Nie mogła spać.
Siedziała na tarasie i patrzyła w dół na pusty już dawno dziedziniec. Ostatnie dni spędziła w ciszy.
Sama.
Nie przyszedł do niej.
Nie mógł pozbierać myśli w głowie po tym czego się dowiedział. Bezsenne noce zdawały się trwać w nieskończoność, kiedy siedział w swoim fotelu i... nic więcej. Tak spędzał wieczory, noce i poranki.
A ona wiedziała, że cierpi, a nie mogła mu pomóc.
I tak patrzyła pusto na marmrową posadzkę, kiedy... coś przykuło jej uwagę.
Pomiędzy kolumnami podtrzymującymi wschodnie tarasy zobaczyła cienie postaci. Zmarszczyła brwi rozpoznając później trzech ministrów. Wszyscy w pełni ubrani.
Rozmawiali o czymś żywo gestykujując rękami, a później przeszli przez dziedziniec i zniknęli po przeciwnej stronie. W zachodnim skrzydle.
Nie wiedziała co to ma znaczyć.
Wstała i wyszła ze swoich komnat szybko kierując się na schody. Ale nie poszła do niego.
Minęła straże, które otworzyły jej drzwi kłaniając się i przeszła do sypialni.
Brunet spał na brzuchu na środku ogromnego łoża, a jego włosy roztrzepane były na całą poduszkę tak, że nie widziała jego twarzy.
- Harry- dotknęła jego nagiego ramienia siadając na skraju łóżka- Harry obudź się- powiedziała nieco głośniej.
Obruszył się szybko i podniósł na łokciach. Przeczesał włosy dłonią i przekręcił się na bok.
- Co się stało?- mruknął zaspanym głosem, przecierając oczy.
- Nie wiem- powiedziała zgodnie z prawdą, a on zamarł bez ruchu i spojrzał na nią marszcząc brwi- nie wiem, ale coś złego. Widziałam coś.
- Co takiego?- zapytał i usiadł, chwytając leżącą gdzieś na kołdrze koszulę. Przeciągnął ją przez głowę i założył poprawiając rękawy.
- Widziałam ministrów.
Spojrzał na nią w szoku.
- Przeszli przez dziedziniec, rozmawiali o czymś.
- Dokąd poszli?- zapytał.
- Weszli do zachodniej części, nie wiem co tam jest...
- Skarbiec- przerwał jej natychmiast i zerwał się na równe nogi. W pośpiechu założył buty i wyszedł z komnaty, ona oczywiście za nim. Zeszli na najniższy poziom i przeszli do zachodniego skrzydła. Husam szybko minął straże i przeszedł przez długi korytarz. Przystanął za rogiem ściany i wychylił się minimalnie.
Trójka ministrów pochylała się nad skrzyniami wypełnionymi po brzegi złotymi monetami. Młodzi mężczyźni, których widział pierwszy raz na oczy przeliczali monety i przesypywali do nowych skrzyń, opróżniając te pałacowe.
Nie mógł w to uwierzyć.
Wychyliła się zza jego ramienia i zmarszczyła brwi widząc to.
Odwrócił się do niej i złapał za ramiona.
- Posłuchaj mnie uważnie- zaczął szeptem- musisz go tu przyprowadzić. Ale nie samego. Pójdziesz na dziedziniec i powiesz pierwszemu spotkanemu strażnikowi, żeby zaprowadził cię do siedziby głównej straży pałacowej. Tam znajdziesz żołnierzy ubranych inaczej niż pozostali, a będzie ich pięciu. Każesz im iść ze sobą do jego komnat, a pozostali strażnicy mają pilnować wszystkich wyjść poza pałac. Straż którą ze sobą zabierzesz będzie chronić ciebie i jego. Nie znam tych ludzi- kiwnął głową w stronę złodziei.
Bał się o nią, nie miał pewności, czy w pałacu nie ma jeszcze kogoś, kto mógłby im zagrozić.
- Zrozumiałaś?- potarł lekko jej ramiona i skinął głową.
- Tak- powiedziała natychmiast i odwróciła się, szybko odchodząc.
Poczuła lekki ból po prawej stronie żeber, ale tylko objęła się rękę idąc jeszcze szybciej. Wyszła na dziedziniec i zobaczyła dwójkę strażników idących ramię w ramię. Podeszła do niech szynki, a oni słysząc kroki za sobą odwrócili się.
- Pani- pochylili głowy.
- Zaprowadzcie mnie do głównej siedziby straży- powiedziała zdyszana- z rozkazu Imada.
Wyprostowali się natychmiast i spojrzeli na sobie, a potem na nią.
- Proszę tędy, pani- skinął głowę jeden z nich i szybko zaprowadzili ją korytarzami pod pałac. Otworzyli przed nią drzwi przepuszczając przodem.
Weszła do pomieszczenia, gdzie zobaczyła poskładaną na regałach broń i tarcze.
Piątka strażników patrzyła na nią ze zdziwieniem i powoli się skłoniła, ale... nie pochyliła głowy. Mężczyźni nieprzerwanie patrzyli w jej dziwne tęczówki. Straż zawsze chylila przed nią głowy, czego nigdy nie umiała zrozumieć. Więc dlaczego oni tego nie robią?
- Co tu robisz pani?- zapytał jeden z nich.
Zamiast brązowego stroju strażnika- długiej tuniki, spodni, zbroi i hełmu jego odzienie było granatowe. Granatowo złote.
Już takie widziała.
Dokładnie taki sam strój mieli na sobie mężczyźni, którzy przyszli razem z Husamem do domu mężczyzny, który przetrzymywał ją zanim trafiła do pałacu.
- Wszystko wyjaśnię, ale nie teraz- powiedziała szybko- musicie iść ze mną do sułtana- dodała, a ci wyprostowali się natychmiast obdarzając się nawzajem zdezorientowanym spojrzeniem.
- Co...
- Z rozkazu Imada- przerwała mu szybko, a jej głos przesiąknięty był niecierpliwością.
- Tak jest, pani- skinęła głowami i chwytając długie włócznie skierowali się do drzwi.
Jeden nich szedł na samym początku, dwójka przed nią i dwójka za nią. Granatowe płaszcze powiewały lekko podkreślając ich ruch.
Wyszli na piętro gdzie mieściły się jego komnaty, a strażnik idący na samym początku wszedł do środka.
Zmarszczyła brwi i poszła za nim nie zważając na słowa strażników, którzy chcieli ją zatrzymać.
- Bez pozwolenia nie wolno wejść dalej- powiedział, gdy byli naprzeciw krótkiego przejścia oddzielającego jego sypialnię purpurowym jedwabiem.
Spojrzała na niego unosząc brwi i bez słowa skierowała się do wejścia.
Złapał ją za ramię.
- Pani...
- Ja mogę- powiedziała unosząc wyżej podbródek- i nie jestem panią- podkreśliła, kiedy puścił jej ramię i pochylił głowę.
- Zatem wybacz- powiedział uniżenie.
Odwróciła się szybko i weszła do sypialni gdzie zastała go siedzącego w fotelu z pochyloną głową.
Wyglądał jakby miał zaraz zasnąć.
- Zayn- szepnęła cicho i podeszła do niego.
Podniósł głowę rozbudzuny i zmróżył oczy.
- Zahrah, co...
Jego głos ociekał zmęczeniem i bezsilnością nad którą nie umiał zapanować.
Przyklęknęła przed nim i chwyciła jego policzki.
- Posłuchaj mnie- potarła kciukiem jego skórę- musisz ze mną iść. Husam na ciebie czeka, kazał mi iść po główną straż...
Rozbudził się natychmiast.
Zadaniem głównych strażników jest ochrona jego w sytuacjach, gdy zagrożony jest kraj.
Wstał szybko i chwycił swój długi do ziemi płaszcz, zakładając go. Patrzyła jak chowa za pas swój sztylet.
- Chodź- złapał ją za dłoń i pociągnął w stronę drzwi.
- Mój panie- skłonił się strażnik.
Widział, że trzyma ją za dłoń.
Dlaczego, mój panie?
- Gdzie jest Husam?- spojrzał na nią.
- W korytarzu prowadzącym do skarbca- powiedziała natychmiast i objęła się za ranny bok.
Nie mogła tego powstrzymać.
A on to zauważył.
Opuścili jego komnaty w asyście straży, a kiedy zeszli po schodach poziom niżej on się zatrzymał.
Zmarszczyła brwi.
- Zaprowadź ją do jej komnat- zwrócił się do jednego z gwardzistów, na co otworzyła szeroko oczy.
- Nie...
- W tej chwili- przerwał jej ostro.
Jego wzrok mówił jasno- masz się słuchać.
Otworzyła usta, ale nic w końcu nie dowiedziała. On odwrócił się z zamiarem odejścia, ale... zatrzymał się i spojrzał na nią jeszcze raz.
Zamknęła oczy, kiedy zbliżył się i złożył pojedynczy pocałunek na jej czole. Zaraz później odwrócił się i odszedł otoczony przez straż.
A ona stała tak z zamkniętymi oczami póki strażnik nie chwycił delikatnie jej ramienia.
- Proszę- odezwał się cicho, a ona odwróciła się i razem z nim wróciła do swojej sypialni gdzie czekał na nią Asim.
- Idź do nich- zwróciła się do mężczyzny- z nim nic mi nie grozi- dodała siadając na łóżku i kładąc dłoń na głowie tygrysa.
Strażnik skłonił się patrząc w jej tęczówki i wyszedł, a ona wstała i szybko podeszła do okna.
Widziała jak idzie przez dziedziniec wraz z gwardią.
- Asim- powiedziała tylko, a kot podniósł się i zszedł z łóżka, by razem z nią znów wyjść na korytarz. Szybko przeszła na główny taras i schody, później przez dziedziniec. Pokonała dystans dzielący ją od korytarza prowadzącego do skarbca pałacu i zatrzymała się przy zakręcie.
A tam zobaczyła... jego.
I strażników.
Patrzących na puste skrzynie, opróżnione ze wszystkiego.
CZYTASZ
HIS LAW || Zayn Malik
FanfictionWiele było pięknych kobiet. Miał je wszystkie. Miał, władał, posiadał. Złoto, jedwab, diament, stal. Śpiew słowika. Wiele oczu go widziało. Wszystkie należały do niego. Patrzyły z uwielbieniem. Tak jak im kazano. Patrzyły, z głową pochyloną. Któż...