93. 'Ryzyko'

6K 886 135
                                    

Obudził się tuż nad ranem. Po dosłownie kilku minutach snu. Nie spał całą noc.
Nie było jej obok.
Ona spała w swojej sypialni.
Bez niego.
Ale pierwszy raz od lat spała spokojnie. W niemalże stu procentach spokojnie.
Kiedy wchodził do jej komnat też spała. Gdy wszedł do sypialni również.
- Co tu robisz?
Odwrócił głowę by spojrzeć na mężczyznę. Stał w drzwiach na taras. Miał na sobie tylko brązowe dopasowane materiałowe spodnie.
Spojrzał na trzymaną w dłoni ciemną czerwoną różę.
- Często przychodzę, kiedy śpi- odezwał się cicho podszedł do podwyższenia.
Wszedł po stopniach i włożył kwiat do smukłego wazonu stojącego na stoliku przy łóżku.
- Dlaczego tu jest?- zapytał stając za nim.
Westchnął głęboko i wskazał dłonią na drzwi tarasowe.
Nie miał w zwyczaju się tłumaczyć. Nigdy i przed nikim. Ale wiedział, że w tej sytuacji nie ma wyjścia.
Wyszli więc na taras i zajęli miejsca na dużych poduszkach na dywanie.
- Czego ode mnie oczekujesz?- zapytał.
- Odpowiedzi- powiedział wprost- dlaczego ona tutaj jest? Co tu robi?
A w tej chwili z balkonu na taras wszedł tygrys. Rivear chciał się podnieść, ale zwierzę kompletne go zignorowało. Nawet na niego nie spojrzał, tylko minął i podszedł do mulata, wtulając głowę w zagłębienie jego szyi. Objął jego łeb ramieniem, a kot położył się obok niego i ułożył głowę na jego lewym kolanie. Przejechał dłonią po jego grzbiecie.
- Co robił na balkonie?- zapytał zdziwiony- nie wstaje z łóżka wcześniej niż ona- powiedział.
- Był tam od wieczora- odparł zdezorientowany.
- Czyli zająłeś jego miejsce obok niej- zauważył spokojnie, drapiąc zwierzę za uchem.
Mruknął cicho.
- Zmęczony, Asim?- zapytał.
Tygrys zamknalnoczy i przewrócił się na grzbiet.
- To twoje zwierzę?
- To jej przyjaciel, którego kocha- poprawił go- broni jej. Od dawna.
- Przed kim?
- Przed tymi, którzy mogą ją skrzywdzić.
- Przed tobą?- zapytał, a ten spojrzał mu w oczy.
- Kiedyś? Tak.
A dziwne oczy stały się ciemniejsze.
- Więc jednak ją skrzywdziłeś- warknął nisko- zrobiłeś jej krzywdę.
- Nie podnoś głosu- upomniał go.
- Bo jesteś panem?- prychnął pogardliwie.
- Bo ją obudzisz- powiedział cicho- a dawno dobrze nie spała. Często budzi się w nocy. Więc jeśli śpi spokojnie, ma tak być- powiedział twardo.
A tygrys znowu mruknął.
- Masz rację- odezwał się, patrząc mu w oczy- skrzywdziłem ją. Niewyobrażalnie ją skrzywdziłem. Nie jestem w stanie powiedzieć jak bardzo samego mnie to boli i jak bardzo sam siebie nienawidzę.
Otworzył szeroko oczy.
- Nie umiem pojąć jej toku myślenia. Nie umiem pojęć w jaki sposób ona może na mnie patrzeć. Chodzić ze mną do ogrodów. Pozwolić się dotknąć. Zadałem jej tyle bólu i cierpienia. A ona była na tyle silna by mi to darować. Jest na tyle silna żeby o tym nie myśleć, kiedy jestem obok. A możesz być pewien, że codziennie jestem- powiedział powoli.
River zacisnął pięści.
- Zahrah jest...
- Zahrah?- odniósł brwi- to nie jest jej imię.
- Swojego imienia mi nie zdradziła- powiedział- więc tak ją nazywam. Ale nie zdradzę ci, że to znaczy, bo jej to wyjawisz. Tajemnica za tajemnicę.
- Więzisz ją tu.
- Pozwoliłem jej odejść. Powiedziałem, że dam jej wszystko czego będzie chciała by móc żyć tak jak chce. Została tutaj.
Nie mógł uwierzyć.
Dlaczego?
- Jeśli będzie chciała odejść, jeśli postanowi wyjechać stąd razem z tobą- przymknął powieki- nie zabronię jej tego. Bo nie mam nad nią władzy. Nigdy jej nie miałem.
- Nigdy?
- Nigdy nie byłem jej panem. A ona nigdy nie była mi posłuszna. Nie byla i nie będzie...
- Ale ty tego chcesz- przerwał mu- doskonale wiem jak w twoim kraju mężczyźni traktują kobiety. Wiem, czego od nich oczekują  i do czego je zmuszają. I wiem też, że ty zrobiłeś jej to samo. Nie zaprzeczysz.
Pokręcił głową i odetchnął.
- Nie.
- I chcesz jej nadal. Widzę to.
- Nie potrafię wyobrazić sobie jej, jako tej, która chyli przede mną głowę.
Zmarszczył brwi zdziwiony.
Nie spodziewał się usłyszeć tego od sułtana.
- Kiedy ją tu przyprowadzono powiedziała, że nie jestem jej panem. Powtarzała to co dnia. Nigdy nie pochyliła głowy. Zawsze trzymała ją wysoko. I robi to nadal. Ma swoją godność i dumę, a ja to szanuję- powiedział z powagą.
- Rivear...
Powiedziała to niemal płacząc.
Natychmiast zerwał się na równe nogi i pobiegł do jej łóżka, tak jak i jej brat.
Zacisnęła dłonie na pościeli.
- Nie...
- Zahrah- pochylił się i złapał jej policzki- Zahrah, spójrz na mnie.
Otworzyła oczy ze strachem i wstrzymała oddech, patrząc w jego tęczówki.
- Oddychaj, trzęsiesz się- pogłaskał jej delikatną skórę- już wszystko jest dobrze, tak? Już jest dobrze.
Pokiwała głową i wzięła oddech łapiąc go za nadgarstek.
- Rivear?- zapytałam drżącym głosem.
- Jest tutaj- uśmiechnął się do niej- wszystko jest dobrze- odsunął powoli, a ona spojrzała na brata i odetchnęła.
A on nie mógł pojąć.
Że coś łączy pana i panią.
*
Miasto wyglądało jak pusta ruina.
Było potwornie cicho.
Ani żywej duszy.
Szedł główną ulicą, obok niego Husam Imad. A po drugiej stronie ona i Rivear. Zmierzali do jednej z pięciu studni, które były w mieście. Do największej i najgłębszej z nich.
- Panie- podeszli do nich ludzie Husama.
Pochylili głowy przed panem, Husamem i... panią.
Rivear zmarszczył brwi.
Tym gestem okazywali jej szacunek.
Dlaczego?
Podeszli do szerokiego kamiennego kręgu, wokół którego rosły wysokie palmy. Okrąg był bardzo duży. Więcej niż dwadzieścia stup szerokości.
Oparł ręce o mur i pochylił się wyglądając do studni.
Zdawać by się mogło, że nie ma ona dna.
- Trzeba go wyciągnąć- odezwał się jej brat, więc spojrzał na niego.
- Jak?
- Wyjście jest jedno. Ktoś musi go wyciągnąć. Za kilka dni woda będzie nadawała się do picia. Jeśli teraz tego nie zrobimy do dwóch tygodni będziesz miał dziedziniec pełen trupów. Bo skończy się woda w twoich studniach. Wszyscy umrą z pragnienia. Łącznie z tobą.
- Sam go nie wyciągnę- odezwał się bezsilnie.
- Ty nie- uniósł brwi- ale ja... tak.
- Rivear- zaczęła, ale uniósł dłoń.
Zamilkła natychmiast.
- Dobrze wiesz, że mogę to zrobić. Całe życie na morzu, pluwam lepiej niż ktokolwiek inny tutaj. Oboje tak się wychowaliśmy, R...
- Wiem- przerwała mu szybko i westchnęła głęboko.
- Nic mi nie będzie. Już to przeżyłem, nie zachoruję drugi raz- złapał jej policzki- ale nie wiem, czy dam radę w pojedynkę.
- Co stoi na przeszkodzie?- zapytał Husam.
- Jeśli kamień jest duży nie wyciągnę go sam. Nie można go dotknąć, bo nawet ten kto raz już chorował przy dotknięciu zarazi się znowu. Trzeba owinąć go materiałem i dokładne tak wyciągnąć. Trzymając za materiał. Wiadro się nie nadaje, będzie dodatkowo ciążyć, a nie wiem jaka głęboka jest studnia.
A ona wiedziała, że jest ryzyko.
- Ja to zrobię- odezwał się jeden z jego ludzi.
- Nie, nie zatyzukijesz życia, Deren- pokręcił głową- nie przechodziłeś zarazy śmiertelnego kamienia. Wejsxie do tej wody mogłoby cię zabić.
- Nie wiesz tego na pewno. A mogło by pomóc ludziom z tego miasta- powiedział Deren.
Nie mógł się nadziwić.
Ci ludzie nie znali ani jego ani jego kraju. Przybyli tu wczoraj, dzień wcześniej, a byli gotowi zaryzykować życie, by pomóc jemu i jego ludowi.
- Zrobię to sam- powiedział i zdjął kamizelkę- może się udać.
Może?
Pozbył się butów i koszuli, po czym przewiązał ją sobie przez ramię i tors. Wszedł na kamienną obudowę studni i spojrzał na siostrę.
- Tylko nie tęsknij- mruknął z uśmiechem i zwrócił się ku wodzie.
Zacisnęła pięści.
Wskoczył.
- Nie mam zamiaru.
Wskoczyła za nim.

HIS LAW || Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz