7. 'Pierwszy krok'

10.8K 810 42
                                    

Stał przy złotej klatce i patrzył na siedzącego wewnątrz niej słowika. Czekał na jego cudny śpiew.
Dlaczego nie śpiewasz?
Szedł powoli korytarzem, było już kilka godzin po zmroku. Miał na sobie tradycyjne arabskie spodnie w kolorze czarnym, przewiązanie granatowym pasem, czarną koszulę haftowaną srebrną nicią przy szyi i buty, również nią wyszyte.
Dzisiaj nie wzywał żadnej.
Tak samo jak wczoraj, przedwczoraj i pięć nocy temu. Początki nocy spędzał na spacerach po pałacu. Myślał wtedy nad słowami, które do niego powiedziała.
I nie mógł pojąć.
Teraz kierował się do komnat jedynego przyjaciela. Minął straże, które jak zawsze ślepe i głuche skłoniły się przed jego osobą.
Wszedł do środka i przeszedł korytarzem do sypialni.
Husam dziś wieczorem wrócił do miasta. Pojechał dostarczyć list do rąk namiestnik Tartaru- jednej z handlowych aglomeracji. Wyjechał w dzień, kiedy rozmawiała z nim w ogrodzie.
Otworzył drzwi i wszedł do środka.
Husam Imad, leżał na środku ogromnego łoża w czarnych spodniach, takich jakie miał teraz na sobie on. Leżał na pościeli, z twarzą w poduszce, a jego kręcone brązowe włosy były rozrzucone we wszystkich kierunkach.
Pokręcił głową i nalał wina do dwóch kielichów, umyślnie stawiając jeden z nich na złotej tacy z lekkim trzaskiem.
- Czy musisz się tak trzaskać?- wymamrotał w poduszkę. Wiedział, że to on, kto inny nachodziłby go zapewne po północy?
Mulat uśmiechnął się pod nosem.
- Muszę- odwrócił się do niego. Ten otworzył zaspane oczy i przewrócił się na plecy, a długie włosy opadły mu na całą twarz.
- Za grosz zrozumienia- burknął, kiedy podał mu złoty kielich. Szybko opróżnił całą zawartość- co cię do mnie sprowadza?- westchnął i odłożył naczynie na stolik, a on chwycił zdobiony dzban i na nowo je napełnił.
- Chciałem porozmawiać- upił łyk ze swojego kielicha.
- Teraz? Człowieku, jestem nieprzytomny...
- Wiem, wybacz. Wcześniej nie było okazji. Wiesz, że jutro pewnie nie będzie na to czasu.
- Więc o co chodzi. Szybciej powiesz- szybciej pójdę spać- ziewnął.
Tylko on mógł tak z nim rozmawiać.
A ona nie wiadomo dlaczego przywłaszczyła sobie to prawo.
Nie wolno jej.
- Wiesz o co chodzi- powiedział i wyszedł na taras.
Zrobił to specjalnie. Wiedział, że żeby z nim rozmawiać Husam będzie musiał wstać, rozbudzić się i pójść za nim.
I tak też było.
- Musiałeś iść? Chętnie zostałbym w łóżku- powiedział stając obok niego z kielichem w dłoni.
- Świeże powietrze dobrze ci zrobi.
- Więc co tym razem zrobiła?- zapytał i spojrzał na ocean.
- Rozmawiałem z nią. W ten dzień, kiedy wyjechałeś, wtedy w ogrodzie. Nie potrafię jej zrozumieć. Mówi takie rzeczy...- pokręcił głową- zachowuje się jak ty teraz- spojrzał na niego.
- Jest dość zuchwała, to prawda.
- To mało powiedziane. Uważa, że nie musi odpowiadać na pytania. Powiedziała, że ma takie same prawa jak ja. Jakim prawem kobieta śmie w ogóle pomyśleć o czymś takim...
- Mówiłem ci już, nie wychowała się tutaj. Trzeba ją tego nauczyć. Ale masz rację, zachowuje się dziwnie. Nie chce patrzeć w swoje odbicie lustrzane. Nie chce powiedzieć jak ma na imię.
- Zapytałem ją o to. Odparła, że to nic mi nie powie, że nie muszę tego wiedzieć. Ale... podziękowała mi.
Spojrzał na niego zdziwiony.
- Podziękowała za to, że ma co jeść- zmarszczył brwi.
- Wskazuje na to, że nie zawsze tak było- Husam mruknął cicho.
- Myślałem nad tym co mówiła. To takie... obce.
- Powinieneś teraz spać- westchnął- tak samo jak ja. Szybko odprawiłeś Dżamilę tej nocy...
- Nie wzywałem jej- wszedł mu w słowo, odrywając wzroku od linii horyzontu.
- Nie?- zdziwił się- Sahar? Nesajem?
- Żadnej- odparł, unosząc kielich do ust.
Zmarszczył brwi. Dlaczego nie wezwał do alkowy żadnej z nich, był umiliła mu tę noc?
- Powiedziała też, że nie chce na mnie patrzeć- powiedział nagle.
- Za takie słowa może stracić głowę. Jest odważna, albo bardzo głupia.
- Głupia- powiedział natychmiast, patrząc na śpiącą wodę- Kobieta nie może być odważna, nie potrafi.
- Jednak z każdym następnym uderzeniem bata bardziej zacięcie patrzyła ci w oczy- powiedział brunet.
Ma rację.
- Bolało mnie to. Wiesz o tym. Nie lubię niszczyć swojej własności. - Ona cały czas uważa, że nią nie jest.
- Dlatego trzeba zmienić jej zdanie. Jeszcze do następnej pełni, chcę ją wziąć.
Husam spojrzał na niego zdziwiony.
- Nie zgodzi się na to- pokręcił głową- jest zbyt uparta.
- Ulegnie. Jak każda. Będzie jak każda.
Będzie jak Dżamila...
Piękna i posłuszna jemu.
- A jeśli nie?
- Nie biorę tego pod uwagę.
Po tych słowach wypił całą zawartość kielicha.
*
Dwaj żołnierze szli za nią, kiedy przechodziła aleją między kwiatami. Cudne ogrody wydawały się jej jedyną wartą uwagi rzeczą w tym pałacu.
Nie patrzyła na złoto i klejnoty.
Dla niej nie miały żadnej wartości. Cieszyła się, że może już wstać bez uczucia bólu. Amina dopilnowała, by czuła się dobrze, by jej rany zniknęły.
I tak było.
Jeden raz musiała spojrzeć w lustro. Widziała swoją skórę bez skazy.
Pochyliła się, by ująć w dłoń opadły żółty kielich, nieznanej sobie rośliny.
- Wróciłeś- zaciągnęła się słodkim zapachem płatków i wyprostowała się, odwracając do niego.
- Skąd wiedziałaś, że wyjechałem- zapytał i podszedł bliżej.
- Widziałam jak nocą, kilka dni temu wyjeżdżałeś z grupą żołnierzy.
Zdziwił się.
Dlaczego nie spała mimo tak późnej pory?
- Nie mogłam spać- dodała, odpowiadając na jego nie zadane pytanie.
- Dręczą cię sny?- zapytał zaciekawiony.
- Nie sny. Nie miałam ich od dawna- ruszyła wzdłuż posadzki- budzę się w nocy i nie mogę zasnąć. Mam tak często w nowym miejscu- westchnęła- mam nadzieję, że podróż się udała- spojrzała na niego.
- Skąd nagła troska?- uniósł brew i ruszył za nią.
- Po prostu- wzruszyłam ramieniem- jesteś jedyną osobą, która tutaj ze mną rozmawia.
- Rozmawiałaś z sułtanem- zauważył.
- Owszem. W dzień, kiedy wyjechałeś. Nie nazwałbym tego rozmową, on słucha tylko tego co chce usłyszeć- sięgnęła po kwiat, by dotknąć jego płatków.
Były szorstkie.
- Uważasz, że powinien wdawać się z tobą w dyskusję?- zapytał oburzony- o czym miałabyś z nim rozmawiać?
- Ja w ogóle nie chcę z nim rozmawiać- powiedziała ostro i ruszyła szybko w kierunku fontanny.
- Nie rozumiesz- chwycił ją za ramię- swojemu panu należy okazać wierność i szacunek. Musisz się tego nauczyć. Wkrótce będziesz mu całkowicie oddana, jak należy...
- Nigdy nie będę- syknęła przez zaciśnięte zęby, zbliżając twarz do jego i szybkim ruchem wyrwała rękę.
- On nie chce patrzeć na twoje rany. Nie chce cię karać...
- Więc niech mnie wypuści z tej klatki. Albo zabije- dodała z powagą, unosząc wyżej podbródek.
- Nie zrobi tego. Nie odbierze sobie piękna- zaprzeczył ruchem głowy.
Prychnęła.
Nie jestem piękną.
Nie jestem jego.
- Więc będzie musiał mnie karać- powiedziała, ruszając w kierunku polany- bo ja się nie oddam.
*
Kolejny dzień spędziła w komnatach. Nie pozwolił jej wyjść do ogrodu. Ani dzisiaj, ani dwa dni temu. Po prostu ją zamknął. Domyślała się, że jej słowa go uraziły, ale ona nie widziała w nich nic, co urazić mogło. Ale nie rozumiała jego i tego kraju.
Wstała z łóżka i wyszła na taras. Słońce wypadało między liśćmi pnącej się rośliny, rzucając cienie i plamy na dywanie. Było tuż przed zachodem słońca. Usiadła na jednej z poduszek leżących pod oknem i oparła łokcie o marmur, układając na nich głowę. Patrzyła na zachodzące słońce, zatapiające się w wodzie i na myśli przyszła jej melodia, która dobrze znała.
Kwiecie piękny,
Kwiecie cudny,
Rozwiń koronę swą,
Ukazując serce.
Nie kłuj,
Nie rań,
Nie bądź złudny,
Ulecz mnie w mej udręce...
I tak nuciła pod nosem cicho, patrząc na piękny ocean.
Tak patrzyła w swoje oczy.
Już prawie.
Tym razem zobaczy, nie przegapi tego momentu.
Słońce było coraz niżej.
Już prawie.
Podniosła głowę wyżej, jakby to miało jej pomóc.
- Zabrać ją.
Nie.
Nie oderwała wzroku od ognistej tarczy. Ale tuż przed chwilą, chwycili ją za ramiona i wyprowadzili z komnaty. Wiedziała dokąd ja prowadzą. Zawsze do niego. To zawsze on jest powodem jej cierpienia.
Husam skinął głową i wyszedł zostawiając ją samą w ogromnej komnacie. Nie było tu nikogo.
Jej uwagę przykóła złota klatka, stojąca na marmurowym oknie. Podeszła bliżej.
Słowik
Mały ptaszek siedział na złotej gałązce. Patrzył na złote liście i złote kwiaty.
Tęsknił za niebem, które nie było złote...
Powoli otworzyła drzwiczki i wsunęła rękę do środka. Delikatnie chwyciła słowika i wyciągnęła ze złotego piekła. Spojrzała na niego i uśmiechając się lekko, rozpostarła ręce, pozwalając mu w być się w powietrze. Zrobił to natychmiast.
- Co zrobiłaś...
Odwróciła się przestraszona barwą jego głosu. Stał za nią, a kiedy jego spojrzenie powędrowało na otwarte drzwiczki złotej klatki, oczach zagościła furia.
- Jak śmiesz dotykać moją własność?- zapytał głośno, ale jeszcze nie krzyczał- Husam.
W tej chwili zielono oki wszedł do komnaty.
Spojrzał najpierw na niego, później na klatkę. Zrozumiał wszystko.
- Straż, wyprowadzić ją- powiedział ostro.
Tym razem nie szła spokojnie. Szarpała się i krzyczała. Nie umialkła po tym jak uderzono ją w twarz. Ani za drugim razem. Ani za trzecim...

HIS LAW || Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz