Dni mijały zadziwiająco spokojnie. Od spotkania w labiryncie minęło ich dokładnie dziewięć, a ona znów go nie widziała. Nie wiedziała gdzie jest, w nocy była sama, a za dnia z Aminą. Husama widziała zaledwie dwa razy i to jak dosiadał swojego konia, więc musiał gdzieś wyjechać. Tylko gdzie?
Lecz tego ranka było inaczej.
Otworzyła oczy czując na twarzy promienie słoneczne. Pamiętała dobrze, że zasnęła jedwabną kotarę na noc, więc kto ją rozsunął? Zmarszczyła brwi i sięgnęła lewą ręką na poduszki obok, gdzie spał Asim, ale... poczuła tylko chłodny jedwab. Usiadła powoli, a cienka kołdra opadła, odsłaniając jej klatkę piersiową, okrytą jasną koszulą.
- Obudziłaś się.
Przestraszona odwróciła głowę.
Siedział na fotelu, cały w czerni, a tygrys leżał przy jego nogach i... wąchał jego buty.
- Zayn- szepnęła cicho- co tu robisz?- zapytała zdziwiona i machimalnie docisnęła jedwabną pościel do klatki piersiowej.
- Czekam na ciebie- odparł i wstał powoli. Wszedł na podwyższenie i stanął przed nią.
Poczuła się malutka.
Ale jak zawsze uniosła wyżej głowę i patrzyła w oczy.
Zahrah...
- Czekasz? Długo tu jesteś?- zapytała i spojrzała na ocean.
Jak codziennie rano.
- Niedługo- uniósł minimalnie kącik ust- chciałem ci coś zaproponować.
Spojrzała na niego unosząc brew, ale tylko przez moment, bo za chwilę znów wróciła spojrzeniem do morskiej wody.
- Co takiego?- spytała, kładąc splecione dłonie na pościeli.
Powstrzymał się od spojrzenia na jej dekolt.
- Wyjazd poza pałac- powiedział, a ona natychmiast odwróciła głowę w jego stronę- konno...
- Naprawdę?!- pisnęła zszokowana i aż poderwała się na równe nogi.
Nie mógł się temu nadziwić, aż się cofnął. Spojrzał na nią lekko rozczulony jej nagłym wybuchem szczęścia.
- Spokojnie, Zahrah...
- Naprawdę, chcesz mnie zabrać?- zapytała nie wierząc w jego słowa. Nikt nigdy się nią nie interesował w ten sposób. Nikt nie chciał robić nic dla niej.
- Tak- skinął głową- więc... zgadzasz się?- zapytał, a ona pokiwała szybko głową- więc będę czekał na ciebie na dziedzińcu- powiedział i skierował się do drzwi nie mówiąc już nic więcej. W tej samej chwili do jej sypialni wchodziła Amina. Zatrzymała się widząc go i skłoniła, a on stanął z boku, pozwalając jej pierwszej wejść do komnaty. Skinął głową i wyszedł.
Dziewczyna zdziwiona jego zachowaniem spojrzała na swoją panią, a ona uśmiechnięta podeszła do niej i chwyciła ją za ramiona.
- Jadę poza pałac- powiedziała ze szczerym uśmiechem- chce mnie zabrać.
Jeszcze nie widziała w niej takiej radości.
- Pomogę ci się przygotować- powiedziała i z szafy wyjęła suknię w jasnym odcieniu granatu. Z długim rękawem.
- Nie może być inna?- zapytała- jest gorąco.
- Niestety- uśmiechnęła się do niej słabo- musi być tak, jak podczas wyjścia na bazar.
Przewróciła oczami. Przebrała się i usiadła na łóżku, żeby założyć buty. Amina pomogła jej założyć obuwie i chciała przypiąć chustę do jej włosów, ale powstrzymał ją ruchem dłoni.
- Zepnij je- poleciła, a ta zmarszczyła brwi.
- Ale...
- Proszę cię, Amina- uśmiechnęła się do niej.
Dziewczyna pokręciła jedynie głową z cichym westchnieniem. Spięła jej włosy w niskiego koka z wplecionym warkoczem, a ona chwyciła chustę do ręki i wstała.
- Al...
- Sama to zrobię, jeśli będzie trzeba.
- Dobrze. Jeszcze płaszcz- powiedziała i stanęła za nią, zapinając jej pod szyją ciemno niebieską pelerynę z kapturem. Spojrzała zdziwiona na srebrną klamrę z niebieskim, lśniącym kamieniem.
Wszędzie kosztowności...
Podziękowała mulatce i razem z tygrysem wyszła ze swych komnat. Nie wyobrażałam sobie zostawić go samego w pałacu. Zawsze był przy niej i tak pozostanie.
Zastanawiała cię co jest powodem jego dziwnej propozycji.
On po prostu chciał spędzić z nią czas, którego nie mógł jej poświęcić w ostatnich dniach. Czuł się z tym źle, ale nawet noce spędził pochylony nad papierami. Chciał przestać o tym myśleć chociaż przez chwilę.
- Jesteś pewien?- zapytał Husam, stojąc obok niego na dziedzińcu. Mulat zakładał właśnie czarne rękawiczki.
- Chcesz wyjechać poza pałac sam? Bez straży? I to z nią?- stanął przed nim i skrzyżował ręce na torsie okrytym brązową szatą.
- Wyjedziemy południową bramą. Nikt z mieszkańców nie zauważy- powiedział, poprawiając klamrę płaszcza.
- Ale kto inny może zauważyć. To nie jest bezpieczne, zważywszy na to, gdzie chcesz ją zabrać. To jest cały dzień...
- Harry- przerwał mu- wiem. Nie martw się, nie pozwolę, żeby stała się jej krzywda- zapewnił.
Niemógłby na to pozwolić.
- Wiem, ale...
Urwał, bo on już nie słuchał. Patrzył w stronę schodów jak oniemiały. I on tam spojrzał.
Schodziła powoli po schodach, a obok niej szedł tygrys. Miała na sobie jasno granatową suknię, pelerynę w tym samym kolorze i... spięte włosy.
Zmarszczył brwi i odrzucił nachalnie musli i zakazy. To była Zahrah. Wiedział dobrze, że i tak się nie zastosuje do jakiegokolwiek prawa, jakie on by jej zarzucił. Ale on nie chciał jej już nic narzucać.
Podeszła do niego powoli i uniosła wyżej głowę jak zawsze, a Husam natychmiast swoją pochylił.
- Pani- powiedział i dopiero po tym podniósł wzrok.
- Husam- przywitała go- nie mów tak do mnie- poprosiła.
Strażnik stojący za nimi zmarszczył brwi.
Dlaczego, moja pani?
- Jesteś gotowa?- zapytał brunet, a ona spojrzała na mulata i pokiwała głową.
- W takim razie możemy jechać- odezwał się i uniósł dłoń. W tej chwili strażnik podszedł do nich i skłonił się, wyciągając przed siebie płaskie, prostokątne, nieduże pudełko. Mulat otworzył je obiema dłońmi i odsunął się, by widziała zawartość.
Uchyliła usta.
Dwie, delikatne rękawiczki z jasnej skóry. Brzegi obszyte były srebrną nicią, a na wierzchniej stronie wyszyty był kwiat. Piękna, rozwinięta róża.
- Dla ciebie- powiedział, a ona wysunęła dłoń, ale zatrzymała ją tuż przed pudełkiem.
- Nie, ja... nie mogę- cofnęła się o krok. Uniósł minimalnie czarne brwi.
- Są piękne- spojrzała na nie z żalem- ale zbyt kosztowne, z pewnością- przeniosła na niego wzrok.
- Są dla ciebie, Zahrah- zapewnił- chcę, byś je miała- powiedział.
- Ja...
- Proszę o to.
Westchnęła zrezygnowana i... spuściła głowę, kręcąc nią bezradnie.
Husam uchylił usta.
Pierwszy raz odkąd tu jest widział, by nie patrzyła w oczy pana. Pierwszy raz patrzyła w ziemię.
Patrzyła tak jak należy. Tak, jak zawsze powinna patrzeć.
A on niemal natychmiast zdjął prawą rękawiczkę i wyciągnął dłoń, by chwycić jej podbródek. Uniósł go lekko, a ona patrzyła w jego tęczówki.
- Nie rób tego, Zahrah- wyszeptał cicho- i proszę, załóż je. To długa droga.
Zagryzła minimalnie wargę i pokiwała głową. Uśmiechnął się do niej, unosząc jeden kącik ust i sam podał jej rękawiczki, które założyła. Przyglądała się przez moment swoim dłoniom. A on patrzył na nią.
W tej chwili dwójka strażników przeprowadziła gotowe do drogi konie. Natychmiast po tego, którego jej podarował i położyła dłoń na jego głowie. Otrzepał się lekko i parsknął, na co się uśmiechnęła i przyciągnęła jego głowę do swojej, opierając o nią swoje czoło.
- Witaj- mruknęła cicho, patrząc w oczy konia.
- Zahrah... możemy jechać?- odezwał się za nią.
- Tak- odwróciła się do niego- a... to?- wyciągnęła przed siebie niebieską, jedwabną chustę- muszę ją mieć?- zapytała, a on przymknął powieki, wzdychając cicho.
- Nie- powiedział- schowaj ją- wskazał na torbę przypiętą do siodła. Zrobiła to natychmiast.
- Pozwolisz?- zapytał Husam, wskazując na siodło, a ona zmarszczyła brwi.
- Mogę sama- powiedziała, unosząc wyżej podbródek.
Kolejny raz, Zahrah...
- Cóż, proszę- odsunął się lekko, a ona chwyciła siodło obiema dłońmi i bez najmniejszego problemu usiadła na nim bokiem.
Uniósł brwi.
- Jedziemy- zarządził i sam podszedł do swojego konia. Dosiadł go szybko i sprawnie i chwycił lejce- wrócimy po zmroku- powiedział do Husama.
- Tak, panie- skinął głową.
Spojrzał na nią.
- Załóż kaptur- powiedział, a ona zrobiła to i chwyciła lejce. Cmoknęła cicho językiem, a koń ruszył do przodu. Nie czekała na niego, wiedziała, że ją dogoni.
Spojrzał na Husama.
- Jesteś pewien?
- Bardziej niż pewien- powiedział- ya- spiął konia i ruszył za nią.
A Husam stał i patrzył.
Ale tylko do momentu zamknięcia bramy za panem i panią. Kiedy tylko to nastąpiło, natychmiast skierował się do głównej bramy.
Miał jeden dzień na znalezienie człowieka, dzięki któremu piękna zdobyła truciznę...
CZYTASZ
HIS LAW || Zayn Malik
FanfictionWiele było pięknych kobiet. Miał je wszystkie. Miał, władał, posiadał. Złoto, jedwab, diament, stal. Śpiew słowika. Wiele oczu go widziało. Wszystkie należały do niego. Patrzyły z uwielbieniem. Tak jak im kazano. Patrzyły, z głową pochyloną. Któż...