Ile radości może dać małe dziwne stworzenie, które za wszelką cenę chciało wdrapać się na jej łoże.
Bez skutku.
- Och, chodź tu- odeszła od okna i wzięła go na ręce, kładąc na pościeli- no siedź, jak chciałeś- zaśmiała się cicho, kiedy tygrys podszedł do krawędzi materaca i spadł na haftowane poduszki, ułożone po obu stronach łoża.
- Jesteś dziwny- wstała kręcąc przy tym głową i wróciła do okna, siadając na dużym marmurowym parapecie.
Zamknęła oczy i uśmiechnęła się, czując na twarzy promienie słoneczne.
- Uważaj.
Otrząsnęła się natychmiast, odwracając głowę w jego stronę. Nie zauważyła kiedy przyszedł. Asim stoczył się ze sterty poduszek i na małych łapkach podbiegł do niej, wchodząc pod jej suknię. Wystawił tylko głowę spod niebieskiego jedwabiu i pokazał zęby, sycząc głośno.
Spojrzał na niego surowo i zmróżył lekko oczy. Jeszcze tego brakowało. Jak ten kot dorośnie i będzie taki sam jak teraz, każe go zabić. Będzie niebezpieczny, będzie stwarzał zagrożenie dla niego i dla niej.
- Asim- uśmiechnęła się, patrząc na kociaka- nie bądź taki- wzięła go na ręce i przycisnęła do siebie- przestań- pogłaskała go pod brodą, na co zamruczał, przymykając przy tym swoje duże, niebieskie oczy.
Zdziwił się, jak mógł tak szybko zmienić nastrój.
- Przepraszam za niego- spojrzała na niego przelotnie- cały czas się boi.
Boi?
- Nic ci nie zrobił?- zapytał, ignorując jej słowa.
Ona była dla niego ważniejsza.
- Nie, nic- pokręciła głową, a do jej oczu powróciła obojętność, kiedy na niego patrzyła- rano mnie podrał, ale...
- Jak to?-zapytał natychmiast i podszedł do niej. Nie zwracał uwagi na zwierzę, które trzymają w ramionach, po prostu chwycił jej dłoń, na której zobaczył trzy podłużne ranki.
- To nic- pokręciła głową, zabierając rękę- nie zrobił tego specjalnie...
- Od tego się zaczyna- przerwał jej ostro, prostując się przy tym- najpierw to, później będzie chciał więcej. Zaatakuje kogoś prędzej czy później...
- Nie- przerwała mu ostro, schodząc z parapetu i położyła go na łóżku- nikomu nic nie zrobi. Ani mnie, ani tobie, ani nikomu- odwróciła się do niego plecami, mocno tuląc do siebie kocię.
Westchnął cicho, poprawiając brązowy materiał szaty. Dlaczego jest tak uparta. Dlaczego go nie słucha.
Dlaczego nie jesteś jak Dżamila?
- Czy chciałabyś...- odetchnął po chwili- chciałabyś dzisiaj dotrzymać mi towarzystwa, wieczorem?
Odwróciła się do niego powoli.
- C-co?- wydusiła spięta- czy ty... chcesz...
- Chciałem pokazać ci resztę ogrodów- powiedział, widząc strach w jej oczach.
Nie bój się, Zahrah...
Odetchnęła głęboko, przymykając powieki.
- Zgoda- powiedziała patrząc na niego, ale nie zdobyła się na uśmiech.
A on na to czekał.
Chciał zobaczyć jak się uśmiecha.
Minęły dwa tygodnie, odkąd zabrała do siebie to zwierzę. Dwa tygodnie, odkąd widział uśmiech, skierowany do siebie.
- Więc będę na ciebie czekał. Husam po ciebie przyjedzie- powiedział i wyszedł.
Czuł się źle.
Dlaczego mu tego nie da, dlaczego się nie uśmiechnie. Przecież jest szczęśliwa, prawda? Chciała mieć to kocię, chciała je wziąć do siebie. Zgodził się na to, mimo wielu wątpliwości, liczył, że skoro jest szczęśliwa i on to zobaczy.
Liczył na to, że zmieni swoje nastawienie do niego.
Jak widać się mylił...
Szedł powolnym krokiem przez korytarz, aż dotarłam do schodów na dziedziniec. Przeszedł między kolumnami do ogrodu, gdzie zobaczył swoje panie siedzące jak zawsze pod namiotem. Odwrócił wzrok kierując się do swoich ogrodów.
Ale kiedy on nie patrzył, one patrzyły.
Widząc go tylko, wstały natychmiast i uginając lekko kolana, skłoniły się, pochylając głowy w dół. Nie musiał patrzeć, wiedział, że tak zrobią.
Oddają mu szacunek jak na to zasługuje. Szanują go... kochają.
Dlaczego mnie nie kochasz, Zahrah...
A szafiry patrzyły na niego oczami mieniącymi się od łez miłości.
Kochała go.
Chciała mieć go tylko dla siebie. Chciała móc z nim przebywać o każdej porze dnia i nocy. Chciała mieć na własność jego ciało i umysł, chciała czuć jego dotyk na swoich udach, na swoich ramionach.
Tak jak dzisiejszej nocy.
Była z nim, kolejny raz dała mu spełnienie i rozkosz, której pragnął.
Ale nie pozwolił jej zostać.
Dlaczego, mój panie?
Dlaczego ona nie może na niego patrzeć, kiedy chce? Dlaczego ona ma do niego jakiekolwiek prawo? Dlaczego on się na to godzi, przecież ona go nie kocha!
Kiedy tylko zniknął jej z oczu, wchodząc do swojej prywatnej części ogrodów, gdzie ona nigdy nie była, odeszła od reszty kobiet i wróciła do swych komnat, gdzie czekała na nią jej służąca. Dziewczyna skłoniła się natychmiast, kiedy ta tylko stanęła przed nią.
- Pani- skinęła głową.
- Rozmawiałaś z tym człowiekiem? Masz to o co prosiłam?- zapytała natychmiast, nie siląc się na jakąkolwiek uprzejmość.
Po co? To tylko służąca.
- Tak, oczywiście pani- odparła- powiedział, że jedna miarka wystarczy- wyciągnęła zza pasa sukni niewielki, czarny woreczek.
Szybko go wzięła i schowała pod jedną z poduszek, ułożonych na łożu, jednocześnie wyjmując woreczek złota.
- Przekaż mu to- powiedziała szybko i podała jej pomarańczowy woreczek, haftowany złotą nicią- to jest zapłata.
- Tak, pani- skinęła głową i wyszła.
Stanęła przy oknie i odetchnęła.
Ona stąd zniknie.
Na pewno...
Nie pozwoli, by te dziwne oczy miały jakąkolwiek władze tutaj.
A dziwne oczy niczego nieświadome podziwiały wodę oceanu.
Słońce już zaszło. Siedziała na poduszkach na balkonie, jedną ręką gładziła futro Asima, który siedział na szerokiej, marmurowej balustradzie.
Husam po nią nie nie przyszedł.
Może to i dobrze...
- Pani?
Odwróciła się natychmiast.
- Husam- zaczęła cicho chwyciła tygrysa, biorąc go w ramiona- myślałam, że nie przyjdziesz.
- Wybacz opóźnienie- skinął głową- wracam właśnie od sułtana.
- Nic się nie stało, jak widzisz, nic nie robię- wzruszyła lekko ramieniem, odwracając głowę w kierunku oceanu.
- Możemy iść?- zapytał po chwili ciszy, a ona pokiwała tylko głową. Wstała i wzięła na ręce kota.
Husam zmarszczył brwi.
- Masz zamiar go zabrać?- zdziwił się.
- Przecież go nie zostawię- powiedziała lekko oburzona i ruszyła do wyjścia.
Co mógł zrobić?
Poszedł za nią.
Szli długim korytarzem, było już ciemno. Dziwiła się, że mimo tak późnej pory chciał się spotkać, ale obiecała, że będzie, więc słowa dotrzyma.
- Myślisz, że uda ci się utrzymać to zwierzę z dala od jego prawdziwej natury?- zapytał, kiedy schodzili po schodach na dziedziniec pałacowy.
- Nie mam zamiaru tego robić. Po prostu będę pilnować, żeby nie był agresywny. Nie zmienię tego, że jest tygrysem- spojrzała na niego.
- Nadal nie rozumiem... nie boisz się i swoje życie, pani?
- Nie i nie mów do mnie pani- westchnęła.
- Chyba nigdy nie pojmę tego, jak można odrzucać zaszczyty, czy przywileje- pokręcił głową, nieprzerwanie patrząc przed siebie. Już prawie doszli do altany.
- Ja nie pojmę tego, że w tym kraju mężczyźni oczekują szacunku za sam fakt, że... no że właśnie są sobą. Mam szanować mężczyznę, bo jest mężczyzną- skrzywiła się.
- I tak się do tego nie stosujesz.
Odwróciła się szybko, słysząc jego głos. Stał w altanie w czarnej koszuli i arabskich spodniach tego samego koloru. Złote hafty na rękawach i przy szyi pasowały idealnie do złotych butów z zakrzywionym czubem. I nie miał nakrycia głowy.
- Panie- odezwał się Husam i skłonił się.
Czekał aż ona zrobi to samo, ale to jak czekanie na kroplę deszczu w skwar dnia.
- Przyjdę po ciebie- powiedział zielonooki.
- Nie musisz- uśmiechnęła się ledwo widocznie- trafię sama, a ty powinieneś wypocząć. Chyba oboje powinniście- spojrzała w brązowe oczy.
Tak jak w przypadku Imada, widziała w nich zmęczenie.
Spojrzeli na siebie zdziwieni.
Ona się... martwi?
- Może odłożymy to...
- Nie- przerwał jej szybko, prostując się przy tym.
- Cóż, to chodźmy- uśmiechnęła się.
Nie wierzył w swoje szczęście.
Husam uniósł wyżej brew i spojrzał na niego zdezorientowany, a ona pochyliła się kładąc na marmurowej posadzce Asima.
Jak to możliwe, że nie zauważył, że trzymała go na rękach?
Patrzył tylko na nią.
- Husam, proszę, nie przejmuj się mną- powiedziała- dam sobie radę- odwróciła się i ruszyła w kierunku altany, gdzie stał mulat- chodź Asim- uśmiechnęła się, a tygrysek przestał gryźć własny ogon i poczłapał za nią.
- Zawsze będziesz go ze sobą zabierać?- zapytał, wyciągając dłoń w jej stronę.
- Tak- powiedziała i po widocznym wahaniu, powoli chwyciła jego dłoń, w drugą łapiąc niebieski materiał sukni, aby go nie podeptać, wchodząc po schodach do altany.
- Dokąd idziemy?- zapytała, zabierając dłoń z jego.
- Zobaczysz- powiedział tylko i wystawił ramię.
Wzięła głębszy wdech, zanim je ujęła.
- Wiesz... cieszę się- powiedziała cicho, kiedy zamierzali w nieznanym jej kierunku.
Spojrzał na nią.
Darował jej to, że kolejny raz zwróciła się do niego wprost.
- Jaki jest powód?- zapytał.
- Pokazałeś mi to wszystko- rozejrzała się wokoło- o nic więcej nie mogłabym prosić.
- Możesz. Możesz prosić o bardziej wartościowe rzeczy niż tylko zwykły kwiaty- powiedział.
- Mówiłam ci już. To jest dla mnie najbardziej wartościowe.
- Zapominam jak bardzo inna jesteś- westchnął, prowadząc ją między krzewy róż.
- Inna? To znaczy?- zapytała i odeszła od niego by chwycić w dłonie kwiat.
Dlatego go odrzuca, dlaczego odchodzi od niego bez pozwolenia?
- Masz inny system wartości- powiedział, a ona spojrzała na niego.
- Może i tak, ale jestem takim samym człowiekiem jak ty.
- Porównujesz siebie do władcy kraju. Do tego chyba nigdy nie przywyknę- przechylił głowę w prawo.
- Jeśli nadaj będziesz mnie tu trzymał, to...
- Dlaczego miałbym gdziekolwiek cię odesłać?- przerwał jej szybko.
Podeszła do niego powoli.
- Nie masz ze mnie pożytku- powiedziała, patrząc mu w oczy, jak zawsze- nigdy nie będę dla ciebie jak Dżamila.
Zmarszczył brwi skonsternowany.
- Dlaczego mówisz o niej? Jestem tu z tobą, nie z nią...
- Właśnie to mnie zastanawia- weszła mu w słowo- jestem tu z tobą ja, nie ona. A to ona daje ci to, czego chcesz. Ja nie daję ci nic- pokręciła głową.
Patrzył w dziwne oczy.
- Niczego od ciebie nie oczekuję- powiedział.
- Jak to?- zapytała zdezorientowana- a co z miłością i posłuszeństwem?
- Masz inne pojęcie miłości niż ja. A jeśli chodzi o posłuszeństwo to... chyba pogodziłem się z myślą, że jest to coś, czego nigdy od ciebie nie dostanę- westchnął i podszedł do dziwnej rośliny o czerwonych liściach.
- Ale chciałbyś, prawda?- odwrócił się, słysząc jej głos za plecami.
- Tak, chciałbym. Chciałbym też znać twoje imię- powiedział.
- Moje imię... zdradzę ci je, kiedy w pełni ci zaufam.
Na jego twarzy pojawił się nikły uśmiech.
Ale... smutny
- Nigdy nie zaufasz mi tak, jakbym tego chciał- powiedział.
I w tej chwili stało się coś, czego w najśmielszych snach się nie spodziewał.
Zahrah spuściła głowę, zatrzymując swoje spojrzenie na swoich drobnych dłoniach.
Otworzył lekko usta.
Nie rób tego...
Nawet nie wiedział, kiedy uniósł jej podbródek.
Chciał, by patrzyła mu w oczy.
Dlaczego, Zahrah?
- Powiedz mi...- zaczęła- kim jestem dla ciebie?
Pomyślał przez chwilę.
Rozejrzał się wokół.
Wszędzie obok niego były kwiaty. Nad nim- gwiazdy diamentowe.
Wszystko tak piękne...
- Dla mnie... dla mnie jesteś Zahrah...
CZYTASZ
HIS LAW || Zayn Malik
FanfictionWiele było pięknych kobiet. Miał je wszystkie. Miał, władał, posiadał. Złoto, jedwab, diament, stal. Śpiew słowika. Wiele oczu go widziało. Wszystkie należały do niego. Patrzyły z uwielbieniem. Tak jak im kazano. Patrzyły, z głową pochyloną. Któż...