chwilę później mogła podziwiać tylko jego długi, zakończony czarną sierścią ogon, kiedy chował się za kolejnym zakrętem. Zatrzymała się widząc go. Jakby coś obserwował, na coś patrzył. Podeszła do niego powoli.
Uchyliła usta.
Przed nią, rozciągał się ogromny, wysoki labirynt, wyrosły z gęstych, wysokich na ponad dwa metry krzewów o drobnych ciemno zielonych liściach i białych kwiatach. W centrum labiryntu nie miło krzewów, a pusty plac, ale nie widziała go dokładnie, bo wysokie ściany i odległość jej na to nie pozwalały. Nie miała pojęcia, że tutaj znajdzie coś takiego.
Nim zdążyła wrócić wzrokiem do tygrysa, ten wszedł między krzewy o białych kwiatach i już skręcił w prawą stronę.
- Asim!
Wokoło ciemna noc, a on... uciekł. Nie znała tego terenu, ale wiedziała, że musi za nim iść. Nie wiadomo co mu wpadnie do głowy. Mimo, że starała się za nim nadążyć, zwierzę szybko zniknęło między roślinnymi ściankami, a ona została się sama, błądząc w ciemnych korytarzach. Westchnęła zrezygnowana, patrząc w gwiazdy. Korytarze miały około metra szerokości, nic stąd nie widziała. Przystanęła z nogi na nogę, a pod jej butami coś jakby zaszurało. Zmarszczyła brwi na ten dziwny dźwięk. 
Spojrzała pod nogi.
Marmurową ścieżkę pokrywała cienka warstwa drobnego, szarego piasku.
Ślady...
Faktycznie, odciski łap tygrysa zostawił pamiątki swej obecności. Zmróżyła oczy, mimo ciemności starając się znaleźć drogę.
I znalazła. Po niemal godzinie.
Pierwsze co zobaczyła, to zakończony czarną sierścią ogon, który zataczał okrężne, szybkie ruchu w prawo i w lewo. Odetchnęła mimowolnie.
- Tu jesteś- mruknęła podchodząc do niego. Stał przy ścianie roślinnej, zza której wyłonił tylko głowę i... na coś patrzył. Podeszła do niego i przykucnęła obok, kładąc dłoń na jego karku. Odwróciła spojrzenie od oczu kota i powędrowała tęczówkami tam, gdzie on.
Wstała powoli, patrząc zszokowana na scenę, rozgrywającą się przed nią.
Dosłownie zamarła.
Na dużym placu, wyłożonym marmurem, w centrum labiryntu były dwie osoby.
Mężczyźni.
Obydwoje... toczyli między sobą walkę, na szerokie miecze. Mieli na sobie tylko czarne, arabskie spodnie i buty, nic więcej. Od nadgarstka, do łokci ich ręce pokrywała srebrna stal.
Ale to, co robili... to nie imało się w choćby najmniejszym stopniu do tego, co widziała podczas ćwiczeń, kilka nocy temu.
Ich ruchy były bardzo szybkie, wręcz błyskawiczne. I zabójczo precyzyjne. Dwa ciała dosłownie wirowały w ciemności nocy, którą co moment przerwał błysk oświetlonej przez światło księżyca stali. Przekładali broń z prawej do lewej dłoni i odwrotnie, wszystko robili naturalnie i niezmiernie szybko. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, kiedy broń zmieniła położenie. Zadawali niezwykle mocne ciosy, które każdy z nich bronił ostrzem miecza, a ona wielce się temu dziwiła, bo robili to zdawało się jej coraz szybciej.
Fascynowała się tym co widziała, nie ukrywała tego.
I miała odpowiedź na wcześniejsze pytanie...
- Chodź, Asim- uśmiechnęła się lekko i zeszła po dwóch stopniach na poziom placu, po czym powoli skierowała się w ich stronę. Nim zdążyła zareagować, tygrys przyspieszył i dosłownie wskoczył nigdy mężczyzn, którzy zaprzestali natychmiast walki. Patrzyli na zwierzę, które podeszło najpierw do szatyna i... obwąchało jego prawą dłoń, w której trzymał miecz, a następnie okrążyłyo go, ocierając się o jego nogi.
Zmarszczył czarne brwi. 
Tygrys podszedłem do mulata i zrobił to samo, a na koniec spojrzał na nią.
Natychmiast odwrócił się w tą stronę, otwierając szerzej oczy.
- Przeszkadzasz im, wiesz o tym?
Patrzyła na kota z uśmiechem, który jednak nieco zmalał, gdy przeniosła spojrzenie na niego.
- Zahrah- odezwał się, normując oddech. Był zmęczony, walka wymagała od niego wysiłku i nie mógł tego ukryć. Nikt nie mógł.
Chciała się odezwać. Chciała. Ale jej spojrzenie powędrowało na jego pokryte potem ciało.
Nie miał na sobie koszuli.
Mimo tego, co musiał znieść przez całe swoje życie, mimo obojętności i bólu... była kobietą.
- Ja... nie mogłam spać- powiedziała w końcu i przeniosła dziwne spojrzenie na jego oczy. Zmarszczył lekko brwi.
- Źle się czujesz?- zapytał natychmiast, a ona pokręciła głową, zaprzeczając.
- Nie, nic z tych rzeczy- odparła i spojrzała na Husama- Harry.
- Pani- skinął powoli głową, na co przewróciłam oczami.
- Proszę cię...
- Ależ wiem- uśmiechnął się, ukazując rząd białych zębów. Miał piękny uśmiech.
- Co... co to było? Co robiliście?- zapytała, patrząc na srebrną stał. Miecz był bardzo długi, Husam opierał koniec ostrza o marmur i trzymał go pionowo, a rękojeść sięgała mu do pasa.
- Toczyliśmy walkę- odparł brunet.
- Dlaczego?
- Dla wprawy- powiedział, a ona przeniosła na niego wzrok. Patrzyła w brązowe tęczówki mulata i zmarszczyła minimalnie brwi.
- Sądziłam, że tylko straż to robi.
- Nie można w każdej sytuacji liczyć na strażników, Zahrah- odparł spokojnie.
Ale w pamięci miał obraz, który jest jego najgorszym koszmarem...
- Robiliście to... bardzo precyzyjnie- przyznała z uznaniem, a jej spojrzenie powędrowało na jego broń.
Miecz, który trzymał, rękojeść miał ze szczerego złota, zdobioną czerwonymi rubinami i kamieniami, których nigdy nie widziała. Barwę miały czarną. Na ostrzu widziała wyryte wzory.
Precyzja...
- Mogę?- zapytała wskazując głową na broń mężczyzny o zielonych oczach. Specjalnie nie pytała, czy może wziąć jego miecz. Był z pewnością zbyt cenny, a nie chciała mieć niepotrzebnych nieprzyjemności z racji tego, że jest tylko kobietą.
- Wiesz, że kobietom nie wolno nosić broni?- uniósł brew, a ona znów spojrzała w jego brązowe tęczówki.
- Dlaczego?- zapytała natychmiast.
- Za dużo pytań zadajesz, Zahrah- westchnął przeciągle.
Obrócił miecz tak, że trzymał rękojeść między dwoma palcami, wyciągając ją w jej stronę. Mogła śmiało ująć broń.
Spojrzała na niego zdziwiona i wyciągnęła rękę.
- Jest cięższy, niż myślisz- powiedział.
Chwyciła go mocno w obie dłonie i podniosła do góry szerokim łukiem. Natychmiast się cofnął, gdyby tego nie zrobił, zapewne by ucierpiał.
- Powoli- westchnął, widząc, jak opiera koniec miecza tak jak Harry.
Uniosła go pionowo na wysokość swojej twarzy. Zdziwił się, sądził, że go nie podniesie.
- Harry- odezwała się i biorąc zamach, wydała cios w jego stronę. Naturalnie go obronił, podnosząc miecz do góry, ale zaskoczyła go niezmiernie.
I nie tylko jego...


HIS LAW || Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz