57. 'Na zawsze'

6.7K 853 49
                                    

Mężczyzna spojrzał na niego zdezorientowany i potarł skaleczony przez ciężki metal nadgarstek.
- Nie pokłonię się...
- Nie przyszedłem oczekiwać skininia twojej głowy- przerwał mu chłodno, siląc się na obojętność, choć chciał rzucić się na niego. Chciał zadać mu ból, a wiedział, że nie może pokazać targających nim emocji.
- Więc po co?
- Chcę wiedzieć dlaczego.
- Nie chodziło mi o nią- powiedział z pogardą- głupia wierna oddała życie za swojego pana...
- Ona żyje- przerwał mu ostro- żyje i żyć będzie. W przeciwieństwie do ciebie.
Wiedział, że dał jej słowo. Miał w pamięci to o co prosiła, ale... nie mógł postąpić inaczej.
On musi za to zapłacić.
Nie chodzi o prawo. Chodzi o zemstę. Tylko o zemstę. I o nic więcej.
- Nie zginę z twoich rąk- prychnął pogardliwie- zabiją mnie strażnicy, albo Imad. Z resztą... Nie ja ponoszę za to główną winę.
- Więc kto...
- O nie, nie powiem ci tego- uśmiechnął się cynicznie- myślisz, że wszyscy tutaj widzą w tobie pana? Nie. Nie mówię teraz o mieszkańcach miasta. Nawet w pałacu krążą sępy, które tylko czekają na dobrą okazję. Dostaną ją szybciej niż myślisz.
Nic z tego nie rozumiał. Zachował pozorny spokój i nadal patrzył z góry.
- Mów kto- warknął ostro, ale w odpowiedzi usłyszał tylko drwiący śmiech.
- Nic ci nie powiem. Będziesz żyć w niewiedzy. Będziesz żyć z przeczuciem, które nie pozwoli się zasnąć po zmroku. Będziesz się bał. Ogarnie cię zwątpienie w wierność nawet najbardziej lojalnych.
Mówił powoli, chciał żeby do niego dotarło.
I udało mu się.
- Nie chodziło wcale o nią. Teraz miałeś zgiąć ty. Powiem nawet, że żałuję, że padło akurat na nią. Jako jedyna powiedziała 'nie' twoim zasadom. Ale powiem ci jedno...- podszedł do niego tak, że ich kltki piersiowe się stykały- nie masz wiernych, wokół siebie- powiedział powoli i dobitnie.
- Kto chciał jej śmierci w lochach. Mów kto. Kto kazał ją otruć, gadaj- warknął opętany przez gniew i chwycił go za materiał koszulki, przyciskając do zimnej ściany.
- Mówiłem już- pokręcił głową z uśmiechem- nie powiem słowa, dopadnie cię strach. Nic nie powiem. Zginę z ręki strażnika i żałować będą jednego. Że nie zdążyłem cię zabić.
W tej chwili puścił go i odwrócił się w strona drzwi. Zrobił krok przed siebie, mając ręce za plecami jak zawsze.
*
Odwrócił głowę i spojrzał na nią leżącą na piasku obok niego. Uchyliła powieki, a jej tęczówkach widział czysty ból. Dotknęła swoich żeber po prawej stronie. Na niebieskim materiale pojawiła się bordowa plama, która stopniowo się rozprzestrzeniała.
*
Nie...
W jednej chwili przystąpił do niego i wbił swój sztylet prosto w jego serce. Patrzył jak otwiera usta z szoku i bólu, jak podnosi wzrok i patrzy mu w oczy.
- Kto- warknął wbijając ostrze po samą rękojeść.
Niezdolny do wypowiedzenia słowa tylko sztywno pokręcił głową.
Poczuł ciepłą krew na swoich palcach. Uparcie patrzył mu w oczy, niemo żądając odpowiedzi na zadane pytanie.
- Mów kto!- krzyknął, a ten zaśmiał się, krztusząc krwią, która wypłynęła na jego brodę i szyję, w końcu wsiąkając w materiał koszulki.
- Nie zabije cię strażnik- powiedział przez zaciśnięte zęby- ani Husam- dodał- zrobię to ja.
I po tych słowach przekręcił ostrze wewnątrz jego ciała, powodując głośny jęk bólu i ulgi. Mocnym ruchem wyciągnął sztyer z rany, rozszarpując skórę.
Ciało bezwładnie padło na kamienną posadzkę z głuchym dźwiękiem. Przyklęknął powoli, szybko oddychając i otarł ostrze o materiał jego koszuli, pozostawiając jeszcze jeden krwawy ślad.
- Nie odbierzesz mi jej- opowiedział cicho- nikt mi jej nie odbierze.
Wyprostował się powoli i wsunął sztylet z tyłu za pas spodni. Krew sączyła się z rany wypływając na posadzkę i szybko pokrywając ją głęboką czerwienią.
Odwrócił się i wyszedł z celi, mijając na korytarzu idącego w jego stronę Husama. Bez słowa wyszedł na dziedziniec i przeszedł do ogrodu. Znalazł krzew o ciemnych, czerwonych kwiatach i zerwał jeden pełny pączek.
- Mój panie...
Odwrócił się słysząc znajomy głos, zawsze tak samo potulny i uniżony w stosunku do niego. Spojrzał na panią o szafirowych oczach i uniósł wyżej głowę- wybacz mi, chciałam zapytać czy wszystko w porządku.
Nic nie było w porządku. Właśnie zniżył się do poziomu strażnika, zabijając więźnia.
- Nie powinnaś się niczym martwić- odparł- idź spać.
- Tak, mój panie- skłoniła się, ale zanim zaczęła cofać się do drzwi on odwrócił się i po prostu ją zostawił.
Dlaczego, mój panie...
Nikt w pałacu nie wiedział, że Zahrah poświęciła się dla niego. Nikt nie wiedział, że to on był tym, którego uchroniła przed śmiercią. I nikt wiedzieć nie może.
Wrócił szybko do jej komnat, ale tym razem zastał tam Aminę.
- Panie- wstała natychmiast chyląc głowę i ugięła kolana. Ale zaraz po tym podniosła wzrok- ja...
Uniósł dłoń uciszając ją i pokręcił głową.
- Zajmij się nią, proszę- powiedział, a dziewczyna usiadła z powrotem na jej łożu i chwyciła grzebień, wracając do czesania jej długich włosów.
Podszedł w tym czasie do stolika by włożyć kwiat do smukłego wazonu. Później usiadł w fotelu, a tygrys podszedł do niego i usiadł obok, kładąc głowę na jego ramieniu. Był już na tyle duży, że siedząc sięgał do jego torsu. Uniósł dłoń, czując jego mokry nos na policzku. Uśmiechnął się lekko i wsunął palce w jego sierść.
Spojrzał na ocean. Księżyc świecił w pełni, rzucając srebrne odbicie na śpiący ocean.
A ona nie mogła patrzeć.
- Bardzo za nią tęskni- powiedziała cicho dziewczyna, więc przeniósł na nią spojrzenie- Asim.
- Ty również, widzę to- powiedział, a ona cały czas czesała jej włosy.
- Ona... ona jest inna. Ja nie mogę zrozumieć, dlaczego spotkało ją tyle złego- pokręciła głową, czując łzy w oczach- ona nie chce niczyjej krzywdy.
On też nie mógł tego pojąć.
- Czeszesz ją...
- Uwielbiam to robić- przerwała mu niechcący- przepraszam- spojrzała na niego natychmiast i zaprzestała, ale on tylko pokręcił głową- ma cudowne włosy, uwielbiam je czesać. A ona zawsze pyta 'po co'?- uśmiechnęła się lekko.
- Powinnaś iść spać- zauważył.
- Nie chcę zostawiać jej samej...
- Nie będzie sama- odezwał się, a ona podniosła wzrok. Skinęła głową z małym uśmiechem i wstała, odkładając wcześniej grzebień- zgaś świece.
Zrobiła to o co prosił, by później zostawić go samego ze swoją panią.
Wstał i podszedł do niej. Usiadł, chwytając jej dłoń i ucałował jej czoło. Już kiedyś to zrobił. Wtedy cieszył się, że tego nie widziała, teraz chciałby, żeby patrzyła.
- Nobe e ha meste...- wyszeptała cicho.
- Co mówisz, Zahrah- pokręcił głową.
Nie mógł zrozumieć.
Zacisnęła powieki, a następnie uchyliła je lekko. A on znów widziałam nich strach.
- Zahrah...
- Tylko nie nie zostawiaj- szepnęła niemal niesłyszalnie i ścisnęła jego dłoń jak tylko mogła- nie odchodź- pokręciła głową.
- Jestem tutaj- ucieszył się i uśmiechnął się niej, czego nie potrafiła odwzajemnić, a tak bardzo tego właśnie oeahnal- jestem i będę gdy się obudzisz, Zahrah.
- Nie zostawisz mnie?- zapytała głosem bezbronnego dziecka.
- Nigdy.

HIS LAW || Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz