Mężczyzna o zielonych oczach.
Wyprostowała się, unosząc wyżej podbródek i patrzyła na niego obojętnie.
On patrzył i nie mógł uwierzyć.
Widział w niej piękno. Widział, pomimo tego w jakim stanie i gdzie ją znalazł, ale doprawdy nie spodziewał się zastać takiego widoku.
Jak pięknie lśni diament, gdy pada na niego słońca promień?
Podszedł bliżej, również nie spuszczając wzroku z jej twarzy. Mimo wszystko liczył na to, że jednak się pokłonili.
A ona stała z głową w górze, dobrze wiedziała czego chce.
Stanął przed nią, wysoki, dostojny.
Skinął głową.
- Witaj. Mam nadzieję, że czujesz się dobrze.
Prychnęła, krzyżując ręce pod biustem i odwróciła wzrok znudzona.
Jakim prawem przybiera przez nim taką postawę?
- Będąc tu więźniem?- spojrzała na niego.
- Widzisz ten pałac jako więzienie? Więzienie widziałaś, kiedy byłaś w lochu.
- Więzienie jest dla mnie tu. Jestem tu wbrew swojej woli.
- Ty nie możesz mieć swojej woli- powiedział natychmiast- kobiety jej nie mają.
Uniosła brwi.
- To, że jestem kobietą nie znaczy, że jestem czyjąś własnością- powiedziała.
Westchnął przecągle.
Dlaczego nie jest taka jak Dżamila?
Dlaczego nie jest posłuszna?
- Dlaczego tu jestem?- zapytała po chwili- dlaczego tutaj, a nie w lochu?
- Pan kazał cię tu przenieść po tym, jak straciłaś świadomość- powiedział- to było trzy dni temu.
Przełknęła ślinę. Nic dotąd nie jadła.
- Ufam, że czujesz się na siłach, aby zobaczyć pałac- wyprostował się patrząc na nią z góry.
- Nie chcę- zaprotestowała- nawet nie wiem kim jesteś- zrobiła mały krok do tyłu.
- Wybacz mi- skinął głową- jestem Husam Imad- prawa ręka sułtana.
- Dlaczego się przede mną kłaniasz?- zapytała.
Nie rozumiała tego. Nie była przecież nikim ważnym, żadnym znaczącym elementem tego świata.
- Ponieważ należysz go mojego pana, a własności pana, należy okazać szacunek.
Zmarszczyła gniewnie brwi.
- Nie jestem jego własnością. Nie jestem i nie będę. Nie masz żadnych podstaw, by okazywać mi jakikolwiek szacunek, z jego rozkazu. Jeśli nie robisz tego dla mnie, nie rób w ogóle.
- Posłuchaj, jesteś tu, bo pan tak chciał. Tylko dzięki jego woli- zaczął mówić ostrym głosem.
Nikt nie może obrażać sułtana.
Zwłaszcza kobieta!
- Żaden ze strażników nie ma od dziś pozwolenia, by cię dotknąć. Chyba, że na życzenie sułtana, bądź moje.
Odwróciła się do niego tyłem i podeszła powoli do okna. Spojrzała na rozlewający się przed nią ocena.
On patrzył i widział najczęstsze piękno. Najpiękniejsza różę wschodu.
Której kolce były wyjątkowo ostre.
- A twoje imię?
Spięła się i zacisnęła usta w wąską linię.
Nie powie.
- Nie zdradzę ci mojego imienia- powiedziała pewnym głosem, nie odwracając wzroku od linii horyzontu.
- Musisz- stanął obok niej- takie jest prawo, musisz wyjawić...
- Ja niczego nie muszę- przerwała mu nie patrząc na niego- niczego.
Westchnął kolejny raz i również spojrzał na ocean.
- Chodź- wyciągnął dłoń- zabieram cię na krótki spacer.
Chciała powiedzieć, że nigdzie się nie wybiera. Była głodna i zmęczona, bolała ją głowa.
Ale powstrzymała się. Nie będzie prosić o kawałek chleba.
- Zgoda- powiedziała, ale nie skinęła głową- ale jeśli zadasz pytania, ja zrobię to samo.
Chciał powiedzieć, że nie ma prawa go o nic pytać.
Jest tylko kobietą.
Ale nie odezwał się, chciał już mieć to za sobą, a ona zaczęłaby kłótnię.
- Dobrze- westchnął- ale nie będziesz próbowała uciec- zagroził.
- Stąd nie da się uciec- powiedziała patrząc na widok przed nią- więc, masz moje słowo. Nie ucieknę- spojrzałam w jego oczy.
Zmarszczył brwi.
Kobieta nie może dać słowa- pomyślał.
- Więc pierwsze pytanie- zaczęła.
Zuchwała...
- Słucham- skinął głową.
- Dlaczego mam na sobie to?- wskazała na swoją suknię- nie rozumiem.
Zdziwił się.
- Mówiłem już, pan tak nakazał. Jesteś teraz jego kobietą, zawsze już będziesz nosić tylko to.
- Nie jestem jego- warknęła.
- Uważaj- zagroził ostro- straż ma zakaz dotykania cię choćby palcem, ale ja nie. Jesli będziesz nieposłuszna- spotka cię kara.
- Więc będziesz musiał często mnie bić- powiedziała obojętnym głosem.
- Kobieta nie powinna się tak zachowywać.
- Więc nie jestem kobietą?- uniosła brew.
- Jesteś. Ale twoje zachowanie jest złe.
Przewróciła oczami.
- Możemy już iść?- zapytała, a on skinął głową i wysunął swoje ramię.
Nie ujęła go.
- Proszę- wskazał ma drzwi.
*
Pałac okazał się być jedną wielką perfekcją, której każdy drobny szczegół był idealny. Zdobienia, złote posągi, wszystko biło przepychem i bogactwem.
Szła powoli obok Husama i rozglądała dookoła, starając się ignorować dwóch strażników, idących za nimi.
- Dlaczego mi nie ufasz?- zapytała- obiecałam, że nie ucieknę.
- Kobietom nie wolno ufać- odparł spokojnie.
- Dlaczego?- zmarszczyła brwi.
- Kobiety nie mają duszy. Są, by je podziwiać, dlatego są piękne. I dlatego podziwianie. Kobieta ma dawać swojemu panu przyjemność, dla niego ma być piękna i przez niego podziwiana. Tylko tyle. Jest, by cieszyć nią oko, ale na pewno nie po to, by jej słuchać, czy służyć. Chyba, że z rozkazu jej pana.
- Czyli powinnam tytułować go panem? Jego?
- On jest twoim panem, radzę do tego przywyknąć. A jeśli chodzi o zwracanie się do mężczyzn, to dla ciebie każdy jest panem. Tak powinnaś się do nich zwracać.
- Do ciebie też?
- Tak. Tymczasem zwracasz się do mnie wprost, co mi się nie podoba- barwa jego głosu była spokojna, nie wyrażała żadnych, choćby najmniejszych emocji.
- Więc mnie uderz- stanęła przed nim, krzyżując ręce pod biustem- bo to się nie zmieni.
- Chodź- westchnął i minął ją.
Przechodzili przez piękne korytarze, mijali złote kolumny.
Podziwiała to wszystko.
Nagle usłyszała śmiech. Radosne rozmowy.
- Co to?- zapytała, a on wskazał na przejście, gdzie się udali i stanęli na ogromnym, białym balkonie. Powoli podeszła do brzegu i oparła dłonie o marmurową poręcz.
Patrzyła teraz na ogromny taras skąpany w słońcu, gdzie na wspaniałych dywanach i haftowanych poduszkach siedziały kobiety. Wokół nich chodziły dziewczyny ubrane jak ta, która dzisiaj weszła do jej komnaty- białe suknie przewiązanie granatowym pasem. Przynosiły kobietom złoty puchary, nalewały wina, częstowały owocami.
Usługiwały im.
Kobiety były piękne, to musiała przyznać.
Ale wszystkie miały włosy czarne i długie niemal do pasa. Żadna nie miała ich spiętych.
Tylko służące.
Kobiety nosiły złoto we włosach, na rękach i dłoniach. Ich suknie były znacznie bogatsze niż ta, którą miała na sobie ona, ale nie przeszkadzało jej to. Nie miała za złe, że nie nosi złotej biżuterii i drogich kamieni.
Bo dlaczego miałaby?
- Co to za miejsce?- zapytała, kiedy Husam stanął obok niej.
- Harem- odparł- to tu mieszkają nałożnice- ulubienice sułtana. Są posłuszne, więc to jest ich życie. Korzystają z bogactw jego kraju, mogą dać mu szczęście, kiedy tego chce. Spójrz na nie. Są szczęśliwe, o nic nie muszą się bać. Im mężczyźni winni się kłaniać. Z rozkazu sułtana.
- To kobiety takie jak wszystkie inne- odezwała się- owszem, są bardzo piękne, ale niczym się nie różnią od tych, które im usługują.
- Nie rozumiesz wielu rzeczy- westchnął- to może być twoje życie...
- Nie chcę takiego życia- przerwała mu- zamknij mnie w lochu, każ zabić- pokręciła głową wciąż patrząc na taras- ale ja nie będę jak one.
Nagle jej oczy spotkały się z zimną głębią oceanu. Z oczami barwy szafiru. Włosy kobiety były niczym słońce- jasne i lśniące w jego promieniach. Była piękna. Najpiękniejsza z nich wszystkich, dziewczyna o oczach dla niej tak zimnych.
Zmarszczyła brwi.
- Kto to?- zapytała nie spuszczając z niej wzroku.
Mężczyzna spojrzał na jasno włosą.
- To Dżamila- odparł- jest najczęściej wzywa na do alkowy pana. Daje mu radość i za to jest nagradzana.
Jak pies- prychnęła w myślach.
Odwróciła się i ruszyła z powrotem do przejścia.
Nie chciała patrzeć dłużej na gniazdo węży.
Wyszli na dziedziniec, skąd udali się do ogrodu.
- Dlaczego nie chcesz zdradzić mi swojego imienia. Znasz moje- powiedział, a ona spojrzała na niego.
- Moje imię to tylko i wyłącznie moja sprawa. Ty owszem przedstawiłeś mi się, ale nie sądzę, by to było twoje prawdziwe imię.
Uniósł lekko brwi.
Skąd mogła wiedzieć?
- Nie pochodzisz z tego świata- kontynuowała, idąc aleją wzdłuż pięknych krzewów o białych kwiatach. Szedł za nią, czekał co jeszcze mu powie- jesteś inny. Masz inny kolor skóry i oczy, włosy pewnie też.
Nie mogła tego stwierdzić na pewno. Były schowane pod turbanem, dzisiaj koloru brązowego, ze złotymi haftowanymi kwiatami, ale zielony kamień był tam, gdy widziała go ostatnio.
- Nie jesteś jak wszyscy inni tutaj. I twoje imię nie jest stąd- odwróciła się do niego- wiec powiedz teraz, dlaczego mam być z tobą szczera, jeśli ty mnie okłamujesz?
- Szczerość to twój obowiązek- powiedział, a ona prychnęła.
- Kłamstwa z ust człowieka, który jest prawą ręką sułtana, nie świadczą o nim zbyt dobrze. Więc i sam sułtan jest kłamcą...
Upadła na bogato zdobioną mozaikę, kiedy uderzył ją w twarz. Nie chwyciła się za zraniony policzek.
- Nigdy więcej nie obrażaj swojego pana- powiedział ostro i skinął dłonią na dwóch żołnierzy, którzy cały czas podążali za nimi. Pokłonili się i podeszli do niej, by podnieść ją na nogi. Szarpała się, ale nie miała szans na cokolwiek. W ciszy została zaprowadzona do swojej komnaty.
Tam czekała na nią ta sama dziewczyna, którą już wcześniej widziała. Tym razem klęcząc przy niskim stole z dłońmi na kolanach, patrząc w podłogę.
Zmarszczyła brwi zdziwiona. Nie zwróciła uwagi na ogrom jedzenia na złotych tacach, stojących na stole.
Interesowała ja tym no dziewczyna.
Dlaczego przed nią klęczy?
Nie podniosła wzroku ani na chwilę.
- Wstań- powiedziała cicho, nadal zdziwiona, a czarno włosa szybko wykonała polecenie, nadal patrząc w podłogę. Podeszła więc do niej.
- Dlaczego na mnie nie patrzysz?- zapytała.
- Nie mogę, pani- powiedziała cicho.
- Nie mów tak do mnie, nie jestem twoją panią- powiedziała może zbyt ostro, bo dziewczyna skuliła się lekko- wybacz, nie chciałam cię przestraszyć- pokręciła głowę i położyła dłoń na jej ramieniu- jak ci na imię?- zapytała łagodnie.
- Amina, pani.
- Nie mów do mnie pani- powiedziała- spójrz na mnie, proszę- potarła lekko jej ramię.
Dziewczyna powoli podniosła na nią przestraszone oczy.
Oczy takie same jak wszystkie inne.
Uśmiechnęła się do niej szczerze, czego ta nie odwzajemniła.
- Boisz się mnie?- zapytała, ale nie otrzymała odpowiedzi. Westchnęła bezradnie, tak raczej niczego się nie dowie...
CZYTASZ
HIS LAW || Zayn Malik
FanfictionWiele było pięknych kobiet. Miał je wszystkie. Miał, władał, posiadał. Złoto, jedwab, diament, stal. Śpiew słowika. Wiele oczu go widziało. Wszystkie należały do niego. Patrzyły z uwielbieniem. Tak jak im kazano. Patrzyły, z głową pochyloną. Któż...